Kitabı oku: «Rzecz wyobraźni», sayfa 43

Yazı tipi:

II

Aleksander Świętochowski1074 określił był kiedyś każdego bez wyjątku poetę jako człowieka pierwotnego, to mając na myśli, że jakże często u podłoża obrazu poetyckiego leży dobitne lub stłumione zbliżenie animizacyjne świata zewnętrznego z człowiekiem. Zbliżenie właściwe umysłowości, wierzeniom i wyobrażeniom ludów pierwotnych. W pierwszych swoich zbiorach Jerzy Harasymowicz od takiego zbliżenia animizacyjnego najchętniej rozpoczynał. Jego opis zimy brzmiał podówczas:

„Góry w niezrównanych iskrzących kołpakach odpływają prosto w rozwartą paszczę widnokręgu o kolosalnym błękitnym podniebieniu. Po nieistniejących drabinkach procesje siwych świerków idą pomalutku do nieba… Tuż pod ziemią wszystko jest już zapięte na ostatni guzik. Bataliony liliowych krokusów są już gotowe – do pierwszego desantu!” (Zima).

Góry zatem noszą kołpaki, widnokrąg ma podniebienie, równo sadzone świerki suną po drabinach, a chociaż w członie ostatnim opisu krokusy to ukryci pod śniegiem spadochroniarze – nie wyszliśmy poza krąg animizacji przyrody poprzez jej podobieństwa szczegółowe do ludzkich postępków i zachowań. Tak postępował przeszły Harasymowicz. Obecny – czyni to o wiele delikatniej, kiedy na przykład opisuje las:

 
Trujące grzyby
za wszelką cenę
chcą być zebrane
 
 
Zielona bylina
kraje ręce
jak brzytwa
 
 
Moczary starają się
sprzedać każdemu
swe dywany.
 
(Las)

Z takiego patrzenia na dotykalną rzeczywistość rodzi się baśń. Poezja Harasymowicza była i pozostaje poezją baśni jako sposobu poznania poetyckiego. Jak przy każdym nawrocie do prasposobu i prawzoru, rzecz główna w tym, co poeta z nimi uczynił. Baśń animistyczna i antropomorfizacyjna bywa zazwyczaj dokładna i statyczna. Harasymowicz postępuje inaczej. Widzenie najbardziej pierwotne łączy się u niego z widzeniem całkowicie nowoczesnym. Łączy się na szczeblu płynnym, gdzie kształt przechodzi w kształt jak obłok w obłok. Oto budzenie się w górach, zarówno tytuł wiersza, jak dosłowne budzenie się poety poprzez każdy napotkany kształt w przyrodzie.

 
Cieli się mgła
Odbieram od niej
Dzień
 
 
Przeciągam się
W barach gór
Wychodzę na polanę
Wita mnie ryś
Strzegący zabudowań mych
 
 
Łapię siwki brzóz
Chodzące za cukrem
 
 
I zaprzęgam je
I jadę w góry swe
Aby zawieźć
Te długie poematy
Leżące tam
Od kilku zim
 
(Budzenie się w górach)

Taki krajobraz antropomorfizacyjny został przez Harasymowicza swoiście dokwaterowany i zagęszczony. Jawią się w nim myszy, wiewiórki, kawki, dzięcioły, kruki, ślimaki, jelenie, odpowiadająca im flora podleśna i śródleśna. Ale jawiły się również krasnoludki, zezowate aniołki, diablątka, czarcie łapki. Jawiły się, ponieważ coraz ich mniej u obecnego Harasymowicza. Nie wiadomo zaiste, co w tym krajobrazie poetyckim jest rzeczywiste, ponieważ pochodzi z obserwacji, a co rzeczywiste tylko w sensie baśniowym. Nie wiadomo, kto lokator główny, a kto później zamieszkał. W tym przemieszaniu tkwi niesłabnący i daleki od wyczerpania pomysłów urok poezji Harasymowicza. Przeszły Harasymowicz z nadmierną nieraz rozrzutnością go dawkował. Obecny potrafi być oszczędny i tym celniejszy osiąga efekt poetycki. Oto jak niewielu kresek potrzebuje ten obecny, by zapisać noc marcową:

 
Wiatr chodzi po górach
jak niedźwiedź
łamie drzewa
 
 
Szczekają psy
 
 
Ucieka do Popradu
śnieg
jak biała wydra
 
 
Na stole
wezbrany kałamarz
 
(Noc marcowa)

III

Drugiemu ze swoich tomów nadając tytuł Powrót do kraju łagodności, wskazywał podówczas poeta i wskazuje wciąż, gdzie owa kraina się znajduje. Jest ona bowiem zarówno marzeniem i imperatywem jego obronnej wobec świata postawy, jak też krainą rzeczywistą i na mapie konkretnego polskiego powiatu, Nowy Sącz, dającą się wskazać. Dawny Harasymowicz swoje marzenie o kraju łagodności podawał w tonacji ciepłej i naiwnej. Obecny czyni to w sposób gorzki, ale o ileż bardziej przejmujący, kiedy nazwie samego siebie – niedźwiedziem, daremnie przez wiosnę obudzonym i wyciągniętym z legowiska:

 
Skazany na te góry
Z kilkoma purchawkami cerkwi
Z rezerwatem lip
Drzemię w ich zielonych lochach
Nie przyjmuję radości
 
 
Spod śniegu wychodzą łąki
Czarne od trucizny
Skazany na te góry
Idę ciężko jak niedźwiedź
Już dawno obudzony
Z wiary i nadziei.
 
