Kitabı oku: «Szelmostwa Skapena», sayfa 4
SCENA ÓSMA
ARGANT, SKAPEN.
SKAPEN
na stronie
Ciągle jeszcze przeżuwa swoje.
ARGANT
myśląc, że jest sam
Tak mało mieć rozwagi, tak mało statku! Wplątać się w takie zobowiązanie! Och, och, lekkomyślna młodzież!
SKAPEN
Sługa najniższy.
ARGANT
Jak się masz, Skapenie.
SKAPEN
Duma pan nad przygodą syna?
ARGANT
Wyznaję, że mnie to gryzie niepomiernie.
SKAPEN
Panie, życie ludzkie najeżone jest przeciwnościami: toteż dobrze jest każdej chwili być na nie przygotowanym. Swego czasu słyszałem na ten temat zdanie starożytnego mędrca, które na zawsze zachowałem w pamięci.
ARGANT
Cóż za zdanie?
SKAPEN
Że jeśli ojciec rodziny choćby przez krótki czas był poza domem, winien przejść w myśli wszystkie przykre wydarzenia, jakie może zastać za powrotem; wyobrazić sobie, że dom spłonął, pieniądze skradli złodzieje, żona umarła, syn okaleczał, córkę zgwałcono; to zaś, co go ominęło, przypisać szczególnemu szczęściu. Co do mnie, trzymałem się zawsze tej nauki w mojej skromnej filozofii; ile razy zdarzyło mi się wracać do domu, za każdym razem byłem przygotowany na gniew państwa, na wymyślania, na zniewagi, kopnięcie w zadek, kije i batogi; za wszystko zaś, czego mi oszczędzono, składałem dzięki dobremu losowi.
ARGANT
Bardzo ładnie; ale z tego nie wynika, bym miał cierpieć bezecne małżeństwo, stające w poprzek związkom, które układałem dla syna. Właśnie zasięgałem rady adwokatów, w jaki sposób można by rzecz całą unieważnić.
SKAPEN
Na honor, panie, gdyby pan mnie chciał słuchać, starałby się pan załagodzić sprawę na innej drodze. Wie pan, co to są procesy w tym kraju; dobrowolnie się pan pakuje w gniazdo os.
ARGANT
Masz słuszność, czuję to aż nadto dobrze. Ale jakaż to inna droga?
SKAPEN
Zdaje mi się, że ją znalazłem. Tak mi żal pana, doprawdy, kiedy patrzę na pańskie zmartwienie, że mimo woli zacząłem szukać w głowie jakiegoś sposobu, aby pana wydobyć z kłopotu. Taką już mam naturę, że nie mogę patrzeć bez wzruszenia na zacnych rodziców cierpiących zgryzoty z powodu niesfornych dzieci; prócz tego, zawsze czułem dla pańskiej osoby całkiem szczególny szacunek.
ARGANT
Szczerze ci jestem obowiązany.
SKAPEN
Poszedłem więc rozmówić się z bratem dziewczyny. To jeden z owych zawodowych rębajłów, ludzi, których życie streszcza się w machaniu szpadą: wciąż mówią tylko o zadźganiu kogoś i tyle im znaczy zamordować człowieka, co drugiemu golnąć szklankę wina. Naprowadziłem rozmowę na małżeństwo, wykazałem, jak łatwo byłoby je unieważnić na podstawie oczywistego gwałtu; podkreśliłem ojcowskie przywileje; oparcie, jakie panu dają wobec trybunałów i słuszne prawo, i majątek, i stosunki. Tak mu zakręciłem głowę, że wreszcie dał się nakłonić, aby umorzyć sprawę za jakąś okrągłą sumkę; słowem, gotów przystać na unieważnienie, byle mu pan dał odszkodowanie pieniężne.
ARGANT
I ileż?
SKAPEN
Och, z początku roiły mu się złote góry.
ARGANT
Hm, ile?
SKAPEN
Bajońskie sumy.
ARGANT
Ale przecież?
SKAPEN
Nie chciał słyszeć o mniej niż pięciuset lub sześciuset pistolach.
ARGANT
Niechże go febra ściśnie pięćset i sześćset razy! Czy on sobie kpi?
SKAPEN
To samo mu powiedziałem. Wzruszyłem ramionami na takie pretensje i wytłumaczyłem jasno, że pan nie jest tak głupi, aby dać z siebie wycisnąć sześćset pistolów. Wreszcie, po długich rokowaniach, oto do czego sprowadza się wynik. Zbliża się czas, powiedział, w którym mam się zaciągnąć do wojska; muszę się wyekwipować i trzeba mi gotowizny: rad nierad zatem, muszę się zgodzić na propozycje. Trzeba mi wierzchowca; trudno zaś dostać niezłego konika za mniej niż sześćdziesiąt pistolów.
