Kitabı oku: «Przed Świtem », sayfa 6

Yazı tipi:

ROZDZIAŁ DWUNASTY

Reszta weekendu minęła niewiadomo kiedy. Jej tata obudził się w niedzielny poranek i natychmiast wszczął jedną ze swoich akcji kokietowania wszystkich wokół. Robił to od czasu do czasu, kiedy wiedział, że naprawdę nabroił. Jakby sądził, że rodzinna wycieczka do Frankie & Benny’s raz w miesiącu mogła wynagrodzić jego godne ubolewania zachowanie w pozostałych dniach.

Kate odrzuciła zaproszenie wyjścia wraz z rodziną. Familijne wypady wiązały się zazwyczaj z krytykowaniem przez mamę jej wyboru odzieży, powtarzaniem, że nie wolno jej jeść deseru, i że lepiej byłoby, gdyby ograniczyła się do wody zamiast soku oraz Madison chełpiącej się swym jakże idealnym życiem. Kate odnosiła wrażenie, że jej tolerancja dla tego typu zachowania ma teraz cieńsze granice, zwłaszcza po tym, jak mama zaczęła zachowywać się tak, jakby całe to wylanie-taty-z-pracy-i-bicie-dzieci w ogóle się nie wydarzyło.

A do tego, bała się, co może się wydarzyć, jeśli wda się z kimkolwiek w kłótnię. Czy wpadnie w szał i zrani kogoś, tak jak zrobiła to tacie? A co, jeśli nagle chwyci czyjś krwisty stek, nie mogąc powstrzymać się, by go spałaszować? Lepiej było dla niej pozostać w domu, z dala od wszystkich. Mogła zająć się stertą książek leżących obok jej łóżka, które już dawno zamierzała przeczytać.

Niestety, nie mogła spędzić tak wieczności. Nadszedł poniedziałek i Kate nie miała innego wyboru, jak iść do szkoły. Kiedy tam dotarła, unikała przyjaciółek, nie będąc całkowicie w nastroju, by stawić czoło konsekwencjom ignorowania ich telefonów i wiadomości przez cały weekend.

Nie potrafiła skupić się na zajęciach. Chociaż uwielbiała literaturę, musiała wytężać uwagę. Jej wzrok wędrował wciąż do srebrnej bransoletki, którą dał jej Elijah. Zastanawiała się jednocześnie, co miał na myśli, kiedy powiedział, że to amulet na szczęście.

– Może panna Roswell odpowie na to pytanie – usłyszała nagle słowa nauczycielki.

Jej głowa wystrzeliła w górę. Wszyscy spoglądali na nią.

– Przepraszam – powiedziała. – Przegapiłam pytanie.

– Pytanie – powiedziała nauczycielka – brzmiało, jakie główne motywy przeplatają się w Wichrowych Wzgórzach Bronte?

– Ach – powiedziała Kate.

Jej umysł całkowicie odmówił posłuszeństwa w obecności czułych spojrzeń jej klasowych kolegów. Zaczęła nerwowo bawić się bransoletką. Potem, ni stąd ni zowąd, odpowiedzi same zdały się zmaterializować w jej umyśle.

– Cóż – zaczęła – jest motyw miłości i namiętności, jako niszczycielskich sił, jest też motyw sprzeciwu wobec zmian. Miłość Kathy i Heathcliffa skazana jest ostatecznie na niepowodzenie, ponieważ oboje ich nie chcą; Heathcliff, choć wraca na wzgórza, jako bogacz, nie wyrzeka się swej dzikiej natury i z pewnością jest w stanie chować urazę przez bardzo długi czas, w przeciwieństwie do Heartona, który wraz z wiekiem z ochotą wita zmiany i w konsekwencji zostaje wynagrodzony miłością młodej Catherine.

Nauczycielka zamrugała powiekami ze zdumienia.

– Tak, cóż, bardzo dobrze, Kate.

– Nie skończyłam – odparła Kate. Jej umysł zdawał się ożyć myślami, jakby jednym haustem wypiła cztery espresso. Synapsy w jej mózgu przewodziły impulsy tak szybko, że po prostu musiała wyrzucić to wszystko z siebie. Przeszła do wyjaśnienia symbolicznego znaczenia par w powieści. – Dzikiego charakteru wzgórz w porównaniu do cywilizacyjnego folwarku. Miłości Kathy do Heathcliffa oraz do Edgara. Dwóch historii miłosnych rozgrywających się równolegle, aczkolwiek stojących w całkowitej sprzeczności ze sobą…

W końcu zamilkła, kiedy podniosła głowę i zobaczyła minę nauczycielki. Miała już nigdy jej nie zapomnieć. Kobieta stała z otwartymi ustami, gapiąc się, najwyraźniej pełna podziwu. Cała reszta klasy również.

Nauczycielka podniosła dłoń, by ją uciszyć, najwyraźniej nie chcąc już słuchać dalej.

