Kitabı oku: «Nie igra się z miłością», sayfa 4
SCENA DRUGA
Sala jadalna. – Nakrywają do stołu.
Wchodzi Bridaine.
BRIDAINE
Nie ma wątpienia; znów go dziś posadzą na honorowym miejscu. To krzesło, które tak długo zajmowałem po prawicy barona, stanie się pastwą preceptora. O ja nieszczęśliwy! Osieł wierutny, pijanica bez wstydu wypędza mnie na szary koniec! Piwniczny naleje mu pierwszy kielich malagi, kiedy zaś półmiski dojdą do mnie, będą już na wpół zimne, najlepsze kąski wyjedzone; nie zostanie naokoło kuropatw kapusty ani marchewki. O święty Kościele katolicki! Że mu dano to miejsce wczoraj, to można było pojąć; dopiero co przybył; pierwszy raz, od tylu lat, siedział przy tym stole. Boże! jak on pożerał! Nie, nic mi nie zostanie, tylko kości i łapy po kurczętach. Nie ścierpię tego afrontu. Bywaj zdrów, czcigodny fotelu, gdzie rozwalałem się tyle razy, opchany smakowitymi daniami! Bywajcie, lakowane butelki, nieporównany dymku dobrze upieczonej dziczyzny! Bywaj, wspaniały stole, szlachetna jadalnio, nie odmówię już więcej benedicite9! Wracam na plebanię; nie dam się zepchnąć między ciżbę biesiadników: wolę być, jak Cezar, pierwszym w lichej wiosce niżeli drugim w Rzymie.
Wychodzi.
SCENA TRZECIA
Pole przed chatką.
Wchodzi Rozalka i Perdykan.
PERDYKAN
Skoro matki nie ma, chodź przejść się trochę.
ROZALKA
Czy pan myśli, że to mi idzie na zdrowie, te pańskie całusy?
PERDYKAN
A cóż w tym złego? Tak samo całowałbym cię przy matce. Czy nie jesteś siostrą Kamilli? czy nie jestem twoim bratem tak jak jej?
ROZALKA
Słowa to słowa, a całusy to całusy. Ja tam nie mam tylu rozumów; czuję to dobrze, kiedy chciałabym coś powiedzieć. Piękne panie wiedzą, o co idzie, wedle tego czy je kto pocałuje w prawą czy w lewą rękę; ojcowie całują je w czoło, bracia w policzek, ich kawalerowie w usta; a mnie wszyscy całują w oba policzki i to mnie złości.
PERDYKAN
Jakaś ty ładna, dziecko!
ROZALKA
Ale nie ma się pan co gniewać o to. Jaki pan smutny dzisiaj! Czy pana małżeństwo się popsuło?
PERDYKAN
Chłopi w tej wiosce pamiętają, że mnie kochali; psy na podwórzu i drzewa w lesie pamiętają także; tylko Kamilla nie pamięta. A ty, Rozalko, kiedyż się wydasz?
ROZALKA
Nie mówmy o tym, dobrze, paniczu? Mówmy o pogodzie, o tych tu kwiatkach, o pana konikach i moich czepeczkach.
PERDYKAN
O czym ci się podoba, o wszystkim, co może przejść przez te usta, nie płosząc z nich niebiańskiego uśmiechu, który szanuję więcej niż własne życie.
Całuje ją.
ROZALKA
Szanuje pan mój uśmiech, ale nie szanuje pan moich ust, o ile mi się zdaje. Patrzcie no; kropla deszczu spadła mi na rękę, a niebo czyste.
PERDYKAN
Wybacz.
ROZALKA
Co ja panu zrobiłam, że pan płacze?
Wychodzą.
SCENA CZWARTA
W zamku.
Wchodzą mistrz Blazjusz i baron.
BLAZJUSZ
Panie baronie, mam panu powiedzieć coś osobliwego. Przed chwilą byłem przypadkiem w kredensie, to jest, chciałem powiedzieć, w sieni: cóż bym ja robił w kredensie? byłem tedy w sieni. Znalazłem przypadkiem butelkę, chcę powiedzieć karafkę z wodą; jakim cudem znalazłbym butelkę w sieni? Pociągnąłem tedy łyczek wina, chcę powiedzieć szklankę wody, ot, dla zabicia czasu, i wyglądałem oknem, między dwoma wazonami, które mi się wydają mocno nowożytnego smaku, mimo że są skopiowane z etruskich.
