Kitabı oku: «Don Juan», sayfa 4
SCENA TRZECIA
DON JUAN, SGANAREL, PIETREK, KAROLKA.
PIETREK
odpychając don Juana, który Karolkę całuje w rękę:
Powoli, panie, powoli; niech no pan zwolni troszeczkę. Zanadto się pan gorącuje; jeszcze pan frybry26 dostanie.
DON JUAN
odpychając gwałtownie Piotrusia:
Czego tu chce ten bałwan?
PIETREK
między don Juanem a Karolką:
Mówię, żeby się pan odczepił i nie dobierał się do cudzego ogródka.
DON JUAN
odtrącając ponownie Piotrusia:
Ciszej no trochę!
PIETREK
Do kaduka! Cóż to za potrącanie!
KAROLKA
biorąc Piotrusia za ramię:
Ależ bo zostawże go, Piotrusiu.
PIETREK
Gdzie go mam zostawić? Ani mi się śni.
DON JUAN
Ej!
PIETREK
Do paralusza! Dlatego, żeś pan jest pan, będziesz nam tu pod nosem obcałowywał nasze dziewczęta? Idź pan obcałowywać swoje.
DON JUAN
Co?
PIETREK
A to! Don Juan uderza go w twarz. Do licha, nie bij pan. Drugi policzek. O Jezu! Jeszcze policzek. Do choroby! Jeszcze policzek. Do kaduka! Milion diabłów! To niepięknie tak bić ludzi. To ma być nagroda, żem się panu nie dał utopić?
KAROLKA
Piotrusiu, nie gniewaj się.
PIETREK
Właśnie, że chcę się gniewać; a ty, ty jesteś szelma, że mu się pozwalasz wyściskiwać.
KAROLKA
O Piotrusiu, to nie tak, jak ty myślisz. Ten pan chce się żenić ze mną; nie powinieneś się na niego złościć.
PIETREK
Jak to, u czarta! Przecież ty jesteś ze mną zmówiona27?
KAROLKA
To nic, Piotrusiu. Jeśli mnie kochasz, czyś nie powinien się cieszyć, że zostanę wielkomożną panią?
PIETREK
A nie, do paralusza! Wolałbym żebyś zdechła, niż żebyś miała być czyją inną.
KAROLKA
Czekaj, czekaj, Piotrusiu, nie trap się. Jak zostanę panią, to i ty przy tym coś zarobisz; będziesz do nas przynosił ser i masło.
PIETREK
Do stu czartów! Nigdy nic nie przyniosę, choćbyś mi za wszystko dwa razy tyle płaciła. Więc ty słuchasz tego, co on ci baje? Ej, do licha! Gdybym ja to naprzód wiedział, nie byłbym głupi wyciągać go z wody, jeszcze bym go tęgo wiosłem po łbie obdzielił na drogę.
DON JUAN
zbliżając się do Piotrusia aby go uderzyć: Co ty tam mruczysz?
PIETREK
chowając się za Karolkę:
Do choroby! Nie boję się nikogo.
DON JUAN
idąc ku niemu:
Poczekaj no trochę.
PIETREK
umykając na stronę:
Kpię sobie ze wszystkiego.
DON JUAN
biegnąc za nim:
Zaraz zobaczymy.
PIETREK
kryjąc się znów za Karolkę:
Nie takich ja już widziałem.
DON JUAN
Ejże!
SGANAREL
Ech, panie, zostaw pan w spokoju tę mizerotę. Grzech doprawdy bić takiego. Do Piotrusia, stając między nim a don Juanem: Słuchaj, chłopaczku, umykaj lepiej pókiś cały i nie stawiaj się panu.
PIETREK
przechodząc przed Sganarelem i hardo patrząc na don Juana:
Właśnie, że chcę mu powiedzieć…
DON JUAN
zamierzając się, aby mu wymierzyć policzek:
Ha! Ja cię nauczę. Piotruś uchyla głowę, a policzek dostaje się Sganarelowi.
SGANAREL
patrząc na Piotrusia:
Niech licho porwie ciemięgę!
DON JUAN
do Sganarela:
Ot, masz zapłatę za swoje współczucie.
PIETREK
Czekaj; pójdę powiedzieć ciotce, co się tu święci.
SCENA CZWARTA
DON JUAN, KAROLKA, SGANAREL.
DON JUAN
do Karolki:
A więc, dzięki tobie, wkrótce stanę się najszczęśliwszym z ludzi. Wierz mi, szczęścia swego nie pomieniałbym na nic pod słońcem. Ileż czeka mnie rozkoszy, skoro zostaniesz moją żoną, i skoro…
SCENA PIĄTA
DON JUAN, MAŁGOSIA, KAROLKA, SGANAREL.
