Kitabı oku: «Koszyk kwiatów», sayfa 6
Rozdział XVII. Znaleziony pierścień
Droga do zamka prowadząca wysadzona była starymi lipami; postąpiwszy nią cokolwiek w zadumaniu, przerwała takowe hrabianka opowiadaniem, jak znaleziono ów sygnet, o którego kradzież niesłusznie obwiniono Mariannę.
„W roku bieżącym wyjechaliśmy z rezydencji do dóbr wcześniej jak zwykle, a to w pierwszych pięknych dniach marca, bo tak chciały interesa91 ojca. Jak skorośmy stanęli w Eichburgu, poczęło powietrze majaczyć, a osobliwie jednej nocy tak szalał wiatr i taki był plusk, że aż drzewa do ziemi przyginał. Przypomnisz sobie pewnie owe wielkie drzewo gruszkowe w zamkowym ogrodzie w Eichburgu. Stare to było drzewo i mało już wydawało owocu; burza tak mu dopiekła, że groziło obaleniem; żeby więc zapobieżyć92 możebnemu nieszczęściu, nakazał ojciec ono wyciąć, ale tak ostrożnie, żeby wywrotem nie uszkodziło drzew przyległych, a przeto do tej czynności wszyscy słudzy użyci zostali. Ojciec, matka i całe rodzeństwo zeszliśmy do sadu, aby być świadkami końca tej stoletniej mieszczanki sadu.”
„Gdy to drzewo z wielkim padło łoskotem, rzucili się moi mali dwaj bracia na krucze gniazdo, na tym drzewie będące, a na które oni z dawna ząbki ostrzyli. Że w nim ani jajek, ani młodych nie znaleźli, poczęli owo gniazdo pilnie rozbierać; pod czas rozbierania spostrzegł August między splecionemu gałązkami coś błyszczącego. – Jutka dojrzała najprzód, że to ów zgubiony sygnet, krzyknęła przeraźliwie, zemdlała i padła na ziemię. – Bracia wydobyli ów sygnet z gałęzi i z tryumfem ponieśli go matce.”
„Matka za jednym rzutem oka poznała, że to ten sam sygnet, który ci tyle zmartwienia spowodował i rzekła: „Jakąż to krzywdę wyrządziliśmy poczciwemu Jakubowi i biednej Mariannie! – Lubo się cieszę ze znalezienia zguby, ale nierównie więcej cieszyć się będę, jak skoro Jakuba i Mariannę wynajdę. Z radością oddam ten klejnot, żeby wynagrodzić wyrządzoną krzywdę!”
„Przytomna93 temu zapytałam: ale powiedzcież mi proszę, jakim sposobem mógł się ten pierścień dostać na sam wierzchołek tego wysokiego drzewa?”
„A ja to pani zaraz wytłomaczę, – odrzekł Antoni, stary myśliwy, ze łzą radości w oku. – Że ani stary Jakub, ani Marianna tego pierścienia tam, gdzie znaleziony, nie złożyła, jest rzecz jasna; bo i drzewo za wysokie, i wierzch za smagły, żeby się tam człowiek wdrapał. A potem i czasu nie mieli po temu, żeby go tam włożyć, boć skoro Marianna wróciła z pałacu, wnet ją i ojca uwięziono. – Niezawodna rzecz, że krucy94 gnieżdżący się na drzewie, którym się to podoba, co błyszczy, zwędzili pierścień i w swój rezydencji złożyli. Ale to dziwna, że ja, stary myśliwy, nie przyszedłem na tę myśl wcześniej! Ha! musiało to być dopuszczenie Boże, żeby mój stary przyjaciel i poczciwa jego córka cierpiała!”
„Masz prawdę mój stary! – mówiła matka. – Teraz dopiero pojmuję rzecz całą. Przypominam sobie bowiem, że kruki często przylatywały na moje okna; że natenczas, gdy pierścień zginął, okno było otwarte, a stolik, na którym pierścień leżał, stał zupełnie przy oknie, i że gdym tę izbę zamknęła, w przyległej niemały czas zabawiła: jasna więc rzecz, że w mojej nieprzytomności ptak spostrzegł błyszczący sygnet, wpadł otwartym oknem do pokoju i, porwawszy go, złożył w swym gnieździe.”