(Niedźwiedź)

Dawniej, kiedy słowo wieszcz nie stało się jeszcze określeniem dotyczącym tylko Mickiewicza, Słowackiego, Krasińskiego, tych wybrańców poetyckiej wielkości, nie tylko oni, lecz mógł być nazwany wieszczem każdy poeta, jeżeli uporczywie i konsekwentnie trzymał się pewnego tematu, okolicy, jeżeli piórem ustawicznie do nich nawracał. Dawniej więc Harasymowicz zostałby nazwany – wieszczem Muszyny albo może: wieszczem Jaworzyny Krynickiej i Popradu. Jego tytuły sławy pozostałyby w obrębie pięknego i łagodnego, przychylnego sadom, ludziom i pogodom powiatu nowosądeckiego.

Do Muszyny nad Popradem (od północy chroni ją Jaworzyna Krynicka) prowadzą z Krakowa różne rzeczywiste drogi. Zanim za Starym Sączem, zanim gdzieś od Rytra, mijając pasieki, strome łąki i czuby leśne, nie przytulą się do siebie i nie ścisną we wstążkę trójdzielną i odtąd nierozłączną: Poprad, linia kolejowa i szosa. Z drugiej strony Tatr przybywający Poprad, rzeczny Janosik słowacki, łagodniejszy od swego harnasiowatego krewniaka Dunajca. Wraz z Kamienicą wspólnie zebrane opłyną od północy osiadły w ciepłej i rozległej kotlinie Nowy Sącz.

Można bardziej okrężnie – na Limanową czy też Tarnów i Zakliczyn. Wędrując przez Limanową mijamy rodzinne okolice Tytusa Czyżewskiego1075, twórcy Pastorałek, poety, od którego na mapie poezji niedaleko do Harasymowicza. Lecz najbliżej z Krakowa do Muszyny przez powiat brzeski, rozkołysany od zielonych, liściastych pagórków, z wprawionym w krajobraz jeziorem Czchowa i Rożnowa. Gdyby ściany tatrzańskie przysunąć im bliżej i trochę, dla klimatu, zmienić równoleżniki, byłyby to jeziora włoskie. W Czchowie, Nowym Sączu, Rytrze, Muszynie czuwają szczątki baszt i zamków, miniatura tych wspaniałych i szczęśliwie dochowanych po przeciwnej stronie gór, nad Wagiem i Orawą. Wszystko to piękne szlaki do krainy łagodności i sady tak zagęszczone, jak nigdzie w górskiej Polsce, na stokach południowych przyczepione, aż się proszą, by towarzyszyły im winnice. Wino tłoczone po węgierskiej stronie tymi drogami do Sarmatów wędrowało.

Obecny Harasymowicz nie tylko łagodność skupioną w ciepłym krajobrazie dostrzega na tych szlakach. Sama sielanka jest tutaj mylnym przewodnikiem. Te ziemie posiadały swoją piękną, jeszcze piastowską przeszłość, głównie widoczną dzisiaj w prowincjonalnych zabytkach. Na południowym, górskim krańcu owej krainy zetknął się żywioł polski z żywiołem ruskim, aż tutaj sięgał zachodni język Łemkowszczyzny. Dwie najbardziej wysunięte cerkwie greckokatolickie znajdowały się tuż za Szczawnicą w powiecie nowotarskim, Jaworki i Szlachtowa. Cóż za paradoks historyczny! Szlachta i magnateria polska przeprawiała się zdobycznie za Dniepr i Kijów, gdy pasterz i chłop rusiński w milczeniu podchodził górami na wysokość Krakowa.

W poezję obecnego Harasymowicza, niczym dwa koncentryczne i poszerzające jej zakres kręgi, wstąpiła historia i wstąpiło pogranicze dwu plemion słowiańskich. Po Łemkach1076 pozostało dzisiaj tylko wspomnienie, zapadające się w ziemię stare cmentarze, cerkwie i święci obecni w figurach i freskach. To pogranicze należało kiedyś wraz z miastami spiskimi do ogromnych dóbr krakowskiego biskupstwa, a ponieważ osiemnastowieczny biskup Adam Krasiński1077 był ministrem spraw zagranicznych konfederacji barskiej, na tamtej ziemi konfederaci barscy1078 wyjątkowo długo i uparcie się trzymali. Ślady Kazimierza Pułaskiego1079 wciąż są obecne. Szlak obozów, walk i mogił konfederackich aż po Tylicz sięga, poczynając od mogiły i krzyża sprzed kościoła Kapucynów w Krakowie. Czyżbym przepowiadał, że konfederaci barscy któregoś dnia wtargną w wezbrany kałamarz Harasymowicza? W poezji wszystko jest możliwe, zwłaszcza w poezji stylizatorskiej i czułej na uroki minionego bezpowrotnie.

IV

Wracajmy do Łemków. Późnobarokową katolicką farę w Muszynie z odległości niewielu kilometrów otaczają Złockie, Szczawnik, Powroźnik, stara Krynica. Baniaste kopułki i złamane krzyże doliną Kamienicy spływają w stronę Nowego Sącza. Podobne niekiedy do fantastycznych konstrukcji wieżowych w szopkach krakowskich, te kopułki coraz wysterczają spośród równo przyczesanych świerków u krajana naszego poety, u krynickiego Nikifora1080. Ten krąg koncentryczny wypełniony został całą grzędą dorodnych, melancholijnych, bez precedensu w poezji polskiej utworów Harasymowicza. Defilują w nich cerkiewne i bizantyjskie Dymitry, Harasymy, Terencjusze, Konstantyny, Teodozje, Sofronie, Ksenie. Zwracając się do Jerzego Lieberta1081, poety Huculszczyzny, powiada poeta Muszyny, że:

 
zostaną po nas
prorokach bosych
 
 
ścieżki wydeptane
w śniegu
 
 
nad Popradem
nad Prutem
 
(Do Jerzego Lieberta)