ARGANT
Dobrze więc, na sześćdziesiąt może rachować.
SKAPEN
Do konia potrzebny jest rząd i pistolety; to jeszcze jakieś dwadzieścia pistolów.
ARGANT
Dwadzieścia a sześćdziesiąt, byłoby osiemdziesiąt.
SKAPEN
Właśnie.
ARGANT
To dużo; ale niech będzie: zgadzam się i na tyle.
SKAPEN
Trzeba mu również konia pod siodło dla pachołka: co najmniej trzydzieści pistolów.
ARGANT
Cóż u diaska! Niechże mu kat świeci; nic nie dam.
SKAPEN
Panie, panie!
ARGANT
Nie: to trzeba być bezczelnym błaznem!
SKAPEN
Chce pan, aby pachołek gonił za nim piechotą?
ARGANT
Niech goni jak mu się podoba i jego pan także.
SKAPEN
Mój Boże, panie, niechże się pan nie zacina przy takiej drobnostce. Niech się pan nie wdaje w procesy, błagam; raczej niech pan wszystko odda, byle się uchronić rąk sprawiedliwości.
ARGANT
Niechże więc stracę; gotów jestem wreszcie zapłacić i te trzydzieści.
SKAPEN
Trzeba mi również, powiedział, jucznego muła, który by…
ARGANT
Co! Niechże mi się zabiera do czarnego diaska ze swoim mułem! To już za wiele; pójdziemy do sądu.
SKAPEN
Panie, niech pan ustąpi.
ARGANT
Nie, mowy nie ma.
SKAPEN
Maleńki mułek.
ARGANT
Ani nawet osła.
SKAPEN
Niech pan rozważy.
ARGANT
Nie; wolę się procesować.
SKAPEN
Ech, drogi panie, co pan doprawdy wyplata? Czy pan wie, na co się pan naraża? Niech pan ogarnie myślą wszystkie stopnie i szczeble sprawiedliwości. Niech pan spojrzy, ile tu instancji i apelacji; ile zawikłanych procedur; ile zwierząt drapieżnych, przez których pazury przejść ci będzie trzeba: woźnych, pełnomocników, prokuratorów, adwokatów, pisarzy, substytutów, referendarzy, sędziów i ich pomocników. Nie ma pomiędzy nimi ani jednego, który by, dla najbłahszego powodu, nie był zdolny karku skręcić najsłuszniejszej sprawie. Woźny doręczy panu fałszywe powołanie, wskutek czego skażą pana, ani nie będziesz wiedział o tym. Pański prokurator porozumie się z przeciwnikiem i sprzeda cię za miłą gotowiznę. Adwokat, tak samo przekupiony, nie stawi się na rozprawę lub będzie bronił w sposób, który rzecz tylko pogrzebie. Pisarz wystosuje zaoczne wyroki. Sekretarz trybunału uprzątnie rozmyślnie akta z dowodami albo też sam referendarz pominie to, co widział; a skoro, po największych wysiłkach, zdołałbyś się pan uporać z tym wszystkim, przekonasz się z przerażeniem, że bądź to pobożne duszyczki, bądź też damulki, które trzymają sędziów w garści, nastroiły ich przeciw panu. Och, panie, jeśli tylko możesz, ratuj się z tego piekła. Mieć proces w tym kraju, to znaczy być potępionym za życia: sama myśl o procesie wygnałaby mnie stąd aż na krańce Indii.
ARGANT
Na ileż on szacuje tego muła?
SKAPEN
Panie, na tego muła, na oba konie, rynsztunek, pistolety i jakiś drobny dług w gospodzie, żąda, jedno w drugie, okrągłych dwieście pistolów.
ARGANT
Dwieście pistolów!
SKAPEN
Tak.
ARGANT
chodząc w gniewie tam i z powrotem
Dobrze, dobrze, będziemy się procesować.
SKAPEN
Niech się pan zastanowi…
ARGANT
Będę się procesował.
SKAPEN
Niech się pan nie naraża…
ARGANT
Chcę się procesować.
SKAPEN
Ależ, aby się procesować, też panu będzie trzeba pieniędzy. Będzie ich trzeba na koszta śledztwa: będzie trzeba na odszkodowanie świadków; będzie trzeba na prokurację, prezentację, należytość za posiedzenia, taksę pełnomocnictwa i diety prokuratora. Będzie ich panu trzeba na konsultacje i obronę adwokatów, na prawo wycofania aktów i sporządzenie odpisów. Będzie ich panu trzeba na raporty substytutów, na poczestne, na wciągnięcie aktów przez pisarza, na sporządzenie orzeczenia, wyroki, kontrole, podpisy i ekspedycje dependentów, nie mówiąc już o podarkach, bez których się nie obejdzie. Niech pan da te same pieniądze owemu człowiekowi, a pozbędzie się pan całej sprawy.