„Ojciec mój, gdy się w taki sposób przekonał, iż ty i twój ojciec niewinnie zostaliście ukarani, był bardzo zatrwożony. – „Martwi mię to okropnie – mówił – żeśmy tak dużą krzywdę tym poczciwym wyrządzili ludziom! – To mię tylko trochę pociesza, że tu nie nasza zła wola, lecz niewinny błąd zachodzi; nie zaspokoję się przecież prędzej, aż tych poczciwych ludzi wynajdę, im odartą sławę wrócę i wyrządzoną krzywdę wynagrodzę.”
Po czym przystąpił do Jutki, która sama między radośnymi stała jak zbrodniarz blada i drżąca, i odezwał się głosem surowym: „Ty fałszywa jaszczurko, jakieś się ty poważyć mogła okłamać twoje państwo i sąd – i skusić ich do takiej o pomstę wołającej niesprawiedliwości! – Jakieś ty mogła przenieść na twoim sumieniu, żeś tych poczciwych ludzi w tak wielkie nieszczęście pogrążyła!” —
„A obróciwszy się do dwóch tam przytomnych sług sprawiedliwości, rozkazał: weźmcie95 ją i okujcie w te same żelaza, które niewinnie nosiła Marianna; rzućcie w toż samo więzienie; dajcie tyle rózg, co odebrała tamta. Wszystkie pieniądze i ubiory, które ta sobie zebrała, zabierzcie na wynagrodzenie tamtej; jak stoi, tak po tym wszystkim i przez tegoż samego sługę, co Mariannę wyprowadził, ma być wyprowadzona za granicę.”
„Wszyscy przytomni zdrętwieli, bo jeszcze nigdy tak rozgniewanego ojca nie widzieli. Cichość taka nastała, że najmniejsze poruszenie listka można było słyszeć, aż po dobrej chwili poczęli wyjawiać swe myśli. Jeden ze sług sądowych powiedział: „Dobrze ci tak! – Kto pod kim dołki kopie, ten sam w nie wpadnie!”
„Otóż masz skutki twoich matactw! – mówił drugi, biorąc ją z drugiej strony za ramię. – Czy prędzej, czy później, wydadzą się szydła z miecha!”
„Kucharka temu przytomna dodała: złość na Mariannę, z powodu owej sukni zawiązana, spowodowała ją do kłamstwa, jakoby widziała pierścień w jej ręku; raz to wyrzekłszy, nie mogła się cofnąć bez okazania, że jest nieuczciwą kłamczynią; a tak iści się przysłowie: pozwól diabłu włosek, a on cię całego pochwyci!” —
„Możeć jej ta próbka sprawiedliwości Bożej będzie skuteczną; – kończył woźnica, mając siekierę na ramieniu, którą ściął drzewo – uzna swój błąd i poprawi się; jenaczej96 jeszcze gorzej by jej poszło tam, jak tu na tym świecie. Drzewo nierodzące dobrych owoców będzie wycięte i w piec, na spalenie rzucone!”
Wnet rozeszła się wieść o znalezionym sygnecie po całej wsi, i ściągnęła mnóstwo ludzi do zamkowego sadu; przyszedł też i sędzia, który wydał wyrok na Mariannę. Nie uwierzysz, jakie wrażenie na niego ta rzecz uczyniła; bo lubo to jest człowiek ostry i surowo z tobą postąpił, przecież przyznać trzeba, że ściśle trzyma się prawa i sprawiedliwości. „Połowę majątku mego dałbym – mówił – gdyby mi się taki przypadek nie był zdarzył; bo to okropna jest, niewinnego ukarać!”