BARON
Co ty masz za nieznośny sposób mówienia, Blazjuszu! niepodobna się dogadać z tobą.
BLAZJUSZ
Słuchaj mnie, panie, użycz mi przez chwilę uwagi. Wyglądałem tedy oknem. Niech pan nie traci cierpliwości, na imię nieba, tu idzie o honor rodziny.
BARON
Rodziny! tego to już nie rozumiem. O honor rodziny, Blazjuszu! Czy ty wiesz, że nas jest trzydziestu siedmiu mężczyzn i prawie tyleż kobiet, w Paryżu i na prowincji?
BLAZJUSZ
Niech mi pan baron pozwoli mówić dalej. Podczas gdy pociągałem łyk wina, chcę rzec szklankę wody, aby pobudzić opóźniające się trawienie, wyobraź sobie pan baron, ujrzałem pod oknem panią Pluche pędzącą bez tchu.
BARON
Czemu bez tchu, Blazjuszu? to ciekawe.
BLAZJUSZ
A obok niej, czerwoną z gniewu, siostrzenicę pańską Kamillę.
BARON
Kto był czerwony z gniewu, siostrzenica czy pani Pluche?
BLAZJUSZ
Siostrzenica, panie baronie.
BARON
Czerwona z gniewu! To niesłychane! I skąd wiesz, że to było z gniewu? Mogła być czerwona z tysiąca innych przyczyn; goniła zapewne za motylami po ogrodzie.
BLAZJUSZ
Nie mogę nic twierdzić w tej materii; możebne; ale krzyczała z całych sił: „Idź! szukaj go! rób com ci powiedziała! głupia jesteś! ja tak chcę!”. I tłukła wachlarzem po łokciu panią Pluche, która za każdym wykrzyknikiem uskakiwała w grządki.
BARON
W grządki?… I cóż odpowiadała ochmistrzyni na szaleństwa Kamilli? postępowanie jej bowiem zasługuje na tę nazwę.
BLAZJUSZ
Odpowiadała: „Nie pójdę. Nie zastałam go. Umizga się do chłopianek, do pastuszek. Za stara jestem, aby zacząć nosić czułe bileciki; dzięki Bogu, miałam dotąd czyste ręce”; – i tak mówiąc, gniotła w palcach kawałek papieru złożony we czworo.
BARON
Nic nie rozumiem, w głowie mi się miesza zupełnie. Jaką przyczynę mogła mieć pani Pluche, aby miąć papier złożony we czworo, uskakując raz po raz w grządki? Nie mogę dać wiary potwornościom tego rodzaju.
BLAZJUSZ
Czy pan nie rozumie jasno, panie baronie, co to znaczyło?
BARON
Nie, doprawdy nie, mój przyjacielu, nie rozumiem nic a nic. Zachowanie to wydaje mi się dzikie, prawda, ale zarówno bez przyczyn jak bez usprawiedliwienia.
BLAZJUSZ
To znaczy, że siostrzenica pańska prowadzi tajemną korespondencję.
BARON
Co ty gadasz? Czy ty wiesz, o kim mówisz? Licz się ze słowami, mości klecho.
BLAZJUSZ
Mógłbym zważyć moje słowa na niebieskiej wadze, na której mają ważyć moją duszę w dniu sądu, a nie znalazłbym wśród nich ani jednego trącącego fałszywą monetą. Pańska siostrzenica prowadzi tajemną korespondencję.
BARON
Ależ zastanów się, mój drogi, to niemożliwe.
BLAZJUSZ
Dlaczegóż obarczyłaby ochmistrzynię listem? Czemu krzyczałaby na nią: „Znajdź go!”, podczas gdy tamta dąsała się i wzdragała?
BARON
A do kogo był ten list?
BLAZJUSZ
Oto właśnie hic, panie baronie, hic jacet lepus10. Do kogo był list? do człowieka, który umizga się do pastuszek. Owóż, człowiek zalecający się publicznie do pastuszek budzi mocne podejrzenie, iż sam należy do stanu pasterskiego. Niemożliwym jest wszelako, aby panna Kamilla, z wychowaniem, jakie otrzymała, zakochała się w podobnym człowieku; oto co powiadam i co sprawia, iż jestem w tej sprawie równie, uczciwszy uszy, głupi, jak pan baron.
BARON
O nieba! Kamilla oświadczyła mi dziś rano, że nie wyjdzie za Perdykana. Czyżby kochała się w pastuchu gęsi? Udajmy się do gabinetu; przeszedłem od wczoraj tak gwałtowne wstrząśnienia, że nie mogę zebrać myśli.