ARGANT
Jak to! dwieście pistolów!
SKAPEN
No tak. Zyska pan jeszcze na tym. Ot tak, na próbę, zrobiłem w myśli obrachunek wszystkich kosztów; i przekonałem się, że dając drabowi dwieście pistolów, zarabia pan na czysto co najmniej sto pięćdziesiąt, nie licząc kłopotów, łażenia i utrapień. Choćby tylko chodziło o oszczędzenie sobie epitetów, jakich panu nie pożałują przed całą publicznością te szelmy adwokaci, wolałbym zapłacić trzysta pistolów, niż mieć proces.
ARGANT
Drwię sobie z tego: chciałbym widzieć adwokata, który by sobie pozwolił coś na mnie powiedzieć!
SKAPEN
Zrobi pan, co się panu spodoba, ale gdybym był na pana miejscu, wolałbym uniknąć.
ARGANT
Nie zapłacę dwustu pistolów.
SKAPEN
Otóż i człowiek, o którym mowa.
SCENA DZIEWIĄTA
ARGANT, SKAPEN, SYLWESTER przebrany za rębajłę.
SYLWESTER
Słuchaj no, Skapenie, pokaż mi przy sposobności tego Arganta, ojca naszego Oktawa.
SKAPEN
Na cóż to panu?
SYLWESTER
Dowiedziałem się, że chce wytoczyć proces i na tej drodze unieważnić małżeństwo.
SKAPEN
Nie wiem, czy ma ten zamiar; to tylko wiem, że nie chce się zgodzić na dwieście pistolów, których pan żąda; powiada, że to za wiele.
SYLWESTER
Kroćset bomb i kartaczy! Niech go tylko dopadnę, naszpikuję go jak zająca, choćby mnie mieli żywego kołem łamać.
Argant kryje się, drżąc cały, za plecami Skapena.
SKAPEN
Ho, ho, panie; ojciec Oktawa to odważny człowiek: nie nastraszy się z pewnością.
SYLWESTER
Co, on! Do stu kartaczy! Gdybym go tu spotkał, wpakowałbym mu w brzuch tę szpadę po rękojeść.
spostrzegając Arganta
Co to za człowiek?
SKAPEN
To nie on, panie, to nie on!
SYLWESTER
Może ktoś z jego przyjaciół?
SKAPEN
Nie, panie, przeciwnie, to jego zawzięty wróg.
SYLWESTER
Zawzięty wróg?
do Arganta
Pan jesteś wrogiem tego hultaja Arganta? Hę?
SKAPEN
Tak, tak, ręczę.
SYLWESTER
potrząsając gwałtownie ręką Arganta
Uściśnij mi pan rękę. Daję panu słowo i przysięgam na honor, na szpadę, którą noszę przy boku, na wszystkie zaklęcia, jakie istnieją pod słońcem, że nim dzień upłynie, uwolnię pana od tego draba, tego starego łotra, Arganta. Niech się pan na mnie spuści.
SKAPEN
Mój panie, gwałty w tym kraju do niczego dobrego nie prowadzą.
SYLWESTER
Drwię sobie ze wszystkiego: nie mam nic do stracenia.
SKAPEN
Będzie się miał na baczności, to pewna; ma przyjaciół, krewnych i służbę, którzy osłonią go w razie napaści.
SYLWESTER
Chciałbym to widzieć, do czarta! A, do wszystkich diabłów! Czemuż go tu nie mam przed sobą w tej chwili, razem z jego całą hałastrą! Czemuż mi nie stanie do oczu w otoczeniu bodaj i trzydziestu ludzi! Czemuż nie skoczą tu na mnie z bronią w ręku!
stając w pozycji
Co, hultaje! Wy byście śmieli na mnie się porywać! Tam do kata, bij, morduj!
zadaje pchnięcia na wszystkie strony, jak gdyby walczył z kilkoma osobami
Bez pardonu. Masz! Ostro. Trzymaj! Roztropnie a śmiało. A, łotry! A, draby! Swędzi was skóra, swędzi? Już ja wam ją wygarbuję. Macie gałgany, macie! Dalej! Masz i ty, i ty! Trzymaj!
zwracając się w stronę Arganta i Skapena
I to jeszcze, i to! Co, dajecie drapaka? Stać mi tu ostro, stać ostro!
SKAPEN
No, no, no, panie! My nie trzymamy z nimi.
SYLWESTER
To was nauczy robić sobie ze mnie zabawkę.