SGANAREL
spostrzegając Małgosię:
Oho!
MAŁGOSIA
do don Juana:
Panie, cóż pan tu robi koło Karolki? Czy może jej pan także mówi o kochaniu?
DON JUAN
po cichu do Małgosi:
Nie. Przeciwnie, to ona mówiła mi właśnie, że miałaby ochotę wydać się za mnie, a jej powiedziałem, że jestem już zmówiony z tobą.
KAROLKA
do don Juana:
Czego od pana chce ta Małgośka?
DON JUAN
po cichu do Karolki:
Zazdrosna jest, że z tobą rozmawiam. Chciałaby się wydać za mnie; ale ja jej powiadam, że chcę tylko ciebie.
MAŁGOSIA
Jak to! Karolka…
DON JUAN
po cichu do Małgosi:
Co bądź jej powiesz, wszystko na próżno; tak już sobie to wbiła do głowy.
KAROLKA
Co znowu? Ty, Małgośka…
DON JUAN
po cichu do Karolki:
Szkoda słów tracić daremnie; nie wyleczysz jej z tego urojenia.
MAŁGOSIA
Czy ona…
DON JUAN
po cichu do Małgosi:
Nie ma sposobu dogadać się z nią rozsądnie.
KAROLKA
Ja muszę…
DON JUAN
cicho do Karolki:
Uparta jak wszyscy diabli.
MAŁGOSIA
Ale…
DON JUAN
cicho do Małgosi:
Nic do niej nie mów, to istna wariatka.
KAROLKA
Ja tak myślę, że…
DON JUAN
po cichu do Karolki:
Zostaw ją, ona jest trochę pomylona.
MAŁGOSIA
Nie, nie, muszę się z nią dogadać.
KAROLKA
Chcę wiedzieć, co ona ma na myśli.
MAŁGOSIA
Co!…
DON JUAN
cicho do Małgosi:
Założę się, powie ci, że przyrzekłem się z nią ożenić.
KAROLKA
Ja…
DON JUAN
cicho do Karolki:
Załóżmy się, będzie tu dowodzić, żem przysiągł pojąć ją za żonę.
MAŁGOSIA
Ejże, Karolka, to bardzo nieładnie włazić tak na cudzą grzędę.
KAROLKA
To bardzo niepięknie, Małgosiu, zazdrościć mi, że pan ze mną rozmawia.
MAŁGOSIA
Mnie pan pierwszą zobaczył.
KAROLKA
Ciebie zobaczył pierwszą, a mnie drugą i przyrzekł się ze mną ożenić.
DON JUAN
cicho do Małgosi:
A co? Nie mówiłem?
MAŁGOSIA
do Karolki:
Całuję rączki! Nie z tobą, ale ze mną obiecał się ożenić.
DON JUAN
cicho do Karolki:
A co? Nie zgadłem?
KAROLKA
Gadaj to komu innemu; mówię ci, że ze mną.
MAŁGOSIA
Kpisz, czy o drogę pytasz? Ze mną, i po wszystkiemu.
KAROLKA
Jest tu: niech powie, czy nieprawdę mówię.
MAŁGOSIA
Jest tu: niech zaprze, jeżelim skłamała.
KAROLKA
Czy to z nią, panie, przyrzekł się pan ożenić?
DON JUAN
cicho do Karolki:
Żartujesz chyba.
MAŁGOSIA
Czy to prawda, panie, że pan dał jej słowo?
DON JUAN
cicho do Małgosi:
Możesz nawet przypuszczać?
KAROLKA
Słyszy pan, co ona baje?
DON JUAN
cicho do Karolki:
Niech sobie mówi.
MAŁGOSIA
Jest pan świadkiem, jak ona, w żywe oczy…
DON JUAN
cicho do Małgosi:
Niech sobie gada…
KAROLKA
Nie, nie, prawda musi wyjść na wierzch.
MAŁGOSIA
Musi pan nas tu rozsądzić.
KAROLKA
Czekaj, Małgośka, dowiesz się od pana, jakaś głupia sroka.
MAŁGOSIA
Czekaj, Karolka, już pan ci przytrze nosa.
KAROLKA
Panie, niechże pan powie, która z nas ma rację.
MAŁGOSIA
Niechże pan nas pogodzi, jeśli łaska.
KAROLKA
do Małgosi:
Zaraz zobaczysz.
MAŁGOSIA
do Karolki:
Ty sama zobaczysz.