Wychodzą.
SCENA PIĄTA
Źródło w lesie.
Wchodzi Perdykan, czytając bilecik.
PERDYKAN
„Proszę być w południe przy źródełku”. Co to ma znaczyć? tyle chłodu, odmowa tak stanowcza, tak okrutna, tak dumna obojętność i po tym wszystkim schadzka? Jeżeli chce ze mną pomówić o interesach, dlaczego wybrała takie miejsce! Czy to zalotność? Dziś rano, kiedym się przechadzał z Rozalką, słyszałem jakiś szelest w zaroślach; zdawało mi się, że to łania. Byłażby w tym jakaś intryżka?
Wchodzi Kamilla.
KAMILLA
Dzień dobry, kuzynie; zdawało mi się, nie wiem, czy trafnie, że kiedyśmy się rozstali dziś rano, byłeś smutny. Ująłeś mnie za rękę, a ja się broniłam; otóż, przychodzę cię prosić, abyś mi podał dłoń. Odmówiłam ci pocałunku, oto proszę, masz. całuje go A teraz, mówiłeś mi, że byłbyś bardzo rad porozmawiać po przyjacielsku. Siadaj tutaj i rozmawiajmy.
Siada.
PERDYKAN
Czy ja śniłem poprzednio, czy raczej śnię w tej chwili?
KAMILLA
Zdziwiłeś się, otrzymawszy bilecik ode mnie, nieprawdaż? Jestem nieco kapryśna z natury; ale powiedziałeś mi dziś rano coś, co mi trafiło do przekonania: „Skoro się rozchodzimy, rozejdźmy się jak przyjaciele”. Nie wiesz, dlaczego odjeżdżam, zatem ci powiem: wstępuję do klasztoru.
PERDYKAN
Czy podobna? Ciebież to, Kamillo, oglądam w tym źródle, siedzącą pośród stokroci jak niegdyś?
KAMILLA
Tak, Perdykanie, mnie. Przychodzę, aby wskrzesić na kwadrans dawne nasze życie. Wydałam ci się szorstka i wyniosła; to bardzo naturalne, wyrzekłam się świata. Jednakże, zanim go opuszczę, rada byłabym usłyszeć twoje zdanie. Czy sądzisz, że dobrze czynię, zostając zakonnicą?
PERDYKAN
Nie pytaj mnie o to, ja bowiem nigdy nie zostanę mnichem.
KAMILLA
Przez te dziesięć lat blisko które żyliśmy z dala od siebie, ty zacząłeś szkołę życia. Wiem, co jesteś wart; przy takim sercu i głowie jak twoje musiałeś wiele się nauczyć w krótkim czasie. Powiedz mi, czy miałeś kochanki?
PERDYKAN
Czemu pytasz o to?
KAMILLA
Odpowiedz mi, proszę, bez skromności i bez przechwałek.
PERDYKAN
Miałem.
KAMILLA
Kochałeś je?
PERDYKAN
Z całego serca.
KAMILLA
Gdzież są teraz? Czy wiesz?
PERDYKAN
Oto mi, doprawdy, szczególne pytanie. Co mam powiedzieć? Nie jestem ich mężem ani bratem; powędrowały, gdzie im się podobało.
KAMILLA
Musiała być z pewnością jedna, którą wolałeś od innych. Jak długo kochałeś tę, którą kochałeś najwięcej?
PERDYKAN
Dziwna z ciebie dziewczyna! Chcesz bawić się w spowiednika?
KAMILLA
Błagam cię, uczyń to dla mnie, odpowiedz szczerze. Nie jesteś rozpustnikiem i wierzę, że serce masz uczciwe. Musiały cię kochać, zasługujesz bowiem na to i nie zgodziłbyś się być zabawką. Odpowiedz mi, proszę.
PERDYKAN
Na honor, nie pamiętam.
KAMILLA
Czy znasz człowieka, który by kochał tylko jedną kobietę?
PERDYKAN
Są tacy, z pewnością.
KAMILLA
Czy który z twoich przyjaciół? Powiedz mi, jak się zowie.
PERDYKAN
Nie umiem ci go nazwać, ale sądzę, iż są ludzie zdolni kochać jedynie raz w życiu.
KAMILLA
Ile razy uczciwy człowiek może kochać?
PERDYKAN
Czy chcesz, abym odmawiał litanię, czy też sama przepowiadasz katechizm?