„Obrócił się potem do zgromadzonego ludu i rzekł wzniosłym głosem: „Bóg tylko jest sędzią, który się pomylić nie może i którego oszukać nie można. – Ten tylko, któremu nic nie jest ukryte, wiedział, jak ten sygnet zginął i gdzie się znajdował. Sędziowie ziemscy mylą się w swoich wyrokach, bo ich wiadomość określona, tak więc niewinnego nierzadko ukarzą, gdy zbrodniarz wyjdzie spod ich rąk bezkarny. Upieka się taka niesprawiedliwość czasami na tym świecie; ale tą razą97 Sędzia odwieczny, który kiedyś wszelką takową niesprawiedliwość sądem swym sprostuje, już tu i w oczach naszych odkrył niewinność i ukarał zbrodnię. – Uważajcie no, jak to wszystko służyć musiało woli jego świętej! – Na jego skinienie powstał wczorajszy okropny wicher i nagiął drzewo, że zagroziło niebezpieczeństwem; posłał ulewny deszcz, żeby wypłukał gniazdo i wykrył tam złożony pierścień; z Jego rozporządzenia było hrabiostwo przytomne98 ścięciu drzewa, i panicze ciekawi na gniazdka, wybrani byli jako niepodejrzani widze99 i wynalazcy pierścienia; musiała i Jutka być przytomną i sama przeraźliwym krzykiem ogłosić niewinność Marianny, ta właśnie, co zeznaniem swym fałszywym najwięcej się przyłożyła do jej zguby. Lubo Bóg dopiero na końcu świata przetrząśnie wszystkie procesa100 ludzkie i każdemu wymierzy sprawiedliwości miarę podług prawdy; – przecież, żeby ludzie przez długie ociąganie się tego sądnego dnia nie ostygli w wierze o Jego rzeczywistości, żeby ożywił pewność, iż czuwa nad nami niewidzialna, a przecież wszystko doskonale wiedząca sprawiedliwość, dosyć silna, żeby złego ukarać, dobrego nagrodzić, wprowadza na widownię świata tego podobne obecnemu zajścia! – Nie myśl, że gdy okłamiesz siebie, ludzi i sędzię ziemskiego, – już możesz być spokojnym, iże się rzecz twoja skończyła. O nie! – Jest ci taki przytomny101, który wszystko doskonale widzi, będzie pamiętał i po śmierci będzie twoim surowym sędzią. Miej tę prawdę przed oczyma twymi zawsze, i nie dopuszczaj się żadnych matactw!” —
„Ta odezwa uczyniła niemałe wrażenie na przytomnych, zamyśleni rozeszli się do domów.”
Podczas tej rozmowy doszły obie te poczciwe dziewczyny do drzwi zamkowych.
Rozdział XVIII. Jak szlachetni ludzie wynagradzają krzywdy
Hrabia z małżonką swoją i innymi gośćmi zgromadzeni byli w wielkiej sali zamkowej, w guście staroświeckim ozdobionej. Ściany jej były wybite tapetami, na których igłą szyte były sceny myśliwskie, z myśliwymi, końmi, psami, jeleniami i dzikami. Kolory tych choć już starych obić były jeszcze dość żywe i świeże. Kto osobliwie wieczorem, gdy kryształowe świeczniki pozapalane były, wszedł do tej sali, zdało mu się, że jest w boru wśród uganiania myśliwskiego.
Proboszcz już od znacznej doby znajdował się w salonie, a zgromadzeni goście z natężoną uwagą słuchali jego opowiadania o Jakubie i Mariannie. Prawił im historię poczciwego starca tak serdecznie i czule; – przedstawił sposób myślenia i całe postępowanie tego dobrego człowieka w tak zajmujących zarysach, – oznaczył szczególniej tego starego sługi miłość i przywiązanie ku swemu państwu, które zbiegiem osobliwszych okoliczności omamione było zmuszone z nim ostro postąpić, w żywych kolorach. – Marianny miłość ku ojcu, jej pieczołowitość około swobody onegoż, jej pracowitość, pobożność, cierpliwość i skromność tak dobitnie opowiedział; – że wszystkim przytomnym łza zrosiła oczy, a hrabina od łez wstrzymać się nie mogła.
Wtem weszła Emilia do salonu, prowadząc jedną ręką Mariannę, w drugiej niosąc znajomy koszyczek. Wszyscy goście powstali i spieszyli powitać Mariannę, którą z opowiadania proboszcza nauczyli się cenić i szanować.
Hrabia wziął łaskawie Mariannę za rękę i rzekł: „Biedne, dobre dziecko! Jakże to ty pobladłaś i wynędzniałaś! – A to nasze nie dosyć rozważne postępowanie przywiodło cię do tego stanu. Wybacz nam! – Bądź pewną, że nie zaniedbamy użyć żadnych środków do podźwignienia twego służyć mogących. – Wyrzuciliśmy cię z twego rodzinnego domku, otóż odtąd ma być twoją własnością. Oto domek i ogród, który ojciec twój dożywocie102 posiadał, daruję ci na własność; mój sekretarz odebrał rozkaz wygotowania tegorzecznego103 zapisu, a Emilia wręczy ci takowy.”