KAROLKA
do don Juana:
Niechże pan powie.
MAŁGOSIA
do don Juana:
Niechże pan przemówi.
DON JUAN
Cóż chcecie, abym wam powiedział? Obie utrzymujecie, iż przyrzekłem pojąć was w małżeństwo. Czyż każda z was nie wie dobrze, jak się rzeczy mają? Trzebaż, abym się jaśniej tłumaczył? Po co mnie zmuszać, abym dwa razy powtarzał to samo? Czyż ta, której to przyrzekłem, istotnie nie czuje w duchu, iż może śmiać się z tego, co tamta gada, i czy ma sobie czym zaprzątać głowę? Chodzi o to, bym dotrzymał obietnicy: wszystkie rozprawy do niczego nie prowadzą; trzeba działać, a nie rozprawiać, a czyny lepiej mówią niż słowa. Toteż w ten sposób jedynie pragnę was pogodzić, a skoro pójdziemy do ślubu, cały świat się dowie, która z was posiadła me serce. Cicho do Małgosi: Niech sobie myśli, co jej się żywnie podoba. Cicho do Karolki: Niech sobie brnie w swojej wariacji. Cicho do Małgosi: Ubóstwiam cię. Cicho do Karolki: Jestem twoim na wieki. Cicho do Małgosi: Każda twarz przy twojej wydaje mi się szpetną. Cicho do Karolki: Od chwili, gdy cię ujrzałem, nie mogę patrzeć na inne kobiety. Głośno: Muszę wydać małe zlecenie, wrócę za chwileczkę.
SCENA SZÓSTA
KAROLKA, MAŁGOSIA, SGANAREL.
KAROLKA
do Małgosi:
Mnie jedną kocha, wiem.
MAŁGOSIA
do Karolki:
Ze mną się ożeni, zobaczysz.
SGANAREL
wstrzymując Karolkę i Małgosię:
O, biedne wy dziewczęta, litość mnie bierze, gdy widzę wasze zaślepienie! Nie mogę patrzeć, jak samochcąc pędzicie do zguby. Wierzajcie mi, jedna i druga: nie zaprzątajcie sobie głowy bajeczkami, które on wam opowiada, siedźcie spokojnie w swojej wiosce.
SCENA SIÓDMA
DON JUAN, KAROLKA, MAŁGOSIA, SGANAREL.
DON JUAN
w głębi na stronie:
Ciekaw jestem, czemu Sganarel nie pospieszył za mną.
SGANAREL
Mój pan to arcyszelma, chce was tylko wywieść w pole, jak już wywiódł tyle innych; gotów się ożenić z całym światem, byle… spostrzegając don Juana: To fałsz; ktokolwiek to wam powie, krzyknijcie mu w twarz, że skłamał. Mój pan nie jest gotów ożenić się z całym światem, nie jest szelmą, nie ma zamiaru wywieść was w pole i nie wywiódł jeszcie nikogo. A, otóż i on; spytajcie najlepiej jego.
DON JUAN
patrząc na Sganarela podejrzliwie:
Hę?
SGANAREL
Panie, ponieważ świat jest pełen oszczerców, chciałem przeto z góry wszystkiemu zapobiec: tłumaczyłem im, że gdyby im kto źle mówił o panu, nie powinny wierzyć ani słowa i powinny mu wręcz oświadczyć, że kłamie.
DON JUAN
Sganarelu, oj!
SGANAREL
do Karolki i Małgosi:
Tak, mój pan jest uczciwy człowiek; ręczę za niego.
DON JUAN
Hm!
SGANAREL
Tylko kłamcy bezczelni…
SCENA ÓSMA
DON JUAN, RÓZECZKA, KAROLKA, MAŁGOSIA, SGANAREL.
RÓZECZKA
po cichu do don Juana:
Panie, przychodzę pana ostrzec, że nie bardzo tu dla pana bezpiecznie.
DON JUAN
Jak to?
RÓZECZKA
Dwunastu konnych szuka pana, przetrząsając okolicę i będą tu lada chwila; nie wiem, w jaki sposób mogli dotrzeć aż tutaj, lecz, że tak jest, wiem z wszelką pewnością od wieśniaka, którego się wypytywali i któremu skreślili twój rysopis. Czas nagli; im wcześniej się pan ulotni, tym lepiej.
SCENA DZIEWIĄTA
DON JUAN, KAROLKA, MAŁGOSIĄ, SGANAREL.
DON JUAN
do Karolki i Małgosi:
Ważna sprawa zmusza mnie do chwilowego odjazdu; lecz proszę was, chciejcie pamiętać o słowie które wam dałem, i bądźcie pewne, iż otrzymacie ode mnie wiadomość jeszcze jutro przed wieczorem.
