Kitabı oku: «Mizantrop», sayfa 3
VII
Fałszowanie idei Mizantropa. – Cechy teatru klasycznego, a w szczególności Molierowskiego. – Ewolucja od farsy i komedii opartej na intrydze do komedii charakterów i obyczajowej. – Doskonałość konstrukcji Mizantropa. – Styl.
Wszystko, co tu zaznaczyłem, to jedynie drobna cząstka tego, co, czytając uważnie, można wyczytać w Mizantropie; tak wiele zamknął Molier w tej najgłębszej, najsubtelniejszej ze swoich komedii. Niektórym i to nie wystarczyło: chcieli widzieć w niej to, czego w niej nie ma. Mniej więcej w epoce Rewolucji, poniekąd pod wpływem Russa7 zaczęła się znamienna „stylizacja” Alcesta: uczyniono zeń demokratę, rewolucjonistę, republikanina… Pojęcie to pokutowało niekiedy prawie aż do naszych czasów: Alcesta-republikanina znajdujemy jeszcze u Sarcey'a (Quarante ans de théâtre). Równolegle z tym strojeniem Alcesta w nowe szaty zaczęło się poniżanie Filinta: czyniono zeń chodzący „kompromis”, zimnego egoistę, etc. Ale to była faza przemijających wybryków; wystarczy nam tu aż nadto zajmować się tym, co Molier napisał, a nie tym, czego nie napisał.
Na czym polega tajemnica sztuki Moliera, iż skrępowana tyloma pętami i konwenansami potrafiła w szczupłych swoich ramach zamknąć tak wiele?
Można by odpowiedzieć, że na jej do najdalszych granic posuniętej ekonomii. O ile ramy powieści są nieskończenie rozciągliwe, o tyle ramy utworu teatralnego są bardzo ograniczone: każdy rys zbędny kradnie miejsce rysowi potrzebnemu. Otóż sztuką teatru klasycznego jest wyzyskanie miejsca, wyzyskanie (mimo pozornej rozwlekłości tyrad) każdego niemal słowa dla uwydatnienia czegoś istotnego w rysunku i grze charakterów. Gdyby ta komedia pisana była dziś, wiedzielibyśmy niezawodnie, jak się Celimena nazywa, czym był nieboszczyk jej mąż, ile ma rocznej renty, jakich perfum używa i gdzie się ubiera; tu nie wiemy nic z tego wszystkiego, ale w zamian za to ta Celimena nie przemija jak moda jej sukni, ale jest równie żywą i prawdziwą dziś jak przed dwustu laty. W zamian za to ileż perspektyw, ileż problemów przesuwa się nam przed oczyma w tym jednym pokoju Celimeny w ciągu kilku godzin obejmujących (zgodnie ze słynnym prawidłem trzech jedności) akcję sztuki. Molier operuje niezmiernie śmiało skrótami: taka np. scena porozumienia Filinta z Eliantą, zawarta w kilkunastu wierszach, w życiu rozłożyłaby się może na przeciąg pół roku. Charaktery, można powiedzieć, zagęszczone są jak bulion: każdy mówi tylko to, co przyczynia się do jego charakterystyki; ani jedno słowo nie pada na wiatr. Taka kwintesencja, taka abstrakcyjność psychologiczna, stałaby się dla talentu średniej miary zgubą: trzeba potężnego tchu Moliera, aby wlać w nią pełnię życia. Osobliwą tajemnicą jego geniuszu jest, iż ta komedia, tak wiecznie i ogólnie ludzka i prawdziwa, jest równocześnie bardzo znamiennym produktem swego kraju i dokumentem epoki: Mizantrop Moliera to z jednej strony społeczeństwo takie, jakim było i będzie zawsze – z drugiej to bardzo wierny obraz pewnego odłamu Francji w pierwszej dobie panowania Ludwika XIV.