Hrabina uścisnęła Mariannę serdecznie i zdjąwszy z palca sygnet – ten sam co tyle spowodował nieszczęścia – i oddając go onej, rzekła: „Moja kochana córko! Lubo twoja niewinność i cnota daleko wyższym i droższym jest klejnotem, jak ten w pierścieniu osadzony diament, choć posiadasz nierównie większe przymioty duszy, niż ten pierścień, nie gardź przecież nim, jako nagrodą krzywd, które ci poczyniliśmy, i zadatkiem macierzyńskiej mój przychylności. Jeżeli nadejdzie czas, w którym potrzebna ci będzie wyprawa, na ten czas pierścień ten jego ceną wykupię.” – I w czasie tej odezwy wsadziła Mariannie pierścień na palec.
Marianna tą dobrocią hrabiów tak przytłoczoną była, że nie mogła się zdobyć na wynurzenie myśli swych; tyle tylko czuła, że pierścienia, ile zanadto drogiego i niestosownego do jej stanu upominku, przyjąć nie powinna.
Gdy tak się oświadcza i trzyma w celu zwrócenia pierścienia, jeden z przytomnych panów odezwał się: „Weźm, dobre dziewczę, co ci wspaniałomyślność daje. Bóg ubogacił majątkiem szanownego hrabię i czcigodnę hrabinę; ale dał im, co więcej jak majątki znaczy – wspaniałomyślne serce, że umieją skarbów użyć na dobre!”
„Zanadto schlebiasz nam, baronie! – Nie jest to tu czyn wspaniałomyślności, lecz sprawiedliwości! – Pokazaliśmy światu czyn wielkiej krzywdy, o którym bez powstydzenia w życiu naszym wspomnieć nie można, dla naszego zaspokojenia jest rzeczą nieodzowną podług możności błąd nasz wynagrodzić. Zasługi tu nie skarbimy sobie, bo czynimy, co każe powinność sprawiedliwości.”
Skromna Marianna trzymała pod ten czas pierścień w ręku, który zdjęła z palca, i zwróciła swe łzą zroszone oczy na księdza proboszcza, jak gdyby go prosiła o pomoc w pozbyciu się tej ofiary, smutne wspomnienia w sobie łączącej.
Co gdy ten zrozumiał, tak do niej mówił: „Tak, Marianno! pierścień ten zatrzymać musisz. – Hrabiostwo zanadto myślą szlachetnie, żeby raz ci daną ofiarę na powrót przyjąć mieli. Oto, dobre dziecko! Bóg ci nagradza twoją wzorową miłość ku ojcu, bo kto rodziców swych jak Pan przykazał szanuje, temu daną obietnicę niezawodnie uiści, a tu oto daje ci obiecaną nagrodę przez ręce twego Państwa. – Przyjm przeto ten dar z wdzięcznością; a gdy będąc w nieszczęściu umiałaś poddać się rozporządzeniom bożym i być cierpliwą, sądzę, że teraz w szczęściu nie będziesz dumną, lecz Bogu wdzięczną i bliźnich szanującą.”
Włożyła przeto sygnet na palec, ale wzruszona nie zdołała wyrazić usty104 swej wdzięczności.
Emilia, która stała obok Marii, trzymając w ręku koszyczek z kwiatami, widocznie ucieszoną była spaniałomyślnością105 swoich rodziców; w oczach jej wyczytać można było przywiązanie do Marianny. – Proboszcz, który czasami przeciwnych usposobień bywał świadkiem, gdzie dzieci krzywym okiem patrzały na dobrodziejstwa innym przez rodziców świadczone, nie mógł pominąć bez interesownej dobroci serca, jaką widział w Emilii, mówił więc do hrabiów: „Niech Bóg nagrodzi szlachetne czyny wasze, a coście uczynili sierocie, niech zleje na godną córkę waszą, która widzę w szlachetności serca rodzicom wyrównywa106!” —
„Tego się spodziewamy; bo to, co my z doczesnych dóbr cierpiącej ludzkości udzielamy, to jest kapitałem dla wieczności złożonym, którego nikt na tym świecie uszkodzić nie potrafi.”
Rozdział XIX. Jeszcze znakomite zdarzenie tyczące niniejszej histori
Hrabina kazała dać wieczerzę, zaprosiwszy proboszcza i Mariannę do stołu. – Podczas modlitwy, którą wszyscy przytomni pobożnie mówili, stanęła Mariannie następująca tkliwa myśl: „Mój Boże! – myślała sobie, – któż by to był pomyślał, gdy mię gburka bez wieczerzy wygnała, że tę zajadać będę w tak świetnym gronie? – A przecież tam byłam tak małowierną w boskiej opatrzności! – Wybacz mi, Panie, to uchybienie i daj łaski, abym nigdy nie chwiała się w ufności, którą w Tobie pokładać trzeba!