Nie myli się zapewne dzisiejszy Harasymowicz, przepowiadając, że ten jego ślad pozostanie. Jest on w jego poezji szczególnie ludzkim i bolesnym śladem. Wzajemna nienawiść dwu sąsiadujących plemion, przelana krew, puste i dzikie Bieszczady barwią ten ślad. Poeta z głębokim współczuciem po nim kroczy i kiedy to czyni, żadnej baśniowej ozdoby nie przydając swojemu zapisowi, powstają tytuły, które skłonny jestem zaliczyć do najcelniejszych w jego całym dorobku. Oto Na cmentarz łemkowski; kto w listopadzie, po dniu zadusznym, kiedy nikt się nie zjawił, by odwiedzić mogiłę przodków, oglądał takie cmentarze, niechaj swoją pamięcią pomoże temu zapisowi:

 
Oto cmentarz
zielem zarosły
Oto poręba
po krzyżach zwalonych
 
 
Wiatrołom
świętego drzewa.
 
 
Oto cmentarze Łemków
w Złockiem
w Szczawniku
w Leluchowie
 
 
Oto śpią na podłodze
Dawno już spróchniałej
Bez krzyża nad głową
 
 
Fiłypy
Nykyfory
Włodzimierze
 
 
Jesień im tylko
ostu zapala
świecę
 
 
Liści szumi
wieniec
 
 
Czort niepotrzebny
chyłkiem w zarośla
czmycha.
 

Drugi krąg koncentryczny i nałożony na onegdajszą krainę baśniowej łagodności jeszcze się nie zamknął całkowicie, dopiero się dopełnia u Harasymowicza jego poetyckim świadectwem. Przydrożne figury w ich rzeczywistym otoczeniu lub w muzealnej izolacji, polska i piastowska przeszłość. Dlatego zaledwie sygnalizuję obecność tego kręgu, z nadzieją, że dopełni się on nie gorzej aniżeli podzwonne Łemkom. Sygnalizuję słowami samego poety, kiedy przedstawiając dwu sąsiadów z Muszyny – figurę świętego Floriana i figurę świętego Jana Nepomucena – spoziera w przeszłość. Jan, o którym mowa, to oczywiście Jan Kochanowski1082:

 
Kazimierz Wielki
zakasawszy purpurowe rękawy
założył tu Muszynę
na surowym śniegu
 
 
Aha a potem
 
 
Potem Jan przyjechał
i napisał fraszkę
do starosty
na Muszynie
że się zna
na dobrym winie.
 
 
No a potem
 
 
Potem królowie znikli
i na trochę
Polska nawet
a fraszka została
I takie są
Muszyny dzieje.
 
(Florian z Muszyny)

V

Kraków. Była mowa o drogach, które z tego miasta prowadzą w stronę Beskidu Sądeckiego, w doliny Popradu i Kamienicy. Poezja Harasymowicza przebyła je za tym drogowskazem, z kolei poczęła przebywać w kierunku odwrotnym: na Kraków. Temat Kraków rozgościł się pod piórem poety, rozpoczynając od wielkiego poematu Kraków (w tomie Przejęcie kopii) i wygląda, że rozgościł się na stałe. Nie jest on bowiem wrogą konkurencją dla tamtego drogowskazu, lecz jego dopełnieniem po liniach wyznaczonych przez właściwą Harasymowiczowi umiejętność ewokacji środowisk i krajobrazów historycznych, bogatych w wieloznaczny i rozmaity miąższ wyobrażeń i aluzji. Kraków pozostał nadal wielką i puchnącą gąbką, z której owe wyobrażenia wyciskać się dają.

Czyni to Harasymowicz przede wszystkim w sposób wskazany przez cytowany co dopiero fragment o Muszynie, jako wspólnym dziele Kazimierza Wielkiego i Jana Kochanowskiego, co oznacza po prostu historię. Jego poetycka wizja Krakowa jest wizją o wielu pokładach czasowych i historycznych, z silnie i wciąż zaznaczanym pokładem aktualnym, współczesnym, anno 1968. Pisać tylko o tak zwanej świetnej przeszłości to znaczy konkurować z poematami opisowymi z początku dziewiętnastego stulecia, konkurencja, jakiej podejmować nie warto. Harasymowicz poszedł śladami Lajkonika w chmurach Czyżewskiego, Zaczarowanej dorożki Gałczyńskiego1083, co nie oznacza naśladownictwa, lecz to jedynie, iż na podobnie notowanej taśmie dokręcił on nowe sekwencje, nowe i tamtym poetom niedostępne serie migawek krakowskich. Dokręcił, a tym samym utrwalił dalszą informację o tym, co narasta, co przemienne w wielkim zespole przeszłości i aktualnego bytowania ludzkiego, jakim to zespołem jest każde wielkie miasto. Krytykom i recenzentom warszawskim zwracam pokorną uwagę, że podobnego poety dla słusznie przez nich kochanego miasta Warszawy nie posiadają oni dzisiaj, a także nie moją jest rzeczą domyślać się, dlaczego zamiast poetów wystarczą im niedzielni felietoniści.

