Kitabı oku: «Litwa za Witolda», sayfa 17
VI. „Też przerzeczeni panowie i ślachta, majętności swe ojczyste jednakimże prawem, niech dzierżą i darowania nasze, na które listy mają, mocno utwierdzone, wieczną mocą także niech dzierżą; i będą mieć moc one przedać, zamienić, oddalić, darować i ku swoim pożytkom obracać. Wszakże to ma być za osobnem dozwoleniem naszem, tak iż gdy je będą oddalać, frymarczyć, darować, to przed nami albo naszemi urzędniki, wedle zwyczaju Królestwa Polskiego będą czynić i je zdawać. Toż po śmierci rodziców, potomstwu nie mają być brane majętności dziedziczne, ale one mają dzierżeć, z potomki swemi, jako panowie i ślachta Królestwa Polskiego swoje dzierżą i ku używaniu wedle swego zdania obracają”.
W punkcie tym powtórzono to, co w przywileju 1387 r. nadanem już zostało. Osobne dozwolenie zawarowane tu, zdaje się nic innego nie oznaczać nad formalność sprzedaży, kupna itp., przed aktami miejscowemi. Z mowy o dobrach dziedzicznych wnosim, że były i dobra, które pozostały we władaniu posiadaczy tylko jako lenne.
VII. „Także też żonam ich oprawy na dobrach i wsiech, które mają po rodzicach swych, albo od nas pozwolone na wieki, będą mogli naznaczyć, jako w Królestwie Polskim bywają naznaczone. A córki i siostry i inne powinowate swe, przerzeczeni panowie i ślachta ziem litewskich, będą mogli w małżeństwo dawać mężom tylko powszechnej wiary, wedle upodobania swego i wedle zwyczaju Królestwa Polskiego, który jest z dawna chowan”.
Punkt ten jest tylko powtórzeniem nadania 1387 r. Wszakże o wdowach tu już nic nie ma, a wydawanie li tylko za katolików dozwolone.
VIII. „Wszakże te wolności temu szkodzić nie mają, aby ślachta nie miała być k'temu przyciśniona, aby budować zamków i wojny służyć i podatków dawać wedle starego zwyczaju nie była powinna”. Wszystko jak w przywileju wzmiankowanym z 1387 r.
IX. „To osobliwie wyrażając, iż wszyscy panowie i ślachla ziem litewskich wiarę i powinną wiary chrześcijańskiej stałość, to jest, nam Władysławowi Królowi Polskiemu i Aleksandrowi albo Witowtowi W. Księciu Lit. i potomkom naszym, będą powinni trzymać i chować, jako panowie i ślachta Królestwa Polskiego swym królom zwykli chować i trzymać. Na co panowie, przełożeni, bojarowie ziem litewskich przerzeczonych, przysięgę już nam uczynili, jako to jaśniej w liściech ich, które sobie we spisek z pany Królestwa Polskięgo zobopolnie dali, jest opisano”.
Swobody więc służyły tylko 1) katolikom i 2) wiernym Korony Polskiej, a W. Ks. Litewskiego poddanym; Ruś obrządku wschodniego widocznie wszędzie tu wyjęta.
X. „Tymże obyczajem pod przysięgą i pod straceniem dóbr swoich, żadnym książętom, panom i innym któregokolwiek stanu ludziom, którzy ziemiom Król. Polsk. zechcą się przeciwić, rady, łaski i podpomożenia żadnego nie będą dawać: ale one, jako nieprzyjaciele ziemie i państw litewskich, wszystką mocą będą niszczyć, nie mając na żadne baczenia, jedno na nas i na potomki nasze, jakoż to panowie i ślachta przerzedzeni za się i potomki swe przez przysięgę wiary swojej czynić się zobowiązali”.
W tym artykule, w którym nie ma najmniejszej o Witoldzie wzmianki, widać najwyraźniej, przeciw komu unia ta wymierzoną była. Jeśliby Witold chciał się od korony oderwać, ślachta i panowie nie byli mu winni posłuszeństwa i owszem pod utratą dóbr przeciwić mu się obowiązani zostali. Myśl ta jak najwyraźniej w sposobie wyrażenia aktu przegląda.
XI. „Także dostojeństwa i stolice i urzędy, jako w Królestwie Polskiem są postanowione, także postanowione i urządzone będą: to jest, w Wilnie wojewoda i kasztellan wileński, a potem w Trokach i w innych miejscach, jako nam najpożyteczniej będzie się zdało, wedle upodobania woli naszej, aby trwały na wieczne czasy. A na takowe dostojeństwa, niechaj nie będą wybierani, jedno którzy są powszechnej wiary i poddani świętemu rzymskiemu kościołowi. I też urzędy ziemne wieczne, jako są dostojeństwa, kasztellanie i inne jedno chrześcijańskiej wiary ludziom niech będą podawane i do rady naszej przypuszczani i przy tych niech będą, gdy o dobrym Rzeczypospolitej będziemy radzić. Abowiem częstokroć różność wiary przywodzi różność umysłów i rady bywają wydawane, które mają być tajemnie chowane”.
