Kitabı oku: «Ze skarbnicy midraszy», sayfa 15
Kryształowy pałac
Tego dnia, kiedy królowa Saby544 miała przybyć do Jerozolimy545, Salomon546 polecił Beniahu547 przywitać ją u bramy miasta i towarzyszyć jej w drodze do pałacu. Przejeżdżając karetą przez ulice miasta, królowa zauważyła z daleka nad rzeką rozkwitający kwiat, który w miarę zbliżania się zaczął przybierać kształt błyszczącej gwiazdy. Im bliżej gwiazdy, tym silniejszy bił z niej blask. Istna gwiazda poranna w chwili ukazania się słońca na niebie. Zarówno jednak kwiat, jak i gwiazda błyszcząca były w istocie złudnym wyobrażeniem wspaniałego pałacu króla Salomona.
A kiedy kareta zajechała przed fronton548 pałacu, stał tam w oczekiwaniu na nią, w asyście licznych dworzan i sług, człowiek ubrany w iście królewskie szaty. Królowa Saby była pewna, że ma przed sobą sławnego króla Salomona. Rozkazała woźnicy zatrzymać karetę i do asystujących jej ludzi powiedziała:
– Schodzę z karety, aby królowi tego kraju złożyć pokłon.
Zeszła z karety i w ślad za nią jej świta. Wtedy podszedł do niej Beniahu i zapytał:
– Dlaczego, królowo, wyszłaś z karety?
– Zeszłam po to, aby tobie, królowi Salomonowi, złożyć pokłon.
– Królowo Saby, bądź łaskawa wrócić do karety. Przed tobą stoi nie król Salomon, ale jeden z jego licznych sług.
Królowa weszła więc z powrotem do karety, a do swojej asysty tak powiedziała:
– Nim zobaczyliśmy lwa w całym jego dumnym majestacie, przyszło nam najpierw ujrzeć jego legowisko i nim ujrzeliśmy samego króla Salomona, zobaczyliśmy jednego z jego licznych sług. A był nim piękny mężczyzna. Piękniejszego w życiu nie widziałam.
Beniahu podał jej rękę i poprowadził do pałacu. Na wieść, że królowa Saby zajechała do pałacu, Salomon udał się do sali tronowej, aby ją przywitać.
Królowa Saby weszła tam i na widok cudownego tronu zaniemówiła z wrażenia. Wydało się jej, że król na swoim tronie jakby płynął po wodzie. Toteż nic dziwnego, że cichym głosem, jakby do siebie, powiedziała:
– Muszę unieść tren mojej sukni, aby nie umoczyć go w wodzie.
Co powiedziawszy, tak uczyniła. Z uniesionym trenem sukni podeszła do Salomona.
Król serdecznie ją przywitał i polecił ustawić obok siebie, po prawicy drugie krzesło tronowe dla niej.
Królowa Saby549 zadaje zagadki
– Zadam ci kilka zagadek – powiedziała do Salomona550 królowa Saby. – Jeśli uda ci się je rozwiązać, uzyskam dowód na to, że jesteś doprawdy najmądrzejszy ze wszystkich ludzi.
– Bardzo proszę – odpowiedział Salomon – pytaj!
– Jaka woda nie spływa z nieba i nie wypływa ze skalnych szczelin? I nie bacząc na to, że wypływa z tego samego źródła, bywa czasem słodsza od miodu, a czasami bardziej gorzka niż piołun?
– Jest nią łza – odpowiedział Salomon. – Łza nie spływa z nieba i nie wypływa ze skalnych szczelin. Łza jest słodka, gdy człowiek płacze z radości. Jest gorzka, kiedy płacze z bólu i żalu.
– Zadam ci więc drugie pytanie – powiedziała królowa Saby. – Dwie rzeczy otrzymałam w darze od mojej kochanej matki. W jednej była po mistrzowsku wyryta dziura, drugą zaś można było ciąć szkło. Jedna rzecz pochodzi z morza, a druga z głębi ziemi.
– Pierwsza rzecz to obrączki na twoich palcach, druga zaś, to perły na twojej szyi.