Kate poczuła, że jej policzki się rumienią. Osunęła się na miejsce i obrzuciła nauczycielkę mrocznym spojrzeniem. W jej umyśle wciąż wrzało. Klarowność pojawiających się myśli zadziwiała ją samą. Sprawiała, że czuła się potężniejsza niż wtedy, gdy postawiła się tacie.

Dotknęła bransoletki i zaczęła się zastanawiać: czy to właśnie takie szczęście Elijah miał na myśli?

*

Kiedy zajęcia dobiegły końca i uczniowie zaczęli rzędem kierować się na stołówkę, Kate usłyszała za sobą szepty. Szla ostrożnie, powoli, słuchając każdej, przyciszonej obelgi pod jej adresem.

– Co za ofiara losu – mówiła jedna z dziewcząt. – Znaczy, kiedy nie bije innych i nie rozbija stolików, jest taka dziwna. Słyszeliście ją w klasie? Kto wie o takich rzeczach?

Czując się silniejszą po zajściu w klasie, Kate obróciła się na miejscu, w ułamku sekundy wyłowiła z tłumu dziewczynę, która o niej szeptała, po czym rzuciła się na nią i cisnęła o szafki.

Wszyscy zareagowali stłumionym okrzykiem.

Dziewczyna, która ją szkalowała, nosiła imię Emma. Kate zwęziła oczy i spojrzała na nią gniewnie. Ale kiedy wejrzała w oczy Emmy, nagle ogarnęło ją dziwne uczucie, jakby czyjś bezcielesny głos przemówił do niej, iż Emma atakowała ją z czystej zazdrości.

– Wstydzisz się swojej dysleksji – powiedziała Kate, zadzierając głowę na bok.

– Skąd o tym wiesz? – powiedziała Emma, czerwieniąc się jak burak. – Nikt o tym nie wie.

Z walącym sercem Kate odsunęła się i wypuściła Emmę. Dziewczyna czmychnęła do swoich koleżanek, oglądając się na Kate przez ramię. Kate stała tylko, dysząc, mając mętlik w głowie. Emma zadała pytanie, na które sama rozpaczliwie pragnęła poznać odpowiedź.

Skąd o tym wiedziała?

ROZDZIAŁ TRZYNASTY

– Nareszcie! – krzyknęła Dinah do Kate przez stołówkę. – Dziewczyno, gdzie ty byłaś?

Starania Kate, by unikać przyjaciółek, w końcu odniosły fiasko. Potoczyła się do ich stolika.

Dinah zatrzymała ją, by ją wyściskać.

– Telefon wpadł ci do sedesu, czy co? Cały weekend wysyłałam ci wiadomości.

Amy i Nicole powitały ją znacznie chłodniej niż Dinah. Żadnej jakoś nie spieszyło się, by odpuścić jej zachowanie w tych ostatnich kilku dniach.

– Masz jeszcze moją suknię? – powiedziała Nicole ozięble. – Chciałabym założyć ją w tym tygodniu, więc…

– Wypiorę ją i jutro przyniosę – powiedziała Kate.

Potem przyszła kolej na gromy ze strony Amy.

– Co się stało z moją najlepszą przyjaciółką Kate Roswell? Jest tam wciąż jeszcze? Ktoś wie, co się z nią stało?

Kate zasznurowała wargi.

– Postaram się ją odświeżyć.

Amy posłała jej udawany uśmieszek.

Dinah spojrzała na wszystkie przyjaciółki.

– Dziewczyny, wyluzujcie. Błagam. Kate odwaliło i dała popalić cheerleaderce na imprezie. Wielka mi rzecz.

– Nie tylko – syknęła Nicole, a Amy krzyknęła – To jest wielka rzecz, podczas gdy Kate powiedziała − Nie odwaliło mi!

– Hola, hola – powiedziała Dinah, podnosząc ręce, by je nieco uspokoić. – Wszystkie zachowujecie się jak oszalałe. Weźmy oddech i nacieszmy się nachos.

Wzięła chips z miski stojącej przed nią, jednak pozostała trójka wciąż spoglądała na siebie gniewnie.

– Nie widziałaś tego – powiedziała Amy do Dinah’y. – Nie widziałaś, co zrobiła. Jaka była silna.

– Jesteś na mnie zła, bo jestem silna? – odburknęła Kate.

Czuła, jak wzbierał w niej gniew. Ostatnią rzeczą, której było jej teraz trzeba, to zaatakować kogoś, wyzwolić w sobie ten dziwny waleczny instynkt, który był na tyle potężny, że powalał mężczyznę o wzroście sześciu stóp na kolana.

– Jestem na ciebie zła, bo puściłaś mnie kantem – ripostowała Amy. – Kolejny raz.