Przy stole naznaczono Mariannie miejsce między hrabiną i Emilią, a gdy się, w uznaniu swej niskości, wzbraniała zająć wyznaczonego sobie miejsca, wzięła ją hrabina za rękę i posadziła, mówiąc: „Ty jesteś naszą córką, nie zgubioną, lecz odrzuconą – słuszna, byś, gdyśmy cię znaleźli, zajęła w uczcie miejsce honorowe.” Podczas stołu właśnie o niczym więcej, jak o Marianny przypadkach nie mówiono. A że hrabia przywiózł z sobą swego wiernego leśniczego Antoniego, który więcej z przywiązania, jak z powinności posługiwać zwykł był państwu swemu przy stole, więc i tą razą pełnił swą usługę, ale właśnie ciągle stał za krzesłem Marianny, często ocierał płynącą z oka łzę. Jako staremu zasłużonemu słudze wolno było czasami wmieszać się w rozmowę, użył i tą razą swej wolności i tak rzekł do Marianny: „Nieprawdaż to, panno Marianno, że się ziściło, cofa ojcu i tobie przy owym granicznym kamieniu w lesie powiedział: że poczciwość trwa najdłużej, a kto w Bogu ufa, tego Bóg nie opuści. – Jednego tu jeszcze nie dostaje; trzeba by, aby twój ojciec, a mój stary przyjaciel dożył był dzisiejszego dnia radości! – Mój Boże! jakżeby się to był cieszył poczciwy Jakub, będąc świadkiem odkrytej niewinności swojej córki! – To mi z głowy ustąpić nie chce i zdaje mi się, że powinien był te parę miesięcy przeżyć, aby widział tę cześć, jakiej córka jego dziś jest uczestniczką, a choćby wreszcie i z radości dziś umarł!” —
„Dobry starcze! – odrzekł proboszcz – umiem ja ocenić wasze uczucia, które zdobią ducha waszego. – Wszakże nasza uwaga nie powinna się zwracać i zakreślać tylko na to życie doczesne, krótkie i mizerne; życie teraźniejsze jest tylko wstępem życia przyszłego; życie obecne jest przygotowaniem do Nieba. – Jeżeli teraźniejsze życie uważać będziem samo w sobie, bez związku z przyszłym, o, natenczas znajdziemy wiele takich zdarzeń, które nie będą nam zgodne z mądrością, dobrocią i sprawiedliwością Boga. Ale gdy wzniesiem naszą myśl ku Niebu, jak ono łączy się z teraźniejszą pracą na zyskanie onego, a wtenczas pierzchną wszelkie wątpliwości. To widzim właśnie w historii Jakuba i Marianny. Temu dobremu dziecku wspaniałomyślność wynagrodziła na tym świecie jej cierpienia; ojciec zaś jej nie poznany z względu swej poczciwości umarł w nędzy, a co najwięcej zapewno umierającemu dokuczało, była ta okoliczność, że dziecię swe pozostawia bez opieki w ubóstwie. Gdyby nie było życia przyszłego, ta nierówność nagrody za cierpienia byłaby wielką niesprawiedliwością, i oburzyłaby każdego, jak nasz Antoni nadmienił. Ale nie! Jest życie przyszłe! – Jest Niebo! gdzie Bóg sprawiedliwy wynagradza zasługi życia teraźniejszego. Więc tam nasz poczciwy Jakub, co tu tylko cierpieć musiał, pewnie obficiej od Boga wynagrodzonym jest, jak jego córka od naszego państwa.
