Kitabı oku: «Szelmostwa Skapena», sayfa 5
SCENA DZIESIĄTA
ARGANT, SKAPEN.
SKAPEN
Masz pan, widzisz, ile tu trupów za marnych dwieście pistolów. Bądź pan zdrów, życzę panu dobrego powodzenia.
ARGANT
cały drżący
Skapenie!
SKAPEN
O co chodzi?
ARGANT
Namyśliłem się dać tych dwieście pistolów.
SKAPEN
Bardzo mnie to cieszy dla pana.
ARGANT
Chodźmy go dogonić: mam właśnie przy sobie.
SKAPEN
Wystarczy, jeśli mnie pan wręczy. Jakoś nie wypada panu się pokazywać wobec tego, że tu uchodziłeś za kogo innego; a przy tym lękam się, czy, poznając pana, drab nie zażądałby więcej.
ARGANT
Pewnie, pewnie, ale widzisz, skoro już płacę, miałbym ochotę to widzieć.
SKAPEN
Może mi pan nie ufa?
ARGANT
Ach, nie; ale…
SKAPEN
Tam do licha! Panie, albo jestem filutem, albo uczciwym człowiekiem: jedno z dwojga. Czyż chciałbym pana oszukiwać i czy w tej całej sprawie mam jakikolwiek inny interes niż dobro pańskie i mego pana, którego również dotyczy sprawa owego małżeństwa? Jeśli mnie pan w czymkolwiek podejrzewa, nie mieszam się do niczego: może pan sobie szukać kogo się panu podoba, aby załatwiał pańskie sprawy.
ARGANT
Masz zatem.
SKAPEN
Nie, panie, niech mi pan nie powierza tej sumy. Bardzo mi to będzie na rękę, jeśli pan użyje kogo innego.
ARGANT
Ale bierzże, dla Boga.
SKAPEN
Nie, mówię; lepiej niech mi pan nie ufa. Kto wie, czy ja nie chcę po prostu wyłudzić tych pieniędzy.
ARGANT
Masz, powiadam, nie spierajmyż się już o to dłużej. Ale pamiętaj zabezpieczyć się z nim należycie.
SKAPEN
Niech się pan na mnie spuści; nie na głupiego trafił.
ARGANT
Będę czekał na ciebie w domu.
SKAPEN
Stawię się niezawodnie.
sam
Jeden byłby gotów. Pozostaje teraz rozejrzeć się za drugim. Słowo daję, właśnie idzie. Zdaje się, że samo niebo sprowadza ich na zawołanie w sieci.
SCENA JEDENASTA
GERONT, SKAPEN.
SKAPEN
udając, że nie widzi Geronta
O nieba! O, cóż za nieszczęście! Biedny ten ojciec! Biedny Geroncie, i cóż ty poczniesz teraz?
GERONT
na stronie
Co on tam o mnie mówi? Jakiś wydaje się strapiony.
SKAPEN
Czyż nikt mi nie powie, gdzie jest w tej chwili biedny pan Geront?
GERONT
O cóż chodzi, Skapenie?
SKAPEN
biegając po scenie, nie chcąc widzieć ani słyszeć Geronta
Gdzież mógłbym go spotkać, aby mu zwiastować to straszne nieszczęście?
GERONT
zatrzymując Skapena
Ale cóż się stało?
SKAPEN
Próżno biegam na wsze strony: nie mogę go znaleźć…
GERONT
Oto jestem.
SKAPEN
Musiał się chyba gdzieś schować: ale gdzie?
GERONT
zatrzymując Skapena
Człowieku, czyś ty ślepy, że mnie nie chcesz widzieć?
SKAPEN
Ach, panie, nie ma sposobu pana dopaść.
GERONT
Od godziny stoję tu przed tobą. Cóż się stało?
SKAPEN
Panie…
GERONT
Co?
SKAPEN
Syn pański…
GERONT
Cóż syn?
SKAPEN
Popadł w najbardziej niespodziane nieszczęście.
GERONT
Jakież?
SKAPEN
Spotkałem go przed chwilą w głębokim strapieniu z powodu czegoś, co mu pan powiedział i do czego pan wmieszał dość niepotrzebnie i moją osobę. Pragnąc rozproszyć choć trochę owo przygnębienie, udaliśmy się na przechadzkę do portu. Rozglądając się dokoła, zauważyliśmy statek turecki, wcale sobie pokaźny. Młody Turek, wyglądający bardzo przyzwoicie, zachęcił nas, abyśmy wstąpili na pokład, i sam nas nawet przeprowadził. Poszliśmy. Obsypał nas mnóstwem grzeczności, ofiarował podwieczorek składający się z wybornych owoców i doskonałego wina.
GERONT
Cóż w tym za nieszczęście?