Kate miała już odpowiedzieć, kiedy nagle przy stoliku pojawił się Tony. Wszystkie odchyliły się na swoich krzesłach, wlepiając w niego wzrok.

– Kate, cześć – powiedział Tony i pomachał do niej.

Nie była w nastroju, by rozmawiać z nim akurat w tej chwili. Podniosła na niego wzrok.

– Taa? – powiedziała, brzmiąc bardziej jak Madison niż ona sama.

– Zastanawiałem się czy nie chciałabyś pójść do wesołego miasteczka, które zainstalowali w Shoreline Park – powiedział, wpychając dłonie do kieszeni. – Jestem trochę maniakiem parków rozrywki i widzisz, pomyślałem, że może miałabyś ochotę pójść tam ze mną. Potarł nerwowo szyję dłonią.

Kate zmarszczyła brwi. Tony zapraszał ją na randkę, lecz ona nie czuła chociażby odrobiny podekscytowania. Jeśli już, to jego obecność była irytująca. Ponieważ tuż za nim widziała wyraźnie stolik Madison, pełen najpopularniejszych dziewcząt, i swoją siostrę, która przywoływała ją skinieniem. A w zasadzie wołała ją. Widok ten sprawił jej większą radość niż jakiekolwiek zaprosiny Tony’ego.

– Chyba musisz się zastanowić – powiedział Tony, kiedy uświadomił sobie, że nie zwraca na niego uwagi.

Odszedł, wyglądając na zdruzgotanego.

– Dobra, to oficjalne – powiedziała Amy. – Jesteś obcym, który przejął ciało Kate. Tony właśnie zaprosił cię na randkę, a ty zupełnie go olałaś.

Lecz Kate nie słuchała jej. Madison wzywała ją jeszcze usilniej, uśmiechając się zachęcająco, jak Kate jeszcze nigdy nie widziała. Jej przyjaciółki dołączyły do niej, wskazując gestami, by do nich podeszła.

– Znaczy, co u diabła? – dodała Amy, której zwyczajowy żartobliwy ton znikł zupełnie w jednej chwili. Powtarzała wciąż w kółko z niedowierzaniem. − To przecież Tony! To Tony!

Kate wstała gotowa ruszyć w kierunku stołu Madison. Amy, Dinah i Nicole uświadomiły sobie, co odwracało jej uwagę i nagle zaświtało im, co takiego miało za chwilę nastąpić.

– O nie – powiedziała Dinah. – Tutaj wyznaczam granicę. Możesz ignorować moje wiadomości, ale nie pójdziesz do tamtego stolika, do tamtych dziewczyn. Nie ma mowy.

Lecz jej groźba trafiła w próżnię. Kate przyciągało do stolika Madison niczym ćmę do płomienia.

– Zrywa z nami dla tych popularniejszych! – usłyszała, jak krzyknęła za nią Nicole, kiedy odchodziła.

– Wiecie co? – powiedziała Amy. – To naprawdę koniec. Mam dość tych jej bzdur. Umywam ręce.

Kate powinna coś poczuć, ale nie poczuła. W ogóle jej nie zależało. Jej siostra wyciągała do niej przyjazną dłoń po raz pierwszy w życiu i upajała się tym wrażeniem.

Podeszła do stolika Madison.

– Hej.

– Siadaj – powiedziała Madison, wskazując na krzesło. – Rany, jak długo mam na ciebie czekać? Ręka mi odpadnie!

Kate usiadła, nieco zakłopotana przyjaznym nastawieniem Madison.

– Więc – powiedziała Madison, wskazując na resztę osób przy stoliku. – To Holly, Jodi, Frances i Isla. Ale to już wiesz, prawda?

Kate skinęła głową. Wszyscy znali popularne dziewczyny z ostatniej klasy.

Holly, rudowłosa dziewczyna z twarzą upstrzoną piegami w taki sposób, iż wyglądała niezwykle atrakcyjnie, nachyliła się nad stolikiem.

– Zazwyczaj siedzi tu Clara – powiedziała. – Ale jest w domu. Dochodzi do siebie po imprezie.

Kate spięła się, kiedy wokół zapadła dziwna cisza.

– Naprawdę przykro mi z tego powodu – wymamrotała. – Sprawy wymknęły się nieco spod kontroli.

Twarz Holly pozostawała niezmiennie wykrzywiona sztucznym uśmiechem.

– Ach, powinno ci być przykro – powiedziała. – Clara będzie miała blizny do końca życia.

Kate czuła się coraz bardziej skrępowana. Wszystkie dziewczyny uśmiechały się do niej i mówiły radosnym tonem, ale słowa wydostające się z ich ust były dalekie od życzliwych.

Obejrzała się na Madison.

– O co chodzi? – powiedziała.

Madison uśmiechnęła się swoim łagodnym, oderwanym od rzeczywistości uśmiechem.

– Cóż, porozmawiałam sobie w weekend z Clarą i widzisz, chyba nie znałam wszystkich faktów.