Więc nie sięgajmy u Harasymowicza po miejsca uroczyste, specjalnie namaszczone historią – Wawel, Rynek, kościół Mariacki, ale po starty przez codzienne ludzkie użycie płat krakowskiej, gęstej gąbki. Fragment Kazimierza, do którego na miejsce ludności żydowskiej, w tę starą i opłakanie nędzną dzielnicę wtłoczona została ludność polska i takim go dzisiaj oglądamy:

 
na placu wolnica
ratusz
 
 
z okresu różowego
mauretańsko
dietlowskiego
 
 
w perspektywie
uliczka bożego ciała
z prostytutką
o brwiach
jak hurysa
 
 
co się zasłania
od ścieków psów
parzeń
 
 
kazimierz
skałeczna
do kościoła suną
 
 
czarne
namiociki rodzin
wózki.
 
(Kraków – poemat)

W obrębie tematu Kraków pozostaje Harasymowicz poetą przedmieścia i miejskiego folkloru. Wchodzi do jego poezji wraz ze swoją charakterystycznie przeciąganą gwarą ludek krakowski, latem wygrzewający się na błoniach, brzegach Rudawy i wiślanych wałach, wypełniający boiska piłkarskie, z widokiem na Wawel i Skałkę rżnący w karcięta i zapatrzony w rozgrywane tam turnieje szachowe pod gołym niebem. Ludek, jaki za cesarsko-królewskich czasów zarówno wypełniał widownię, jak scenę w wodewilach1084 Konstantego Krumłowskiego1085 czy Stefana Turskiego1086, które wznowione i przerobione nieustannym się u niego cieszą powodzeniem. Trzeba być bardzo rdzennym krakowianinem, by wiedzieć, co po krakowsku w tekstach znaczy miglanc, a co to są mlaskoty (muzykanci w orszaku poprzedzającym Lajkonika) i gdzie te mlaskoty mają ulicę własną o tej nazwie. Na Zwierzyńcu ją mają.

Wraz z owym ludkiem przedostał się do wierszy Harasymowicza rzadki w nich gość: humor. Zwykły i kpiarski humor, a także jeżeli nie całkiem czarny, to czarniawy. Ten humor niesie ze sobą akcenty kpiny z tak zwanej małej stabilizacji i jej rekreacyjnych ideałów. W dobie stabilizowanej nudy, podlewanej obficie czystą ojczystą i bezbłędnie się pnącej po szczeblach dozwolonego przez ustrój względnego dobrobytu, potrafią się pojawić ohydne marzenia: „A ja wam powiem za Franka nie było źle szybci do czegoś dochodziło się”. To znów w ramach dozwolonego dobrobytu zakwita mętne ziele małej stabilizacji, a kto doniczki nim wypełnione trzyma w ręku – czytamy:

 
Mona Liza
jest Madonną naszą
jest Madonną Chuliganów
 
 
Zawsze za bufetem
jakby urodzona
na szynkarę
zawsze pliki forsy
piwo grzane
[…..]
Czasem
 
 
Mona Liza
wspomina niejakiego
Leonarda
 
 
Ten miał szusy
własną limuzyną
woził po mieście
swych kochanków
z żonami
 
 
Miał ich
jak kotów
 
 
Zamieszkali
w nowym budownictwie
zabudowa przestrzenna
palmy na korytarzach.
 
(Madonna chuliganów)

VI

Przeszły i obecny Jerzy Harasymowicz, miniona i dzisiejsza jego poezja, chociaż wiele prezentuje ona odmian i tematy w niej narastają organicznie jak drzewne słoje, posiada określony rdzeń, wokół którego się rozrasta. Dostrzegając rzeczywistość tylko wzdłuż szlaku Muszyna-Kraków, Kraków-Muszyna, z wszelkimi tej drogi rozgałęzieniami i przystankami, poeta wciąż dostrzega i kreuje samego siebie jako sprawcę baśni poetyckiej. Twórczość Harasymowicza to autokreacja mitu o samym sobie. Jest to mit o poecie obowiązanym do nieustannego przekazywania informacji o świecie jako wieści o samym sobie. Zarówno wieści zamierzonej, jak też mimowolnej – o własnej psychice, o jej kompleksach i tajonych pokładach.

Tego rodzaju postawa autokreacyjna w sposób oczywisty wiąże się z wyjściowym założeniem pisarstwa Harasymowicza, to znaczy z szukaniem krainy łagodności jako wyspy odciętej od świata i jego złych mocy. Wyspa szczęśliwa. Harasymowicz to jeden więcej z listy uciekinierów na tę wymarzoną wyspę. Taka ucieczka zawsze była i jest ucieczką obronną, w przypadku dojrzałego i dzisiejszego Harasymowicza coraz częściej staje się ucieczką tylko pozornie skuteczną. Albowiem bytność na tej wyspie nie chroni przed samym sobą, przed lękami i wcieleniami w postacie i urojenia dalekie od sielanki. Mit o świętym Jerzym jako mit o samym sobie i pogromcy smoka ukazuje, że smok wcale nie zginął pod ciosami świętego i kopytami jego wspaniałego rumaka. Nie zginął ów smok, lecz przemienił się – w lisa. Lis to tytuł wiersza bodaj najbardziej charakterystycznego dla wskazywanej obecnie daremnej ucieczki w łagodną samotność:

 
Jestem lisem
rudym płomieniem
błądzącym
po życia peryferiach
[………..]
Nie mówcie
 
 
Młody poeta
Jerzy Harasymowicz
 
 
Mówcie
młody lis
biegnący w noc
rudą
[……….]
Jarzą się
w duszy mojej
fałszu
rude pokłady
 
 
Jestem sobie w czerwonej czapeczce
głupkiem chytrym
co sprzedaje
słowa farbowane
 
 
Daleki jest mi
przyjaciół
zeszłoroczny śnieg
 
 
Jestem lisem
diabłem rudym
zapiekłym aż do czerwieni
w nienawiści do ludzi
 
 
Wreszcie wiadomo
że jestem dla was
zwierzęciem dzikim
 
 
A wy
dla mnie
psów stadem
[………]
Kocham ludzki
kurnik uśpiony
 
 
Biorę go
nocą
pod opiekę
czułą
mego czerwonego
uśmieszku.
 