Ważnem tu jest: wyłączenie Rusi od urzędów i dostojeństw, postanowienie wojewodów i kasztelanów, i wywiedzenie arystokracji z łona ślachty, nareszcie przypuszczenie jej do rady, chociaż z głosem doradczym tylko. Wszystko to, ograniczając jeśli nie zaraz, to na przyszłość władzę namiestniczą w. ks. litewskich, ubezpieczało połączenie kraju tego z Polską; ślachtę bowiem całkiem polską uczynić starano się.
XII. „Toż wszyscy, którym takowe listy i przywileje bywają pozwalane, między nas Władysława Króla Polsk. i Aleksandra Witowta W. Ks. Litewsk. póki będziemy żywi i potomków naszych królów polskich i wielkich książąt litewskich, którzy od nas i potomków naszych będą stawieni, nie opuszczą ani od nich odstąpią, pod wiarą i czcią i pod obowiązkiem przysięgi: iż wiernie i mocnie przy nas i potomkach naszych będą stać swą przyjaźnią, radą i pomocą na wieczne czasy i wieki”.
Rozdzielenie X. od XII. artykułu dowodzi, iż X. wprost wymierzony był na obwarowanie się od zdrady, której by głową mógł być sam w. ks. litewski. Wierność w. księciu osobno tu się zastrzega; lecz podlega warunkowi wierności jego dla Królestwa.
XIII. punkt obwarowywa100, aby Polacy bez Litwy, Litwa bez Polski króla nie naznaczali: „Toteż k'temu przydajemy; iż przerzeczeni panowie i ślachta po śmierci Aleksandra, to jest, Witowta W. Ks. Litewskiego, żadnego nie mają mieć i obrać za Wielkie Książę; jedno którego król Polski i jego potomkowie za radą prełatów i panów polskich i ziem litewskich będą rozumieli obrać i postawić. I także prełaci, panowie i ślachta Królestwa Polskiego, gdyby król Polski przez potomstwa prawdziwego zszedł, króla i pana nie mają sobie obierać bez wiadomości i rady naszej: to jest, Aleksandra W. Księcia i panów ślachty ziem litewskich przerzeczonych, wedle sposobu i opisania przeszłych listów”.
Punkt ten tem uderza, że chociaż jednoczy dwa państwa, chociaż prawo obierania nadaje Litwie, którego nie miała, gdyż sam Władysław powyżej z prawa urodzenia uznaje się jej panem; ustanawia przecie osobnego w. księcia dla Litwy obieralnego przez Polaków i Litwę, nie mówiąc nic o połączeniu koron na jednej głowie. Wybór litewskiego księcia królowi polskiemu z radą panów Obojga Narodów zostania się; wybór króla księciu z radą. Wtrącone słowo o zejściu króla bezpotomnem, niejako dziedzictwo tronu wskazuje. Można by sadzić, że Witold sam dodał tu wyraz: potomstwo prawdziwe; świeżo bowiem rzucona potwarz na królowę, z wyrazem tym zdaje się mieć związek. Król pod ten czas jeszcze innego potomstwa nad Jadwigę nie miał; ale lękano się widać, by królowa mu go nie dała; zostawując środek do wykluczenia od tronu dziecka, jeśliby się urodziło.
W XIV. punkcie mowa jest wyraźniej, iż tylko ślachta, która ma herby nadane przywilejów ślachty polskiej może używać; wyjęcie Rusi tu wyraźne; być może, iż tam herby dawniej w użyciu były niż w Litwie. „Też przerzeczonych wolności i przywilejów i takowych łask, tylko oni panowie i ślachta ziemie litewskiej mają używać i z nich się weselić, którym są dane herby ślachty Królestwa Polskiego i którzy są chrześcijańskiej wiary i poddani rzymskiemu kościołowi, a nie odszczepieńcy albo niewierni”. – Staranie o połączenie Rusi, wszędzie jasno się tu okazuje; wyłączenie ślachty obrządku wschodniego dobitne.
XV. „Też wszystkie listy, któreśmy kolwiek królestwu polskiemu i ziemiom litewskim przed ośmią albo siedmią lat (mowa tu zapewne o akcie zjazdu wileńskiego d. 12 stycznia 1401 roku, a więc nie przed ośmią, ale przed dwunastą laty), albo potem przy koronacji naszej (?) dali i pozwolili, przez niniejszy list potwierdzamy, mocne czyniemy, pochwalamy i moc wiecznej mocy układamy, mając je za wpisane i włożone w ten przywilej”.