„Co więcej, tak mi moje czucie powiada, – a to czasem więcej ma prawdy, jak rozum, – że ten starzec, który poniósł ze sobą na tamten świat uczucia ojcowskie, więcej może ma udziału w niniejszym weselu, jak my sądzimy. – Muszę tu jedną przytoczyć okoliczność, która tę myśl zdaje mi się potwierdzać. – Ilekolwiek w tym starcu wielkie znalazłem zaufanie w Bogu, to przecież trapiła go troska o dalsze powodzenie jego córki. – Jednego poranku, gdym go odwiedził, znalazłem go nader wesołego; podał mi rękę z wdzięcznym uśmiechem i dodał „Teraz, księże proboszczu, spadł kamień z serca mego, to jest troska o los córki, gdy mnie nie będzie; teraz zupełnie jestem o nią spokojnym. Zeszłej nocy tak czule mogłem się modlić, jak nigdy w życiu; takie zadowolenie i tak słodkiego doznałem spokoju, że mi się zdaje, że to jest szczególna łaska i pociecha od Boga pochodząca i Bóg moje modły wysłuchał. Zawrę teraz oczy spokojnie, bo jestem pewnym, iż niewinność córki mojej będzie odkryta, a państwo moje zastąpi miejsce rodziców we względzie na moję córkę.” Tak mówił, a to właśnie po nocy, której, jak słyszę, wicher obalił owo drzewo, gdzie kruk złożył ów sygnet – tak to widać Rządźca Najwyższy na pociechę sprawiedliwego dał mu uczuć szczęśliwe i tak wielki wpływ na los córki wywierające zdarzenie, a czyż nie można sobie pomyśleć, że uiszczenie tego przeczucia jest mu wiadome, i wiadoma dzisiejsza szczęśliwość jego córki? – Bądź co bądź, to dziś nam jest jasną prawdą, że modlitwa Jakuba w owej nocy i jej wysłuchanie najpiękniejsze światło rzuca na tę całą historię, bo powiada jawnie, że była dziełem wszystkim rządzącej Opatrzności. Bóg dopuścił upokorzenie na tę familię; a gdy widział niezwichniętą jej cnotę choć w nędzy, podźwignął i pocieszył onę. – Nie, tego nie mógł skojarzyć bezrozumny przypadek, ślepy traf, ale Boska mądrość, wszechmocność i sprawiedliwość. —
„Ta historia powiada nam, jak to wielką miłość zapalił Bóg w sercach rodzicielskich na rzecz ich dzieci; ale nierównie większą miłością pała On sam ku wszystkim ludziom. Żyjmy w tej wierze, że Bóg, co rządzi wszystkim, miłuje nas serdecznie, bo ta będzie jedyną pociechą naszą w biedzie i śmierci, od których nikt ochronionym być nie może.”
„Tej wiary ja jestem,” skończyła hrabina – i wstali wszyscy od stołu, aby po spoczynku nazajutrz powrócić do dóbr swoich.
Rozdział XX. Nawiedziny
Na drugi dzień wszystko było w ruchu, gotując się do odjazdu; panna Emilia i jej towarzyszka krzątały się zwinnie około Marianny, szło tu o jej ubranie. W Eichburgu ubrana była, jak się ubierają wieśniaczki, i twierdziła, że to ubiór jej stanu, zmieniać go nie powinna bez podejrzenia o pychę; tamte zaś twierdziły, że ponieważ obecnie przyjęta za córkę hrabiów i będzie nieodstępną towarzyszką Emilii, przeto nie wypada, aby w dawnym chodziła ubiorze; dawny stan zmienia, zmienić też winna i ubranie. Mimo tych słusznych przyczyn ledwo ją uprosiły, że przywdziała na siebie ofiarowane ubiory.
Zeszła tak ubrana z koleżankami na śniadanie, a przytomni zadziwili się, jak pięknie stroił nowy ubiór Mariannę. Po śniadaniu siadła z Emilią i jej rodzicami do powozu, aby odwiedzić dotychczasowe jej pomieszkanie, bo hrabia chciał poznać gospodarzy, którzy przyjęli miłosiernie Jakuba z córką, i podziękować im za ich uczynność. W drodze dopytywał się o stosunki tych starych, a Marianna nie mogła zamilczeć, że ich obecne położenie, odkąd synowa w dom weszła, nie jest najlepsze, mało mają szczęśliwych godzin.
Gdy zatoczył się powóz przed dom gburów, zdziwiono się, skąd ta niesłychana nowość. Gburka wybiegła, aby powitać przybyłych i pomóc paniom wysiadającym z powozu. Gdy spostrzegła po pańsku ubraną Mariannę, którą niedawno z domu wygnała, zakwasiła twarz i, niby ją bąk zagryzł, odskoczyła.