SCENA DZIESIĄTA
DON JUAN, SGANAREL.
DON JUAN
Siły nierówne, trzeba tedy uciec się do podstępu i przebiegłością ratować się z nieszczęścia. Każę Sganarelowi przebrać się w moje ubranie, a sam…
SGANAREL
Panie, pan chyba żartuje. Narażać mnie na to, iż w pańskim ubraniu mogą mnie zabić i…
DON JUAN
Dalej, prędko; czynię ci tym aż nazbyt wiele zaszczytu; szczęśliwy sługa, któremu danym jest zginąć za swego pana.
SGANAREL
Ślicznie dziękuję za ten zaszczyt. Sam: O nieba! Tu idzie o śmierć i życie; nie pozwólcież, aby się dopuszczono pomyłki w osobie.
AKT TRZECI
Scena przedstawia las.
SCENA PIERWSZA
DON JUAN w wiejskim przebraniu, SGANAREL w stroju lekarza.
SGANAREL
No, i niechże pan przyzna: nie miałem słuszności? Obaj jesteśmy wprost cudownie przebrani! Pański pierwszy pomysł bynajmniej nie był szczęśliwy; w ten sposób daleko jesteśmy pewniejsi, niż z tamtym konceptem.
DON JUAN
W istocie, wyglądasz wspaniale. Gdzieżeś ty wygrzebał te rupiecie?
SGANAREL
Prawda? To ubiór pewnego starego lekarza, oddał go po prostu w zastaw, a ja go wykupiłem; wcale ładny grosz musiałem wyłożyć. Ale czy pan wie, że ten kostium daje mi nie lada powagę; wszystko mi się kłania po drodze: schodzą się ludziska o poradę, niby do jakiego uczonego.
DON JUAN
Czy być może?
SGANAREL
Ależ tak; dopiero co kilkoro wieśniaków, spotkawszy mnie po drodze, przyszło po leki na rozmaite choroby.
DON JUAN
A ty powiedziałeś, że się na tym nie rozumiesz?
SGANAREL
Ja? Boże uchowaj. Chciałem podtrzymać honor sukni; rozprawiałem o każdej chorobie jak należy i każdemu przepisałem jakąś kurację.
DON JUAN
I cóżeś im zalecił?
SGANAREL
Mój Boże, plotłem, co mi ślina na język przyniosła; przepisywałem to i owo na ślepo. Doprawdy, byłoby zabawne, gdyby ozdrowieli i przyszli mi dziękować za kurację.
DON JUAN
Czemu nie? Dlaczegóżbyś nie miał korzystać z przywilejów, którymi cieszą się inni lekarze? I oni wszak nie większy udział mają w wyleczeniu, a cała ich nauka to czysta komedia. Przyjmują jedynie na siebie chwałę w razie dobrego wyniku; możesz więc, jak oni, ciągnąć korzyści z pomyślnego obrotu choroby, i pozwalać, aby przypisano twoim lekarstwom wszystko, co może być rezultatem szczęśliwego przypadku i tajemnych sił przyrody.
SGANAREL
Jak to, panie, to pan jest niedowiarkiem i na punkcie medycyny?
DON JUAN
Uważam ją za jeden z wielkich obłędów, jakie szerzą się wśród ludzi.
SGANAREL
Jak to! Nie wierzy pan w senes28, ani w kassję29, ani w emetyk30?
DON JUAN
I czemuż miałbym wierzyć?
SGANAREL
Ale też pan ma duszę straszliwie niewierzącą! Jednak widzisz pan przecie, że, od jakiegoś czasu, emetyk strasznie wiele harmideru narobił po ludziach. Cudy, jakie on sprawia, zdołały nawrócić najbardziej wątpiących; nie ma trzech tygodni, jak ja, jak tu z panem mówię, widziałem skutek tego leku naprawdę niesłychany.
DON JUAN
No, jakiż?
SGANAREL
Był człowiek, który konał od sześciu dni; nie wiedziano już, co mu zapisać, wszystkie lekarstwa nie miały nań wpływu; wreszcie ktoś wpadł na pomysł, aby mu podać emetyk.
DON JUAN
No i cóż, wyzdrowiał?
SGANAREL
Nie; umarł.
DON JUAN
A to wspaniały skutek!
SGANAREL
Jak to! Całych sześć dni nie mógł wyzionąć ducha, a emetyk uśmiercił go od jednego razu. Czy może być coś skuteczniejszego?