SKAPEN
Zaraz, panie, już nadchodzi. Gdyśmy zajadali, on spuścił statek na morze: następnie zaś, kiedy port był już daleko, kazał mnie wsadzić w czółno i wyprawił do pana, abym powiedział, że jeśli nie przyślesz mu natychmiast przeze mnie pięciuset talarów, uprowadzi syna do Algieru.
GERONT
Jak to, u diaska! Pięciuset talarów!
SKAPEN
Tak, panie; i, co więcej, zostawił mi na to tylko dwie godziny.
GERONT
A, pies turecki! Zarzynać mnie w taki sposób!
SKAPEN
Niechże pan zatem, nie tracąc czasu, pomyśli nad sposobem wybawienia syna, którego kochasz tak tkliwie.
GERONT
Po kiegóż diabła łaził na ten statek?
SKAPEN
Nie przypuszczał tego, co mu się trafiło.
GERONT
Leć prędko, Skapenie, i powiedz temu Turkowi, że ja mu zaraz policję na kark naślę.
SKAPEN
Policja na pełnym morzu! Pan żartuje?
GERONT
Po kiegóż diabła łaził na ten statek?
SKAPEN
Zły los tak igra niekiedy z człowiekiem.
GERONT
Skapenie, dziś musisz okazać, że jesteś wiernym sługą.
SKAPEN
W jaki sposób?
GERONT
Spiesz powiedzieć Turkowi, aby mi odesłał syna i oddaj się jako zakładnik w jego miejsce, póki nie zgromadzę sumy, której ten rozbójnik żąda.
SKAPEN
Ech, panie, co też pan opowiada? Pan myśli, że ten Turek obrany jest z rozumu, aby przyjąć takiego mizeraka jak ja w miejsce pańskiego syna?
GERONT
Po kiegóż diabła łaził na ten statek?
SKAPEN
Nie przeczuwał nieszczęścia. Niech pan pamięta, że dano mi tylko dwie godziny.
GERONT
I mówisz, że żąda…
SKAPEN
Pięćset talarów.
GERONT
Pięćset talarów! Czy on nie ma sumienia?
SKAPEN
Także coś! Turek i sumienie!
GERONT
Czy on wie dobrze, ile to jest pięćset talarów?
SKAPEN
Tak, panie, wie, że to tysiąc pięćset funtów.
GERONT
Czy ten łotr myśli, że tysiąc pięćset funtów znajduje się na ulicy?
SKAPEN
Alboż tego rodzaju ludziom można coś wytłumaczyć?
GERONT
Ale po kiegóż diabła łaził na ten statek?
SKAPEN
To prawda. Ale cóż! Nikt nie przewidywał, co się stanie. Panie, przez litość, niech pan nie traci czasu!
GERONT
Masz, oto klucz od szafy.
SKAPEN
Dobrze.
GERONT
Otworzysz ją.
SKAPEN
Wybornie.
GERONT
Znajdziesz w lewej przegrodzie wielki klucz, który otwiera drzwi od strychu.
SKAPEN
Wiem.
GERONT
Zbierzesz tam wszystkie ubrania, schowane w wielkim koszu, i pójdziesz je sprzedać handlarzom starzyzny, aby uzyskać ten okup.
SKAPEN
oddając mu klucz
Ech, panie, czy panu się coś marzy? Ani stu franków nie dostałbym za to wszystko; a potem wiesz pan, jak mało czasu zostawiono na załatwienie sprawy.
GERONT
Ale po kiegóż diabła on łaził na ten statek?
SKAPEN
Och! Ileż słów na próżno! Zostaw pan już ten statek i pomyśl, że czas nagli; narażasz się na to, że możesz nie ujrzeć syna. Och! Biedny paniczu! Kto wie, czy cię jeszcze zobaczę kiedy! Kto wie, w tej chwili może uwożą cię już skutego w kajdany do Algieru. Ale niebo mi będzie świadkiem, że uczyniłem dla ciebie wszystko, co było w mej mocy, i że, jeśli mi się nie uda cię wykupić, winne temu będzie jedynie nieczułe serce ojca.
GERONT
Czekaj, Skapenie, pójdę poszukać tej sumy.
SKAPEN
Niechże się pan spieszy, panie: boję się, że będzie za późno.
GERONT
Prawda, mówiłeś, że żąda czterysta talarów?
SKAPEN
Nie. Pięćset talarów.
GERONT
Pięćset talarów!
SKAPEN
Tak.
GERONT
Po kiegóż diabła on łaził na ten statek?
SKAPEN
Ma pan słuszność, ale niech się pan spieszy.
GERONT
Czyż nie miał innego miejsca do przechadzki?
SKAPEN
To prawda; ale niech pan nie marudzi.
GERONT
Ha! przeklęty statek!
SKAPEN
na stronie
Zajechał mu w głowę ten statek.
