Kitabı oku: «Bettina», sayfa 2
SCENA PIĄTA
Calabro, rejent, później Bettina.
CALABRO
na stronie
Oj, niedobrze, niedobrze. Biedna pani, taka dobra, taka ładna.
REJENT
Panie Calabro, oto już sporo czasu siedzę w saloniku, a nie widzę młodej pary.
CALABRO
Za chwilę, panie Capsucefalo.
REJENT
A świadkowie?
CALABRO
Mówiłem już: pan baron ich przyprowadzi.
BETTINA
wchodzi śpiewając
Jesteś rejencie, rejencie mej duszy, o drogi przyjacielu mój! Masz szpargały?
REJENT
Tak, pani, kontrakt gotowy. Zostawiłem jedynie in blanco15 sumy, jako jeszcze nie określone.
BETTINA
Niewiele będziesz określał, choćby to były nawet wszystkie moje skarby. – Nie widziałeś się z Filipem Val, moim adwokatem? Musiał cię powiadomić w tej mierze16.
REJENT
Pani żartuje; wszak pan baron jest powszechnie znany jako człowiek wielce bogaty.
BETTINA
Nic o tym nie wiem. Gdzież on jest?
CALABRO
Wyszedł, pani, na chwilę.
BETTINA
Wyszedł teraz? Śni ci się?
CALABRO
To znaczy… sam nie wiem…
BETTINA
Idźże po niego. – Capsucefalo, zaczekaj no w saloniku.
REJENT
Właśnie stamtąd idę, pani; jestem do jej usług.
do Calabra
Jakie te wielkie artystki są urocze! Uważałeś17 pan, że ona mnie tyka?
CALABRO
To jej zwyczaj, kiedy jest w dobrym humorze.
REJENT
Hm, hm! obiecano mi coś chłodzącego.
BETTINA
Ależ oczywiście.
do Calabra
Gdzie ty masz głowę?
CALABRO
Zapomniałem, pani.
BETTINA
Prędko, cytryn, cukru, wody z lodem, albo kawy, czekolady, co zechce. Nie, nie, on może głodny: prędko flaszkę muszkateli18 i półmisek makaronu.
REJENT
Pani, wielce obowiązany…
Wychodzi wśród ukłonów.
BETTINA
do Calabra
No, a ty, co ty tam robisz? Masz minę psa, który wylazł z wody. Mówiłam ci, abyś poszedł po Steinberga. O, właśnie jest w ogrodzie.
CALABRO
Proszę pani, to nie nasz pan.
BETTINA
Któż to taki? Ha! wielkie bogi! to Stefani, mój drogi Stefani. Czy on tam dawno czeka?… Powiedz mu, niech przyjdzie, spiesz się.
CALABRO
Musiał panią spostrzec, gdyż właśnie wstępuje na balkon; ale trzeba mi zauważyć, że pan baron…
BETTINA
Jakam ja rada!19 I cóż, baron, balkon, co ty tam bajesz? Czy ty wiersze układasz?
CALABRO
Nie, pani, jeszcze nie zgłupiałem! Mówię tylko, że pan von Steinberg polecił mi…
BETTINA
Gadajże.
CALABRO
Pan baron polecił mi prosić panią…
BETTINA
Zamordujesz mnie tym gadulstwem.
CALABRO
Aby pani nie przyjmowała tego pana.
BETTINA
Kogo? Stefaniego? Oszalałeś.
CALABRO
Nie, pani; pan baron nakazał mi wyraźnie…
BETTINA
śmiejąc się
Nie, on zwariował!… Biedaczysko, nie wie co mówi, to jasne, coś mu się bredzi… Nie przyjmować Stefaniego! Starego przyjaciela, którego kocham z całego serca!… Och, otóż i on… Idź prędko, idź prędko po pana barona.
CALABRO
wychodząc, na stronie
Cóż ja poradzę? Nic nie poradzę… Niedobrze, niedobrze.
SCENA SZÓSTA
Bettina, Margrabia.