Wspomniałem na wstępie, iż Mizantrop i Tartufe to szczyty twórczości Moliera, a zarazem w ogóle rozwoju nowożytnej komedii. W ciągu kilku lat ten zdumiewający geniusz, wyszedłszy z pierwocin wpół-ludowego teatru, wzbił się na niedościgłe przed nim i po nim wyżyny. Komedia Moliera rodzi się początkowo z dwóch źródeł: ze starej, zawiesistej farsy francuskiej oraz z komedii włosko-hiszpańskiej wraz z jej zawikłaną intrygą, karkołomnymi imbroglio8, przy pewnej tradycyjnej zdawkowości figur i sytuacji. I widzimy krok po kroku, jak Molier rozszerza te ramy i wypełnia je swoją treścią: z każdą nową sztuką coraz mniej mamy obcych domieszek, a coraz więcej samego Moliera. W Mizantropie mamy tego Moliera w najczystszej postaci, tak jak nigdy może przedtem i potem. Albowiem w gorączkowej swej pracy Molier, mimo iż pokazał, do czego sam jest zdolny, nieraz dla pośpiechu będzie świadomie czerpał z obcych źródeł9. Powiadano, iż w takim arcydziele jak Skąpiec zaledwie parę scen jest oryginalnych, a nie zapożyczonych10. Mizantrop jest absolutną własnością Moliera; nie szukał doń natchnienia nigdzie poza własną duszą oraz tym, co widział dokoła siebie.
W ewolucji swojej komedia Moliera dąży od komedii opartej na intrydze (Postrzeleniec, Zwady miłosne) do komedii charakterów. Szkoła żon jest pod tym względem epoką w teatrze francuskim. Ale w Mizantropie ta komedia charakterów dochodzi do maximum swej doskonałości: w całej sztuce nie widzimy ani jednego rysu, który by był z zewnątrz; wszystko, co się dzieje, płynie jedynie z mistrzowsko oddanej gry charakterów. Że ta komedia jest równocześnie arcydziełem komedii obyczajowej, wskazałem już poprzednio.
Jako umiar budowy Mizantrop przewyższa jeszcze Świętoszka. Świętoszek, napisany pierwotnie w trzech aktach, uzupełniony później do pięciu, ucierpiał nieco od tych przeobrażeń. Cały drugi akt stanowi poniekąd wkładkę luźno związaną z głównym motywem sztuki; zakończenie razi nieco swoim deus ex machina. W Mizantropie akcja – bardzo subtelna i nieomal zbyt wiotka – rozwija się z doskonałą harmonią, a rozwiązanie sztuki, zgodne z założeniem i rozwojem charakterów, nie ma w sobie nic z niedbałości owych częstych „molierowskich” zakończeń. Zawiera ono raczej cechy tego bardzo nowoczesnego rodzaju teatralnego, który nie jest ani dramatem ani komedią, a który na afiszach teatralnych nosi dziś po prostu miano „sztuki”. Jest to jeden dowód więcej śmiałości geniuszu Moliera. W epoce, kiedy on tworzył, rodzaj komiczny i tragiczny były najściślej od siebie oddzielone; nikomu w głowie nie postało, iż komedia może zarazem bawić, wzruszać, pobudzać do myślenia, poruszać doniosłe (ba, nawet najświętsze!) problemy; iż może odbijać zarazem komizm i tragizm życia. Molier jednym zamachem obala te sztuczne bariery: jego Mizantrop, Don Juan, Świętoszek, Skąpiec to już podwaliny nowoczesnego dramatu, a raczej to otwarcie dróg dla pełni twórczej swobody.
Toteż Mizantrop był dla współczesnej publiczności dziełem zbyt śmiałym, zbyt odbiegającym od panujących pojęć o teatrze. Niektórzy, jak Boileau – zrozumieli, czym jest to dzieło; ogółowi brakło w nim tego szerokiego śmiechu, do którego Molier przyzwyczaił słuchaczy. Powodzenie sztuki słabło: aby je podeprzeć, Molier napisał naprędce małe arcydzieło Lekarz mimo woli, w którym publiczność mogła znaleźć śmiechu do syta i w ten sposób ocalił na scenie utwór zamykający najwyższy jego ideał sztuki.