– No i… − powiedziała Kate, zadzierając nerwowo paznokcie pod stołem,

– Widzisz, ktoś powiedział mi, że ci groziła – kontynuowała Madison – co, no, nie za bardzo mi pasowało. Ale potem Clara powiedziała mi, dlaczego ci groziła.

Kate zmarszczyła brwi.

– Z powodu Tony’ego?

Madison zaczęła powoli klaskać. Jej sztuczny uśmiech w końcu znikł z jej twarzy, tylko po to, by zastąpił go złośliwy wyraz, który natychmiast przypomniał Kate ich matkę.

– Tony jest mój – powiedziała Madison przez zaciśnięte zęby. – Nie ma mowy, żeby moja chuda, brzydka, żałosna siostrzyczka umawiała się z najgorętszym chłopakiem z ostatniej klasy. Zbliża się bal i Tony mnie na niego zaprosi. Dotarło?

Jej obelga była dla Kate niczym policzek. Kate sądziła, że w końcu przeciągnęła siostrę na swoją stronę, jednak nadzieja ta została zniweczona przez jakieś idiotyczne zadurzenie.

– Ja jestem żałosna? – zadrwiła Kate. – To ty zadurzyłaś się w chłopaku, któremu nawet się nie podobasz. Dlaczego nie pozwolisz, by Tony sam zdecydował, kogo chce zabrać na bal?

Nagle Holly trzasnęła dłonią o blat stołu, sprawiając, że Kate wzdrygnęła się.

– Nie mów do Madison w ten sposób – warknęła.

No i proszę, pomyślała Kate, przyjaciółki Madison znowu mnie objeżdżają.

Dołączyła Jodi.

– Jesteś taką pijawą, Kate. Wiesz, dlaczego po prostu nie przestaniesz zazdrościć swojej siostrze? Madison jest od ciebie lepsza. Po prostu się z tym pogódź.

Wzrok Kate zaczęła przysłaniać czerwona mgła gniewu. Zaczęła odczuwać, jak jej dopiero co odkryta moc zaczęła pulsować w ciele, trzaskać w nerwach niczym prąd elektryczny. Za chwilę miała stracić panowanie nad sobą na oczach całej stołówki. Zaczęła ogarniać ją panika.

– Jeśli jeszcze choć raz odezwiesz się słowem do Tony’ego – powiedziała Frances – zamienię twoje życie w piekło.

Frances była największa z nich wszystkich. Nie tylko była cheerleaderką o nieskazitelnych kształtach, ale uprawiała też karate i kickboxing. Jeśli ktokolwiek miałby zamienić życie Kate w piekło, to z pewnością była to Frances.

Jednakże ta logiczna, nieśmiała część natury Kate, która podpowiadała jej, by się wycofać, zdała się całkowicie ustąpić innej, nowej, tej, która kazała jej walczyć, postawić się, skopać tyłki.

Wstała, sprawiając, że jej krzesło zaskrzypiało głośno.

– Powtórzysz to jeszcze raz? – rzuciła wyzwanie Frances.

Frances wstała również i zawisła nad nią. Przewyższała Kate niemal o głowę.

– Nie chcesz się ze mną bić, dzieciaku – powiedziała.

Na twarzy Madison, wciąż siedzącej na swoim miejscu, pojawił się strach. Pamiętała, jak Kate rozprawiła się z tatą w sobotni poranek. Jeśli była w stanie mu to zrobić, to Frances mogła skończyć o wiele gorzej.

– Hej – powiedziała Madison – wyluzujmy trochę, dobra?

Frances wyglądała na zdezorientowaną.

– Sądziłam, że chcesz, żebyśmy ją odstraszyły.

– Tak – wyjąkała Madison. – Ale no, nie fizycznie. Kate jest silniejsza niż na to wygląda.

Holly, Isla i Jodi spojrzały na nią ze wstrętem, jakby myślały, że Madison pęka i robi wymówki, ponieważ nie chce tak naprawdę, by wyrządziły Kate krzywdę. Kiedy uświadomiła sobie, że zaczęły postrzegać ją w negatywnym świetle, Madison znalazła się w trudnym położeniu.

– A co mi tam – powiedziała, wymachując ręką. – Bijcie się, jak chcecie. Tylko wiedz, że Kate potrafi wyrządzić poważne szkody.

Frances prychnęła drwiąco i przeniosła swe podłe spojrzenia z powrotem na Kate.

– Wątpię.

Kate naprawdę nie chciała robić scen w samym środku stołówki. Rozpaczliwie pragnęła znaleźć jakiś sposób, by zażegnać sytuację zanim jej dziwny, potężny instynkt przejmie nad nią kontrolę i uniemożliwi jej podejmowanie jakichkolwiek decyzji.