Czy mamy dosłownie rozumieć i czytać charakterystykę podaną w tym autooskarżycielskim wyznaniu? Dzikie zwierzę, nienawiść do ludzi przez nich odwzajemniana, miłość – lecz jak lisa do kurnika: podkraść się i zadusić. Nawet z konieczną ostrożnością czytając to wyznanie, na pewno się nie pomylimy w opinii, że jest to wyznanie człowieka samotnego o napięciach istniejących pomiędzy nim a pozostałymi egzemplarzami przynależnymi do ludzkiego rodzaju. Mit o świętym Jerzym to zarazem opowieść o jednostce samotnej pośród ludzi, skłonnej obcować tylko z własnymi marzeniami, przyrodą i elementami kultury. Skłonnej zatem obcować tylko z takim kręgiem zjawisk, które nie wdzierają się w samotność i nie ranią. Dlatego rdzeń poezji Harasymowicza, który łączy jej wszystkie kręgi i słoje, wykonany został z ciemnego i tajemniczego drewna. Kora lśni blaskami, rdzeń od korzeni ciągnie samotnicze soki.

Ta samotna jednostka, centralna wiodąca postać w całym korowodzie wcieleń oraz wariacji znamiennych dla wyobraźni poetyckiej Harasymowicza, z rzeczywistością otaczającą zawarła jednak przymierze. W jednym ze swoich ostatnich utworów poeta temu przymierzu nadał znamienne hasło – dzieje. Dzieje to wyższy i ogólniejszy termin na oznaczenie historii. Jedyną historią, jedynymi dziejami dla Harasymowicza jest on sam i jego pióro służące światu, który uznaje on godnym poezji. W tej służbie nie pojawiają się u poety autooskarżenia samotnicze, lecz nieustanna gotowość:

 
W państwowym formularzu
Miałem napisać swoje dzieje
 
 
Wyjąłem wielką księgę
A wokół pierzyła się jesień
Płakały jastrzębie
 
 
Białą górską drogą
Szedł prorok głogu
 
 
Na górskiej stacyjce
Nawoływał wyprzęgnięty parowóz
 
 
Nie zastanawiając się wiele
Wziąłem to wszystko
Razem z liśćmi
 
 
Podpisałem
Posłałem.
 
(Dzieje)

Ten państwowy formularz to coś na podobieństwo ankiety personalnej, którą bywa, że o różnych porach i okresach życia wypełniamy. Kiedykolwiek do tej czynności sprawdzającej i sumującej zasiadamy, tylekroć zasadnicze dane życiorysu pozostają te same. Przybywa jedynie jego ciąg dalszy, a przyszłość – pozostaje otwarta. Przeszły Harasymowicz rozpoczął tę ankietę wypełniać duktem tylko częściowo podobnym do tego, którym swoje pióra prowadzi obecny Harasymowicz. Obydwaj pomnażają wspólny dorobek. Podpisałem, posłałem. Te dwa proste orzeczenia realizują się u rzetelnego poety w każdym jego nowym wierszu, a mieści się w tym również nieuchronne ryzyko narastającego dorobku.

1972

„Tren Fortynbrasa”

Stało się tak zapewne przez przypadek, a może na mocy wyższej koincydencji z gatunku tych, w których lubował się i sens im nadawał Cyprian Norwid1087. Szczególne miał on upodobanie do gry koincydencji gorzkich i ironicznych, ich gry przeciwstawnej wydarzeniom jednoczesnym i o charakterze przez tego poetę aprobowanym.

Przykład lepiej od interpretacyjnych ogólników objaśni, co mam na myśli. Nazajutrz po zgonie Zygmunta Krasińskiego1088 w miejscu najbliższym ideologicznie twórcy Przedświtu i Psalmów przyszłości, w Hotelu Lambert odbyć się miał bal karnawałowy. Balu tego nie odwołano. Pozwolono jedynie, ażeby kto chce, ten może, na znak żałoby, nie tańczyć. Norwid na tę koincydencję zareagował listem do Konstancji Górskiej; chyba to jeden z jego najwspanialszych listów. Oto urywki:

„I oni myślą o odbudowaniu narodu!…

Kiedy Byron1089 w nie swojej ojczyźnie, bo w Grecji, skonał, cała Grecja przez rok nosiła żałobę, aż do pastucha dzikiego, co gdzieś pod Olimpem woły pasł – i ten nosił czarną szmatę u kija swego.

Kiedy Mirabeau1090 konając zawołał o kwiaty, których widok i woń lubował, tedy zniesiono je tak z całego Paryża, iż czyniła się domowi równa kwiatów mogiła.

Kiedy Zygmunt umierał, nie można było odmówić balu – i dozwolono nareszcie, aby kto chce z Polaków, nie tańczył…

– Na pogrzebie Adama zrobią burdę karczemną

– przy skonaniu Zygmunta wieczór tańczący

I zawsze są między karczmą-flamandzką a salonem-francuskim, i nigdy nie są niczym polskim, prócz łez narodowych i kolorów narodowych”.