– Skoroś taki mądry, to powiedz mi, co to za nieszczęśnik, którego chowa się w ziemi, a im bardziej w tej ziemi gnije, tym bardziej krzepnie i staje się życiodajny.
– To są ziarna zasiane w ziemi. Kłosy zboża wyrastające z nich są przejawem życia.
– W takim razie powiedz mi, co to jest? Spadając z nieba jest białe i czyste, a potem staje się brudne. Z czasem zamienia się w chmury i znowu robi się białe i czyste jak przedtem.
– To oczywiście śnieg. Nic bowiem nie jest bielsze od śniegu, który spada z nieba. Nic też nie jest brudniejsze od błota na drogach. A zrodziły go chmury, które spuściły go na ziemię. Kiedy zaś słońce przygrzewa, wraca do nich.
– A teraz zawołaj wszystkie dziewczęta i chłopców, których do ciebie sprowadziłam, i powiedz mi, kto z nich jest dziewczyną, a kto chłopcem.
Kiedy na rozkaz króla dziewczęta i chłopcy stanęli przed jego obliczem, okazało się, że wszyscy wyglądają tak samo. Te same figury, te same twarze, ten sam wzrost i tak samo ubrani. Obejrzawszy ich dokładnie, król Salomon polecił sługom podać każdemu z chłopców i dziewcząt miskę wody do umycia rąk i twarzy ale nie dać ręczników. I tak sześć tysięcy dziewcząt i sześć tysięcy chłopców umyło ręce i twarze. Dziewczęta nie otrzymawszy ręczników wyciągnęły fartuszki i wytarły sobie ręce i twarze, chłopcy zaś stali bezradni nie wiedząc, co zrobić z mokrymi rękami i twarzami.
Następnie Salomon polecił sługom przynieść dwa kosze orzechów, jabłek i granatów. Własnoręcznie wyciągnął z koszów owoce i obdzielił nimi zarówno chłopców, jak i dziewczęta. Osobom, które odruchowo nadstawiły fartuszki, król rozkazał ustawić się po swojej prawicy, tym zaś, które wyciągnęły od razu ręce po owoce, rozkazał ustawić się po lewicy.
Kiedy wszyscy się już ustawili, król Salomon oświadczył:
– Po mojej prawicy stoją dziewczęta, a po mojej lewicy chłopcy.
Królowa Saby zwróciła się wtedy do swoich astrologów i czarowników:
– Za pomocą dostępnych wam czarów dokonaliście wyboru chłopców i dziewcząt. Oznaczyliście każdego chłopca i każdą dziewczynę niewidocznym i tajemniczym znakiem, na podstawie którego tylko wy byliście w stanie określić, kto jest kto. Pytam więc, czy król Salomon prawidłowo określił ich płeć. Czy prawdą jest to, że po jego prawej stronie stoją dziewczęta, a po lewej chłopcy?
– Prawda – odpowiedzieli chórem.
I jak tu nie wierzyć, że król Salomon w swojej mądrości nie ustępował aniołom?
Szkatułka, której nie wolno było otworzyć
Przebywająca w gościnie na dworze Salomona551 królowa Saby552 odbyła pewnego dnia w towarzystwie gospodarza konną przejażdżkę po kraju. Po jakimś czasie oboje dotarli do gór Libanu. Tu królowa Saby i król Salomon postanowili odpocząć. Zsiedli z koni i położyli się na trawie. Z dalekiego pola doszedł ich przyjemny głos śpiewającej kobiety. Królowa Saby zaczęła się uważnie przysłuchiwać głosowi:
– Słyszę – powiedziała do Salomona – melodię, ale słów nie jestem w stanie zrozumieć.
– To żona gospodarującego tu chłopa śpiewa o tym, jak dobrze jej jest na tym świecie. Oto mąż jej Awiezer pracuje w polu, syn Achiezer pasie bydło na łące, a ona z przyjemnością wykonuje domowe prace. Czuje się szczęśliwsza w swoim małym domku niż król Salomon w pałacu.