BETTINA
idąc naprzeciw margrabiego
Odkądże w tych stronach?… Jakim trafem, drogi margrabio?… Jak się miewasz? Co porabiasz? Co się z tobą dzieje?… Doskonale wyglądasz… Jakżem rada, że pana widzę!
STEFANI
I ja także, śliczna pani, i ja także jestem rad, uszczęśliwiony; ale kiedy się panią widzi, to zupełnie naturalne.
BETTINA
Komplementy! Zawsze ten sam.
STEFANI
O pani tego nie można powiedzieć, jesteś bowiem bardziej urocza niż kiedykolwiek. Czy pani wie, że to już jakieś dwa albo trzy lata, jak jej nie widziałem?
BETTINA
Drogi Stefani, gdybyś wiedział, w jakiej chwili przybywasz!… Wychodzę za mąż!… Czyś po śniadaniu?
STEFANI
Oczywiście; zbyt dobrze mnie pani zna, aby sądzić, iż byłbym zdolny puszczać się na fale, nie…
BETTINA
…zaopatrzywszy się. Skądże tedy pan idzie?
STEFANI
O, stamtąd, tuż obok, od księżnej, twojej sąsiadki.
BETTINA
A, zna ją pan? Powiadają, że jest urocza.
STEFANI
Ależ tak, bardzo przystojna. To ona, przypadkowo, wśród rozmowy, powiedziała mi, że pani bawi tutaj. Nie miałem o tym pojęcia, przybiegłem… I pani wychodzi za mąż?
BETTINA
Tak, mój drogi, jeszcze dzisiaj.
STEFANI
Jeszcze dzisiaj?
BETTINA
Rejent już czeka.
STEFANI
Brawo! doskonale, to mi dobra nowina. To pięknie z pani strony, bardzo pięknie. Nie spodziewałem się, jestem zachwycony.
BETTINA
Nie spodziewał się pan? A to piękny komplement, daję słowo! Czy pan przyszedł tutaj, aby mi mówić obelgi, panie margrabio?
STEFANI
Nie, nie, moja śliczna, niech mnie Bóg broni! Och! jakże panią poznaję po tym! Już te piękne oczy strzelają płomieniem. Uspokój się; wiem, że jesteś cnotliwa, bardzo cnotliwa, cenię panią tyle, ile za panią przepadam, to chyba mówi dość jasno, że panią znam. Ale doprawdy, ta główka…
BETTINA
Co za główka?
STEFANI
Tak, ta główka…
przygląda się jej
Główka urocza, pełna wdzięku i dowcipu, sprytu i poezji, która wszystko zrozumie, której nic się nie umknie20 i która umiałaby w potrzebie nosić koronę… jak w ostatnim akcie Kopciuszka21.
BETTINA
Tak, pamiętam; lubił mnie pan oglądać w mojej chwale.
STEFANI
W istocie; darmo śpiewałaś pani jak anioł: kiedy cię widziałem schyloną w popiele, w tej biednej szarej bluzie, zawsze miałem ochotę skoczyć na scenę, wygrzmocić twego ojca i uwieźć cię w mej karocy.
BETTINA
Śpiewałam o wiele lepiej, nieprawdaż?
STEFANI
Nie mam pojęcia, ale to było cudowne. Tra, tra, jakże to było.
BETTINA
śpiewa pierwsze takty finału z Cenerentoli, po czym urywa nagle i mówi
Ach! jakże to wszystko daleko!
STEFANI
Co pani powiada? Czy wyrzekasz się teatru?
BETTINA
Trzeba. Czyż mój mąż (powiadam mąż, gdyż będzie nim za chwilę) pozwoliłby mi wrócić na scenę? To niemożliwe, margrabio. Zastanów się tylko.
STEFANI
To zależy od poglądów i upodobań. Ale nie wyrzeka się pani bodaj muzyki?
BETTINA
Och! myślę! Czyżbym mogła? Żyjemy tu muzyką, drogi margrabio; kiedy nam uczynisz ten zaszczyt, aby zajść do nas na łyżkę zupy, będziemy muzykować, ile tylko sam zechcesz… więcej niż sam zechcesz.
STEFANI
Och, to, to niemożliwe… Ale i tak serce mi się krwawi, że nie będę mógł po obiedzie wtulić się w drogi kącik, gdzie rezydowałem stale, aby się rozkoszować twoim śpiewem.
BETTINA
Tak, byłeś jednym z moich wiernych.
STEFANI
Och, mogę się tym poszczycić. Chłopiec zapalający lampy pozdrawiał mnie z lekka głową wieszając ostatni kinkiet22, niechybnie bowiem zjawiałem się w tej chwili. Należałem do domowych23.
BETTINA
Więcej jeszcze, margrabio; przypominam sobie wybornie, że byłeś moim rycerzem.
STEFANI
Prawda, prawda. Jakiś drągal, oficer…
BETTINA
Wygwizdał mnie w Tankredzie24…
STEFANI
Właśnie. Wyzwałem go w Orbassano25, i oberwałem tęgi sztych26… Och, to były dobre czasy!
BETTINA
Tak. Ach, Boże, jakże to wszystko dawno!
STEFANI
To pani prześpiewka27, widzę. Cóż mam dopiero powiedzieć ja, stary?
BETTINA
Ty, margrabio? Alboż ty kiedy… Wiktor Hugo28 dla ciebie pisał swój wiersz, kiedy powiedział, że serce nie miewa zmarszczek.
STEFANI
Owszem, owszem, czuję to. A wiesz po czym, Bettino? Po tym, że zaczynam więcej niż trzeba kochać wspomnienia; to wielki błąd. Postanowiłem sobie całe życie, że nigdy nie popadnę w tę przywarę. Widziałem jak tylu rozumnych ludzi stawało się niesprawiedliwymi, tylu znawców skłonnymi do uprzedzeń, pod wpływem tego smutnego działania lat, iż przysiągłem sobie zostać bezstronnym tak wobec nowych, jak wobec starych rzeczy. Nie chciałbym być z liczby owych safandułów29, którzy podobni są do dzwonów Boileau30:
By lepiej czcić umarłych, uśmiercają żywych. 31
Ale cóż! Darmo się silę, wolę teraz to, co lubiłem, niż to, co lubię. Nie mówię nic złego o waszych nowych kompozytorach, ale Rossini 32 jest zawsze moim ideałem. Tutaj kroczyła wielka Pasta 33 z gestem antycznego posągu; tam kwilił słowik w gardziołku słodkiego Rubiniego 34 ; widzę starego Garcię 35 o dumnej postawie, a tuż za nim długi nos Pellegriniego 36 ; Lablache 37 pobudzał mnie do śmiechu, Malibran 38 do płaczu. Cóż ja, u diaska, na to poradzę?
BETTINA
Nie widzę w tym nic tak złego. I ja także kocham swoje wspomnienia.
STEFANI
Czy można je mieć w pani wieku?
BETTINA
Czemuż by nie, panie margrabio? Jeżeli pańskie wspomnienia są starszymi braćmi moich, to nie przeszkadza, iż mogą być do siebie podobne.
STEFANI
Ba! Twoje urodziły się wczoraj; to dzieci, które ledwie podrastają. Wcześniej lub później wrócisz do teatru.
BETTINA
Nigdy, drogi Stefani, nigdy.
STEFANI
Ależ powiedz mi pani, czy w owym czasie nie byłaś szczęśliwa?
BETTINA
To znaczy… nie myślałam o niczym. Ach! bo wówczas nie wiedziałam, co to miłość.
STEFANI
Jak pani to rozumie?
BETTINA
Po prostu. Byłam nieco postrzelona, to prawda, lekkomyślna, zalotna, jeżeli chcesz. Czyżby to nie było naszym prawem? Ale to wszystko gdzieś się podziało, od czasu jak zabiło mi serce.
STEFANI
Miłość wróciła ci rozsądek! Ha! do kroćset! dowiedź pani tego! Ależ to bierze chętka oszaleć, jedynie po to, aby się wyleczyć w ten sposób! Kochasz go zatem bardzo, tego pana… pana… nie powiedziałaś mi…
BETTINA
Czy go kocham! Ach, drogi przyjacielu, jakże słowa są zimne, nieznaczące, jakże język jest nędzny, kiedy się chce powiedzieć, jak się kocha! Nie wyobrażasz sobie nawet naszego szczęścia, nie możesz mieć o nim pojęcia.