KAMILLA
Chciałam się pouczyć i dowiedzieć się, czy dobrze czy źle czynię, zostając zakonnicą. Gdybym wyszła za ciebie, czyż nie musiałbyś mi odpowiadać szczerze na wszystkie pytania i odsłonić mi swego serca? Cenię cię bardzo i uważam cię, tak z natury jak z wychowania, za lepszego od innych. Przykro mi, że już nie pamiętasz tego, o co pytałam; być może, poznając cię lepiej, ośmieliłabym się.
PERDYKAN
Do czego ty zmierzasz? Mów; będę odpowiadał.
KAMILLA
Odpowiedz tedy na pierwsze pytanie. Czy dobrze robię, zostając w klasztorze?
PERDYKAN
Nie.
KAMILLA
Lepiej uczyniłabym tedy, wychodząc za ciebie?
PERDYKAN
Tak.
KAMILLA
Gdyby ksiądz proboszcz dmuchnął na szklankę wody i powiedział ci, że to wino, czy uczułbyś smak wina?
PERDYKAN
Nie.
KAMILLA
Gdyby ksiądz proboszcz dmuchnął na ciebie i powiedział mi, że będziesz mnie kochał całe życie, czy miałabym rację uwierzyć?
PERDYKAN
Tak i nie.
KAMILLA
Co radziłbyś mi uczynić w dniu, w którym spostrzegłabym, że mnie już nie kochasz?
PERDYKAN
Wziąć sobie kochanka.
KAMILLA
A co pocznę w dniu, w którym kochanek przestanie mnie kochać?
PERDYKAN
Weźmiesz innego.
KAMILLA
Jak długo tak?
PERDYKAN
Dopóki włosy twoje nie zaczną siwieć; wówczas moje będą już białe.
KAMILLA
Czy wiesz, co to klasztor, Perdykanie? Czy spędziłeś kiedy cały dzień w ławce w monastyrze żeńskim?
PERDYKAN
Owszem, spędziłem.
KAMILLA
Zaprzyjaźniłam się z pewną siostrą, która ma dopiero trzydzieści lat, i która w piętnastym roku miała pięćset tysięcy funtów rocznego dochodu. Jest to najpiękniejsza i najszlachetniejsza istota, jaka kiedykolwiek stąpała po ziemi. Była żoną para i posła, a mąż jej był jednym z najznamienitszych ludzi we Francji. Żaden ze szlachetnych ludzkich przymiotów nie leżał w niej odłogiem; niby na drzewie wybranego szczepu wszystkie pączki jej zakwitły bujnie. Nigdy miłość i szczęście nie włożą ukwieconego wieńca na piękniejsze czoło. Mąż ją zdradził; pokochała innego i oto umiera z rozpaczy.
PERDYKAN
To możebne.
KAMILLA
Mieszkamy w jednej celi, strawiłam noce całe na rozmowie o jej nieszczęściach; stały się niemal moimi; to osobliwe, nieprawdaż? Nie wiem sama, jak się to dzieje. Mówiła mi o swoim małżeństwie; malowała mi upojenia pierwszych dni, później błogość następnych; i jak w końcu wszystko pierzchło; jak wieczorem ona siedziała przy kominku, a on przy oknie i nie mówili do siebie ani słowa; jak miłość zwiędła, a wszystkie wysiłki zbliżenia doprowadzały jedynie do kłótni; jak obca postać wsunęła się stopniowo między nich i wśliznęła w ich cierpienia… Ona mówiła, a ja wręcz widziałam siebie na jej miejscu. Kiedy mówiła: „Ach, byłam szczęśliwa”, serce moje wzdymało się; a kiedy dodawała: „Och, płakałam”, łzy płynęły mi z oczu. Ale wyobraź sobie coś jeszcze osobliwszego; stworzyłam sobie w końcu urojone życie; trwało to cztery lata; nie potrzebuję ci mówić, ilu dumań, ilu zagłębiań się w siebie samą było ono owocem. Chciałam ci tylko powiedzieć… to bardzo szczególne… wszystkie opowiadania Luizy, wszystkie obrazy moich rojeń miały podobieństwo z tobą.
PERDYKAN
Podobieństwo ze mną?
KAMILLA
Tak, i to naturalne: byłeś jedynym mężczyzną, którego znałam. Tak, w istocie, kochałam cię, Perdykanie.
PERDYKAN
Ile ty masz lat, Kamillo?