– Myślę, że jest to dobra i porządna kobieta – odezwała się królowa Saby. – Ty królu, kiedyś powiedziałeś, że spośród tysiąca mężczyzn udało ci się znaleźć jednego przyzwoitego, natomiast wśród takiej samej liczby kobiet nie znalazłeś ani jednej porządnej. Oto masz przed sobą uczciwą, przyzwoitą kobietę, która ceni swoje skromne życie w małej chacie wyżej od życia w królewskim pałacu.
– A ja mimo to podtrzymuję nadal swój sąd.
– Nie przekonasz mnie, dopóki nie sprawdzisz swojej opinii na przykładzie tej kobiety.
– W takim razie wstąpmy do jej domu.
Wsiedli na konie i podjechali pod sam dom Awiezera. Kobieta, ujrzawszy ubranych w królewskie szaty jeźdźców, wyszła im na spotkanie i nisko się pokłoniwszy, zaprosiła do wnętrza domu. Tam podała im dzban czystej źródlanej wody, aby mogli ugasić pragnienie, po czym poczęstowała ich chlebem, masłem, mlekiem i ciastkami.
Wzruszona miłym przyjęciem królowa Saby szepnęła na ucho Salomonowi:
– Oto udało mi się znaleźć wśród tysiąca kobiet jedną porządną. Spośród zaś tysiąca mężczyzn nigdy mi się to nie udało.
– Wiesz co – powiedział Salomon – nie przeszkadzajmy kobiecie w pracy. Powiedz jej, żeby lepiej wróciła do swoich zajęć. Wkrótce wrócą z pracy w polu jej mąż i syn. Będą zapewne głodni i zmęczeni. Zechcą jeść i odpocząć.
Król Salomon i królowa Saby opuścili gościnne progi domu Awiezera i weszli do jego ogrodu. Przechadzając się po dobrze utrzymanym ogrodzie, król Salomon zauważył:
– Widzę, że chcesz koniecznie, abym tę kobietę poddał próbie. Uczynię więc zadość twojej woli. Zastrzegam się jednak, że wolałbym nie zakłócać spokoju tej zgodnie żyjącej rodziny. Ale skoro się rzekło, postaram się przekonać ciebie, że mój sąd o kobietach jest słuszny. Zaczekaj chwileczkę. Pójdę i wyjmę z worka przyczepionego do grzbietu konia małą szkatułkę.
Po chwili król przyniósł szkatułkę. Małym kluczykiem otworzył i pokazał jej zawartość królowej Saby. W szkatułce stała miseczka wypełniona ziarnkami, obok siedziały białe myszki i leżały okruszki chleba. Zamknąwszy na kluczyk szkatułkę, król tak rzekł do królowej Saby:
– Za pomocą tej oto szkatułki wystawię na próbę uczciwość popieranej przez ciebie kobiety. Jeśli pomyślnie zda egzamin, zmienię zdanie o kobietach. Szczerze przyznam się, że popełniłem w ich ocenie błąd.
Po obejrzeniu ogrodu wrócili do domu gościnnej gospodyni. Zastali tam jej męża Awiezera i syna Achiezera, którzy już zdążyli wrócić z pola. Awiezer od razu poznał króla Salomona. W okresie trzech świąt pielgrzymich bywał w Jerozolimie553 i tam nieraz miał okazję go widzieć. Król zwrócił się do Awiezera i jego żony z prośbą, aby przechowali przez trzy dni drogą i cenną szkatułkę.
– Zostawiam – powiedział – pod waszą opieką tę szkatułkę. Pod żadnym pozorem nie wolno jej otworzyć. Lepiej, żebyście jej wcale nie ruszali. Jeśli tak uczynicie, hojnie was wynagrodzę. Jeśli jednak postąpicie inaczej, przypłacicie to życiem.
Król wręczył Awiezerowi kluczyk, pobłogosławił oboje małżonków i razem z królową Saby wyruszył w drogę powrotną do Jerozolimy.
Był już wieczór i małżonkowie zasiedli do kolacji. Żona Awiezera nie mogła spokojnie usiedzieć przy stole. Ni to do męża, ni to do siebie zaczęła mówić:
– Kto wie, co w tej szkatułce może być. Może brylanty, a może jakieś czary.
