Kitabı oku: «Pożegnanie jesieni», sayfa 23

Yazı tipi:

Informacja

Zaczęły się rzeczy naprawdę straszne: spełniła się obietnica męki bez granic. Właściwie o tych rzeczach „naprawdę strasznych”, wkraczających już w sferę kodeksu karnego, nie miał Atanazy pojęcia, będąc typem w miarę perwersyjnym i nie mając środków do urzeczywistnienia jakichś pomysłów na większą skalę, nawet gdyby mu takie do głowy przyszły. Hela nie chciała wcale podniecać Atanazego zazdrością. Ale po wyczerpaniu przerafinowanego na wylot dialektyką wyuzdania we dwoje, cóż pozostawało, jak nie świństwo zbiorowe, z wzrastającą ilością wplątywanych w nie osób trzecich – a tracić kochanka nie chciała Hela za nic w świecie: wszystko miało urok tylko z nim, w atmosferze jego psychofizycznej męczarni. Och, te „osoby trzecie”! Cóż to były za gatunki! Atanazy pojęcia nie miał, że coś podobnego istnieć mogło. A wszystko pokrywał Commercial Bank of India509, płacąc szalone czeki Heli z psią uległością – skarby zostawione przez starego Bertza w Banku Angielskim i z góry przepisane na córkę jeszcze za jego życia zdawały się być niewyczerpane. Atanazy szybko wyzbył się problemu alfonsostwa i używał wszystkiego jak prawowity mąż Heli – postanowił się z nią ożenić bez względu na stan uczuć i wypadki. Upadek jego stawał się coraz kompletniejszy, nieprzerywany prawie jaśniejszymi momentami chęci powrotu do dawnego życia. Pierwsze „trochę” bogate małżeństwo napoczęło jego słabą moralność, Hela zniszczyła ją do reszty, ślub ich miał się odbyć zaraz po wyjaśnieniu sytuacji w kraju. Tak było to postanowione przy wyjeździe z Apury.

Śmierć ojca nie zrobiła na Heli żadnego wrażenia. Tylko spadł z niej jakiś tajemniczy ciężar, z którego istnienia przedtem – dopiero teraz zaczęła sobie zdawać sprawę. Może był to utajony „kompleks ojca”? Symetria w stosunku do Atanazego i jego matki zdawała się sprawiać jej specyficzną, artystyczną przyjemność. Możność pogodzenia religijnego światopoglądu z płciowym rozbestwieniem była najważniejszą stroną przejścia jej na nową wiarę. Zagłębiała się w staroindyjskie księgi w tłumaczeniach angielskich i zawzięcie studiowała sanskryt510, robiąc zadziwiające postępy. Postanowiła zdać doktorat w hajdarabadzkim uniwersytecie. Ale w stosunku do przedmiotów tych Atanazy nie wykazywał głębszego zainteresowania. Ostatecznie przerzucił się do kwestii społecznych, próbując ująć w niezłomne „transcendentalne” (w znaczeniu Corneliusa) prawa kwestie rozwoju ludzkości i każdego w ogóle gatunku myślących Istnień Poszczególnych. Pisał, przekonanym będąc, że jest to bzdura zupełna, ale tym poniekąd usprawiedliwiał przynajmniej swoją codzienną egzystencję. Tymczasem życie, to właśnie codzienne, potworniało z dnia na dzień, przybierając formy coraz bardziej kryminalne. Ale niewyczerpana była cierpliwość i uległość całej rzeczywistości, począwszy od Indyjskiego Banku Handlowego, który zresztą nic do gadania nie miał, aż do władz policyjnych, które by coś do powiedzenia miały, gdyby nie kompletna tromboza511 organów mowy i odpowiednich ośrodków mózgowych wywołana szalonymi dawkami złota. Zaczęło się od hoteli, ale wkrótce okazały się one zbyt niepewną podstawą operacyjną dla spraw tak zawiłych i wykraczających poza ogólnie przyjęte normy życia stadowego512. Wynajęto wobec tego w kuracyjnej miejscowości u stóp Himalajów, zwanej Anapa, pewną willę, pozostałość po jakimś młodym radży więzionym przez Anglików. Tam poznał Atanazy otchłanie upadku, których istnienia nawet nie przeczuwał. Zaczęło się od jakiegoś hinduskiego niby-mędrca, który miał wykładać Heli Kamasutrę513, popierając teorię ćwiczeniami praktycznymi. „To już nie podobało się” Atanazemu. Ale Hela umiała transformować wszelkie ujemne elementy w sferze erotyzmu na spotęgowaną rozkosz, a nawet na zniekształconą co prawda, ale za to „wielką miłość”. Obcym był jej demonizm wyrzeczenia się i odmowy, na równi z chęcią wzbudzania zazdrości jako takiej, jako środka – nie potrzebowała tak wulgarnych sposobów. Motywem wszystkiego, co czyniła, okazywała się tylko chęć sprawienia maksimum przyjemności sobie i kochankowi i wprowadzenia go w nieznane dlań światy perwersji, mającej tylko pogłębić ich duchowy stosunek. I kto wie – może tak było z początku, ale wszystko ma swoje granice i wytrzymałość Atanazego miała je także – ale o tym później. Po Hindusie, tłumaczu Kamasutry, z którym już nastąpiły pewne eksperymenty wspólne, przyszły nowe kombinacje – raczej ów Dambar-Ting stanowił stałe tło rozwijającego się szeregu zazębień i zaplątań. Jakiś olbrzym z plemienia Guru, zwany Bungo Dzengar, zaczął się plątać po willi od samego już rana. Nikt dobrze nie wiedział, co myślał ten drab, bo był dokładnie głuchoniemy. Za to posiadał inne zmysły wyostrzone w zabójczy sposób. Potem wprowadzono dziwne kobiety, a potem małe dziewczynki i chłopców, a potem…