Mizantrop, jak wszystkie prawie wielkie komedie Moliera, pisany jest wierszem. Było to w owej epoce obowiązujące; proza była dozwolona jedynie dla farsy; donioślejszy utwór pisany prozą był jak gość, który wybrał się na bal bez godowego stroju. Molier parę razy próbował przełamać ten konwenans, ale zawsze napotkał na opór. Don Juan Moliera nie miał wielkiego powodzenia: zyskała go dopiero blada przeróbka tegoż Don Juana sporządzona przez Tomasza Corneille, dlatego że była wierszem. Ta sama przyczyna opóźniła podobno tryumf Skąpca. Jak wszystkie utwory teatralne klasycznej doby, komedie Moliera (z wyjątkiem Psyche i Amfitriona) pisane są aleksandrynem, długim, poważnym wierszem, odpowiadającym naszemu trzynastozgłoskowcowi. Klasyczny ten aleksandryn, pełny, ale nieco sztywny, kończący nieodmiennie myśl i zdanie z końcem wiersza, przetrwa w tej postaci aż do romantyków: Wiktor Hugo uczyni go żywszym, giętszym, łamiąc go, przenosząc myśl z jednego wiersza do drugiego, przesuwając swobodnie średniówkę i rozbijając jego tok szybkim, ucinanym dialogiem. Swobody te były jedną z głównych przyczyn zaciętej walki toczącej się około przedstawienia Hernaniego (1830). „Klasycznej” epoce obca jest żywość i przepych obrazowania poezji nowoczesnej; obraca się ona w szczupłym kręgu konwencjonalnych formuł: np. gdy mowa o miłości, zawsze mamy ognie, kajdany, katusze, groty, powolne służby, tkliwe starania etc. Trzeba nauczyć się czytać i oswoić się z tym konwenansem, aby pod tą skrzepłą dziś dla nas skorupą odczuć płonący potężny ogień. Ale pamiętajmy, że konwenans swój wytwarza każda epoka literacka i że bodaj czy nie dokuczliwsze jest już dla nas nadużycie anielstw i błyskawic u romantyków, a chuci, praiłów etc. u „Młodej Polski”.
O ile nikt nie poważył się zaczepiać geniuszu komicznego Moliera, o tyle Molier jako stylista, jako pisarz, był – zwłaszcza w pewnych epokach – przedmiotem wielu zarzutów, a zarzuty te głównie tyczyły sztuk pisanych wierszem. Namiętnym sporom na tym tle, sporom, w które niepodobna mi tutaj bliżej wchodzić, położył koniec Brunetière, stwierdzając, iż wielki pisarz a poprawny pisarz są to pojęcia, które bynajmniej nie zawsze się pokrywają, i że być może nawet w tej właśnie „niepoprawności” tkwi tajemnica życia i siły danego stylu. Ani Corneille, ani Saint-Simon, ani Balzac nie byli „poprawnymi” pisarzami.
A wreszcie pamiętajmy o jednym. Tekst komedii Moliera, taki jak go posiadamy, to przeważnie, brulion kreślony przezeń dla sceny i niedbale wydany obcą ręką po śmierci pisarza. Molier sam nie troszczył się o wydawanie swoich komedii, może właśnie dlatego, iż czuł, że oddając je do druku, trzeba by podjąć mozolną pracę oszlifowania i wykończenia, na co w swoim gorączkowym i szczelnie wypełnionym życiu nie miał ani dość czasu, ani swobody myśli.
*
Bezpośredni wpływ Mizantropa na polską komedię jest mały, mniejszy niż innych utworów Moliera: mogę tu przytoczyć, za Kielskim11, Dziwaka Rzewuskiego, Odludki i poetę Fredry oraz poniekąd scenę obmowy w Mężu i żonie.
Przekładali go na nasz język Zabłocki (1774), Franciszek Kowalski, Szymanowski.
*
Przekład niniejszy dokonany jest z oryginału na podstawie pomnikowego wydania Moliera w Les grands écrivains de la France.
Główne prace z zakresu olbrzymiej bibliografii Molierowskiej:
Rigal, Molière, 1908.
Lafenestre, Molière, 1909.
Maurice Donnay, Molière, 1911.
J. J. Weiss, Molière, 1900.
Faguet, Rousseau contre Molière, 1912.
Sarcey, Quarante ans de théâtre, I série. (Molière et la comédie), 1900.
J. Lemaître, Impressions de théâtre, I série.
Brunetière, Les époques du théâtre français.
Lanson, Histoire de la littérature française.
Faguet, Le XVII siècle, 1885.