GERONT
Czekaj, Skapenie, zapomniałem zupełnie, że przed chwilą wręczono mi właśnie takąż sumę w złocie. Nie myślałem, że tak prędko przyjdzie mi się z nią rozstać.
wyjmując sakiewkę i podając Skapenowi
Masz, idź, wykup syna.
SKAPEN
wyciągając rękę
Dobrze, panie.
GERONT
nie wypuszczając sakiewki, którą niby dawał Skapenowi
Ale powiedz temu Turkowi, że jest skończonym zbrodniarzem.
SKAPEN
wyciągając znowu rękę
Dobrze, panie.
GERONT
j.w.
Bezecnikiem!
SKAPEN
Dobrze, panie.
GERONT
j.w.
Człowiekiem bez czci i wiary, złodziejem!
SKAPEN
Już niech się pan na mnie spuści.
GERONT
j.w.
Że mi wydziera te pięćset talarów wbrew boskim i ludzkim prawom!
SKAPEN
Dobrze, panie.
GERONT
j.w.
Że jeszcze nie skończona sprawa między nami.
SKAPEN
Już dobrze.
GERONT
j.w.
I że, jeśli go kiedy dopadnę, potrafię się na nim zemścić!
SKAPEN
Tak.
GERONT
chowając sakiewkę z powrotem do kieszeni i odchodząc
Idź, idź co żywo wykupić syna.
SKAPEN
biegnąc za Gerontem
Hej, panie!
GERONT
Co takiego?
SKAPEN
A gdzież pieniądze?
GERONT
Czyż ci ich nie dałem?
SKAPEN
Niech Bóg broni: schował je pan z powrotem.
GERONT
Ach, tak! To z boleści tak straciłem głowę.
SKAPEN
Widzę.
GERONT
Po kiegóż diabła łaził na ten statek! Ha! Przeklęty statek! Ha! Zdrajca Turek! A, wszyscy diabli!
SKAPEN
sam
Nie może strawić tych pięciuset talarów, które zeń wydrwiłem: ale jeszcześmy się nie skwitowali; musi mi w innej walucie zapłacić, że mnie oczernił w oczach syna.
SCENA DWUNASTA
OKTAW, LEANDER, SKAPEN.
OKTAW
I cóż, Skapenie, udało ci się coś dla mnie uzyskać?
LEANDER
Czyś co uczynił, aby wybawić mą miłość z kłopotu?
SKAPEN
do Oktawa
Oto dwieście pistolów, którem wycisnął z ojca.
OKTAW
Och, jakaż radość!
SKAPEN
do Leandra
Dla pana nic się nie dało zrobić.
LEANDER
chcąc odejść
W takim razie trzeba mi zginąć; nic mi po życiu, jeśli mam postradać Zerbinetę.
SKAPEN
Hola, hola, powoli. Jaki pan, u diaska, gorący.
LEANDER
odwracając się
I cóż mi zostało?
SKAPEN
Czekaj pan, mam coś dla pana.
LEANDER
Ach, życie mi wracasz.
SKAPEN
Ale, pod warunkiem, że mi pan pozwoli na małą zemstę nad ojcaszkiem za sztuczkę, którą mi wypłatał.
LEANDER
Co zechcesz.
SKAPEN
Przyrzeka pan przy świadkach?
LEANDER
Tak.
SKAPEN
Bierz pan, oto pięćset talarów.
LEANDER
Spieszmyż tedy wykupić ubóstwianą.
AKT TRZECI
SCENA PIERWSZA
ZERBINETA, HIACYNTA, SKAPEN, SYLWESTER.
SYLWESTER
Tak, kochankowie wasi postanowili pomieścić was tu razem; spełniamy rozkaz, jaki nam wydano.
HIACYNTA
do Zerbinety
Co do mnie, zachwycona jestem tym pomysłem. Z radością witam tak miłą towarzyszkę losu; wiele dałabym za to, aby przyjaźń, która łączy drogie nam osoby, mogła i nas zespolić słodkim węzłem.
ZERBINETA
Przyjmuję z duszy uprzejmą propozycję: nie mam zwyczaju się drożyć, gdy mnie ktoś częstuje przyjaźnią.
SKAPEN
A miłością?
ZERBINETA
Co do miłości, rzecz trochę inna; z tej strony grozi nieco więcej niebezpieczeństw, tu nie jestem równie śmiała.
SKAPEN
Myślę jednak, że nie odnosi się to do mego pana; po tym, co uczynił dla panienki, zasłużył chyba na wszelkie dowody wzajemności.