XVI. Zjazdy ślachty (parlamenta) postanowione w Lublinie lub Parczowie, bez oznaczenia terminu, w jakim by się odbywać miały; zwołanie ich zostawione było panującemu. „Toteż dokładamy osobliwie i mianowicie, iż przerzeczeni panowie i ślachta królestwa polskiego i ziem litewskich, sejmy (conventiones) i stanowienia rzeczy (parlamenta), kiedy tego będzie potrzeba, w Lublinie albo w Parcowie, albo w innych miejscach k'temu sposobnych, za dozwoleniem i wolą naszą mają odprawiać dla pożytku i potrzeby królestwa polskiego i dla lepszego ziem litewskich przerzeczonych”.
Następują wybrani przez Witolda ślachta i przypuszczeni do herbów polskich „ku braterstwu i spowinowaceniu”. Dawniej bowiem ludzie jednego herbu, istotnie jako członkowie jednej rodziny uważali się; przyjęcie do znaku ślacheckiego, było włączeniem do familii. W liczbie czterdziestu siedmiu rodzin litewskich, którym z potomstwem herby nadano, znajdujemy: Moniwidów, Ostyków, Jawnów, Minigajłów, Sunigajłów (Sągajłów?), Niemierów, Butrymów, Goligundów, Wyssegerdów, Montygerdów, Tawtygerdów, Gastoldów itd. W końcu dodane: itd. każe się domyślać, że więcej rodzin podobno przypuszczonych zostało do tego zaszczytu.
Akt ten ze wszech miar ważny, nową epokę w dziejach Litwy i usiłowaniu zjednoczenia jej z Polską stanowi. Myśl ta pobratania i podniesienia do przywilejów była wielką i płodną; a że wyłączenia znajdujem, że się dorozumiewać musimy odrzucenia Rusi, nie dziwi nas w tamtych wiekach; dotąd bowiem wszelkie państwo stara się o jedność wiary, zarówno z prawem i językiem, a głębiej od obojga, łączącej wszystkich członków społeczeństwa w żywą całość. Wiek ów, głęboką wiarą własną upoważniał niejako co dla wszczepienia jej w drugich czynił; tolerancja wydaje się potrzebą i słusznością ludom z wiary ogołoconym, którym każda zdaje się równie dobrą. Gdzie nie ma żadnej wiary, tam wszystkie równą opiekę mieć muszą; silne uczucie zmusza nawracać i wskazuje obowiązek w nagleniu zbłąkanych na drogę prawdy. Nietolerancja, tylko przy niewiarze, gdy religia jest polityki samej narzędziem, gdy ci co ją szczepią, nie wierzą w to, co rozszerzają; – jest ohydną i zbrodniczą.
W akcie przez panów litewskich podpisanym zobowiązywali się oni do wierności królestwu i królowi i w. księciu; przyrzekali nie obierać sobie udzielnego w. książęcia po śmierci Witolda itp. Tu powiedziano o herbach wyraźniej jeszcze: „Iż, acz za najjaśniejszych książąt, pana Władysława Króla Polskiego i Aleksandra Witowda W. Ks. Lit. panów naszych najłaskawszych zezwoleniem herby, których używać nie była nam rzecz zwykła za przeciwnym zwyczajem, który był u nas, dla oznaczenia imienia tytułu i ślachectwa naszego, itd. (Arma quibus uti iusolitum fuit nobis contraria consuetudine obsistentes – ad insigniendam nominis nobilitatis nostrae titulum, etc.)
Widać więc, że nie tylko herbów w Litwie przedtem nie używano, ale przeciwił im się zwyczaj, i na nich wcale nie polegało ślachectwo. Trudno przecinko tak niezłomnemu świadectwu chcieć stawać; sama przeszłość bezpośrednio o sobie świadczy.
W akcie trzecim przez panów polskich sporządzonym, zawiera się zgodzenie na udział herbów litewskiej ślachcie: „tak aby od dziś na przyszłe wieczne czasy, herbów i klejnotów godeł (proclamacionibus) naszych, któreśmy od rodziców swych i poprzedników wzięli, na znak prawdziwej miłości i braterskiego zjednoczenia używali, weselili się, i one posiadali”. – Niech miłość połączy, (słowa są aktu) i porówna tych, których wiary cześć, praw i swobód nadania zjednoczyły. Obiecujemy w dobrej wierze, słowem naszem stałem i wiernem pod czcią i wagą przysięgi złożonej, nigdy ich we wszystkich przeciwnościach i potrzebach nie opuszczać, lecz zawsze przeciw wszystkim nieprzyjaciół ich zasadzkom, radą naszą, posiłkami i pomocą wspomagać, itd. W akcie polskim także czterdzieści siedem rodzin się znajduje, ale bez itd., w liczbie ściśle oznaczonej. Zarodkiem więc zjednoczenia było mniej niż 50 familij zespolonych nadaniem herbów.