Stary pracował w sadku, wskazała go państwu Marianna, a ci podali mu przyjacielską dłoń na powitanie i pochwalili jego dobroczynność względem nieszczęśliwego Jakuba. Na co on im w szczerości odrzekł: „O! powinienem ci ja jemu więcej, niż on mnie wdzięczności! – Z nim bowiem wkroczyło pod dach mój błogosławieństwo boże, a gdybym go był we wszystkim słuchał, byłoby mi dziś lepiej, jak jest. – Od jego śmierci nie ma dla mnie pociechy, prócz tego ogródka, a i tę pociechę zawdzięczam jemu, bo za jego radą zastrzegłem sobie ten kawałek ziemi, a od niego nauczywszy się obchodzić z drzewem i ziołami, tu znajduję rozrywkę, której bym próżno szukał w domu.”
Wtem wynalazła Marianna starą gburkę w jej kąciku i nieśmiałą stawiła państwu. Oboje starzy, zobaczywszy zmianę powodzenia swej lubej Marychny i dowiedziawszy się z ust hrabiny, jak ta nastąpiła, rozczulili się; a stary rzekł: „Nie mawiałem ci tego, Marysiu, że tobie pójdzie raz jeszcze dobrze na świecie, a to za tę wielką miłość, z jakąś była dla twego ojca! – Widzisz, jak się to chwatko ziściło!” Staruszka ośmielona łaskawością państwa dodała, wskazując na piękny ubiór Marianny: „A widzisz, jak to prawda, co ci prawił twój poczciwy ojciec, gdy mówił, ten, co kwiaty tak pięknie zdobi, i o tobie nie zapomni!”
Młoda gburka stała z daleka i tak sobie dumała: jak też to opacznie idzie na świecie! Ta żebraczka wnet stała się jejmościanką! Tylko że to ludzie widzą, co ona w istocie jest, bo nie zapomnieli, jak wczoraj z zawiniątkiem pod pachą pod ową tam wędrowała górę, aby rozpocząć żebraninę po kraju! – Dziś ani przystąp do pani!”
Hrabia pojął jej myśl z pogardliwej miny i mówiąc: „To niegodziwa kobieta!”, przeszedł kilka razy po sadzie w myślach i wreszcie stanął przed starym i rzekł: „Mam ja wam, ojcze, cóś przedłożyć; jeśli przystaniecie na moje: oto ową posadę w Eichburgu, którą dzierżył Jakub, darowałem Mariannie; ale ona, jaki mi się zdaje, tak łatwo nie zechce swej własności osiąść; nie chcielibyście wy ze swoją tam pociągnąć? Zaręczam, że wam się tam podobać będzie; a Marianna pewnie od was dzierżawy żądać nie będzie. Tam będziecie mogli oddać się miłemu i nietrudnemu gospodarstwu, a w pomieszkaniu przyzwoitym znajdziecie na stare lata spokój i wygodę.”
Hrabina, Emilia i Marianna przyłączyły się do zdania hrabiego, a oboje starcy przystali z ochotą, bo im w ich własnym domu źle było; ciężko było wytrzymać to piekło, jakie zła kobieta codziennie podsycała.
Nadszedł z pola młody gbur sprowadzony ciekawością, co by znaczył powóz pański przed jego domem; a gdy się dowiedział, o co rzecz idzie, zezwolił na przesiedlenie rodziców, przekonany, że sobie o tyle ulży, iż sam za siebie tylko cierpieć będzie, a będzie miał tę pewność, iż jego rodzice szczęśliwi; – bo dotąd cierpiał od złej kobiety podwójnie, i sam za siebie, i przez litość nad nieszczęśliwymi rodzicami.
Młodej gburce dogodnie też było, że starych pozbędzie, przeto poczęła starym dogadywać w tej myśli, żeby to była wielka niewdzięczność nie przyjąwszy ofiary – tego ogromnego szczęścia! – Na to jej odpowiedział z przycinkiem mąż: „A to mnie cieszy, że ty przecież przyszłaś do rozumu! Mawiałem ja zawsze: że dobroczynność świadczona biednym przynosi w dom błogosławieństwo; a tyś nie chciała wierzyć. A teraz widzisz, że miałem po sobie słuszność.”
Na to żonka gdyby gotowany rak poczerwieniała, ale nie śmiała wobec państwa wydać swej złośliwej odpowiedzi, lubo ją każdy w zaiskrzonych oczach mógł wyczytać.
Gdy tak się ułożyli, zapewnił hrabia, że skoro wróci do domu, przyśle swe wozy po starych, i udał się ze swymi w dalszą podróż.