Jęki, wzdychania i krzyki – nie wiadomo: męki czy rozkoszy, straszliwe podniecające zapachy, wschodnie narkotyki (raz tylko każdego próbowała Hela), dziwnie, w formy odpowiednie, wypoduszkowane pokoje, wielorakość, zmienność, płynność, zacieranie granic osób i rzeczy, zmieszanie tortur z przyjemnością i nad wszystkim duszący czad obłędu i zbrodni, utrzymywanej na samej ostatniej, śmiertelnej granicy – tuż przed śmiercią, którą stosowano tylko do niższych stworów, składało się na te dni i noce, niepodobne do żadnych najdzikszych fantazji europejskich literatników. Atanazy poddał się temu wirowi z całą świadomością. Też tylko raz jeden (według rozkazu Heli) spróbował miejscowych „drogów”, ale nic nie mogło iść w porównanie z pierwszym wrażeniem od kokainy w czasie tamtej nocy. Z początku cierpiał rzeczywiście męki niesłychane, widząc to wszystko, co się działo. Ale ponieważ odbywało się to przy nim, a Hela z niczego nie robiła tajemnicy i umiała z każdej okropności stworzyć nową podnietę, wkrótce wpadł Atanazy w nałóg „potęgowania potworności” (jak to się nazywało) i brnął ze wstrętem połączonym z niezdrowym upodobaniem w coraz to inne orgiastyczne „nowalie”514. Mimo wszystko jeszcze nie wypełniły się czasy, chociaż chwilami zdawało się, że nic już więcej być nie może, a napięta do ostateczności sytuacja groziła jakimś szalonym pęknięciem.

Z kraju, poza oficjalnymi komunikatami, dochodziły ich dość skąpe wieści. Nie mieli tam prawie nikogo bliskiego. Jedynie stary „butler” Ćwirek uwiadamiał od czasu do czasu Helę o stanie rzeczy – lubił bowiem bardzo swoją księżnę, którą znał od dziecka. Dostał posadę leśnego w rządowych lasach i czuł się nieźle. A więc: Tempe, jak wiadomo, był u szczytu, pani Osłabędzka umarła na serce w nędzy, Purcel był komendantem całej kawalerii (nazywano go krajowym Budionnym515), Baehrenklotz – komisarzem sztuk plastycznych. Łohoyski i Ziezio przebywali w szpitalach wariatów: pierwszy sporadycznie, drugi stale. Smorski kończył się w zupełnej ataraksji516. Jędrek uwolniony z więzienia, gdzie dostał się po prostu jako hrabia, wpadł znów w swój zgubny nałóg i na dodatek w niwelistyczny mistycyzm, graniczący z zupełnym obłędem. Musiano go czasowo zamykać. W okresach wolnych od furii wypuszczany był na wolność w celach propagandowych. Umetafizyczniony nowy swój system społeczny roznosił po wsiach i pomniejszych miasteczkach (do stolic miał wstęp wzbroniony), przeważnie na Podhalu. Oto co pisał o nim dosłownie Antoni Ćwirek:

„…Hrabia siedzi dalej stale w Zarytem, o ile go na czas pewien nie zamykają, ale zgłupiał bardzo i na pewno u czubków na zawsze kiedyś skończy. Teraz było u nas o kokainę łatwo i znowu zaczął tego świństwa używać. Potem wyszły nowe prawa. Ale z jakie dziesięć kilo ma u siebie. Mieszka dalej u Hlusiów, chodzi po chałupach i po dalszych wsiach i coraz dziwniejsze rzeczy mówi o jakimś królestwie Wielkiego Pępu, które nadchodzi. A po obu stronach ma duchy: nazywają się: Migdaliel i Cybuliel, jak z żywymi z nimi gada. Boję się go, choć pokorny jest i żadnego hrabstwa po nim nie poznać”.

Kuzyn Łohoyskiego, książę Miguel de Bragança, widywał się z nim czasem na granicy państwa, ale namowy jego w kierunku powrotu do dawnego życia – ofiarowywano Jędrkowi za żonę prześliczną księżniczkę krwi, Amelię – nie odnosiły żadnego skutku. Z kijem w ręku wysokim jak pastorał, zakończonym czerwonym pióropuszem, w skórze z białej kozy, którą sam zarżnął, boso, zarosły w potworne blond kłaki, ganiał po drogach, miewając mowy do obałwanionej zupełnie wiejskiej biedoty i małomiasteczkowej nędzy, której praktycznie zupełnie nie było. Nie wierzył, że był kiedyś hrabią, ale ten fakt dodawał mu tylko uroku. Nauczona rosyjską rewolucją miejscowa partia niwelistów nie tylko w teorii, ale faktycznie nie tępiła inteligencji. Wciągano tylko w pracę co najtęższe łby, a jedynie najbardziej opornych wysyłano na kursa517 uzupełniające połączone z torturami, z których niektórzy wracali na wysokie stanowiska, a najbardziej zatwardziali ginęli powoli w mękach znoszonych nie wiadomo po co, bo przecież wszystko musiało być tak, jak było, czego zresztą czarno na białym dowodził Atanazy w swojej pracy filozoficzno-społecznej. Ale teoria jego, jako zbyt przesiąknięta dawnym zamaskowanym indywidualizmem, nie znalazła – jak to się później okazało – należytego uznania. I powoli, gdyby nie pewne, czasem zbyt brutalne „nastawienia” otrzymywane od sąsiadów (w Niemczech było to samo, tym razem na dobre), wszyscy przyszliby łatwo do przekonania, że tak być powinno – zmęczenie było straszliwe. Jak się okazało, stary Bertz doskonale mógłby ideowo przystosować się do nowego ustroju. Uparł się tylko jak mrówkojad, nie chcąc swych zagranicznych kapitałów ofiarować przychodzącemu do władzy rządowi, o co go prosił dowódca oddziału, który zdobył jego pałac. Za to zginął mężnie, syt zresztą życia i trochę już zmęczony. A uczynił tak przez miłość dla córki. Dowiedziawszy się o tym, Hela cały dzień spędziła w domowej kapliczce Sziwy518, ale nazajutrz orgia rozpoczęła się na nowo z potrojoną gwałtownością.