KAMILLA
Osiemnaście.
PERDYKAN
Mów, mów dalej; słucham.
KAMILLA
Jest w naszym klasztorze dwieście kobiet; mała cząstka tych kobiet nie pozna nigdy życia, a wszystkie inne czekają śmierci. Niejedna z nich wyszła z tych murów tak jak ja z nich wychodzę dzisiaj, dziewicą pełną nadziei. Wróciły rychło potem, postarzałe, zrozpaczone. Co dnia umiera któraś w naszych sypialniach i co dnia przybywają nowe, aby zająć miejsce zmarłych na włosianym materacu. Obcy, którzy nas odwiedzają, podziwiają spokój i ład klasztoru; przyglądają się bacznie bieli naszych kwefów, ale pytają, czemu spuszczamy je na oczy. Co myślisz o tych kobietach, Perdykanie? Dobrze robią czy nie?
PERDYKAN
Nie wiem.
KAMILLA
Niektóre radzą mi, abym pozostała dziewicą. Chciałabym zasięgnąć twego zdania. Czy sądzisz, że te kobiety uczyniłyby lepiej, gdyby wzięły kochanka i mnie doradziły to samo?
PERDYKAN
Nie wiem.
KAMILLA
Przyrzekłeś mi odpowiedzieć.
PERDYKAN
Wszystko co mówisz, uwalnia mnie od tego: nie mam wrażenia, abyś to ty mówiła.
KAMILLA
Być może; w moich poglądach muszą być rzeczy bardzo śmieszne. Być może, wyuczono mnie lekcji i jestem jedynie niedouczoną papużką. Wisi w salonie obrazek, przedstawiający mnicha schylonego nad mszałem; poprzez czarne kraty celi, wślizguje się wątły promień słońca i widać gospodę włoską, przed którą tańczy pasterz kóz. Którego z tych ludzi wyżej cenisz?
PERDYKAN
Żadnego i obu. Są to dwaj żywi ludzie, z krwi i ciała: jeden czyta, drugi tańczy; nie widzę tu nic więcej. Masz słuszność, że zostajesz zakonnicą.
KAMILLA
Przed chwilą mówiłeś, że nie.
PERDYKAN
Mówiłem, że nie? Możliwe.
KAMILLA
Zatem radzisz mi…?
PERDYKAN
Zatem ty nie wierzysz w nic?
KAMILLA
Podnieś głowę, Perdykanie! Gdzie jest człowiek, który by nie wierzył w nic?
PERDYKAN
wstając
Oto on; ja nie wierzę w nieśmiertelne życie. – Moja ukochana siostro, zakonnice dały ci swoje doświadczenie; ale wierzaj mi, to nie twoje własne; nie umrzesz, nie poznawszy miłości.
KAMILLA
Chcę kochać, ale nie chcę cierpieć; chcę kochać miłością wieczną i składać przysięgi, których się nie łamie. Oto mój kochanek.
Pokazuje krzyżyk.
PERDYKAN
Ten kochanek nie wyklucza innych.
KAMILLA
Dla mnie przynajmniej wykluczy. Nie uśmiechaj się, Perdykanie. Nie widziałam cię dziesięć lat i jadę jutro. Pomówimy o tym znów za dziesięć lat, o ile się spotkamy. Nie chciałam zostać w twojej pamięci jak zimny posąg; bezczułość bowiem wiedzie do punktu, w którym ja się znajduję. Słuchaj mnie: idź z powrotem w życie i, póki będziesz szczęśliwy, póki będziesz kochał tak, jak można kochać na ziemi, zapomnij o siostrze swej Kamilli; ale jeżeli ci się zdarzy kiedy, iż ciebie zapomną albo ty sam zapomnisz; jeśli anioł nadziei cię opuści, jeśli kiedy znajdziesz się sam z pustką w sercu, pomyśl o mnie: ja będę się modliła za ciebie.
PERDYKAN
Jesteś pyszna: miej się na baczności.
KAMILLA
Czemu?
PERDYKAN
Masz osiemnaście lat, a nie wierzysz w miłość.