OSOBY:
ALCEST, zalotnik Celimeny
FILINT, przyjaciel Alcesta
ORONT, zalotnik Celimeny
CELIMENA
ELIANTA, kuzynka Celimeny
ARSENA, przyjaciółka Celimeny
AKAST, markiz
KLITANDER, markiz
SIERŻANT urzędu marszałkowskiego
ERGAST, służący Alcesta
LOKAJCelimeny
Rzecz dzieje się w Paryżu, w domu Celimeny.
AKT I
SCENA PIERWSZA
FILINT, ALCEST
FILINT
Cóż znowu? Co się stało?
ALCEST
siedząc
Daj mi pokój, proszę.
FILINT
Niechże się więc choć dowiem, za co gniew twój znoszę?
ALCEST
Proszę, chciej mnie od swojej zwolnić obecności.
FILINT
Ależ wysłuchać mógłbyś przynajmniej bez złości.
ALCEST
Chcę się złościć, a nie chcę słuchać. Do widzenia.
FILINT
Wyznam, że nie pojmuję twego uniesienia,
I choć węzłem przyjaźni złączeni najściślej…
ALCEST
wstając gwałtownie z krzesła
Ja, twoim przyjacielem? Pozbądź się tej myśli.
Byłem nim dotąd, prawda, byłem sercem całem,
Lecz odkąd twą prawdziwą istotę przejrzałem,
Odkąd znam fałsz, zgniliznę, co duszę twą toczy,
Kwita z przyjaźni; nie chcę widzieć cię na oczy.
FILINT
Więc doprawdy tak bardzo mnie występnym mienisz?
ALCEST
Jak to, i ty ze wstydu sam się nie rumienisz?
O wartość twego czynu nie myślę wieść sporu,
Bo musi się nań wzdrygnąć, kto ma krztę honoru.
Więc ty w mych własnych oczach, jak na zawołanie
Śmiesz komuś okazywać najtkliwsze wylanie,
Zapewnienia swych usług, zaklęcia, czułości,
Zda się że mu w uściskach pogruchotasz kości:
A gdy zapytam, co z nim łączy cię tak blisko,
Dobrze, jeżeli zdołasz przypomnieć nazwisko!
Ledwie odszedł, już stygnie zapał twej przyjaźni
I gdy ci o nim mówić, ty drwisz najwyraźniej!
Tam do licha! to rzecz jest nikczemna, niegodna,
Tak swoją duszę fałszem splugawić aż do dna;
Ja, gdyby mnie Bóg takim uczynił w swym gniewie,
Poszedłbym się powiesić na najbliższym drzewie12.
FILINT
Nie uważam za godną postronka tej kwestii,
Gdybym więc twej nie zdołał uzyskać amnestii,
Pozwól, że od wyroku sam się ułaskawię
I znajomość ze stryczkiem na później zostawię13.
ALCEST
I koncept twój niesmaczny, i sprawa nic warta.
FILINT
A więc mówiąc poważnie, czegóż chcesz, u czarta?
ALCEST
Chcę, by człowiek uczciwy postępował szczerzej
I na wiatr słów nie rzucał, w które sam nie wierzy.
FILINT
Jakże? Gdy ktoś z radością śpieszy w me ramiona,
Trzebaż z równym wylaniem tulić go do łona!
Wedle sił swoich spłacić, w tej samej walucie,
Przysięgi przysięgami, uczuciem uczucie14.
ALCEST
Nie, wyznaję, że wcale nie podoba mi się
Obyczaj, jaki wasi przybrali modnisie;
Nienawidzę ich manier, znieść nie mogę tonów,
Jakie mają ci istni handlarze ukłonów,
Ci uścisków na zimno uprzejmi rozdawcy,
Ci niestrudzeni pustych przyrzeczeń łaskawcy,
Co w jednakie są słowa uznania rozrzutni
Dla ludzi godnych tego i dla zwykłych trutni.
Jakąż korzyść ma z takim człowiekiem zażyłość?
Cóż, że ślubuje przyjaźń, szacunek i miłość
I nad tobą w pochlebstwach rozpływa się cały,
Gdy lada błazen równej dozna odeń chwały?