O dziwo (tak: o dziwo) nawet Wyprztyk przystosował się do warunków, zostawszy głównym dyrektorem Instytutu Kultów, ale pod maską tą dbał tylko o to, aby jego religii, jedynej w którą wierzył, nic złego się nie stało. Bo katolicyzm nie miał dobrej marki u niwelistów. Nauczyli się jednak nie niszczyć wszystkiego, tylko zużywać, co się dało, w miarę możności dla swoich celów. Była to idea Sajetana Tempe – tego przeklętego, co zawsze miał rację. Drugą jego ideą było przetworzenie systemu niwelistyczno-komunistyczno-państwowego w postępowy syndykalizm – ale to wymagało trochę więcej czasu. Nie miał zamiaru tego dożyć, tylko zbudować podstawy.

W tym czasie pisał do Heli Tempe, ale listu jego nie pokazała Hela Atanazemu, twierdząc, że jej gdzieś zaginął. Domyślał się Atanazy, że chodziło tu o jej pieniądze i zużycie osobistego jej uroku dla celów nowego porządku. Tak też było w istocie, przy czym dodane były lekkie oświadczyny: Tempe potrzebował widocznie jakiejś Egerii519, odpowiadającej jego stanowisku i sile, która wzrastała z dnia na dzień, zamiast się zużywać. Była to jedna z tych tytanicznych natur, które rosną w proporcji do wielkości ciężarów i zadań. Ale na razie kombinacja zbiorowych wzruszeń erotycznych, miłości jedynego prawdziwego kochanka – spotworniałego do rozmiarów jakiejś metafizycznej bestii – i nowej religii nie była jeszcze wyczerpana i wystarczała zupełnie księżnej Prepudrech – Duchess520 of „Pripadrécz” – jak ją tu nazywano, a z nią razem i biednego tatarskiego sztachetkę.

Na uboczu, w cichym zakamarku ducha, rozrastała się w Atanazym spóźniona miłość do Zosi i zamiar złączenia się z jej widmem, w czystych sferach niebytu, po dokonaniu przedśmiertnego czynu. W miarę rozkładu zewnętrznej psychofizycznej skorupy rosła w nim tajemna siła, którą składał skrzętnie – „ziarko do ziarka” – aż będzie miarka. Miara i miarka przebrały się jednocześnie. Z tymi orgiami i perwersjami wszystko było jeszcze dobrze, póki w grę wchodzili ludzie kolorowi: Hindusi (bądź co bądź Ariowie), Malaje, Chińczycy, Burmani521, mieszkańcy Syjamu522, Anamici523 i inne mongołoidy524. Ale kiedy powoli w najbliższym otoczeniu Heli, pojawiać się zaczęli „biali”, a nade wszystko kiedy dopuszczeni zostali do tychże poufałości, co coloured people525, Atanazy stanął trochę dęba, tym bardziej, że zmuszony bywał do takichże samych psychofizycznych kombinacji, co z tamtymi. Bądź co bądź z początku pomogła mu trochę dawna ideologia Jędrka – „użyć wszystkiego” – ale zdrowy instynkt przemógł, tym bardziej, że siły najwściekłejszego byka muszą być niestety ograniczone – eine Transcendentale Gesetzmässigkeit526 – trudno. A do tego duch Zosi…

A więc przybył do towarzystwa pewien Grek: Lykun Multiflakopulo, wywodzący się od jednego z wodzów Aleksandra Wielkiego; jakiś rosyjski kniaź Grubenberg-Zamuchasranskij, wesoły amerykański milioner Robert Beedle i włoski markiz Luigi Trampolini-Pempi. Do tego kobiety białe tak okropne, że… Na tle znajomości rozmów w Apura można sobie wyobrazić jakie rozmówki odbywały się teraz między kochankami. Hela była prawie na granicy ostrego obłędu. Mówiła rzeczy ścinające białko i rozkładające po prostu hemoglobinę, wytwarzające toksyny zdolne zabić megatherium527 Cuviera528 – kobry zazdrościłyby jadu jej słowom, gdyby mogły słyszeć ją, gdy przekonywała kochanka o duchowej wyżynie, która czekała ich potem – ale kiedy? – gdzie miały się skończyć wreszcie potworności, a zacząć cud? Granice uciekały w krwawą mgłę jej niesytej wyobraźni, w piekielny opar złośliwej, sprośnej wariacji. Zaczynał się znany z procesów kolonistów okrutny „bzik tropikalny”; upał, pieprz, alkohol, bezkarność i narkotyki – oto są przyczyny tej choroby.