– Lepiej nie zastanawiajmy się nad tym – odparł Awiezer. – Nie ruszajmy jej. Nie patrzmy nawet w jej stronę. Niech sobie spokojnie stoi w kącie. Za trzy dni wróci król i zabierze ją. Dostaniemy za to dobre prezenty.
Zjedli kolację i położyli się spać. Skoro świt Awiezer wstał, umył się, zjadł śniadanie i poszedł do pracy. W południe wrócił do domu na obiad. Żona podała do stołu, ale sama nie tknęła jedzenia. Awiezer zaniepokoił się jej stanem. Zapytał, czy czasem nie jest chora albo może otrzymała złe wiadomości z domu jej ojca.
– Chcę, żebyś wiedział – powiedziała mu – że tej nocy nie zmrużyłam oka. Szkatułka nie dawała mi spokoju. A kiedy na chwilę udało mi się zasnąć, nawiedziły mnie koszmarne sny. Ach, gdybym to ja mogła się dowiedzieć, co w tej szkatułce się znajduje!
– Przestań o tym myśleć. Pamiętaj o ostrzeżeniu króla. W grę wchodzi nasze życie.
Po obiedzie Awiezer znowu poszedł do pracy w polu. Kiedy wieczorem wrócił do domu, zastał żonę w łóżku. Skarżyła się, jęczała i wzdychała.
– Co się stało?
– Zostaw mnie w spokoju. Teraz widzę, że szkatułka jest ci droższa od żony.
A kiedy Awiezer zaczął ją głaskać i uspokajać, powiedziała:
– Jeśli naprawdę mnie kochasz i chcesz, abym wyzdrowiała, to pozwól mi zaglądnąć przez dziurkę od klucza do szkatułki. Kiedy ciebie tu nie było, chciałam to uczynić, ale ogarnął mnie taki strach, że się cofnęłam. Król z pewnością umieścił tam jakiegoś chochlika.
I tak długo go molestowała i nagabywała, że Awiezer uległ jej.
– Dobrze – powiedział – zejdź z łóżka i razem podejdźmy do szkatułki. Nie waż się jednak jej dotknąć.
– Nic się nie bój, nie dotknę jej. A gdybym nawet jej dotknęła, nic strasznego by się nie stało. Królowi zależało chyba tylko na tym, abyśmy jej nie przesunęli z miejsca, na którym stoi.
Podeszła z mężem do szkatułki i zajrzała przez dziurkę od kluczyka do wnętrza. Niczego jednak nie mogła dojrzeć. W złości i rozgoryczeniu powiedziała:
– Król dobrze ukrył przed nami swoją tajemnicę. Nigdy się chyba nie dowiemy, co tam jest. Chyba że otworzymy szkatułkę.
Awiezer przeraził się słów żony. Ze strachu zaczął dygotać:
– Nie mów mi – krzyknął – o otwieraniu szkatułki! Czy chcesz, żebyśmy zginęli?
Wziął ją za rękę i zaprowadził z powrotem do łóżka.
– Połóż się i uspokój! Prześpij się, a rano wstaniesz rześka, wypoczęta i wolna od zmartwienia. Zabierzesz się do pracy i zapomnisz o szkatułce.
Kobieta nic nie powiedziała. Wyglądało na to, że postąpi tak, jak jej mąż polecił. Awiezer, mimo iż był już głodny, a żona nie miała głowy do kolacji, położył się spać zadowolony z obrotu sprawy.
Uspokojony spał dobrze i rano o samym brzasku wstał, umył się, odmówił modlitwę, wziął coś na drogę i poszedł do pracy. Po jakimś czasie przybiegł do niego syn Achiezer. Głosem pełnym przerażenia, jeszcze w biegu, zawołał:
– Ojcze, chodź prędko do domu. Mama zachorowała. Strasznie cierpi. Tak cierpi, że chce jak najprędzej umrzeć. Przed śmiercią chce cię zobaczyć.
Przybity złą wieścią Awiezer załamał ręce:
– Dotychczas – powiedział – żyłem spokojnie i szczęśliwie. I oto przyszedł do nas król i zaczęło się nieszczęście.
Pędem pobiegł do domu. Podszedł do łóżka chorej i powiedział:
– Weź się w garść i usiądź!