Spełniając warunki traktatu toruńskiego i chcąc odjąć Krzyżakom powód do wiecznych skarg na pogan, do wypraw na niewiernych i wołania przed Europą chrześcijańską na wiązanie się Jagiełły i Witolda z bałwochwalcami; – król i w. książę przedsięwzięli uroczysty chrzest Żmudzi.
Dotąd posiadanie jej przez Zakon nie zostawiło tu najmniejszych śladów chrześcijaństwa: stały wzniesione warowne grody, ale nie było kościołów; wybierano podatki, narzucano ciężkie roboty ludowi, ale go nie katechizowano.
Nadeszła wreszcie chwila wywrócenia bałwanów i zniszczenia dotąd stojących tu wiecznych ogni, które cześć boską odbierały; odebrania władzy Krewie i kapłanom ukrywającym się w puszczach, a ustanowienia duchowieństwa. Wstręt Żmudzi ku wierze chrześcijańskiej tłumaczy się łatwo przywiązaniem do narodowej, obrzydzeniem wszystkiego, co od nieprzyjaciół Niemców pochodziło. Władanie krzyżackie, mogło tylko natchnąć obawą ku wierze, w której imię spełniało się tyle okrucieństw, niesprawiedliwości i gwałtów.
Zaraz z Horodła król Jagiełło z Witoldem i królową Anną, i córką Jadwigą, pojechał do Litwy, wybierając się na ochrzczenie Żmudzi; przysposobieni ku temu duchowni, poczynione przygotowania stosowne. Z Wilna udali się do Kowna, gdzie zostawiwszy kobiety, sami na czele duchowieństwa spełniać poszli dzieło apostolskie nawrócenia.
Palił się jeszcze nad Dubissą Znicz, ogień wieczny, który naprzód zagasić chciano. Król Niemnem płynął do Dubissy, a rzeką tą na Żmudź się dostał. Tu lud zwołano i nauczać zaczęto, wywracając stare świątynie, wycinając gaje, niszcząc bałwany, zalewając ognie, rozpędzając kapłanów. Żołnierze przybyli z Jagiełłą rąbali w pień lasy święte, w których znajdowano liczne mogilniki podzielone na rodziny. Każda rodzina osobny grób miała, przy którym w obrzędach wspomnień stawiono napoje i jadła dla umarłych.
Że przy królu nie było nikogo, co by potrafił żmudzkim językiem wiarę nową im tłumaczyć, bo dotąd trwał niedostatek właściwie litewskiego duchowieństwa; – sam Jagiełło i Witold ludowi tłumaczyli główne prawidła nauki, uczyli modlitwy pańskiej (wedle podania sam Jagiełło ją tłumaczył), wykładając z pomocą kapłanów przed chrztem Wierzę w Boga.
Gdy się to dopełniało, któryś starzec z tłumu rzekł królowi:
– Ponieważ królu nasz, bogowie nasi są słabsi i dali się Bogu polskiemu pokonać i zniszczyć, będziemy mu odtąd jako mocniejszemu i potężniejszemu służyć.
Znaczniejszych bajorasów i możnych osobno nauczano i chrzest dawano pojedynczo; ludowi zaś tłumami idącemu to chrztu król dla zachęcenia rozdawał konie, suknie i pieniądze nawet.
Żmudź jednak opierała się w początku i na zalanie ognia, pisze Stryjkowski: „z wielkiem narzekaniem frasowali, przeklinając Polaków i Litwę chrześcianów, a dziwując się, iż się nad niemi oni ich bogowie krzywdy swojej nie mścili. Ale król z Witoldem częścią darami, częścią grozą i karami, przyganiali ich do uznania prawego Boga”.
Ostatni Krewe imieniem Gintowd, odejść musiał precz od głównej świątyni u Niewiaży na górze dotąd jeszcze się utrzymującej [Narbutt].
Opowiada za Długoszem Stryjkowski, iż gdy po chrzcie mistrz Mikołaj Wężyk, zakonu kaznodziejskiego mnich, kaznodzieja króla, przez tłumacza opowiadał tłumowi słowo Boże i upadek Adamowy mu tłumaczył, to słysząc Żmudzin jeden stary, rzekł do Jagiełły:
– „Welna ażyn tassai Kunigs meluy, Milastiwas Karalan” itd., to jest: „bredzi ten ksiądz, miłościwy królu, który powiada o stworzeniu świata, będąc sam niedawnego wieku; bowiem między nami jest dosyć starszych ludzi, którzy i sto lat wieku przeszli, a żadnego stworzenia świata nie baczą, tylko, iż słońce i miesiąc, także gwiazdy według biegów swoich nam świecą, powiadają”. Na to mu król odpowiedział, iż on nie twierdzi tego, aby był świat za niego stworzony, ale przedtem, z dawna itd.