Więc nie wiem, czy jest to przypadek. Kiedy piszę te zdania, na bardzo dalekiej wyspie japońskiej, pełnej śniegów, zasp, wichrów i zadymek – niczym w starych polskich gawędach i powieściach – kończy się kolejna Olimpiada Zimowa. Długo płonął jeszcze w całkowitej ciemności ogień olimpijski, chociaż walki i zawody już minęły. Kiedy wygasł w olbrzymiej czaszy, wydawał się ten za chwilę nieobecny już ogień podobny do lampki oliwnej, gaszonej przez Apostoła w scenie Zaśnięcia Marii w krakowskim ołtarzu Wita Stwosza1091. Oznaczał również odejście w przeszłość.

Przed ostatnią niedzielną transmisją z Sapporo, z pisarzem, ze Zbigniewem Herbertem1092, rozmawiał umiejętnie i jak zawsze subtelnie Aleksander Małachowski1093. Na stole moim leżał przygotowany do przypomnienia koniecznej cytacji tom Wierszy zebranych Herberta, z zakładką w przewidzianym miejscu. Poeta, jak gdyby po tę zakładkę sięgnął i o niej wiedział, odczytał Tren Fortynbrasa. Norwidowska koincydencja pozytywna? Fortynbras, następca i zastępca Hamleta na tronie duńskim, mówiąc prezentystycznie w stosunku do Szekspira, pisarza niedającego się zamknąć w żadne formułki, to na pewno „bohater pozytywny” wydarzeń rozegranych w Elsinorze. Bohater niespodziewany.

Niejednemu Fortynbras się zjawił i każe o sobie pamiętać, kiedy skończyła się nareszcie mordownia wokół nieszczęsnego Hamleta. W kręgu moich wspomnień najbardziej latem 1965. Z młodszą córką, Małgorzatą, odbyliśmy tego lata wspaniałą podróż po Jugosławii, od Splitu po Budnę, od Budny przez Mostar i Sarajewo do Belgradu. Pisałem już o tej podróży w szkicu Podgora, czyli o Wilhelmie Machu.

Spędziliśmy sporo dni w Dubrowniku. Na twierdzy św. Wawrzyńca, blokującej od zachodu wejście morskie do dubrownickiego grodu, na owej skale zwieńczonej zamczyskiem, o wieczornej godzinie dawano Hamleta. Od północy, nad górskimi i nie tak dalekimi stokami, rozświetlały się błyskawice i jak odgłos bardzo odległego frontu mruczała burza. Nie była zdolna zejść na Dubrownik. Odpychał ją, powstrzymywał w zapędzie gorący oddech Jadranu. Noc zaciągnęła się gęsta i upalna o przymglonych gwiazdozbiorach. I wśród tej scenerii, kiedy skończyły się wydarzenia na zamkowym dziedzińcu, kiedy ten dziedziniec zagasł i istnieć przestał – na wysokich blankach ujętych w gwiazdozbiory i błyskawice pojawił się orszak Fortynbrasa.

Huczały trąby, wniesiono liczne i kolorowe sztandary, ostro w górę uderzyły reflektory. Później orszak także zagasł, tylko od północy nadal mruczał nie tak daleki front, a myśmy po licznych stopniach schodzili w rozświetloną codzienność placu Pile. Kawiarnia, coś tam grano, żółte tramwaiki dubrownickie, nadal pomrukiwało z odległości. Fortynbras objął władzę, wojna trwała i gotowa była zejść na okolicę.

Tak zobaczyłem Fortynbrasa. Pierwej go ujrzał Stanisław Wyspiański1094, kiedy tragedia Szekspira została przezeń „świeżo odczytana i przemyślana”. Ujrzał go na krużgankach na tle zamku wawelskiego. Ironizował przy tej okazji, jakże głęboką na rok 1972 mając słuszność w swojej ironii.

„Bawią się i skreślają w teatrze Fortynbrasa.

Zbierają się czym prędzej i nie patrzą, jak on na zamek Hamletów wchodzi – nie słuchają go, jak mówi:

«Przyjmuję, co mi przyjazny Los zdarza. – Mam bowiem do tego kraju z dawien-dawna – prawa, które obecnie muszę poprzeć…»

Uciekają z teatru!”

Ironia tych słów otrzymuje w roku 1972 dodatkową nośność i aktualność. Zdają się one bowiem być przewidzeniem tego, co reżyserzy w Polsce Ludowej będą wyczyniać z Wyspiańskim – uciekają przed nim z teatru! Uciekając montują swoje modern-szopki i różne hocki-klocki teatralne bardzo świeżego, a już wyświechtanego szychu1095. „Nauczono papugę wyrazów o sztuce”, to także napisał Wyspiański i takie jego słowa również są dzisiaj nośne.

Przed nim nie umkną, przed Fortynbrasem nie umkną. Nie trzeba szczególnych zdolności językowych, by odgadnąć, że imię tego bohatera jest znaczące: Silnoręki, Mocnoramienny. Owszem, mogą schować w mysią dziurę swoje ptasie łebki, ale i na ten płaski wybieg mamy u Wyspiańskiego należną odpowiedź.

„To już jest inne pokolenie, przedstawia Szekspir; – on jest, ten Fortynbras, taki sam awanturnik i rycerski wagabund, jak ojciec jego – ale on poniecha Danii, gdzie ojciec jego przepadł, gdzie ojcu się nie powiodło – on poszuka szczęścia na innej drodze – łatwo porzuca sprawę Hamletów i naprawdę w sojusz wchodzi z Danią i wbrew idei ojca – i potem, potem, gdy wraca z dalekiej wojny, naiwnie bierze z ręki Fortuny to, czego ojcu nie udało się zdobyć krwią i czynem.

Tak, to wina ojca Hamletowego wobec ojca Fortynbrasa – i plama, i grzech jego duszy, jest zmyta – przez Los i Boskie Sądy – Przeznaczenie”.