ZERBINETA
Tak zupełnie nie jestem przekonana; to wszystko nie wystarcza jeszcze; aby w całej pełni zdobyć moje zaufanie. Jestem z natury wesoła i śmieję się bez ustanku, ale mimo tych płochych pozorów patrzę bardzo poważnie na pewne rzeczy. Twój pan łudzi się bardzo, jeśli myśli, iż wystarczy, że mnie kupił, aby mnie posiąść na własność. Aby to osiągnąć, musiałby poświęcić coś więcej niż pieniądze; nim bym mogła odpowiedzieć na jego miłość tak, jak tego pragnie, trzeba by, aby zapewnienie jego wiary znalazło poparcie w pewnym obrządku uznanym przez świat za niezbędny.
SKAPEN
Tak też i on to rozumie. Przejęty jest dla panienki najuczciwszymi chęciami; i ja też nie mieszałbym się z pewnością w tę sprawę, gdybym go o co innego podejrzewał.
ZERBINETA
Chętnie wierzę, skoro pan tak powiada; ale przewiduję niejakie trudności ze strony ojca.
SKAPEN
Znajdziemy jakiś sposób.
HIACYNTA
do Zerbinety
Losy nasze są tak podobne, iż to powinno wzmocnić jeszcze wzajemną sympatię: obie przechodzimy te same niepokoje, obu nam grozi toż samo niebezpieczeństwo.
ZERBINETA
Ty, Hiacynto, masz bodaj tę przewagę, że wiesz, czyją jesteś córką. Poparcie rodziny, na którą łatwo ci się powołać, może pomyślnie zwrócić całą sprawę, zapewnić twoje szczęście i wyjednać zezwolenie na zawarte już małżeństwo. Ja natomiast nie mogę się znikąd spodziewać pomocy; a ubóstwo moje nie przyczyni się do zmiękczenia woli ojca, oglądającego się jedynie na majątek.
HIACYNTA
Ale ty znowu masz tę przewagę, że nikt nie próbuje odwrócić od ciebie kochanka pokusą innego związku.
ZERBINETA
Zmienność drogiego serca nie jest jeszcze tym, co najwięcej grozi kobiecie. Może polegać tyle na własnej wartości, aby wierzyć, iż zdoła utrzymać raz pozyskaną zdobycz: najstraszliwszą w takim położeniu wydaje mi się przemoc władzy ojcowskiej, w oczach której żaden nasz powab nie ma wartości.
HIACYNTA
Och, i czemuż tak już jest na świecie, że najszczersze skłonności trafiają na tyle przeszkód? Jakże słodką rzeczą jest miłość, skoro lubym wiązom dwojga serc nie grozi żadne niebezpieczeństwo!
SKAPEN
Panienka żartuje! Spokój w miłości, podobnie jak cisza morska, nigdy nic dobrego nie wróży. Jednostajne szczęście zbyt rychło się przykrzy; w życiu trzeba przypływu i odpływu; trudność podnieca zapały i zaostrza przyjemność.
ZERBINETA
Ale prawda, Skapenie, opowiedzże nam, jakiego to paradnego podstępu użyłeś, aby wycisnąć pieniądze ze starego kutwy? Ma to być coś przezabawnego; a wiesz, że nie darmo się trudzi, kto mi coś wesołego opowiada i że odpłacam mu to sowicie radością i śmiechem.
SKAPEN
Sylwester wam to opowie nie gorzej ode mnie. Ja bo mam głowę nabitą planem małej zemsty, na którą już zawczasu się cieszę.
SYLWESTER
I po cóż ty z dobrej woli chcesz zdrową głowę kłaść pod ewangelię?
SKAPEN
Lubię nad życie takie śmiałe przedsięwzięcia.
SYLWESTER
Szczerze ci radzę, posłuchaj mnie i daj temu pokój.
SKAPEN
Mądrze radzisz, ale ja wolę słuchać siebie samego.
SYLWESTER
Po kiego diaska bawić się w takie żarty?
SKAPEN
Po kiego diaska ciebie o to głowa boli?
SYLWESTER
Bo widzę, jak bez żadnej potrzeby narażasz grzbiet na porządną porcję kijów.
SKAPEN
Więc dobrze, narażam; ale nie twój, tylko swój własny.
SYLWESTER
Masz słuszność: jesteś panem swoich pleców, możesz nimi rozrządzać, jak ci się spodoba.
SKAPEN
Tego rodzaju niebezpieczeństwa nigdy mnie nie odstraszały. Gardzę owymi tchórzami, co to, chcąc niby wszystko przewidzieć, ze zbytku ostrożności nie ważą się na żaden hazard9.
ZERBINETA
do Skapena
Będziemy jeszcze potrzebowały twojej pomocy, Skapenie.
SKAPEN
Idźcie teraz. Dogonię was niebawem. Nie będzie powiedziane, iż mógł ktoś bezkarnie narazić mnie na to, żem się sam zdradził tak haniebnie i bez potrzeby wydał tajemnice rzemiosła.