Król Władysław nie bardzo jeszcze dowierzał nawróceniu Żmudzi, której wytrwałość w dawnej wierze znał dobrze; widział nadzwyczajny żal po bogach starych, których ochrzczeni ciężko opłakiwali, a podsłuchawszy ich, iż się naradzali, żeby ogień nad Dubissą na nowo zapalić (bo był jeszcze nieco ciepłe zostawił po sobie miejsce), jeśliby się dał rozniecić, uważać to mając za znak, iż bogi dawne były lepsze i niezwyciężone, kazał żołnierzom przez dni kilka wodę z rzeki nosić i ognisko stare zalewać obficie, a miejsce samo nawet zatopić.
Długosz powiada o Żmudzi, iż się naówczas dzieliła na powiaty: ejragolski, rosieński, miednicki, krożski, widukleński, wieloński, koltyniański, czetrański. Lud w nich żył dziki a odważny, na małem przestający, jadło proste i napój skromny lubiący. Tenże pisze, iż dotąd wielożeństwo i połączenia między bliskiemi dozwolone były; kraj pokryty chatami i szałasami niskiemi, wydętemi o jednem oknie w górze, z drzewa i gliny lepionemi. Oknem tem wychodził dym, a chata była schronieniem ludzi i zwierząt domowych. Ani ich dzikości, ani przesądów krótkie panowanie krzyżackie nie zmieniło bynajmniej. Wszakże i chrzest Jagiełły a Witolda całkiem też pogaństwa, wedle Stryjkowskiego, nie wytępił; pozostało w wielu jeszcze miejscach na długo.
Założone zostały kościoły i biskupia stolica. Na biskupstwo żmudzkie w Miednikach (Worniach) przełożony Maciej rodem z Wilna, umiejący język ludu tego, którego miał być pasterzem. W Miednikach kościół katedralny pod nazwaniem św.św. Piotra i Pawła wzniesiony, innych dziewięć parafialnych w głównych miejscach: Ejragole, Krożach, Miednikach, Rosieniach, Widuklach, Wielonie, Kołtynianach, Czetrze, Łuknikach…
Namiestnikiem Żmudzi (starostą) z ramienia Witoldowego naznaczony Kieżgajł, człowiek pobożny i dobry katolik.
Po spełnieniu tego nowego kroku, do zjednoczenia Żmudzi z Litwą i Polską uczynionego, król wyjechał stąd na św. Elżbietę (5 listopada) do Trok, skąd ze dworem na Boże Narodzenie do Wilna przybył dla świąt, nie mogąc z powodu morowego powietrza powrócić do Polski.
Do złożenia z urzędu w. mistrza Henryka von Plauen wiele się przyłożyć musiały jego wojenne zapały i porywanie się orężne przeciwko Polsce. Zakon, będąc już raz winien ocalenie swe raczej nieumiejętności korzystania ze zwycięstw w Polakach niżeli samemu sobie, obawiał się drugi raz ściągnąć na się Polskę i Litwę. Zaraz po złożeniu w. mistrza, rada Zakonu znać o tem dała królowi, odzywając się z chęcią zgody i pokoju. Jagiełło zawsze wezwanie takie chętnie przyjmując, rozkazał spokój na granicach zachować. Wysłani w poselstwie do króla komandorowie Ragnety i Balgi, zawarli rozejm do przyszłej Wielkiejnocy.
1414
Król nie tylko na wezwanie o pokój odpowiedział rozkazem czuwania u granic, aby Krzyżaków nie napadano, ale usłuchawszy Witolda, przyrzekł komandorom stawić się na zjazd z w. mistrzem nowym umówionym po Wielkiejnocy, dla uprzątnienia osobistem widzeniem się sporów i trudności zachodzących między Zakonom a Polską. Pomimo to wszystko, Zakon wcale nie wierzył w przyszłą zgodę, starając się wszelkiemi sposoby u króla rzymskiego o posiłek i opiekę, jeśliby z Polską zerwał [List Z. W. M. do króla rzymsk. am T. Elisabeth. 1413]; obawiano się rozpoczęcia kroków wojennych zaraz po W. Nocy, gdyż szpiegi uwiadamiali o jakichś przygotowaniach ku temu.