Tren Fortynbrasa Zbigniewa Herberta, poety znakomitego, do tego ustępu nawiązuje i jest on rodem z ducha Wyspiańskiego. Nie twierdzę, ażeby nawiązywał w świadomości autorskiej. Przypominam upodobanie Norwida do rzekomo przypadkowych koincydencji w kulturze i w historii, koincydencji ujawniających właśnie głębsze sensy. Herbert, podobnie jak Wyspiański, może zależnie, może niezależnie od niego – podejmuje dyskusję na temat, co w ogólnym porządku rzeczywistości winno być dla człowieka ważniejsze, będąc ważniejszym dla Fortynbrasa.

Czy „wielka dezintegracja” i wielka dezorganizacja wszelkiego porządku i konstrukcji ludzkiej, jaką częstokroć przynosi historia, a nieuchronnie śmierć? Czy wprost przeciwnie – „próba integracji”, ładu i sensu, przez człowieka nadawana jego egzystencji, jego kulturze i jego historii? W utworze Herberta trenem w ścisłym tego słowa znaczeniu jako opłakiwania zmarłego i żalu po nim są takie zdania. Mówią one, że Hamlet cieleśnie i dosłownie został przez śmierć rozebrany na kawałki i że żadna siła nie zdoła ich już nigdy złożyć w całość:

 
Nigdy nie mogłem myśleć o twoich dłoniach bez uśmiechu
i teraz kiedy leżą na kamieniu jak strącone gniazda
są tak samo bezbronne jak przedtem To jest właśnie koniec
Ręce leżą osobno Szpada leży osobno Osobno głowa
i nogi rycerza w miękkich pantoflach.
 

Tym rozrzuconym szczątkom Fortynbras przyrzeka żołnierski pogrzeb. Należy się on Hamletowi, ponieważ walczył, chociaż przegrał. Chociaż ciągle przeczuwał, że przegrać musi, i dlatego był „hamletyczny”. Pojawia się w kompozycji Herberta element stoicki. W znaczeniu wyrażonym przez te słowa: victrix causa deis placuid, sed victa Catoni. Zwycięska sprawa bogom się podobała, przegrana Katonowi. Zbyt często w historii bogowie „opowiadali się” po stronie mocniejszych batalionów, by nie budziło to określonej dumy ludzkiej: człowiek bardziej przygotowany jest na klęskę, znosi ją i sam podnosi się z klęski, a bogowie? Raz strąceni ze swych piedestałów, leżą w pyle i w zapomnieniu.

Kiedy element stoickiej gotowości, nawet na klęskę, wstąpił w układ ideowy Trenu Fortynbrasa, staje się on – antytrenem. Zaprzeczeniem konieczności opłakiwania zmarłych:

 
Teraz masz spokój Hamlecie zrobiłeś co do ciebie należało
i masz spokój Reszta nie jest milczeniem ale należy do mnie
wybrałeś część łatwiejszą efektowny sztych
lecz czymże jest śmierć bohaterska wobec wiecznego czuwania
z zimnym jabłkiem w dłoni na wysokim krześle
z widokiem na mrowisko i tarczę zegara
 
 
Żegnaj książę czeka na mnie projekt kanalizacji
i dekret w sprawie prostytutek i żebraków
muszę także obmyślić lepszy system więzień
Gdyż jak zauważyłeś słusznie Dania jest więzieniem
Odchodzę do moich spraw…
 

Podkreślam i powtarzam: czymże jest śmierć bohaterska wobec wiecznego czuwania. W tych słowach wyraziła się dobitnie teza o wyższości porządku historii i kultury nad wszelką dezorganizacją, nad porządkiem śmierci. Ujęcie owej tezy (znów w moim mechanizmie skojarzeniowym, nie mogę wiedzieć, czy u Herberta również w jego zamierzonej intencji światopoglądowej) nawiązuje do pewnego ustępu z Nieboskiej komedii Krasińskiego. Uważam osobiście ten ustęp za jej właściwe i pozytywne zakończenie przeciwstawione ogólnej katastrofie mającej nastąpić wraz ze śmiercią Pankracego i hr. Henryka. Przeciwstawione też jakże niejasno sformułowanej przez twórcę ingerencji Opatrzności.

Pankracy zapowiada: „Nie czas mi jeszcze zasnąć, dziecię, bo dopiero połowa pracy dojdzie końca swojego z ich ostatnim westchnieniem. – Patrz na te obszary – na te ogromy, które stoją w poprzek między mną a myślą moją – trza zaludnić te puszcze – przedrążyć te skały – połączyć te jeziora – wydzielić grunt każdemu, by we dwójnasób tyle życia się urodziło na tych równinach, ile śmierci teraz na nich leży”.

Uczeni komentatorzy spierają się o to, czy Krasiński miał w tym miejscu na uwadze nakazy socjalizmu utopijnego, czy inną doktrynę społeczną swojej epoki. Spór to pozbawiony sensu. Po prostu Krasiński wiedział doskonale, że każda rewolucja po swoim zwycięstwie musi w codziennej działalności cywilizacyjnej i gospodarczej utrwalić swoją wygraną. Inaczej wygrała tylko pozornie i na krótko. Dlatego zapowiedź Pankracego posiada taką, aż po chwilę obecną nośność i przekracza ona próg jego śmierci.