Mogła zrobić tylko jedno. Kiedy Frances rzuciła się na nią, Kate uchyliła się i podcięła jej nogi. Frances przewróciła się, lądując z głuchym odgłosem.

Oczywiście, wszyscy się temu przyglądali, ale przynajmniej patrzyli na cheerleaderkę leżącą na plecach na ziemi, a nie taką, która leci pięćdziesiąt stóp przez stołówkę i uderza w przeciwległą ścianę.

Następnie skoczyły na nią Holly i Jodi.

– Zapłacisz za to – krzyknęła Holly.

Obydwie rzuciły się na Kate. Ręce Kate wystrzeliły do przodu w ułamku sekundy i chwyciły za przody ich koszulek. Pociągnęła je tak, że dziewczyny grzmotnęły o siebie głowami. Holly i Jodi wydały jednocześnie odgłos uff. Kate wypuściła ich koszulki i dziewczęta osunęły się na podłogę, pocierając bolące czoła.

Isla wydała się rozsierdzona. Podskoczyła ze swojego miejsca i z oczyma ciskającymi gromy rzuciła się na Kate z wyciągniętymi pazurami. Kate umknęła przed jej wyprostowanymi szponami i zdzieliła ją łokciem w brzuch wystarczająco mocno, by pozbawić Islę tchu. Ta zgięła się w pół, kaszląc, i osunęła na kolana.

Kate stała, spoglądając na cztery dziewczyny leżące na podłodze stołówki. W całym pomieszczeniu zaległa głucha cisza, ale przynajmniej Kate nie ujawniła swojej nadludzkiej siły. W najgorszym przypadku mogli pomyśleć, że została wytrenowana na ninja.

Kate spojrzała w dół na Madison, która tkwiła wciąż na swoim miejscu, wiedząc zbyt dobrze, że nie należało denerwować siostry.

– Myślałam, że nie chcesz już ze mną walczyć – powiedziała Kate z wyczuwalnym bólem w głosie.

Madison złożyła ręce i spojrzała na nią ozięble.

– Odwaliło mi z powodu tego, co przytrafiło się tacie.

– Więc to nie było na poważnie?

Madison wzruszyła ramionami. Miała wydęte usta. Kate wydało się, że widzi łzy iskrzące się w jej oczach.

– Świetnie – powiedziała Kate. – Wracaj do roli mamusinej księżniczki. Zostań w tej swojej wieży z kości słoniowej. Zobaczymy, czy mnie to obchodzi. Ale nie nasyłaj na mnie swoich przyjaciółek, żeby wykonały za ciebie brudną robotę. Nachyliła się i zbliżyła twarz do twarzy Madison.

– Wiesz, że mogłam zrobić im krzywdę, prawda? Wiesz, co mogłam zrobić.

Madison przełknęła, ale nic nie powiedziała, tylko zachowała spokój, spoglądając prosto przed siebie.

Kate wycofała się. Podniosła głowę wysoko i przeszła nad Jodi, Frances, Holly i Islą, jęczącymi na podłodze, po czym wyszła ze stołówki, nie patrząc w żadne z setek par oczu, które gapiły się na nią z niedowierzaniem.

ROZDZIAŁ CZTERNASTY

Kate wyszła ze stołówki, tupiąc głośno, z mocno bijącym sercem. Nie mogła po prostu już dłużej tego znieść, udawać, że wszystko jest normalne, kiedy tak naprawdę wcale nie jest. Coś stało się z nią podczas wypadku, coś, co Elijah – i tylko Elijah – mógł jej wyjaśnić. Tak strasznie pragnęła z nim porozmawiać, lecz ten dziwaczny instynkt podpowiadał jej, że odszedł, że nie ma go nigdzie w pobliżu.

Wałęsała się po korytarzach, szukając go wszędzie, wiedząc również, że go nie znajdzie. Kiedy mijała sekretariat, podeszła z powrotem do biurka.

– Hej – powiedziała do dyżurnego, pryszczatego chłopaka, który wyglądał tak młodo, że z pewnością ukończył szkołę zaledwie w zeszłym roku.

– W czymś pomóc? – powiedział.

– Tak, ja, hm, mam przyjaciela i on nie pojawił się dziś w szkole, Obawiam się, czy nie zmienił szkoły z powodu zastraszania.

Chłopak zmarszczył brwi.

– To dlaczego do niego nie zadzwonisz?

– Nie ma telefonu – powiedziała Kate i wzruszyła ramionami. – Jest nieco nieuchwytny, no wiesz? Ale nieważne. Gdybyś mógł sprawdzić w komputerze, to by było bardzo pomocne.

Chłopak skrzyżował ramiona.

– Wiesz, że nie mogę tego zrobić. Nie mogę przekazać ci poufnych informacji.

– Ale to mój przyjaciel – powiedziała zdesperowana Kate.

– Gdyby nim był – powiedział chłopak – to prawdopodobnie powiedziałby ci o tym osobiście.