Nie, każdy, co w swych piersiach nosi duszę zacną,
Wzgardzi uczuciem, co się udziela zbyt łacno;
Najbardziej chlubne słowa lichą wartość mają,
Skoro nam je wypada dzielić z całą zgrają;
Do szacunku wyłączność jest jedyną drogą,
A kto cały świat ceni, nie ceni nikogo.
Skoro więc ty podzielasz ten obyczaj modny,
Zaszczytu twej przyjaźni nie czuję się godny;
Zrzekam się skarbów serca, co w swej uprzejmości
Bez najmniejszej różnicy cały świat ugości;
Ja chcę swe własne prawa mieć zawsze i wszędzie15:
Przyjaciel wszystkich ludzi moim więc nie będzie.
FILINT
Ależ, gdy żyjem w świecie, musimy nawzajem
Przestrzegać pewnych względów wskazanych zwyczajem.
ALCEST
Bynajmniej; ścigać trzeba bez litości żadnej
Ten fałszywych przyjaźni jarmark zbyt układny;
Żądam, aby mężczyzna był nim w każdym słowie,
By duszę swoją wkładał we wszystko, co powie;
Chcę z nim samym przestawać, nie zaś z jego usty
Jedynie, z których spływa dźwięk grzeczności pusty.
FILINT
Lecz zważ, że nas zbyt często wzniosła szczerość taka
Okryłaby śmiesznością i sławą prostaka;
Że nieraz, niech drażliwość twoja mi wybaczy,
Nieźle jest nasze myśli dobrze ukryć raczej.
Czy byłoby roztropnym, przyzwoitym zgoła,
Co o nich sądzim, wszystkim oznajmić dokoła?
Okazywać otwarcie wobec innych ludzi,
Co nam się nie podoba albo co nas nudzi?
ALCEST
Tak.
FILINT
Jak to? podstarzałej więc mocno Chlorydzie
Powiesz, że z wiekiem w parze zalotność nie idzie,
I że próżno bielidłem wskrzeszać wdzięk przyćmiony16?
ALCEST
Zapewne.
FILINT
Dorylowi, że jego androny,
Wysławianie swych zwycięstw i rodowej chwały
Każdemu już na dworze we znaki się dały17?
ALCEST
Owszem.
FILINT
Żartujesz chyba!
ALCEST
Mówię najpoważniej
I nie myślę oszczędzać tego, co mnie drażni.
To, co widzę dokoła, na dworze czy w mieście,
Żółć mi porusza, muszę wybuchnąć nareszcie.
Patrzeć co dzień na ludzi, jak żyją ze sobą,
To grozi melancholią lub ciężką chorobą.
Gdzie spojrzeć, wszędzie zgraja pochlebców przebrzydła18;
Podstęp, niesprawiedliwość; zdrady, fałszu sidła;
Dłużej już nie wytrzymam; dławię się; a zatem
Wolę do upadłego walczyć z całym światem.
FILINT
Twój sąd o ludziach nazbyt zdaje mi się dziki;
Śmiać się też muszę tylko, słysząc te wybryki,
I mniemam, żeśmy razem podobni niezmiernie
Do tych dwóch w Szkole mężów skreślonych tak wiernie19
Braci, z których…
ALCEST
Mój Boże! Skończ te liche żarty.
FILINT
Ty raczej przestań w pysze grzęznąć zbyt upartej20.
Złość się, jak chcesz, sam jeden świata nie odmienisz,
A skoro wszelką szczerość tak wysoko cenisz,
Powiem ci przeto szczerze, jeśli nie wiesz o tem,
Że twój obłęd szyderstwa stał się już przedmiotem
I że twój gniew tak srogi na świata zwyczaje
Na śmiech ludzki jedynie wszędy cię podaje.
ALCEST
Doprawdy? Tym ci lepiej! Doskonale, przednio!
Radość mi tym wyznaniem czynisz niepowszednią,
Bo każdy człowiek tyle wzgardy we mnie budzi,
Że wstydziłbym się znaleźć łaskę w oczach ludzi.
FILINT
Słabą naturę ludzką sądzisz zbyt surowo.
ALCEST
Nienawidzę jej, powiedz: to zbyt wątłe słowo.