Aż wreszcie Atanazy przestał się nawet męczyć tym wszystkim – zapadł w stan chronicznego „stuporu”529. Chodząc samotnie wolnym krokiem starca po okolicznych górach, myślał coraz częściej o ucieczce. Hela wypłacała mu stałą pensję na osobiste wydatki – na jego żądanie bardzo skromną. Tylko wspólne przebycia opłacane były bez rachunku. Od pewnego czasu robił Atanazy oszczędności i w ten sposób „uciułał” (cóż za ohydne rzeczy!) pewną „sumkę”, za którą nawet pierwszą klasą mógł wrócić do Europy. Tropikalny klimat i nawet w tych warunkach pejzaż męczyły go jak okropny koszmar. Już nie mógł znieść ciągłego upału, chininy530 i moskitów, a do tego tamto… Praca o metafizyce społecznej leżała już od paru tygodni odłogiem. Boże! W jakże krótkim czasie to się stało! Miesiące te były jak lata, a ze wszystkiego wyzierała niczym niedająca się zapełnić pustka i nuda. Bestialstwo i ohyda przestały na niego działać zupełnie. Niewielki zapas uczuć, który miał na życie całe spalił w ciągu tych kilku miesięcy – została kupa żużli i duch jego unosił się nad tą ruiną, jak dymek nad paleniskiem w kilka dni po pożarze. A Hela, w stanie półmistycznego obłędu i ostrej nimfomanii531, objedzona indyjską mitologią, którą na próżno starała się pogodzić z Russellem, Husserlem, Bergsonem, Corneliusem, Machem i Jamesem, zbitymi w jedną kupę w jej biednym mózgu (jedynym ukojeniem była teoria Wielości Rzeczywistości Chwistka), stawała się towarzystwem ciężkim, nie do zniesienia. (A piękna była jak na złość ciągłe). Intelekt jej, zmęczony ciągłą beznadziejną pracą w kierunku pogodzenia wszystkich sprzeczności i manią stworzenia systemu panreligii532, zgodnej z ideami najbardziej wysuniętych placówek różnych rodzajów filozofii ścisłej, odmawiał już jej posłuszeństwa. Nie była umysłowo twórczą – w tym tkwiła jej tragedia – a wymagania od siebie miała wprost straszliwe.

Na ostateczną decyzję Atanazego wpłynął cały kompleks przyczyn. Indie też zaczynały się powoli burzyć od podstaw i życie w ten sposób, w jaki żyła Hela, nie mogło utrzymać się w tym stanie na dłuższy dystans. A ginąć tu, w jakiejś indyjskiej zawieruszce, podobnie przypadkowo jak od trąby rozjuszonego przez Helę słonia, Atanazy nie chciał. Jak już ginąć, to świadomie. Czyn swój musiał spełnić tam, w swoim kraju, do którego tęsknił coraz bardziej, wśród niesamowitości otaczającej przyrody. Byli teraz na Cejlonie, gdzie Hela urządziła „camping” na wielką skalę. Trochę za ciasno było jej w ludniejszych okolicach. Obozowisko namiotów zajmowało pół kwadratowego kilometra w północnej części wyspy, koło Ragnarok533. Tylko polowania były wykluczone z liczby dozwolonych przyjemności, bo tak Hela, jak i jej kochanek nie znosili zabijania zwierząt inaczej, jak w czasie rytualnych orgii, według własnego ich, specjalnego obrządku – wtedy było to usprawiedliwione celem wyższym: poznania coraz głębszej tajemnicy własnej istoty, co było możliwe tylko w jakiejś czynności przeciwnej najistotniejszym instynktom. (Postępując ciągle w ten sposób, łatwo zmienić się w swoją własną odwrotność). Któregoś dnia doszło do tego, że któryś z pomniejszych gości skonał na serce. Jakąś panią załaskotano prawie na śmierć: żyła, ale został się jej lekki bziczek. Oczywiście wypadki te zamaskowano świadectwami lekarskimi bez zarzutu. Ale była to ostatnia kropla, która przeważyła postanowienie Atanazego. Nie miał ochoty zgnić w cejlońskim więzieniu, a we wszystko musiał być osobiście wmieszany. Poza tym coraz częstsze były szantaże kolorowych ludzi. Jednego czarnego ubito w dżungli niby przypadkiem. Życie naprawdę wkraczało w sferę prawdziwej, śmiertelnej zbrodni. Wstydził się trochę Atanazy, że te właśnie wypadki definitywnie skłoniły go do ucieczki, ale trudno. Było jak było – uciekać musiał. Podziwiał tylko własne siły, że mógł wytrzymać to wszystko. Chwilami żal mu było Heli aż do łez włącznie, jej samej, nie tylko jako erotycznego obiektu – ale cóż miał robić z obłąkaną, która o niczym realnym wiedzieć już nie chciała: zdawało się jej, że jest jakąś nadkobietą, nieomal bóstwem. A duch Zosi wołał go teraz coraz częściej. Nierzadko, gdy błąkał się sam po dżungli, słyszał wyraźnie jej głos. Raz widział jej twarz w rogu namiotu na tle tarczy z bawolej skóry, którą kupił jako talizman od jakiegoś Weda534, jednego z pół zwierzęcych osobników ze środka wyspy.

Zamówił woły w pobliskiej wiosce, zapakował co najpotrzebniejsze rzeczy i czekał nocy. Do stacji było z piętnaście kilometrów, ale w tej części wyspy wałęsały się jeszcze niewytępione całkowicie tygrysy – jechać samemu bez eskorty nie było bezpiecznie. Naznaczenie dnia tego, a nie innego, co było najtrudniejsze, spowodował incydent następujący: do towarzystwa przybył dnia poprzedniego straszny gość, pierwszy Anglik w tym gronie, chuderlawy pan, z oczami, które mogły zdawało się przebijać stalowe płyty: sir Alfred Grovemore z NSWPP, którego Hela przez dziką perwersję przeznaczyła na najbliższego przyjaciela swego ukochanego Tazia. Ale sir Alfred traktował Atanazego – mimo uzurpowanego przez niego książęcego tytułu – z zupełną pogardą: co dla takiego Anglika przedstawiał jakiś Pers – w dodatku alfonsowaty – coś tam szeptano już w pewnych kółkach o nieprawdziwości całej tej maskarady – tak, jakby w ogóle maskarada mogła być prawdziwa. O mało nie doszło do grubej awantury. Ostatecznie wymknął się Atanazy koło siódmej wieczór, przed samym obiadem. Często uwalniał się teraz od wspólnych jedzeń.