Kate dość się już nasłuchała. Nie była w nastroju, by wysłuchiwać lekceważących uwag. Poirytowana jego zachowaniem, nachyliła się, chwyciła za poły koszuli i pociągnęła do góry z krzesła, tak, że jego twarz znalazła się o cal od jej twarzy.

– Mam naprawdę zły dzień – wysyczała do niego. – A ty masz możliwość uczynienia go albo nieco lepszym, albo wyprowadzenia mnie z równowagi. Uwierz mi, nie chcesz widzieć, jak wpadam w szał. Może więc wystukasz nazwisko Elijah Ackerman w tym swoim komputerze i uczynisz mój dzień – i twój również – nieco lepszym.

Wypuściła go i chłopak opadł z powrotem na krzesło. Wyglądał na przerażonego, kiedy pospiesznie wpisywał nazwisko Elijaha w systemie. Kate bębniła groźnie palcami, czekając, aż załaduje się komputerowa baza danych.

– Wypisał się ze szkoły – powiedział w końcu chłopak drżącym głosem.

– Czy jest tam napisane, dlaczego? − zażądała Kate, czując, jak w środku wszystko skręca się z bólu.

Chłopak zadrżał.

– Yy, tak, tu jest napisane, że rodzice wypisali go, bo przeprowadzają się do Nowego Jorku.

Kate trzasnęła ręką o blat, po czym odeszła, ściskając skronie. Dotarli do niego, ci rodzice, od których próbował uciec. Czy zaciągnęli go z powrotem do życia, o którym powiedział, że nie chce już wieść, zmuszony do małżeństwa z dziewczyną, której nie kocha?

Odwróciła się tyłem do przerażonego chłopaka.

– Czy jest napisane, dokąd w Nowym Jorku? – spytała rozpaczliwie.

Chłopak potrząsnął głową.

Jakby ta informacja miała jej jakoś pomóc. Nowy Jork był ogromnym miastem. Nie mogła po prostu pojawić się tam i oczekiwać, że go znajdzie.

– A co ze szkołą? – spytała. – Wiadomo, do której zostaje przeniesiony?

– Jeszcze nie – odparł chłopak. – Wiesz, zazwyczaj mija trochę czasu zanim system zostanie zaktualizowany. Odszedł dopiero co, w piątek.

Z gardła Kate wydobył się odgłos rozczarowania. Elijah odszedł. Nie miała nikogo, kto mógł odpowiedzieć jej na pytania.

Musiała po prostu poszukać odpowiedzi na własną rękę, innym sposobem.

*

Biblioteka publiczna w Santa Barbara była kolejnym ulubionym miejscem Kate w tym mieście. Uwielbiała ją pod każdym względem, łącznie ze świetną architekturą, ogromnymi, sklepionymi oknami, które ciągnęły się od podłogi aż po sufit i oferowały widok fantastycznych palm i równie imponującej biblioteki prawniczej po drugiej stronie ulicy. Poza górami, muzeum i plażą, Kate spędziła pokaźną część dzieciństwa w tej bibliotece, przekopując się przez niezliczone dzieła beletrystyki. Jako dziecko, uwielbiała powieści o wampirach, ale zawsze akceptowała to, iż były fantazją, że zostały wymyślone. Nigdy nie przyszło jej do głowy, by zajrzeć do mitologii, z której brały się ich początki.

Nawet w tej chwili, kiedy podeszła do działu związanego z folklorem, czuła się jak idiotka, rozważając już choćby to, co przychodziło jej na myśl. Istniało tak wiele innych logicznych wyjaśnień tego, co dzieje się z jej ciałem – takich jak przewlekłe przedawkowanie adrenaliny spowodowane uszkodzeniem jej nadnerczy, brak żelaza wywołujący w niej pragnienie krwistego mięsa, nagłe ataki dysmorfofobii powodującej, iż postrzegała samą siebie, jako dziwny, szarawy kształt w lustrze – i wiedziała, że to wszystko mógł wywołać stres powypadkowy. Nic jednak nie mogło wyjaśnić Elijaha, tego wieczoru, który spędzili ze sobą na dachu domu Ackermanów. Nie istniała żadna medyczna teoria, która mogłaby wyjaśnić jej, jak mógł tak ot wyparować sobie, ani też, dlaczego jego dom można było ujrzeć, patrząc jedynie pod pewnym kątem, ani też jak zdołał przenieść ją do jej własnego łóżka w samym środku nocy.

Wszystko to sprawiło, że z drżącymi rękoma sięgnęła po książkę zatytułowaną Historia wampirów. Zaniosła ją do stolika i zaczęła czytać o początkach wampirów w folklorze, zanim nastąpił podział na różne europejskie podgrupy kulturowe. Przeskoczyła skrawki informacji o tym, jak literatura zmieniła postrzeganie wampirów i zaczęła ulegać niewielkiej frustracji, ponieważ książka niezbyt wnikliwie traktowała o tym, co Kate chciała wiedzieć.