KAMILLA
A ty wierzysz? Siedzisz tu koło mnie z rękami zaplecionymi na kolanach, które się wytarły na dywanach twoich kochanek, i nawet nie pamiętasz ich imienia. Płakałeś łzami radości i łzami rozpaczy; ale wiedziałeś, iż woda w źródle bardziej jest stałą niż twoje łzy, i że zawsze znajdziesz ją pod ręką, aby obmyć nabrzękłe powieki. Używasz młodości i uśmiechasz się, kiedy ci mówić o kobiecych rozpaczach; nie wierzysz, aby można było umrzeć z miłości, ty, który żyjesz i który kochałeś. Czymże jest tedy świat? Zdaje mi się, że musisz serdecznie gardzić kobietami, które biorą cię takim, jak jesteś, i które przepędzają ostatniego kochanka, aby cię tulić w ramionach z ustami jeszcze nieobeschłymi od pocałunków drugiego. Pytałam przed chwilą, czy kochałeś w życiu; rzekłeś jak podróżny, którego by pytano, czy był we Włoszech lub w Niemczech, i który by odpowiedział: „Owszem, byłem”; a potem myślałby o tym, aby pojechać do Szwajcarii lub gdzie indziej. Czyż tedy miłość twoja to pieniądz, iż może tak przechodzić z rąk do rąk aż do śmierci? Nie, to nawet nie jest pieniądz; najlichsza bowiem sztuka złota warta jest więcej od ciebie i, w jakie bądź ręce się dostanie, zachowuje swój wizerunek.
PERDYKAN
Jakaś ty piękna, Kamillo, kiedy oczy twoje się ożywią!
KAMILLA
Tak, jestem piękna, wiem o tym. Fabrykanci madrygałów nie powiedzą mi nic nowego; zimna mniszka, która mi utnie włosy, zblednie może ze zgrozy nad własnym barbarzyństwem; ale te włosy nie zmienią się w pierścionki i łańcuszki, aby krążyć po alkowach; nie zbraknie ani jednego na mej głowie wówczas, gdy przejdzie po niej żelazo; i, kiedy kapłan, który mnie pobłogosławi, włoży mi na palec złoty pierścień mego niebiańskiego małżonka, pukiel włosów, jaki mu ofiaruję, będzie mógł posłużyć mu za płaszcz.
PERDYKAN
Podrażniona jesteś, widzę.
KAMILLA
Źle robię, że mówię o tym; życie całe spływa mi na wargi. O, Perdykanie! Nie szydź, wszystko to jest śmiertelnie smutne.
PERDYKAN
Biedne dziecko, słucham cię, i mam ochotę odpowiedzieć ci słówko. Mówisz mi o zakonnicy, która, zdaje mi się, posiada na ciebie zgubny wpływ; powiadasz, że ją zdradzono, i ona sama zdradziła, i jest w rozpaczy. Czy jesteś pewna, że gdyby mąż lub kochanek wyciągnął do niej rękę poprzez kratę rozmównicy, nie podałaby mu dłoni?
KAMILLA
Co ty mówisz? Niedobrze słyszałam.
PERDYKAN
Czy jesteś pewna, że gdyby mąż lub kochanek przyszedł ją wezwać, aby cierpiała jeszcze, odpowiedziałaby nie?
KAMILLA
Tak sądzę.
PERDYKAN
Jest dwieście kobiet w twoim klasztorze, a większość z nich ma w sercu głębokie rany; dały ci ich dotknąć i ubarwiły twoją dziewiczą myśl kroplami własnej krwi. Żyły, nieprawdaż? i ukazały ci ze zgrozą drogę swego życia; przeżegnałaś się wobec ich blizn jak wobec ran Jezusa; przyjęły cię do swej posępnej procesji i, kiedy widzisz przechodzącego mężczyznę, tulisz się z zabobonną trwogą do tych wyschłych ciał. Czy jesteś pewna, że gdyby ów mężczyzna był tym, który je oszukał, dla którego płaczą i cierpią, którego przeklinają, modląc się do Boga, czy jesteś pewna, że na jego widok nie skruszyłyby łańcuchów, aby biec ku swoim minionym nieszczęściom i przycisnąć krwawiące piersi do sztyletu, który je poranił? O, moje dziecko! czy znasz marzenia kobiet, które ci mówią, abyś nie marzyła? Czy wiesz, jakie imię szepcą, kiedy szloch wychodzący z ich ust wprawia w drżenie hostię podawaną im przez kapłana? Czy wiesz, kim są kobiety, które siadają koło ciebie z trzęsącą głową, aby sączyć w twoje ucho swą zwiędłą starość; które wśród ruin twej młodości kołyszą pogrzebowy dzwon swej rozpaczy i mrożą twą czerwoną krew chłodem swoich grobów; czy wiesz, kim one są?