Parę kilometrów za obozem woźnica, Tamil535, zapalił latarnię i tak jechali z męczącą powolnością po wyboistej drodze wśród ścian dziewiczej dżungli oświetlonych migającymi blaskami. Myriady536 ogromnych, zielonych świetlaków537 unosiły się w powietrzu jak meteory i błyszczały wśród czarnych gąszczy. Ostatni raz Atanazy nasycał się tropikami, które wskutek „ostatniości” chwili nabrały dla niego nowego uroku. Po raz pierwszy stosunek jego do tego dziwnego kraju, o którym wiedział, że ogląda go po raz ostatni, stał się uczuciowy, prawie że sentymentalny, jak do pewnych zakątków rodzinnych stron. Sam nie wiedział, kiedy zżył się z tą obcą naturą, mimo że chwilami prawie jej nienawidził. Tak samo z żalem myślał o Heli: z mieszaniną przywiązania, a nawet litości, z wściekłością za swój upadek, szczególniej na tle przeżyć ostatnich. Ale gdzieś na dnie nie żałował, że przeżył ten okres. Całe zło wypaliło się w nim doszczętnie. Teraz dobrze: był wyczerpany do samego szpiku – ale czy wytrzyma bez niej fizycznie, czy nie dostanie obłędu, gdy zabraknie mu tej ciągłej narkotycznej podniety zmysłów. Czuł jad we krwi, a z drugiej strony bał się wybuchu działania nagromadzonych antyciał psychicznych – jednym z głównych było widmo Zosi, które w zakamarkach duszy hodował. Zaczął padać drobny deszcz. Monsun przestał wiać już dawno i cisza była w lesie zupełna; przerywał ją tylko skrzyp kół i uspokajające pomrukiwanie garbatych białych wołów. Nagle woły się zatrzymały i w żaden sposób nie chciały iść dalej. Na próżno woźnica walił je batem i zachęcał przeciągłym krzykiem: „Aaa, Aaa, Aaa!” Wtem posłyszeli obaj trzask gałęzi w suchej niskiej dżungli i straszliwy ryk rozdarł tajemniczy spokój uśpionego lasu.

– Tiger, tiger! – krzyczał Tamil. – Shoot, Sahib! Shoot anywhere!538

Atanazy, nie myśląc nic, wypalił siedem razy z browninga (karabin zostawił w namiocie) i stężał w oczekiwaniu, włożywszy zaraz nowy magazyn539. Teraz na nowo pojął, jak kochał życie (czy też jakim był tchórzem) mimo wszelkich samobójczych myśli, w czasach gdy nie mógł już znieść bestialstwa Heli, a nie miał siły oderwać się od tej ohydy. (Wtedy po śmierci Zosi to było całkiem coś innego). Cisza. Woły zaczęły miotać się i ryczeć. Latarnia uczepiona na froncie budy rzucała niespokojne błyski. Woźnica zdzielił swoje garbusy batem i pojechali dalej względnie szybko. Atanazy wystrzelił jeszcze dwa razy. Gdzieś (a może mu się zdawało?) trzasły jeszcze gałęzie, a z dala rozległ się żałosny bek jakby naszego jelenia.

– Got him, got a deer. Good luck, Sahib. No fear540 – rzekł woźnica i zaśpiewał dziką pieśń, bez określonego tematu.

Daleko słychać było bębny. Do końca drogi Atanazy był stężały i napięty. Zajechali wreszcie do dużej osady wśród plantacji gumy i herbaty, gdzie stawał Ragnarok Express, łączący Indie (po mostach między wyspami541), Anaradżapura, Kandy i Colombo542. Znalazłszy się w restauracyjnym wagonie, odetchnął. Przygoda z tygrysem napełniła go nową siłą. Była to mała próbka, bardzo mała, ale wiedział już, że jądro najgłębsze jego istoty nie jest zniszczone. Sam wyjazd nie był tu jeszcze miarodajny – wypadek ten przekonał go ostatecznie do siebie. Miał się o co w sobie zaczepić, aby wyciągnąć się z bagna. Ale poza spełnieniem „czegoś rzeczywistego” i śmiercią życie nie przedstawiało dla niego żadnego już uroku. Miał wrażenie, że gdyby na świecie, a szczególniej w jego kraju, nie działo się nic nadzwyczajnego, zaraz by zrobił odpowiedni użytek z rurki z białym proszkiem.

W szary, mglisty poranek opuszczał Colombo wielkim parowcem Peninsular and Oriental Company543, czyli tak zwanym P. and O. Płaski brzeg ze srebrzystą, strzępiastą linią palm i wąskim paskiem żółtego piasku i jakieś komercjalne budy o czerwonych dachach, nad którymi unosiły się rude sępy i mewy, zasnuła mgła i tropikalny świat zniknął mu sprzed oczu jak dziwny sen, który trudno zrekonstruować po obudzeniu się. Na okręcie zrobiło się trochę gorzej. Musiał Atanazy uciec się do paliatywów. Uwiódł więc jakąś młodą wdowę po oficerze zabitym w Indiach, wracającą do Anglii. Zakochała się w nim bez pamięci – nie znała, biedaczka, podobnych rzeczy zupełnie – wyższa szkoła Heli dawała wyniki zdumiewające. Potem jakaś brazylijska kokota544 z Rio, potem żona ohydnego holenderskiego biznesmena, potem perwersyjny romansik z córką pursera545 – wkrótce miał cały harem, a każdy wie, jak trudno jest załatwiać podobne sprawy na okręcie. Wszystko to nie dawało mu najmniejszego zadowolenia, ale bądź co bądź pomagało w tym, że coraz częściej myślał o biednej Zosi i swojej misji społecznej. „Trzeba być konsekwentnym – mawiał do siebie ni w pięć ni w dziesięć – jeśli się nie jest faszystą, trzeba być niwelistą”. Skończył w tym czasie swoje „dziełko” i chwilami był prawie zadowolony z losu. Miał zamiar oddać Heli pieniądze uzyskane za wydawnictwo i w ogóle zwrócić cały dług. Nie wiedział, biedaczek, jak stały finansowe sprawy w kraju – nie miał pojęcia, jak żyje tak zwana inteligencja. A zresztą może się jeszcze z nią ożenić i odejść od niej (to już było kapitalne po tym, co było!), i tym pokryć wszystko. Czyż jej to było potrzebne? Zupełnie stracił głowę. Więc po cóż uciekał? Myśląc tak, nie zdawał sobie sprawy ze swego upadku. Nieznacznie, sam nie wiedząc kiedy, zmieniał się w zupełnie innego człowieka.