Zamknęła ją. Może podchodziła do tego od złej strony. Zaczęła od pojęcia wampir i cofała się, starając się znaleźć cokolwiek, co by pasowało. Może lepiej byłoby zacząć od tego, co już wiedziała o Elijahu i ruszyć dalej z tego miejsca. Musiała rozszerzyć zakres poszukiwań na różne rodzaje mistycznych gatunków i demonów, zawężając temat z powrotem przy pomocy kilku dobranych kryteriów.

Na półce znalazła kolejną, wyglądającą obiecująco książkę. Ta była niewiarygodnie stara, do tego stopnia, że w zasadzie jej skórzana oprawa zaczynała się sypać. Ślęczała nad każdą stroną, czytając o sukkubach, wilkołakach, upadłych aniołach i wiedźmach. Nie było nic na temat Elijaha.

Potem w końcu dotarła do działu o wampirach. Tym razem książka zawierała o wiele więcej szczegółów, dzieląc je nawet na mniejsze podgrupy. Znalazła fragment o wampirach z Ameryki Północnej.

Przystosowując się do nowego klimatu Ameryki Północnej, młodsze pokolenia wampirów utraciły nadwrażliwość na światło dzienne, wykształcając nowy gen chroniący przed promieniowaniem ultrafioletowym. Dzięki temu wzrosły znacznie ich interakcje z ludźmi, mogły dostosować swoje życie do ich zegara biologicznego, jako że ochrona przed słońcem umożliwiła im korzystanie z całego dnia. Obecnie uznaje się za normalne uczęszczanie młodszych wampirów do szkół, choć ich długi okres życia – w przybliżeniu dziesięciokrotnie dłuższy od ludzkiego – wymaga częstej zmiany miejsca pobytu oraz unikania sytuacji celowania w jakimś przedmiocie, ażeby nie narażać nadmiernie całego gatunku.

W związku z nowym genami, nastąpił exodus rodzin wampirów do Kalifornii w późnych latach osiemnastego wieku. Władze tego stanu, który dotychczas nie posiadał udokumentowanej obecności wampirów, oraz klanowi oficjele dołożyli starań, by owe młode, bardziej liberalne rodziny kontynuowały życie zgodnie z wampirzym prawem i tradycją, roztaczając nad nimi pewien rodzaj cenzury. Masowe migracje organizowano w szczególności z uwzględnieniem rytuałów łączenia się w pary, podobnie jak u innych gatunków, na mocy których klan przydzielał każdemu partnera na całe życie. Rytuał ten pozostaje kamieniem węgielnym istnienia wampirów i znany jest pod nazwą Lęgów.

Lęgi uznawane są za wielkie wydarzenie wśród wampirów, chociaż ich młodsze pokolenie coraz częściej buntuje się przeciw tej praktyce, podając za powód zamęt, jaki wprowadza on w ich bardziej nowoczesny styl życia oraz zachodnie pojęcie miłości. Lęgi planuje się w taki sposób, by zbiegały się w czasie z końcem tysiącletniego cyklu życia wampira. Jeśli zdecyduje się wydłużyć swoje istnienie, musi przejść rytuał. Bez niego umrze.

Jak dotąd miało miejsce wiele przypadków, w których wampiry młodszego pokolenia unikały tej praktyki i wybierały ludzkich partnerów, popełniając czyn karany torturami znanymi pod nazwą „bólu wieczystego.” W przypadku starszego pokolenia wampirów, kara ta oznaczała zamknięcie w podobnej do szklarni komórce, aby słońce wypalało ich skórę każdego dnia. Dla młodszej generacji proces ten przewiduje zanurzenie w zbiorniku ze święconą wodą, albo też umieszczenie w celi z krucyfiksami.

Kate oparła się o krzesło z mocno bijącym sercem i drżącymi dłońmi. Zatrzasnęła książkę, jakby próbowała uwięzić między stronami to, co przed chwilą przeczytała. Cierpiała na samą myśl o Elijahu poddanym wiecznym torturom, jeśli nie poślubi dziewczyny, jaką mu wskazano. Wydało jej się to tak okrutne i barbarzyńskie.

Ścięło jej krew w żyłach. Elijah powiedział, że ucieka przed swoją rodziną. Jeśli próbował uniknąć zwyczaju doboru w pary, z pewnością wiedział, że robiąc to skazuje się na śmierć.

Kate kontynuowała lekturę, poznając coraz bardziej zwyczaje północnoamerykańskich wampirów, umacniając się w przekonaniu, że Elijah rzeczywiście jest wampirem. Może i nie takim, który nie cierpi czosnku, unika słońca i umiera od palika wbitego w serce, ale mimo wszystko, wampirem.