FILINT
Więc bez żadnej różnicy, w całym świecie biednym
Nie złagodzisz swych sądów przykładem ni jednym?
A przecież między ludźmi, pośród których żyjem…
ALCEST
Nie odmienisz mych uczuć nazwaniem niczyjem:
Jednymi gardzę, bo są źli i niegodziwi,
Drugimi, że na podłość ludzką zbyt cierpliwi
I że nie płoną dla niej tym gniewem wieczystym,
Jaki winien występek budzić w sercu czystym.
Czego nie zniosą świata względy zbyt łaskawe,
Dowodem jawny oszust, z którym wiodę sprawę21!
Z dala poznasz w nim franta przez maskę układną,
Czym być potrafi, nie jest tajemnicą żadną;
Jego wzrok świątobliwy i pokora mnisza
Chyba tylko obcego mogą zwieść przybysza.
Wszyscy patrzyli na tę nędzną kreaturę,
Jak przez brudne zabiegi wciąż pięła się w górę;
Dziś, u szczytu powodzeń siedząc bez sromoty,
Jest zniewagą zasługi, a hańbą dla cnoty.
Mów, gdzie chcesz, o nim, choćby z największą pogardą,
Nikt za jego honorem nie ujmie się twardo;
Nazwij go łotrem, zdrajcą, ani się kto zdziwi,
Cały świat ci to przyzna, nikt się nie przeciwi;
Z tym wszystkim w każdym domu miłym gościem będzie,
Przyjmują go z uśmiechem, spotykasz go wszędzie;
Niech tylko wakans jaki otworzy się kędy,
On przed najzasłużeńszym umie zyskać względy22.
Do kroćset! to są dla mnie rany nazbyt krwawe
Patrzeć na tę uprzejmą z łajdactwem zabawę
I doprawdy czasami bierze mnie ochota
Uciec gdzie na pustynię od waszego błota.
FILINT
Mój Boże! mniej się troszczmy o moralność cudzą,
A błędy świata tyle gniewu w nas nie zbudzą;
Nie wnikajmy w naturę ludzką zbyt głęboko,
Na słabostki jej uczmy się przymykać oko.
Być szlachetnym, rozumnym, to jeszcze za mało:
Bądźmy ludzcy, gdy z ludźmi wciąż nam żyć przystało.
Najwyższy rozum drogę pośrednią obierze
I umie swe żądania zamknąć w pewnej mierze.
Ta staroświeckiej cnoty surowa powaga
Od nas, ułomnych ludzi, zbyt wiele wymaga;
Trudnoż doprawdy wiecznie trwać starym przesądem,
Dziś żyjem, więc z dzisiejszym trzeba iść nam prądem.
Czyż to nie jest szaleństwo iście bez przykładu
Chcieć cały świat przerabiać podług swego ładu23?
I ja, jak ty, spostrzegam co dzień rzeczy tysiąc:
Że mogłyby iść lepiej, gotów jestem przysiąc,
A przecież, choć spotykam złe na każdym kroku,
Gniewu z tego powodu nie dojrzysz w mym oku.
Biorę człowieka za to, czym on jest w istocie;
Nie potępiam słabości, nie dziwię niecnocie
I mniemam, że filozof podzieliłby ze mną
Raczej mój chłodny spokój, niż twą żółć daremną.
ALCEST
Ale ten spokój, co jest w wywodach tak biegły,
Czy zawsze będzie równie dla świata uległy?
Gdy serdeczny przyjaciel zdradzi cię nikczemnie,
Gdy ktoś mienie twe zechce wydrzeć potajemnie,
Lub zgubić cię spróbuje haniebną potwarzą,
Czy i to wówczas ścierpisz z tak pogodną twarzą24?
FILINT
Zapewne; patrząc na to, jedynie pomyślę,
Że błędy te z człowiekiem zrośnięte są ściśle;
I widząc ludzkie kłamstwa, występki, niecnotę,
Nie większą zgoła czuję do gniewu ochotę,
Niż gdybym miał przed sobą głodnych wilków stado,
Złe małpy albo sępy krążące gromadą.
ALCEST
Więc mam się dać oczerniać, ołgiwać, okradać
I nie mogę… Do licha, przestań o tym gadać!