Już w Bombaju otrzymał depeszę Heli:

„Wracaj. Przebaczam. Wszystko zaczniemy na nowo. Ja mam już dosyć. Chcę tylko twojej miłości”.

„Ależ prędko mnie złapała” – pomyślał Atanazy. I nagle przypomniało mu się wszystko. Jad wybuchnął mu we krwi i objął całe ciało pożarem. Poszedł do indyjskich tancerek na Malabar Road i tam spędził noc całą. Zdawało mu się, że po trzech dniach głodówki zjadł małą kanapkę. Ale wrócił na okręt spokojny. Reszty dokonały kobiety na statku, które prowadziły o niego bezlitosną walkę, na włosek jeden od publicznego skandalu. Postanowił wrócić tą samą drogą, którą jechał: przez Bałkany – tracił bilet od Port Said do Neapolu, ale nie mógł się oprzeć pokusie widzenia tych samych miejsc w drodze powrotnej – chciał sprawdzić swoją siłę. W tajemnicy przed kochankami opuścił okręt i nazajutrz jechał już z Aleksandrii do Aten. Błądząc po smutnym, spalonym przez słońce Akropolu, przypomniał sobie ten dzień wiosenny, kiedy jechali z Helą, pełni jeszcze zdrowej względnie miłości. Mimo że wtedy rozpacz jego po stracie Zosi i wyrzuty sumienia były męką nie do zniesienia, pożałował tego dnia i niepowrotnej przeszłości. Wpatrzony w białe ruiny greckie, których tak nie lubił, płakał Atanazy po raz ostatni w życiu. Twarz miał spokojną ten „metafizyczny alfons”, tylko łzy bólu lały mu się z bezdennie smutnych oczu. Wiedział, że koniec już bliski i tu naprawdę pożegnał się z życiem. „A jednak ostatni okres ułożył się w pewną kompozycję” – pomyślał z pewnym zadowoleniem. Życie bez sensu, istnienie samo w sobie okrutne, ponure i tajemnicze, które staramy się pokryć ważnością codziennych, równie bezsensownych zajęć, jak wszystko, ukazało mu twarz swoją bez maski – spalił się w ogniu ostatniej (czyżby?) miłości. „Może są inni, którzy myślą inaczej – pokój z nimi – nawet im nie zazdroszczę. Jeszcze w osiemnastym wieku wszystko miało sens – dziś nie. Przechodzimy, nie wiedząc czasem nic o sobie, myśląc, że zbadaliśmy i wiemy wszystko, aż znienacka łapie nas śmierć; albo czasem, przez dziwny przypadek zgodności psychicznych danych i rzeczywistego układu, ukazuje się nam potworna przepaść niezgłębionej Tajemnicy ograniczonego, indywidualnego istnienia na tle Nieskończoności tego, na co nie ma definicji, co oznaczamy słowem Byt. Przemijamy – to tylko wiemy, a reszta jest fikcją okłamujących się bydląt. Jedyną rzeczywistością jest byt społeczny, doskonałe zmechanizowany, bo jest przynajmniej kłamstwem w najdoskonalszej formie. Dlatego muszę zostać niwelistą” – tak zakończył Atanazy ten szereg bezwyjściowych myśli. Maniakalna konieczna koncepcja ta była jak rzeka, do której od pewnego czasu zbiegały się jak drobne strumyczki wszystkie inne jego myśli. Rzeka ta uchodziła w morze: w ideę bezindywidualnego społeczeństwa automatów. Jak najprędzej zautomatyzować się i przestać cierpieć. Co robiła w tej chwili Hela? Kto zajął przy niej jego miejsce? Czy ten okropny, pająkowaty sir Alfred, jego niedoszły przyjaciel? „Przyjaciel” – z jakąż goryczą wymówił to słowo. Był sam – nie miał komu nawet o sobie opowiedzieć. Kogóż to wszystko obchodzić mogło. Jeden może Łohoyski i ten, psiakrew, oszalał. „Gina Beer! Ona jedna jeszcze – ciekawy jestem, czy żyje”. Ożywił się tym wspomnieniem, ale na krótko. Schodził z góry Akropolu jak do grobu. Może jeszcze bardziej obce były mu te ruiny wśród wyschłych żółtych traw, na tle popołudniowej orgii kłębiastych obłoków na wschodzie, niż cały tropik. Zamknęło się już wszystko – nawet czyn ostatni (jakże trudnym to będzie z czysto technicznego choćby punktu widzenia!) wydawał się czymś małym, nieistotnym. A dokonać go trzeba. „To jest moja misja na tej planecie i to, co napisałem. Może to bzdura, ale tak być musi. Jestem pyłkiem w tym wszystkim, ale pyłkiem koniecznym”. Męcząca przypadkowość dawnych dni rozwiała się. Za to wdzięcznym był Heli.