– Nie mam sił, mój mężu. Od dwóch dni nic nie jadłam i nie piłam. Na dodatek gnębił mnie koszmarny sen. Jeszcze teraz czuję, jak ciarki przebiegają mi po ciele. We śnie widziałam, jak ze szkatułki wyskakują diabły i czarty. Było ich strasznie dużo, tak dużo, że cały dom roił się od nich. Zgrzytały zębami i strasznie zawodziły. Jeden taki diabeł wskoczył mi na łóżko i powiedział: „Jeśli zaraz nie otworzysz szkatułki, to jutro w nocy znowu przyjdziemy i cię udusimy albo rozszarpiemy na strzępy, albo cię spalimy i popiół z twego ciała rozwiejemy na wszystkie cztery strony świata”. Na koniec plunął mi w twarz i znikł. Obudziłam się cała w potach i dreszczach. Wołałam cię w nocy, ale ty spałeś.
Kobieta, nie przestając płakać, dodała:
– Zaraz znowu się zjawią i zaduszą mnie. Zawezwałam cię po to, abyś zawczasu wykopał dla mnie grób.
– Dlaczego przejmujesz się tym głupim snem? Przecież wiesz doskonale, że sen nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Gdyby w szkatułce były diabły, napadłyby we śnie przede wszystkim na mnie, gdyż ja mam kluczyk. Z tego jasno wynika, że twój sen to czysta bzdura. Śniło ci się, bo zbyt dużo o tym myślałaś.
Widząc, że mąż twardo obstaje przy dochowaniu wierności królowi, kobieta zeszła z łóżka i padłszy do jego nóg, zaczęła błagać:
– Zrób to dla mnie. Chodzi przecież o drobnostkę. Daj mi kluczyk na jedną chwilkę. Szybko otworzę i rzucę tylko okiem, po czym zamknę. Nikt tego nie zobaczy.
– Dobra ty moja żono – odpowiedział Awiezer – popatrz tylko na siebie. Jak ty wyglądasz? Zjedz coś i napij się. Jak się pokrzepisz, to i spokój ci wróci. Przypomnisz sobie ostrzeżenie króla i przestaniesz o tym myśleć.
To rzekłszy, Awiezer podniósł ją i posadził przy stole. Podał jej chleb i coś do picia. Po zaspokojeniu głodu kobieta jednak zaczęła na nowo się skarżyć.
– Awiezerze, drogi mój mężu! Zlituj się nade mną i otwórz szkatułkę. Tylko na jedną chwileczkę. Król nawet się nie domyśli. Rzucę tylko okiem. Będziemy ostrożni.
I tak płakała i żaliła się przez cały dzień. Wieczorem Awiezer był już u kresu sił. Czuł, że dłużej już nie wytrzyma. Życie mu obrzydło do reszty. Podniesionym głosem zawołał:
– Dobrze, otworzę ci na chwilę.
Podeszli do szkatułki. Awiezer włożył do zamka kluczyk, przekręcił i otworzył wieczko. W tej samej chwili myszki wyskoczyły ze szkatułki i rozbiegły się nie wiedzieć dokąd.
Małżonkowie stanęli jak wryci. Dreszcze wstrząsnęły ich ciałem. Kobieta zaczęła drzeć na sobie suknię i głośno zawodzić:
– Awiezerze, zgubiłeś nas! Gdybyś był ostrożny, myszki nie zdołałyby uciec. Ojej! Tyle razy ci mówiłam, żebyś wieczko ostrożnie uchylił, a ty je na oścież otworzyłeś.
– Gdybyś mnie usłuchała, nie byłoby tego nieszczęścia.
– A kluczyk to kto miał? Gdybyś był prawdziwym mężczyzną, a nie mięczakiem, to byś nie uległ słabej kobiecie i oboje uniknęlibyśmy nieszczęścia.
– Kochana moja żono. Co nam teraz pomoże twój płacz? Błędu już nie naprawimy. Teraz pozostaje nam prosić Boga o łaskę.