Dotknęła blizny na szyi, zastanawiając się, czym ją to w takim razie czyni. Z tego, co przeczytała, Elijah urodził się wampirem. Nie był nieśmiertelny, a jedynie starzał się w tempie dziesięciokrotnie wolniejszym od człowieka, sprawiając, że okres jego życia wynosił mniej więcej osiemset do tysiąca lat. Nie znalazła w książce praktycznie nic o przemianie ludzi w wampiry, ani o piciu ludzkiej krwi, czynie niepochwalanym, aczkolwiek nie nielegalnym.

Ale Elijah naprawdę ją kąsał i jego ugryzienie uratowało jej życie. A robiąc to, przekazał jej moce – wyczulony słuch, siłę, potrzebę zaspokajania głodu zwierzęcą krwią (coś, co ku jej wielkiej uldze, musiało być powtarzane tylko raz na tydzień) – ale czy stworzył z niej w pełni rozwiniętego wampira? Wydawało się, że po prostu nie może znaleźć odpowiedzi, które tak bardzo chciała poznać. Wiedziała też, że nie potrafi znikać jak kamfora, jak on tego dokonywał, i że nie ma kłów. Dotknęła ust, sprawdzając raz po raz, ale była pewna, że nie ma tam żadnych. Może po prostu przekazał jej tylko niektóre moce, by ocalić jej życie? Wszystko to powodowało wielki mętlik w głowie.

Uświadomiła sobie, że przygaszono światło, dając do zrozumienia, że biblioteka zostanie niedługo zamknięta. Wzięła książkę do kontuaru, by się wypisać.

Kobieta przy kontuarze ściągnęła brwi.

– Sądzę, że to nie nasza książka – powiedziała, spoglądając na kod, którego nie miała w bazie.

– Ach – powiedziała Kate z udawanym uśmiechem. – Co za niezdara. Tę przyniosłam dzisiaj ze sobą.

Nie chciała, by kobieta powstrzymała ją przed wyniesieniem książki z biblioteki. Kłamstwo wydało się załatwić sprawę i Kate wyszła, maszerując z książką pod pachą w ciemny kalifornijski wieczór.

Nie czując choćby odrobiny zmęczenia (kolejna cecha, którą Elijah najwyraźniej jej podarował), poszła na plażę z zamiarem dalszego czytania książki. Delikatny odgłos fal ukoił jej nerwy. Wciągnęła głęboko powietrze przesiąknięte zapachem oceanu.

Im więcej czytała na temat rytuałów i praw wampirów tym gorzej się czuła. Jeżeli rodzice Elijaha rzeczywiście zabrali go do Nowego Jorku na Lęgi, wówczas nie było mowy o tym, żeby ona odegrała w tym jakąś rolę. Ostatnią rzeczą, jakiej pragnęłaby dla Elijaha były jego wieczne tortury, albo gorzej, śmierć, tylko dlatego, że się nie podporządkował.

Zdała sobie wówczas sprawę, że Elijah znikł z jej życia, całkowicie i na zawsze. Nic, dosłownie nic nie mogła na to poradzić. Przydzielono mu partnerkę na całe życie, wampirzą partnerkę, a ona musiała się z tym po prostu pogodzić.

Wciąż miała mnóstwo pytań związanych z tym, kim dokładnie jest – wampirem, hybrydą człowieka i wampira, głownie człowiekiem, lecz o kulinarnym guście wampira – sama nie wiedziała. Musiała poświęcić więcej czasu, by to zbadać, przyzwyczaić się do nowego, przemienionego ciała. Wiedziała jedynie, że nie pojawił się w drzwiach jej domu żaden członek wampirzego klanu z zamiarem zarejestrowania jej, co, według książki, miało istotne znaczenie. Prowadzenie ewidencji wszystkich wampirów i ich miejsca pobytu, czy też informacji, czy kogoś przemienili, było dla tego gatunku kwestią najwyższej wagi. Pomyślała o całej tej papierkowej robocie, jakiej wymagało prowadzenie takiego spisu.

Poczuwszy znużenie, zamknęła książkę. Kiedy to zrobiła, zauważyła, że ktoś wsunął nabazgraną notatkę za zewnętrzną okładkę. Wyjęła ją.

K, mam nadzieję, że dzięki temu poznasz odpowiedzi, których ja nie mogłem ci dać, E.

Uśmiechnęła się. A więc to Elijah zostawił dla niej tę książkę w bibliotece. Lecz, jeśli cokolwiek miało sprawić wrażenie ostateczności, na pewno była to ta notatka. Brzmiała, jakby Elijah się z nią żegnał.

Yaş sınırı:
16+
Litres'teki yayın tarihi:
10 eylül 2019
Hacim:
174 s. 7 illüstrasyon
ISBN:
9781632916983
İndirme biçimi:
Serideki Birinci kitap "Wampiry, Upadła"
Serinin tüm kitapları