Nie przeczuwał biedny Atanazy, że przyjdzie mu skończyć życie w zupełnie innym świecie idei niż ten, w którym żył teraz. Zemsta upośledzonych układów czaiła się w mroku jego istoty. Cóż kogo mogło obchodzić, czy idee te (te, które przyjść miały) były „urzeczywistnialne” czy nie, mądre czy głupie. Chodziło o wymiar psychiczny, w którym miał nastąpić koniec.

Tymczasem zdawało mu się, że poznał siebie przed śmiercią. I na myśl o tym, że mógłby dotąd być tam w kraju mężem Zosi i ojcem Melchiora i zarabiać w nędzy w jakimś biurze, a nie wracać jako ten żywy trup wiedzący wszystko, co wiedzieć mógł, zatrząsł się ze zgrozy i retrospektywnego546 strachu. A mimo to tylko Zosię teraz kochał i z jej duchem w zgodzie chciał to życie zakończyć. Taka przewrotna nieszczęśliwa bestia był ten Atanazy. A wieczorem mimo wszystko, gdy wypił greckiego wina i zjadł dobrą kolację w Pireus547 (na dwie godziny przed odejściem okrętu do Salonik), to nie wytrzymał i poszedł do jakiegoś bajzlu548 dla wyższych oficerów marynarki i tam bawił się wcale dobrze z jakąś zwyczajną Żydóweczką aż z Kiszyniowa549 i rozmawiał z nią „istotnie” o niwelizmie i problemie semickim w ogóle. Gdyby mogła go widzieć Hela.