DON JUAN
Masz słuszność.
SGANAREL
Ale zostawmy medycynę, w którą pan nie wierzy i pomówmy o innych rzeczach; to ubranie tchęło we mnie jakoweś talenty, tak iż mam ochotę podysputować trochę z panem. Wszak dysputy są dozwolone, napomnień tylko zabronił mi pan surowo.
DON JUAN
Cóż zatem?
SGANAREL
Chciałbym raz gruntownie zgłębić pański sposób myślenia. Czy to możebne, aby pan w istocie nie wierzył w niebo?
DON JUAN
Dajmy temu pokój.
SGANAREL
To znaczy, że nie. A w piekło?
DON JUAN
Et!
SGANAREL
Tak samo. A w diabła, jeśli łaska?
DON JUAN
Owszem, owszem.
SGANAREL
Też nie. Zatem, nie wierzy pan w życie przyszłe?
DON JUAN
Ha! ha! ha!
SGANAREL
Ciężko mi będzie nawrócić tego człowieka. A powiedz mi pan, w wilkołaka pan wierzy? co?
DON JUAN
Bierzże cię licho, głupcze!
SGANAREL
Ot, widzi pan, tego, to już znieść nie mogę, bo nie masz nic prawdziwszego nad wilkołaka, i za to dałbym się powiesić. Ale przecież każda ludzka istota w coś musi wierzyć koniecznie. W cóż pan wierzy zatem?
DON JUAN
W co ja wierzę?
SGANAREL
Tak.
DON JUAN
Wierzę, że dwa a dwa są cztery, Sganarelu, a cztery i cztery ośm31.
SGANAREL
A to mi piękne obrządki i ładne wyznanie! Zatem religia pańska, z tego co widzę, to arytmetyka? Trzeba przyznać, że dziwne szaleństwa chwytają się człowieka, a im kto więcej się uczył, tym mniej ma widać rozumu. Co do mnie, chwała Bogu, nie uczyłem się tyle co pan i nikt nie może się pochwalić, aby mi kiedy cośkolwiek wbił do głowy; mimo to, przy swoim niewielkim rozumie i skromnym rozeznaniu, lepszy mam sąd o rzeczach, niżeli wszystkie książki: pojmuję doskonale, że ten świat, na który patrzymy, nie wyrósł sam jak grzyb w ciągu jednej nocy. Chciałbym pana zapytać, kto zrobił te oto drzewa, skały, ziemię i to niebo tam w górze nad nami? Może to wszystko samo się z siebie skleciło? Ot na przykład i pan; prawda, jesteś, żyjesz? czy może sam siebie stworzyłeś i czy nie trzeba było udziału twego ojca, aby matka pańska zaszła w ciążę i mogła cię wydać na świat? Czy możesz pan spoglądać na wszystkie te wymysły, z których machina ludzka jest stworzona, aby nie podziwiać, w jaki sposób to wszystko pomieszczone jest jedno w drugim? te nerwy, kości, żyły, arterie, te… no, płuca, serce, wątroba i wszystkie te różne ingrediencje32, które siedzą w człowieku i które… Ej, do kata, niechże mi pan trochę przerywa, jeśli łaska. Ja nie umiem dysputować, jeżeli mi ktoś nie przerywa. Pan milczysz umyślnie i pozwalasz mi gadać przez czystą złośliwość.
DON JUAN
Czekam, aż doprowadzisz do końca rozumowanie.
SGANAREL
Moje rozumowanie jest, że, co bądź byś mi pan powiadał, jest w człowieku coś cudownego, coś czego wszyscy mędrcy nie umieli wytłumaczyć. Czy to nie jest cudowne, że ja jestem tutaj i że mam w głowie coś, co myśli o stu rozmaitych rzeczach w jednej chwili, i wyprawia z moim ciałem, co mu się żywnie spodoba? Chcę klasnąć w dłonie, poruszyć ręką, podnieść oczy ku niebu, opuścić głowę, poruszyć nogami, iść na prawo, na lewo, naprzód, w tył, obrócić się… Obracając się, potyka się i pada.
DON JUAN
Dobryś! Otóż i twoje rozumowanie nabiło sobie guza!
SGANAREL
Do diaska! Głupiec ze mnie, że mi się chce dysputować z panem; niechże sobie pan wierzy, w co mu się podoba: dużo mnie to obchodzi, że pan się będzie w piekle smażył.
DON JUAN
Czekaj no; wśród tych dysput zdaje mi się, żeśmy zabłądzili. Krzyknij no na człowieka, który tam przechodzi, i spytaj o drogę.