Po upływie trzech dni zjawił się król Salomon z królową Saby. Zastali oboje małżonków w stanie głębokiego przygnębienia. Żona Awiezera padła przed królem na kolana i płacząc zawołała:
– Panie mój i królu, przysięgam na moje życie, że to nie ja otworzyłam szkatułkę. Miej litość i nie zabijaj mnie.
Król zwrócił się wtedy do Awiezera:
– Dlaczego otworzyłeś wbrew memu rozkazowi szkatułkę? Powiedz, jak do tego doszło?
– Winien jestem ja, królu, ja ponoszę winę, bo dałem się namówić przez żonę. Zabij przeto tylko mnie, a ją, proszę cię, zostaw przy życiu.
– Pokój tobie i pokój twojej żonie – powiedział Salomon. Nic złego żadnemu z was się nie stanie. Wystawiłem was tylko na próbę.
Na prośbę królowej Saby Awiezer opowiedział o wszystkim, co się wydarzyło w ich domu w ciągu tych trzech dni.
Na zakończenie król Salomon tak powiedział:
– Przekonałem cię, że spośród tysiąca mężczyzn znalazłem jednego porządnego. Niestety, nie mogę tego powiedzieć o kobietach.
Król Salomon554 demaskuje złodzieja
Trzech maszerujących razem wędrowców zaskoczyła w drodze ciemność zbliżającej się nocy. Wkrótce miała się ukazać na niebie gwiazda obwieszczająca początek soboty. Aby nie naruszyć świętości dnia, wędrowcy postanowili złożyć w jednym, dobrze ukrytym miejscu swoje pieniądze. Jako postanowili, tak też zrobili. Zapadła noc i wędrowcy ułożyli się do snu. Okazało się jednak, że nie wszyscy wytrwali we śnie do rana. O północy jeden z nich wstał z legowiska, podszedł do schowka, wyjął pieniądze i ukrył je w innym miejscu.
Następnego dnia wieczorem, kiedy dzień sobotni dobiegł końca, wędrowcy zebrali się do dalszej drogi. Poszli razem do schowka, aby wyjąć złożone tam pieniądze. I tu okazało się, że pieniądze zniknęły. Żal, gniew i złość opanowały naszych wędrowców. Wybuchł spór. Zaczęli się nawzajem podejrzewać. Któryś z nich ukradł pieniądze. Ale kto? I spór o to, kto jest sprawcą kradzieży, przeciągnąłby się w nieskończoność, gdyby jeden z nich nie zaproponował przekazać sprawy królowi Salomonowi.
Stanąwszy przed królem, każdy zrelacjonował na swój sposób przebieg sprawy. Salomon cierpliwie ich wysłuchał, po czym polecił opuścić pałac i czekać na powtórne wezwanie. Po ich wyjściu zaczął spokojnie analizować słowa każdego z trzech wędrowców. Chciał z ich słów wyłuskać ziarenka prawdy i na ich podstawie ustalić, kto dokonał kradzieży. Kiedy doszedł już do pewnych wniosków, polecił zawezwać czekających na decyzję wędrowców.
– Słyszałem – powiedział do nich – że jesteście ludźmi wykształconymi, uczonymi w Piśmie, mądrymi w radach i zdolnymi do wyciągania słusznych wniosków. Mając to na względzie, chciałbym, abyście odpowiedzieli na pytanie, jakie otrzymałem od cesarza Rzymu555 w sprawie, która wydarzyła się w jego państwie. Sprawa zaś, o której rozstrzygnięcie poprosił mnie cesarz Rzymu, przedstawia się tak:
– Na pewnym podwórzu w Rzymie wychowywali się razem chłopiec i dziewczynka. Dzieci bawiły się razem i obdarzały wzajemnie przyjaźnią i sympatią. Pewnego razu chłopiec zaproponował dziewczynie, że jeśli w przyszłości zjawi się jakiś młodzieniec i poprosi o jej rękę, niech nie wyraża zgody, dopóki on, sympatyzujący z nią, nie udzieli jej zezwolenia.