Pierwszych dni 1414 roku wybrany został w. mistrzem Zakonu jednomyślnie dawny marszałek, Michał Küchmeister von Sternberg. Sternberg był wprzód rządcą Rastemburga, vice-komandorem Rhejnu, powtórnie do pierwszego wrócił stanowiska, z niego przeszedł na kompana komandora Balgi, wreszcie został wójtem Żmudzi, gdzie aż do jej odpadnienia przebywał lat cztery. Miejsce to, które zajmował, dając mu poznać język, obyczaje, lud litewski, czyniło go teraz niebezpiecznym sąsiadem.
Sternberg oznajmił o swoim wyborze królowi polskiemu, pozornie zgody tylko żądając, odzywając się w pierwszym swym liście z pokojem. Lecz grzeczności te prędko zmieniły się w pragnienie zemsty i wojny, gdy się dowiedział o zaskarżeniu, jakie król z Witoldem podali na Zakon do papieża i króla rzymskiego. Była to tylko odpowiedź na podobne, nieustannie przed dworami Polsce i Litwie czynione zarzuty.
Czytamy w tej żałobie Polski: że Zakon kupców polskich połapał w czasie pokoju, złupił, niewiasty nawet napadać, odzierać i zabijać kazał; dzieci u macierzyńskich piersi duszono, zabitym odmawiano grobu, trupy ich psom i ptastwu dając na pożarcie; kobiety w Polsce chwytano, po zamkach krzyżackich sromocono, majętności kościołów kujawskiego i gnieźnieńskiego porabowano i pozabierano, a czasu pokoju ciągłemi cząstkowemi najazdy trapiono Polskę, szczególniej zaś Mazowsze.
Jakkolwiek skargi te mogły być przesadzone, szczególniej, że wypadki wyjątkowe podnosiły do znaczenia faktów częstych i zwyczajnych; przecież cząstka znajdującej się w nich prawdy przeraża i postępowanie Polski dostatecznie usprawiedliwia.
Skutkiem tej skargi było zapozwanie na dzień 10 kwietnia 1414 r. do Budy przez króla rzymskiego, posłane królowi polskiemu, w. ks. litewskiemu, w. mistrzowi, ks.ks. stołpeńskiemu i mazowieckiemu.
Tam król Rzymski miał postanowić sędziów (jednym z nich był Benedykt Macra) dla rozstrzygnienia i dawnych, i nowo wynikłych sporów.
Ale w. mistrz pod pozorem, że wezwanie na zjazd późno nadeszło, odmówił sławienia się w Budzie i zesłania tam kogo od siebie, nie spodziewając się nic dobrego po sądzie, który na wezwanie Jagiełły miał zasiadać.
Zjazd więc w Budzie nie doszedł [do skutku]. Tymczasem w. mistrz obrócił się z użaleniem na Polskę do Jana XXIII, papieża, prosząc opieki jego i obrony. Lecz i stąd nie otrzymał odpowiedzi, jakiej wyglądał. Krzyżacy nadto już byli znani światu z chciwości, z kłamstw potwarczych, które tworzyć i roznosić pierwsi nauczyli, za narzędzia czynności swych używając szpiegowskich doniesień lub całkiem zmyślonych faktów. Papież Jan odpowiedział w. mistrzowi zimno i nieżyczliwie.
Zbliżał się czas wyjścia rozejmu i oznaczony zjazd w Kownie; Zakon ciągle rozpoczęcia kroków nieprzyjacielskich się obawiał. Dowiadywano się i dowiedziano, że Witold zniósłszy się z królem, zbiera wojsko po Litwie i Rusi, i sposobi się stanąć zbrojnie nad Karwią, w razie, gdyby nie doszły rokowania, natychmiast mając uderzyć na Prusy.
To przyśpieszyło może wyjazd pełnomocników w. mistrza, (między niemi był arcybiskup Ryski), do Grabowa pod Kaliszem dla umów. Król bawił w Brześciu kujawskim; mistrz w piśmie swem do niego wyrażał, że cokolwiek postanowią posłowie, uznaje dobrem, a dla utrzymania pokoju uczyni, co tylko godziwem będzie i możnem. Przyszło do rokowań w Grabowie. Tu naprzód żądał Władysław wynagrodzenia kosztów wojennych, zaciągów itp.; oddania Pomorza, ziemi chełmińskiej, włości nieszawskich po Koddawę rzekę do granicy Świecia; starych granic dla ks. stołpeńskiego, wynagrodzenia biskupom kujawskiemu i płockiemu, ks.ks. mazowieckim itd. Krzyżacy zgodzić się na to i ustąpić nic nie chcieli. Umówiono się zdać na sąd Zygmunta w rzeczy Pomeranii i ziemi chełmińskiej; żądając zapewnienia całości Litwy dziedzicznej dla Jagiełły i Witolda, oddania Żmudzi i Sudawii nadanej, nie wiedzieć jakiem prawem, przez króla czeskiego, całości granic Mazowsza itd. Dla Polski wymagano wrócenia kraju od Wisły do Drwęcy, Drezdenka i Zantoka, odbudowania Złotoryi. Zakon stał upornie, w większych rzeczach nic nie chcąc ustąpić.