1074.Świętochowski, Aleksander (1849–1938) – publicysta, literat, filozof, historyk, działacz społeczny doby pozytywizmu. Założyciel tygodnika „Prawda”, prowadził działalność społeczno-oświatową. [przypis edytorski]
1075.Czyżewski, Tytus (1880–1945) – poeta, a także malarz i teoretyk sztuki, współtwórca koncepcji formizmu. [przypis edytorski]
1076.Łemkowie – grupa etniczna, zamieszkująca Beskid Niski do czasu wysiedleń w ramach akcji „Wisła” (1945–1947). [przypis edytorski]
1077.Krasiński, Adam Stanisław (1714–1800) – biskup kamieniecki, jeden z przywódców konfederacji barskiej. [przypis edytorski]
1078.konfederacja barska (1768–1772) – zbrojny związek szlachty polskiej utworzony w Barze na Podolu w obronie wiary katolickiej i niepodległości Rzeczypospolitej, przeciwko Imperium Rosyjskiemu i królowi Stanisławowi Augustowi Poniatowskiemu. [przypis edytorski]
1079.Pułaski, Kazimierz (1745–1779) – dowódca konfederacji barskiej, zginął w bitwie pod Savannah jako generał wojsk walczących o niepodległość Stanów Zjednoczonych. [przypis edytorski]
1080.Nikifor Krynicki – właśc. Epifaniusz Drowniak (1895–1968), malarz prymitywista pochodzenia łemkowskiego, uważany za upośledzonego psychicznie. [przypis edytorski]
1081.Liebert, Jerzy (1904–1931) – poeta, autor wierszy filozoficznych i religijnych, przedwcześnie zmarły na gruźlicę. [przypis edytorski]
1082.Kochanowski, Jan (153–1584) – czołowy poeta polskiego renesansu, autor m. in. Trenów i Pieśni; latynista, humanista; twórca pierwszej polskiej tragedii renesansowej, Odprawy posłów greckich (1578). [przypis edytorski]
1083.Gałczyński, Konstanty Ildefons (1905–1953) – poeta, znany z absurdalnego poczucia humoru, ujawniającego się m. in. w serii Teatrzyk Zielona Gęś. Gałczyński, Konstanty Ildefons (1905–1953) – poeta, znany z absurdalnego poczucia humoru, ujawniającego się m. in. w serii Teatrzyk Zielona Gęś. [przypis edytorski]
1084.wodewil – lekki sceniczny utwór muzyczny z elementami śpiewu, baletu, tańca i pantomimy. [przypis edytorski]
1085.Krumłowski, Konstanty (1872–1938) – dramatopisarz i satyryk, autor wodewilu Królowa przedmieścia. [przypis edytorski]
1086.Turski, Stefan (1875–1945) – aktor, reżyser teatralny, autor wodewilu Krowoderskie zuchy. [przypis edytorski]
1087.Norwid, Cyprian Kamil (1821–1883) – poeta, dramatopisarz, prozaik, tworzył także grafiki i obrazy. Twórczość Norwida, początkowo niedoceniana, na nowo została odkryta przez Miriama Przesmyckiego i udostępniana drukiem od roku 1901. Uznawany za jednego z czterech największych twórców doby romantyzmu. Dzieła: cykl liryków Vade-mecum, Promethidion. Rzecz w dwóch dialogach z epilogiem, Ad leones!, Pierścień Wielkiej Damy, czyli Ex-machina Durejko. [przypis edytorski]
1088.Krasiński, Zygmunt (1812–1859) – dramatopisarz, poeta i prozaik, przedstawiciel polskiego romantyzmu (jeden z tzw. trójcy wieszczów). Najwybitniejsze dzieło, Nie-Boską komedię, prozatorski dramat romantyczny o rewolucji, przedstawiający racje i winy obu walczących stron, opublikował mając zaledwie 23 lata (1835). Twórca radykalnej odmiany mesjanizmu polskiego. Najważniejsze dzieła: Nie-Boska komedia, Irydion, Psalmy przyszłości oraz listy. [przypis edytorski]
1089.Byron, George Gordon (1788–1824) – poeta, czołowy przedstawiciel angielskiego romantyzmu; zwolennik europejskich ruchów niepodległościowych. [przypis edytorski]
1090.Mirabeau, Honoré Gabriel Riqueti (1749–1791) – polityk i pisarz z czasów Rewolucji Francuskiej. [przypis edytorski]
1091.Stwosz, Wit (ok. 1448–1533) – niemiecki rzeźbiarz, grafik i malarz, jeden z najwybitniejszych przedstawicieli późnego gotyku w rzeźbie. Mieszkał i pracował w Krakowie w latach ok. 1477–1496. [przypis edytorski]
1092.Herbert, Zbigniew (1924–1998) – poeta, eseista i dramaturg, często odwołujący się do elementów kultury antycznej i tradycji malarskiej, autor m. in. rozciągniętego między kilka książek poetyckich cyklu Pan Cogito. [przypis edytorski]
1093.Małachowski, Aleksander 1924 we Lwowie, zm. 26 stycznia 2004) – publicysta i polityk. [przypis edytorski]
1094.Wyspiański, Stanisław (1869–1907) – polski dramaturg, poeta, malarz, grafik, inscenizator, reformator teatru. W literaturze związany z symbolizmem, w malarstwie tworzył w duchu secesji i impresjonizmu. Przez badaczy literatury został nazwany „czwartym wieszczem”. Tematyka utworów Wyspiańskiego jest bardzo rozległa i obejmuje dzieje legendarne, historyczne, porusza kwestie wsi polskiej, czerpie z mitologii. [przypis edytorski]
1095.szych – nitka owinięta złotym drucikiem; przen. coś efektownego, lecz bezwartościowego. [przypis edytorski]
Yaş sınırı:
0+
Litres'teki yayın tarihi:
01 temmuz 2020
Hacim:
840 s. 1 illüstrasyon
Telif hakkı:
Public Domain
İndirme biçimi: