Kitabı oku: «Nie igra się z miłością», sayfa 5
KAMILLA
Przerażasz mnie; i ciebie chwyta gniew.
PERDYKAN
Czy wiesz, co to są mniszki, nieszczęsna dziewczyno?. One, które ci przedstawiają miłość ludzką jako kłamstwo, czy wiedzą, że jest rzecz gorsza jeszcze: kłamstwo miłości boskiej? Czy wiedzą, że popełniają zbrodnię, szepcąc w ucho dziewicy słowa dojrzałych kobiet? Ha, jak one cię wyuczyły! Jak ja to odgadłem, wówczas gdyś się zatrzymała przed portretem naszej starej ciotki! Chciałaś odjechać, nie uścisnąwszy mi ręki; nie chciałaś zobaczyć ani tego lasku, ani tego biednego źródełka, które patrzy na nas całe we łzach; zaparłaś się dni swej młodości. Gipsowa maska, którą mniszki włożyły na twe lica, odmawiała mi braterskiego pocałunku; ale serce twoje zabiło; zapomniało wyuczonej lekcji, ono, które nie umie czytać; i znów przyszłaś usiąść ze mną na darni, tu, w tym miejscu. Więc tak, Kamillo, te kobiety miały słuszność; skierowały cię na dobrą drogę; może będzie mnie to kosztowało szczęście całego życia; ale powiedz im ode mnie: niebo jest nie dla nich.
KAMILLA
Ani nie dla mnie, nieprawdaż?
PERDYKAN
Bądź zdrowa, Kamillo, wracaj do klasztoru i, kiedy cię tam będą zabawiać owymi wstrętnymi opowieściami, które cię zatruły, odpowiedz to, co ja ci powiem: wszyscy mężczyźni są kłamcy, zmiennicy, fałszywi, paple, obłudnicy, pyszałki lub tchórze, nędzni i zmysłowi; wszystkie kobiety są przewrotne, wyrachowane, próżne, ciekawe i zepsute; świat jest jedną kałużą bez dna, gdzie pełzają najpotworniejsze foki, przewalając się na górach błota; ale jest na świecie jedna rzecz święta i wzniosła, a mianowicie zespolenie tych dwojga istot tak niedoskonałych i ohydnych. Kto kocha, często jest zawiedziony, często obolały i często nieszczęśliwy; ale kocha i, kiedy znajdzie się na krawędzi grobu, obraca się, aby spojrzeć wstecz, i powiada sobie: często cierpiałem, myliłem się niekiedy, ale kochałem. To ja żyłem, a nie jakaś sztuczna istota wylęgła z mojej pychy i nudy.
Wychodzi.
AKT TRZECI
SCENA PIERWSZA
Przed zamkiem.
Wchodzą Baron i Mistrz Blazjusz.
BARON
Niezależnie od swego opilstwa, jesteś łajdak, mości Blazjuszu. Służba widziała cię, jak się zakradałeś do kredensu; kiedy zaś przekonano cię w najoczywistszy sposób, że kradniesz butelki, sądzisz, że się usprawiedliwisz, obwiniając moją siostrzenicę o tajemną korespondencję.
BLAZJUSZ
Ależ Wasza Dostojność raczy sobie przypomnieć…
BARON
Wyjdź pan, mości preceptorze, i nie pokazuj mi się na oczy; stateczny człowiek nie postępuje w ten sposób. Już sama moja powaga nakazuje mi nie przebaczyć ci nigdy w życiu.
Wychodzi; mistrz Blazjusz za nim. Wchodzi Perdykan.
PERDYKAN
Rad bym wiedzieć, czy ja jestem zakochany. Z jednej strony, ten sposób zadawania pytań jest mi troszeczkę za śmiały, jak na osiemnastoletnią pannę; z drugiej strony, pojęcia, jakimi te mniszki nabiły jej głowę, niełatwo dadzą się naprostować. A przy tym ma jechać dzisiaj. Tam do licha! kocham ją, to pewne. Ostatecznie, kto wie? może powtarzała wyuczoną lekcję; zresztą jasnym jest, że ona nie dba o mnie. Z drugiej strony, mimo całej urody, faktem jest, że ma obejście o wiele zbyt śmiałe i ton nadto szorstki. Najlepiej nie myśleć już o tym; to jasne, że jej nie kocham. Ładna jest, nie ma co; ale czemu ta wczorajsza rozmowa nie chce mi wyjść z pamięci? Zdaje się, że przegadałem z sobą całą noc. Gdzież ja idę? – Aha! do wsi.
Wychodzi.
SCENA DRUGA
Droga.
Wchodzi Bridaine.
BRIDAINE
Co oni teraz robią? Och, och! toć to właśnie południe. – Siedzą przy stole. Co jedzą? Ba! czego nie jedzą? Widziałem kucharkę, jak szła przez wieś z olbrzymim indykiem. Kuchta niósł trufle i kosz winogron.
Wchodzi mistrz Blazjusz.
BLAZJUSZ
O niespodziana niełasko! otom wygnany z zamku, a co za tym idzie, z jadalni. Nie będę już popijał winka w kredensie.
BRIDAINE
Nie będę już oglądał dymiących półmisków; nie będę grzał przy szlachetnym kominku mego obfitego brzucha.
BLAZJUSZ
Dlaczego nieszczęsna ciekawość kazała mi słuchać rozmowy między panią Pluche a Kamillą? Dlaczego powtórzyłem baronowi wszystko, co widziałem?
BRIDAINE
Dlaczego czcza pycha oddaliła mnie od zacnego stołu, kędy przyjmowano mnie tak życzliwie? Co mi znaczyło, czy siedzę po prawej czy po lewej?
BLAZJUSZ
Ach, trzeba przyznać, byłem, niestety, pijany, wówczas gdym popełnił to szaleństwo.
BRIDAINE
Ach, wino uderzyło mi do głowy, kiedym się dopuścił tej nierozwagi.
BLAZJUSZ
Zdaje mi się, że to proboszcz.
BRIDAINE
To preceptor we własnej osobie.
BLAZJUSZ
Hehe! księże proboszczu, co pan tu porabia?
BRIDAINE
Ja? idę na obiad. A pan nie, panie preceptorze?
BLAZJUSZ
Dziś nie. Ach, ojczulku Bridaine, wstaw się za mną; baron mnie wypędził. Oskarżyłem niewinnie pannę Kamillę o tajemną korespondencję; wszelako, Bóg mi świadkiem, widziałem (lub zdawało mi się, że widziałem) panią Pluche na grządkach. Zgubiony jestem, księże proboszczu.
BRIDAINE
Co pan powiada!
BLAZJUSZ
Niestety! niestety! szczerą prawdę. Jestem w najzupełniejszej niełasce dla jednej małej buteleczki, którą… tego ten… ściągnąłem.
BRIDAINE
Co acan tu gadasz o ściągniętej butelce, o jakichś grządkach, o korespondencji?
BLAZJUSZ
Błagam, ojczulku, wstaw się pan za mną. Jestem uczciwy człowiek, ojcze Bridaine. O godny ojcze Bridaine, jestem twoim sługą!
BRIDAINE
na stronie
O losie! Czy to sen? Zasiądę tedy na tobie, o błogosławione krzesło!
BLAZJUSZ
Wdzięczen ci będę, jeśli wysłuchasz mej przygody i zechcesz mnie usprawiedliwić, zacny panie, drogi księże proboszczu.
BRIDAINE
Niepodobna, dobry panie; biło już południe, idę na obiad. Jeżeli baron ma przyczyny gniewać się na pana, to twoja rzecz. Nie będę się wstawiał za pijaczyną. na stronie Dalej, pędźmy do furty; a ty, mój żołądeczku, zaokrąglij się.
Wybiega pędem.
BLAZJUSZ
sam
Nikczemna Pluche, ty mi zapłacisz za wszystkich; tak, to ty jesteś przyczyną mej klęski, babo bezwstydna, plugawa rajfurko, tobie to zawdzięczam tę niełaskę. O święty Uniwersytecie Paryski! lżą mnie od pijaków! Zgubiony jestem, jeśli nie pochwycę listu i nie dowiodę baronowi, że siostrzenica jego z kimś koresponduje. Widziałem dziś rano, jak pisała przy biurku. Baczność! znów coś nowego. przechodzi pani Pluche, niosąc list Pluche, daj mi pani ten list.
PANI PLUCHE
Cóż to ma znaczyć? To list mojej pani; niosę go do wsi na pocztę.
BLAZJUSZ
Daj mi go albo śmierć.
PANI PLUCHE
Ja! śmierć, śmierć! Jezusie, Mario! święte dziewice męczennice!
BLAZJUSZ
Tak, śmierć, pani Pluche. Daj mi ten papier.
Biją się. Wchodzi Perdykan.
PERDYKAN
Co się dzieje? Co ty robisz, Blazjuszu? Czemu znęcasz się nad tą kobietą?
PANI PLUCHE
Oddaj mi list. Wydarł mi go; panie, sprawiedliwości!
BLAZJUSZ
To rajfurka, proszę pana. Ten list, to bilecik miłosny.
PANI PLUCHE
To list Kamilli, pańskiej narzeczonej.
BLAZJUSZ
To liścik miłosny, do pastucha gęsi.
PANI PLUCHE
Kłamiesz, księże: mówię ci to w oczy.
PERDYKAN
Dajcie mi ten list; nie rozumiem zgoła waszej kłótni, ale jako narzeczony Kamilli mam prawo przeczytać. czyta: „Do siostry Luizy, w klasztorze ***”. na stronie Co za przeklęta ciekawość ogarnia mnie mimo woli! Serce bije mi jak młotem, nie wiem, co się ze mną dzieje. Odejdź, pani Pluche; jesteś godną osobą, a imć Blazjusz jest cymbał. Może pani iść na obiad; sam oddam ten list na pocztę.
Blazjusz i pani Pluche wychodzą.
Otworzyć ten list to zbrodnia; zbyt dobrze to wiem, aby uczynić coś podobnego. Co ona wszelako może pisać do tej siostry? Byłżebym tedy zakochany? Jakąż władzę ma nade mną ta dziwna dziewczyna, iżby parę słów skreślonych jej dłonią sprawiało, iż ręka mi drży? To szczególne; Blazjusz, szamocąc się z panią Pluche, złamał pieczątkę. Czy to zbrodnia otworzyć? Trudno, nic na to nie poradzę.
otwiera i czyta
„Wyjeżdżam dziś, droga moja; wszystko stało się, jak przewidywałam. To straszna rzecz; ten młody człowiek ma sztylet w sercu; nie pocieszy się nigdy po mej stracie. Czyniłam wszelako, co było w mej mocy, aby go zrazić do siebie. Bóg mi odpuści, iż przywiodłam go do rozpaczy mą odmową. Powiedz, droga moja, cóżem ja winna? Módl się za mnie; zobaczymy się jutro i na zawsze. Twoja z całej duszy,
Kamilla.”
Czy podobna? To pisze Kamilla? O mnie mówi w ten sposób? Ja w rozpaczy z powodu jej odmowy? Ech, dobry Boże! gdyby to było prawdą, nie ukrywałbym tego; czyż to wstyd kochać kogoś? Zrobiła wszystko, co mogła, aby mnie zrazić, powiada; mam „sztylet w sercu”! Cóż ona może mieć za cel, aby wymyślać taką bajkę? Byłażby zatem prawdą myśl, jaka oblegała mnie tej nocy? O kobiety! Ta dobra Kamilla jest może bardzo pobożna! ze szczerego serca oddaje się Bogu, ale umyśliła sobie z góry, że mnie zostawi w rozpaczy. Ułożyły to w przyjacielskim kółku, zanim wyjechała z klasztoru. Postanowiono, że Kamilla spotka swego krewniaka, że ją zań zechcą wydać, ona odmówi i młody człowiek będzie niepocieszony. To takie poetyczne: młoda panna, która poświęca Bogu szczęście kuzynka! Nie, nie, Kamillo, nie kocham cię, nie jestem w rozpaczy, nie mam sztyletu w sercu i dowiodę ci tego. Tak, zanim stąd wyjedziesz, dowiesz się, że kocham inną. Hej tam, przyjacielu! wchodzi wieśniak Idźcie do zamku i powiedzcie w kuchni, aby ktoś oddał pannie Kamilli ten list.
Pisze.
WIEŚNIAK
Rozumiem, jaśnie paniczu.
PERDYKAN
A teraz druga. Haha! „jestem w rozpaczy”! Hej! Rozalko! Rozalko!
Puka do drzwi.
ROZALKA
otwiera
To pan, paniczu. Wejdź pan, mama jest w domu.
PERDYKAN
Weź najładniejszy czepeczek, Rozalko, i chodź ze mną.
ROZALKA
A gdzie?
PERDYKAN
Powiem ci; poproś matki o pozwolenie, ale spiesz się.
ROZALKA
Dobrze, paniczu.
Wchodzi do domu.
PERDYKAN
Poprosiłem Kamilli o nowe spotkanie i jestem pewien, że przyjdzie; ale, na honor, zastanie nie to, czego się spodziewa. Będę się zalecał do Rozalki w jej własnych oczach.
SCENA TRZECIA
Lasek.
Wchodzi Kamilla i wieśniak.
WIEŚNIAK
Panienko, niosę do zamku list do panienki; czy mam go oddać do rąk, czy też w kuchni, jak mi nakazał jaśnie panicz.
KAMILLA
Dajcie.
WIEŚNIAK
Jeśli panienka woli, abym zaniósł do zamku, w takim razie szkoda mnie mitrężyć.
KAMILLA
Mówię ci, abyś dał list.
WIEŚNIAK
Jak wola panienki.
Daje list.
KAMILLA
Masz za fatygę.
WIEŚNIAK
Dziękuję panience; mogę odejść, nieprawdaż?
KAMILLA
Jeśli masz ochotę.
WIEŚNIAK
Mam, mam.
Wychodzi.
KAMILLA
czytając
Perdykan prosi, abym się z nim pożegnała przed wyjazdem, przy tym źródełku, do którego go wezwałam wczoraj. Co on mi może mieć do powiedzenia? Oto właśnie źródełko, sama nie wiem, jak tu zaszłam. Czy mam się zgodzić na tę drugą schadzkę? A! chowa się za drzewem Oto Perdykan zbliża się z Rozalką, moją mleczną siostrą. Sądzę, że ją tu pożegna; rada jestem, iż nie będzie wyglądało, że przybyłam pierwsza.
Wchodzą Perdykan i Rozalka, siadają.
KAMILLA
ukryta, na stronie
Co to ma znaczyć? Sadza ją przy sobie? Czy prosi mnie o schadzkę po to, aby przyjść tu rozmawiać z inną? Ciekawam, co on jej powie.
PERDYKAN
głośno, tak aby go Kamilla słyszała
Kocham cię, Rozalko! Ty jedna w świecie nie zapomniałaś naszych minionych dni; ty jedna pamiętasz życie, którego już nie ma; przyjm cząstkę mego nowego życia; daj mi twoje serce, drogie dziecię; oto zakład naszej miłości.
Wkłada jej na szyję swój łańcuch.
ROZALKA
Daje mi pan swój złoty łańcuch?
PERDYKAN
Spójrz teraz na ten pierścionek. Wstań i zbliżmy się do źródła. Czy widzisz w nim nas dwoje, wspartych o siebie? Widzisz swoje piękne oczy tuż przy moich, twoją rękę w mojej? Patrz, jak to wszystko się zatrze. rzuca pierścionek do wody Patrz, jak nasz obraz zginął; oto wraca pomaleńku; woda, zmącona przez chwilę, odzyskuje równowagę; drży jeszcze; wielkie czarne koła biegną po jej powierzchni; cierpliwości, wypływamy na nowo; już rozpoznaję twoje ramiona splecione z moimi; jeszcze minuta, a nie będzie już ani zmarszczki na twej pięknej twarzy; patrz! to był pierścionek, który mi niegdyś dała Kamilla.
KAMILLA
na stronie
Rzucił mój pierścionek do wody!
PERDYKAN
Czy ty wiesz, co to miłość, Rozalko? Słuchaj! wiatr ucichł; ranny deszcz ścieka kroplami po wysychających liściach, które ożywia słońce. Na światło nieba, na to słońce, kocham cię! Chcesz mnie, nieprawdaż? Twojej młodości nie skażono; nie wsączano w twoją czerwoną krew resztek krwi wystygłej? Ty nie chcesz zostać mniszką; oto, młoda i piękna, tulisz się w młode ramiona. O Rozalko, Rozalko! czy ty wiesz, co to miłość?
ROZALKA
Ach, panie doktorze, będę pana kochała, jak potrafię.
PERDYKAN
Tak, jak potrafisz; i mimo że jestem doktorem a ty wieśniaczką, będziesz mnie kochała lepiej niż owe blade figury woskowe wyrabiane przez mniszki, które mają głowę na miejscu serca i które wychodzą z klasztoru po to, aby sączyć w życie wilgotną atmosferę swoich cel. Nie umiesz nic; nie przeczytałabyś w książce modlitwy, której nauczyła cię matka, tak jak ona sama nauczyła się jej od swojej matki; nie rozumiesz nawet znaczenia słów, które powtarzasz, kiedy klękasz wieczorem przy łóżku; ale rozumiesz dobrze, że się modlisz, a to wszystko, czego Bogu trzeba!
ROZALKA
Jak pan do mnie mówi, paniczu!
PERDYKAN
Nie umiesz czytać; ale wiesz, co mówią te lasy i łąki; te rzeki, te piękne pola porośnięte zbożem, cała ta natura lśniąca młodością. Poznajesz w niej tysiące swych braci i mnie uznajesz za jednego spośród nich; wstań, będziesz moją żoną, wspólnie zanurzymy się w życiodajnym soku wszechpotężnego świata.
Wychodzi z Rozalką.