Na zjeździe króla z w. mistrzem, w okolicach Raciąża nic też nie uczyniono; król chciał być sądzonym przez Zygmunta, Krzyżacy mu nie ufali i rozejm tylko do św. Jana przedłużony.
Widać, że Zakon koniecznie chciał przegranej swej powetować; zaraz bowiem potem z powodu zaszłych sporów w Brodnicy między ludźmi w. mistrza, kupcami i zakonnikami, najsroższy list napisał, ledwie nie wojną zagrażający. Na przemiany, to lękając się boju, to pragnąc go, aby się w nim podnieść z upadku, zarzucali królowi, że on pragnie wojny, że się do niej sposobi, że całą siłą ma napaść na Zakon i zniszczyć do reszty, by się więcej nie dźwignął.
Poczęły się wzywania i zaciągi żołnierza w Holandii, w Austrii, po Niemczech, przygotowania do wojny żywe i spieszne. Wydano rozkazy komandorom i rządcom okolic Rheinu, Ragnedy, Memla, aby osadzali ludem gaje, lasy i linie pograniczne, zasposabiali w żywność zamki obficie i gotowali wojenny rynsztunek. Pocieszyła Zakon wiadomość z Budy otrzymana przez gońca, iż żądania króla polskiego żadnej tu wagi mieć nie będą, gdyż ich za słuszne nie uważają.
Wobec przygotowań Zakonu, Witold nie mógł pozostać bezczynnym; król i w. książę sposobili się też do wojny. W. książę całe swe siły już był ściągnął, czekając tylko rozkazów Jagiełły. Zawarty z Nowogrodem W. traktat przez Jurję Niceforowicza, wprost zerwania stosunków z Zakonem wymagał. W Polsce niemniej się też przysposabiano na wypadek wojny; zaciągi płatnego żołnierza z Czech, Morawii, Miśni, Szlązka i Marchii sprowadzając. Zdawało się, że ostatnia dla Zakonu godzina wybić miała, a w. mistrz przerażony tą wojną, którą sam wywoływał, udał się do króla Zygmunta, prosząc go o pośrednictwo, o pomoc i opiekę.
Pogarszały położenie Zakonu związki króla polskiego, ze złożonym mistrzem Henrykiem von Plauen, który z pomocą Polski i stronników swoich, groził nowemu naczelnikowi strąceniem go, a o tem, co działo się w Prusiech, uwiadamiał Polaków.
W takich okolicznościach nie można było wojny rozpocząć nawet; uwięziono więc naprzód biednego Plauena dla zastraszenia spiskowych, pod pozorem, że chciał opanować Nieszawę; brat jego uciekł do Polski przez Mazowsze. Ważny to był sprzymierzeniec dla Jagiełły, a przyjęcie jego płaciło za tylekroć przechowywanych u Zakonu buntowników i zdrajców litewskich. Na żądanie o wydanie Plauena, król nawet nie odpowiedział.
Złożenie w. mistrza Henryka, później uwięzienie jego i zatargi wewnętrzne, nową plamę rzuciły na Zakon w oczach Zachodu; zaległy a niewypłacony żołd książętom najemnym, odezwy Jagiełły niemało się przyczyniły do podniesienia nań nieprzyjaznych głosów. Nareszcie bulla papieska w Konstancji wydana przeciwko Zakonowi, wszystkie dawne darowizny ziem pogańskich litewskich i ruskich, przez papieżów i cesarzów uczynione, skasowała. [Joannes Papa XXIII. abrogat literas et privilegia Cruciferorum contra Lithvanos et Russos a pontificibus Imperatoribus et Regibus Romanorum concessa. Datum Constantiae. Index Cromeri. N. 523].
Zakonowi pozostawała jedyną ucieczką wojna i odwołanie się do siły; nagle więc kazał spytać króla, co wybiera: pokój czy wojnę?
Odpowiedzią było niezwłoczne najście na czele silnego wojska. Królewskie ufce zebrały się w Wolborzu, gdzie i Witoldowi polecono się stawić. Przy królu stali, posiłkujący go: ks.ks. Bernard opolski, Jan raciborski, Bolesław cieszyński, Konrad oleśnicki, Wacław żegański, Jan łubieński, Konrad Białym zwany kozleński i Wacław opawski; chorągwie Morawców i Czechów. Siły zebrały się dosyć znaczne. Ruszono z Wolborza, a dnia 17 lipca, Witold z Rusią, Tatarami i Litwą spotkał króla w Zakroczymiu. Tu chociaż most do przejścia Wisły był przygotowany, z powodu ciągłych deszczów i wezbrania wód, nie można było przejść rzeki aż po dniach ośmiu, gdy wody nieco opadły.