Ty chcesz mnie chyba drażnić tym całym wywodem.
FILINT
Radziłbym ci poczynać sobie z większym chłodem;
I miast nad swoim wrogiem znęcać się bezkrwawo,
Wolałbyś się zakrzątnąć nieco za twą sprawą.
ALCEST
Nie uczynię ni kroku; rzecz postanowiona.
FILINT
Jakaż ci więc przed sądem zostaje obrona?
ALCEST
Jaka? W zdrowym rozumie, w mej słuszności, w prawie.
FILINT
ALCEST
Nie; czyliż moja sprawa jest zła albo brudna?
FILINT
Bynajmniej; lecz z szelmostwem walka bywa trudna,
I jeżeli nie zechcesz…
ALCEST
FILINT
Lecz możesz przypłacić ją drogo;
Przeciwna strona bowiem, w intrygach silniejsza,
Może sędziów przeciągnąć, zjednać sobie…
ALCEST
Mniejsza.
FILINT
Zawiedziesz się.
ALCEST
Więc dobrze. Chcę ujrzeć to dziwo.
FILINT
Ależ…
ALCEST
Przegram mój proces z rozkoszą prawdziwą.
FILINT
Ależ przecie…
ALCEST
Zobaczym. Niech się rzecz rozwidni;
Czy też ludzie potrafią być tyle bezwstydni,
Tak przewrotni, bezczelni, z sercem tak zbrodniczem,
Aby mnie jawnie skrzywdzić przed świata obliczem.
FILINT
Cóż za człowiek!
ALCEST
FILINT
Na honor, gdyby cię ktoś usłyszał, Alceście,
Wnet byś przedmiotem śmiechu stał się w całym mieście.
ALCEST
Tym ci gorzej dla śmieszków.
FILINT
Ale tę surową
Powagę, w którą lubisz stroić każde słowo,
Tę prawość nieskażoną w uczciwej prostocie,
Czyliż ją odnajdujesz w swych uczuć przedmiocie?
Wyznaję, iż zdumiewa mnie czasem twe serce,
Iż będąc z rodem ludzkim w tak wielkiej rozterce,
Mimo wszystko, co wstrętem napełnia je w świecie,
Wśród niego cel uwielbień swych znalazło przecie.
Ale większe zdziwienie jeszcze budzi we mnie
Twój wybór, który pojąć silę się daremnie;
Dobra Elianta łask swych wszak ci nie ukrywa,
Mile na cię spogląda Arsena cnotliwa,
A przecież od ich uczuć stroni twoja dusza,
Natomiast Celimeny powab ją porusza,
Której płocha zalotność i dowcip złośliwy
Przykład modnych zwyczajów stanowią prawdziwy.
Czemuż, gdy dla nich czujesz nienawiść tak srogą,
Ta, która ich obrazem, tyle ci jest drogą?
Czy w jej lubej osobie błędy te nie rażą?
Nie widzisz ich, że znosisz z tak spokojną twarzą28?
ALCEST
Nie. Miłość, jaką czuję dla tej młodej wdowy29,
Nie znaczy, bym oślepnąć dla niej był gotowy;
I jakkolwiek me serce ku jej wdziękom skłaniam,
Pierwszy widzę jej błędy, pierwszy im przyganiam.
Jednak przyznaję, żem jest względem niej zbyt słaby,
Zbyt silny mają urok dla mnie jej powaby;
I choć jej wady wielce ranią moją duszę,
Mimo wszelkie wzdragania i tak kochać muszę.
Lecz mniemam, że gdy chęci serca mego ziści,
Miłość moja jej duszę z tych błędów oczyści.
FILINT
ALCEST
Jakże mógłbym ją kochać, nie mając tej wiary?
FILINT
Gdy więc znasz jej przyjazne dla siebie zamiary,
Czemuż cię tłum rywalów od niej tak oddala?
ALCEST
FILINT
Gdyby o mego serca chodziło życzenie,
Eliancie bym poświęcił wszystkie me płomienie;
Dusza jej, cnót tak pełna, sprzyja ci najszczerzej,
Toteż raczej w tym związku szczęście twoje leży33.
ALCEST
FILINT
Lękam się, iż ten płomień, co trawi twe łono,
Podsycając nadzieję…