STEFANI
Owszem, owszem, daruje pani.
BETTINA
Życie moje to cały romans. Czyś nie powiedział przed chwilą, iż miewałeś niekiedy ochotę porwać mnie?
STEFANI
Tak! do kaduka!
BETTINA
A więc, on, on to uczynił. Wyobraź sobie, margrabio, co za niewysłowiony urok! Opuściliśmy wszystko, wyjechaliśmy razem, w kolasce 39 pocztowej, jak dwa wolne ptaki, nie zważając na nic, nie myśląc o niczym; zerwałam wszystkie zobowiązania, on poświęcił mi całą swą karierę; wtrąciłam w rozpacz wszystkich dyrektorów…
STEFANI
Tam do licha! Mówiłaś pani, że miłość uczyniła cię rozsądną.
BETTINA
Ba! cóż chcesz! To miłość! Odbyliśmy najrozkoszniejszą podróż! Wyobraź sobie, margrabio, nie widzieliśmy nic, ani jednego miasta, ani jednej góry, ani pałacu, ani najmniejszej katedry, ani pomnika, ani najmniejszego posążku, ani nawet najmniejszego obrazka!
STEFANI
To w istocie nowy sposób podróżowania po Włoszech.
BETTINA
Nieprawdaż? To miłość! Co nas mogły obchodzić te wasze osobliwości? Gdybyś wiedział jaki on dobry, miły! Jaki uprzedzający! Ach, co za podróż, dobry Boże! Ja, która ziewałam w wagonie, kiedy mi przyszło jechać bodaj do Saint-Denis 40 , zrobiłam czterysta mil jak we śnie. Wasze Włochy! Kto chce, może je zobaczyć, ale niech kto spróbuje przebyć je tak jak my! Przebiegliśmy je jak strzała i przybyliśmy prosto tutaj.
STEFANI
Czemu właśnie tu, w te strony?
BETTINA
Czemu?… Czy ja wiem… On tak chciał… wynajął ten domek… Cóż panu powiem… Nie wiem sama… Tak samo pojechałabym gdzie indziej… na koniec świata… Cóż mi zależało na tym. Zatrzymałam się tutaj, ponieważ kiedyśmy zajechali przed bramę, on powiedział: Jesteśmy na miejscu.
STEFANI
Czemu nie wziął z panią ślubu w Paryżu?
BETTINA
Rodzina się sprzeciwiała. Ba, to dopiero jedna ze stu tysięcy przeszkód…
STEFANI
Nie powiedziała mi pani jeszcze jego nazwiska.
BETTINA
W istocie, nie powiedziałam? Bo… po prostu zdaje mi się, że wszyscy to wiedzą. Nazywa się Steinberg.
STEFANI
Ależ to nie francuskie nazwisko.
BETTINA
Nie, ale rodzina jego mieszka we Francji.
STEFANI
Czy pani jest tego pewna?
BETTINA
Och! sam mi powiedział.
STEFANI
Steinberg! Znam to nazwisko. Zdaje mi się nawet, że przypominam sobie pewne okoliczności… niezbyt miłe… Do kaduka! toć to jego spotkałem dziś rano.
BETTINA
Gdzie? Mów pan. U księżnej?
STEFANI
Właśnie, u księżnej.
BETTINA
Och! ja nieszczęśliwa! On tam jest jeszcze!
STEFANI
Co pani, droga Bettino?
BETTINA
Jest tam jeszcze; to oczywiste; dlatego nie przychodzi. Siedzi tam jeszcze, w takim dniu jak dzisiejszy! kiedy wszystko gotowe, rejent przybył, ja czekam!… Ha! co za zniewaga!
STEFANI
Gniewa się pani o błahostkę.
BETTINA
Błahostkę? czy pan masz serce? Nie odczuwasz tedy zniewagi, jaką mi wyrządza? A ten błazen służący opowiada coś, kręci… Calabro! Calabro! gdzieżeś?