Wisłę przeszedłszy, wojsko całe w kraj nieprzyjacielski wtargnęło; zaczęto je rozporządzać i rozdzielać, było bowiem tak liczne, że się w żadnej dolinie jednym obozem pomieścić nie mogło. Oprócz zebranego z Polski żołnierza, Witoldowego ludu, zaciężnych Czechów, książęta posiłkujący znacznie je pomnażali.
D. 18 lipca wypowiedzenie wojny wysłane zostało od króla i książąt sprzymierzonych. Mistrz stał u Drwęcy i wysłał komandora toruńskiego z poleceniem napadnienia na ziemię dobrzyńską, dla odwrócenia części sił ku jej obronie. Król zdawał się kierować także na Drwęcę, potem poszedł pod Nidborz (Neudburg), obiegł go i wziął dnia ósmego. Część osady uciekła do Soldawy, a gród spalono.
Na grunwaldzkiem pobojowisku Tatarzy spalili przechodząc grobową kapliczkę. Wojsko posuwało się dalej pod Hohenstein, który z miastem wzięto i spalono, gdyż prawie się nawet nie broniło. Król szedł niepohamowany; a dumą krzyżacka przywiedziony do ostatka, niszczył nie oszczędzając kraju, nie chcąc już teraz miarkować i wstrzymywać żołnierza. Pod Nidborzem wysłani komandorowie i posły margrabi Miśni ofiarowali oddanie ziemi michałowskiej, Nieszawy i Murzyna, z warunkiem tylko, aby Nieszawa zniesioną została; ale Jagiełło nie przyjął tego. Zwrócił się Zakon do książąt szląskich, rachując na ich pośrednictwo, ale na to odpowiedziano tylko: wiemy, że Zakon pokoju nie żąda.
Gdy w. mistrz błaga o pomoc, o wstawienie się papieża, cesarza, książąt niemieckich, król tymczasem posuwa się bez przeszkody i bierze Altenstein. Tu zasposabiano się w mąkę przez dni pięć, gdyż Krzyżacy dla ogłodzenia wojsk dokoła byli popalili młyny. W Guttstadt opuszczonem i spalonem przez mieszkańców kościół tylko jeden i dom kanoniczy pozostał od ognia całym. W Heilsbergu silnie osadzonym, nie tak łatwo poszło oblężenie. Zaraz d. 15 sierpnia na wstępie, gdy wojska przybyły, wycieczka zamkowa pobiła zapędzonych za łupem w dzień świąteczny Polaków i trupy ich ohydnie pokaleczone zrzuciła z murów. Rozpoczęte oblężenie na prośby biskupa warmińskiego rzucono, idąc dalej pod Kruczborg.
Zniszczenie kraju przez Tatar101 było straszliwe; wsie, osady, miasta, grody leżały w gruzach i popiołach, trupy zawalały drogi; dziki lud posiłkowy nie szczędził ani kościołów, ani księży, ani starości, ani niemowlęctwa. W kilka tygodni trzydzieści domów Bożych poszły z ogniem, tysiąc górą ludzi wybito, a kraj, przez który przeszli, stał pustką ogromną. Ks.Ks. Szląscy kobiety i dziewczęta pobrane w zamian za polskich jeńców odebrać postarali się. W. mistrz coraz bardziej zniszczeniem Warmii przerażony, przysłał posłów, biskupów, prałatów i starszyznę do króla i książąt, prosząc o wstrzymanie okropnego spustoszenia i ofiarując przyjąć warunki, jakie mu wedle Boga i sprawiedliwości podadzą. Na próżno jednak; król zażądał Człuchowa, Konicy, Tucholi, Drezdeńka i Zantoka z powiatami: Żmudzi, zamku Memla, całego okręgu Osterodemskiego od Drwęcy do Wisły, Nieszawy, Murzyna i kraju od Wisły po morze; do tego 60 000 kop groszy dla żołdaków, wrócenia kosztów wojny dla książąt posiłkujących itd. W. mistrz, spodziewając się pokonać Polaków niedostatkiem żywności i ogłodzić ich, odrzucił podawane warunki.
Witold zapewne wskutek zajść z panami polskiemi, czy może dla spraw litewskich, począł się znowu domagać pozwolenia powrotu do kraju; lecz wszyscy panowie polscy, a mianowicie Sędziwój Ostroróg wojewoda poznański i starosta wielkopolski, sprzeciwili się temu mocno i stale, mówiąc, że gdyby im konie odjęto, pieszo idąc, króla by swego nie opuścili. Witold rad nierad pozostać musiał jeszcze czas jakiś i ciągnął razem pod Kruczborg (Kreuzberg).