Dziewczyna wyraziła zgodę i złożyła odpowiednią przysięgę. W jakiś czas potem rodzice dziewczyny sprowadzili do domu kandydata do jej ręki. Dziewczyna jednak zgodnie ze złożoną przysięgą oświadczyła:
– Zgodzę się wyjść za ciebie za mąż, ale najpierw muszę uzyskać zezwolenie od mojego przyjaciela. Tak bowiem kiedyś mu pod przysięgą obiecałam.
Dziewczyna, której nowy narzeczony spodobał się, poszła do przyjaciela swoich dziecinnych zabaw i powiedziała:
– Uwolnij mnie od przysięgi, a ja za to dam ci tyle złota i srebra, ile tylko zechcesz.
Młody jej przyjaciel na to odpowiedział:
– Za to, żeś dotrzymała słowa, zwalniam cię ze złożonej przysięgi. Nie chcę za to żadnej zapłaty.
I zwróciwszy się do przyszłego jej męża, tak powiedział:
– Niech się wam życie szczęśliwie ułoży.
W powrotnej drodze prowadzącej przez las młoda para została napadnięta przez bandę rozbójników. Herszt bandy, człowiek już w latach, upodobał sobie dziewczynę i bez zbędnych ceregieli postanowił ją posiąść. Odebrawszy młodej parze najpierw woreczek ze złotem i srebrem, zerwał również z szyi dziewczyny ostatnią broszkę. Minę miał przy tym tak złowrogą, że dziewczyna zaczęła go błagać:
– Zanim wyrządzisz mi krzywdę, racz mnie wysłuchać.
I kiedy zbój z pewnym ociąganiem powstrzymał się na chwilę przed napaścią na dziewczynę, ta opowiedziała mu o tym, jak z narzeczonym udała się do swego przyjaciela z lat dziecięcych po zwolnienie z przysięgi, którą mu kiedyś złożyła.
Na koniec dodała:
– Weź, proszę cię, przykład z mojego narzeczonego. Przez cały czas byliśmy razem i on, młody, w pełni sił żywotnych człowiek, świadomie hamował swoją żądzę, ty zaś, człowiek stary, możesz w każdej chwili zostać powołany do zdania rachunku ze swoich czynów na tamtym świecie. Dlatego powinieneś powściągać żądzę. Możesz zabrać całe nasze złoto i srebro, a nam pozwól udać się w drogę do domu.
Słowa dziewczyny odniosły skutek. Stary zbój nie tylko pozwolił im odejść, ale zwrócił również kosztowną zdobycz. Rzecz ta, jak już nadmieniłem, wydarzyła się w Rzymie i panujący tam cesarz zwrócił się do mnie z prośbą, abym wypowiedział się, kto z trójki zamieszanej w tym wydarzeniu zasługuje na największe uznanie. Dziewczyna, narzeczony czy stary rozbójnik? Muszę się przyznać, że odpowiedź przychodzi mi z trudem. Dlatego zwracam się do was. Powiedzcie mi, jakie jest wasze zdanie?
Po chwili namysłu każdy z trzech wędrowców wypowiedział swoje zdanie.
Pierwszy wędrowiec wyraził swoje zdanie w ten sposób:
– Według mnie na największe uznanie zasługuje dziewczyna. Ona bowiem pozostała wierna złożonej przysiędze.
Drugi miał inne zdanie:
– Sądzę, że bardziej zasługuje na uznanie narzeczony dziewczyny. On potrafił pokonać w sobie cielesną żądzę.
Trzeci zajął zupełnie inne stanowisko:
– Jestem zdania – powiedział – że na szacunek zasługuje przede wszystkim stary zbój. Zwrócił pieniądze i uwolnił młodą parę. To, że ich uwolnił, mogę jeszcze zrozumieć, ale że oddał zdobyty łup, tego za nic nie zrozumiem.
– Ty więc jesteś złodziejem – zawołał Salomon – albowiem skoro pałasz żądzą do tych pieniędzy, których sam na oczy nie widziałeś, to zapewne zapragnąłeś przywłaszczyć sobie pieniądze, które widziałeś.
Przybity argumentem króla złodziej przyznał się do kradzieży i wskazał miejsce, w którym ukrył pieniądze. Rzecz zrozumiała, że wyrokiem króla został osadzony w więzieniu.