509.Commercial Bank of India (ang.) – Bank Handlowy Indii. [przypis edytorski]
510.sanskryt – język indoaryjski z rodziny indoeuropejskiej, używany w staroż. Indiach, później jako język liturgiczny i literacki pełnił funkcję podobną do łaciny w Europie; zapisywany zwykle sylabicznym pismem dewanagari. [przypis edytorski]
511.tromboza (pot.) – zakrzepica, stan chorobowy polegający na powstaniu zakrzepu w układzie żył głębokich. [przypis edytorski]
512.stadowego – dziś popr.: stadnego. [przypis edytorski]
513.Kamasutra (sanskr. kāma sūtra: traktat o miłowaniu) – staroż. traktat indyjski w sanskrycie na temat seksualności i zachowań seksualnych, powstały ok. III w., przypisywany mędrcowi Watsjajanie; najważniejszy indyjski tekst o erotyce, stanowiący rodzaj podręcznika i encyklopedii sztuki miłosnej. [przypis edytorski]
514.nowalia – nowinka. [przypis edytorski]
515.Budionny, Siemion Michajłowicz (1883–1973) – rosyjski, a potem radziecki dowódca wojskowy, kawalerzysta, dowódca I Armii Konnej, wsławionej istotnym wkładem w zwycięstwo bolszewików podczas rosyjskiej wojny domowej (1919–1921), biorącej udział w walkach także na froncie polskim. [przypis edytorski]
516.ataraksja (z gr.: brak niepokoju) – w filoz. starożytnej: niewzruszoność, równowaga ducha, ideał spokoju wewnętrznego człowieka; w psychologii: obojętność na problemy i własną krzywdę. [przypis edytorski]
517.kursa – dziś popr. M. lm: kursy. [przypis edytorski]
518.Sziwa, Siwa a. Śiwa – jeden z trzech najważniejszych bogów hinduizmu, razem z Brahmą i Wisznu tworzy trójcę zwaną Trimurti: Brahma stwarza wszechświat, Wisznu go utrzymuje, a Śiwa unicestwia; w śiwaizmie, jednej z gł. tradycji współcz. hinduizmu, uznawany za najwyższego boga, stwórcę, opiekuna i niszczyciela świata. [przypis edytorski]
519.Egeria (mit. rzym.) – nimfa wodna, doradczyni króla Rzymu Numy Pompiliusza; przen. jako jako rzecz. pospolity egeria oznacza doradczynię, powiernicę męża stanu a. artysty. [przypis edytorski]
520.duchess (ang.) – księżna. [przypis edytorski]
521.Burmani – dziś: Birmańczycy, dominująca grupa etniczna w Mjanmie (Birmie), państwie w Azji płd.-wsch., które w czasach kolonialnych jako ang. kolonia nazywało się Burma. [przypis edytorski]
522.Syjam – dawna nazwa Tajlandii, państwa w płd.-wsch Azji, używana w czasach kolonialnych. [przypis edytorski]
523.Anamici – dziś: Wietnamczycy; Annam a. Anam to hist. nazwa Wietnamu, w czasach kolonialnych Protektorat Annam obejmował terytorium ob. Wietnamu Środkowego, będące częścią francuskich Indochin. [przypis edytorski]
524.mongołoidy – dziś popr.: mongoloidzi, ludzie należący do antropologicznego typu mongoloidalnego rasy żółtej, występującego w Azji. [przypis edytorski]
525.coloured people (ang.) – kolorowi, termin hist. określający ludzi innych ras niż biała. [przypis edytorski]
526.eine Transcendentale Gesetzmässigkeit (niem.) – transcendentalna prawidłowość. [przypis edytorski]
527.megaterium, Megatherium (paleont.) – rodzaj wymarłego olbrzymiego naziemnego leniwca, żyjącego w Ameryce Płd. i Środkowej od 5,3 mln do 11 tys. lat temu; skamieniałości megaterium jako pierwszy opisał i zrekonstruował zwierzę jako leniwca fr. uczony Cuvier w 1796; megaterium i inne wielkie wymarłe ssaki były popularne w społeczeństwie aż do odkrycia dinozaurów kilkadziesiąt lat później. [przypis edytorski]
528.Cuvier, Georges (1769–1832) – wybitny fr. zoolog i paleontolog, współtwórca anatomii porównawczej. [przypis edytorski]
529.stupor (łac.: odrętwienie, niewrażliwość) – osłupienie, stan ograniczenia funkcji poznawczych i psychicznych charakteryzujący się otępieniem, bezruchem i brakiem reakcji na bodźce zewnętrzne. [przypis edytorski]
530.chinina – lek przeciwmalaryczny w postaci białego, gorzkiego proszku, otrzymywany z kory chinowca. [przypis edytorski]
531.nimfomania – nadmierne pobudzenie seksualne u kobiet, chorobliwa, ciągła i uporczywa potrzeba uprawiania stosunków płciowych, przesłaniająca inne potrzeby. [przypis edytorski]
532.panreligia – wszechreligia; neologizm z użyciem jako przedrostka gr. słowa pan: wszystko. [przypis edytorski]
533.Ragnarok – miejscowość fikcyjna, nazwa nawiązuje do słowa ragnarök występującego w mitologii skandynawskiej, oznaczającego zagładę bogów (przeznaczenie bogów) i całego świata, która nastąpi po ostatniej bitwie bogów z olbrzymami. [przypis edytorski]
534.Weddowie – rdzenna ludność Cejlonu, ob. zamieszkująca górskie obszary płd.-wsch. części wyspy; na początku XX w. Weddów uważano za jeden z najbardziej pierwotnych ludów na Ziemi; kiedy powstawała powieść, populacja Weddów liczyła ok. 5000 osób, obecnie wg jednych źródeł jest mniejsza niż 500 osób, wg innych przestali istnieć jako odrębna grupa etniczna, zasymilowani przez Syngalezów. [przypis edytorski]
535.Tamilowie – naród z grupy ludów drawidyjskich, zamieszkujący płd. kraniec Płw. Indyjskiego oraz płn.-wsch. część Cejlonu. [przypis edytorski]
536.myriada (z gr. myrias) – dziś popr.: miriada, grecki liczebnik oznaczający dziesięć tysięcy, używany zwykle w licznie mnogiej na określenie ogromnej, trudnej do policzenia liczby czegoś. [przypis edytorski]
537.świetlak – dziś: świetlik. [przypis edytorski]
538.Tiger, tiger! (…) Shoot, Sahib! Shoot anywhere! (ang.) – Tygrys, tygrys! Strzelaj, sahibie! Strzelaj gdziekolwiek! (sahib: pan, tytuł stosowany przez rodzimych mieszkańców Indii kolonialnych w stosunku do Europejczyków). [przypis edytorski]
539.magazyn – dziś: magazynek, zasobnik z amunicją. [przypis edytorski]
540.Got him, got a deer. Good luck, Sahib. No fear (ang.) – Masz go, masz jelenia. Poszczęściło się, sahibie. Bez obaw. [przypis edytorski]
541.łączący Indie (po mostach między wyspami), Anaradżapura, Kandy i Colombo – połączenie mostami Płw. Indyjskiego i wyspy Cejlon, poprzez archipelag leżących między nimi wysepek, raf i mielizn zwanych Mostem Adama, planowano już pod koniec XIX w., ale do dziś takich zamierzeń zrealizowano. Od roku 1914 podczas podróży koleją korzystano z liczącego 30 km połączenia promowego pomiędzy stacją Dhanushkodi na wyspie Pamban, połączoną mostem z głównym lądem Indii, a stacją Talaimannar na wysepce Mannar, połączonej groblą komunikacyjną z Cejlonem. [przypis edytorski]
542.Anaradżapura, Kandy i Colombo – miasta na wyspie Cejlon: Anuradhapura w płn. części, ok. 250 km na płn. wsch. od Kolombo; Kandy pośrodku wyspy, z ważną świątynią buddyjską, hist. stolica królestwa Kandy; Kolombo na płd.-zach. wybrzeżu, największe miasto kraju, do 1982 stolica państwa. [przypis edytorski]
543.Peninsular and Oriental Company, właśc. Peninsular and Oriental Steam Navigation Company – Towarzystwo Żeglugi Indyjskiej i Orientalnej, brytyjska spółka przewozowa założona w 1837, najstarsze i jedno z największych przedsiębiorstw transportu morskiego, operujące na M. Śródziemnym, na trasie do Indii, Dalekiego Wschodu i Australii. [przypis edytorski]
544.kokota (daw.) – prostytutka. [przypis edytorski]
545.purser (ang.) – intendent, główny steward na statku pasażerskim. [przypis edytorski]
546.retrospektywny – odwołujący się do przeżyć i zdarzeń z przeszłości. [przypis edytorski]
547.w Pireus – dziś odm.: w Pireusie; Pireus: miasto portowe oddalone ok. 8 km od Aten. [przypis edytorski]
548.bajzel (pot.) – dom publiczny. [przypis edytorski]
549.Kiszyniów – gł. miasto i stolica Mołdawii; od 1812 zaanektowany przez Rosję, zamieszkiwany w większości przez ludność żydowską, w 1903 miejsce pogromu Żydów; od 1918 przyłączony do Rumunii, od 1940 do ZSRR; w czerwcu 1941, w wyniku agresji Niemiec i Rumunii na ZSRR, ponownie w granicach Rumunii, stał się miejscem kolejnej fali pogromów, która niemal całkowicie wyeliminowała ludność żydowską. [przypis edytorski]
Yaş sınırı:
0+
Litres'teki yayın tarihi:
01 temmuz 2020
Hacim:
560 s. 1 illüstrasyon
Telif hakkı:
Public Domain
İndirme biçimi:
Metin
Ortalama puan 0, 0 oylamaya göre
Metin
Ortalama puan 0, 0 oylamaya göre
Metin
Ortalama puan 0, 0 oylamaya göre
Metin
Ortalama puan 0, 0 oylamaya göre
Metin
Ortalama puan 0, 0 oylamaya göre
Metin
Ortalama puan 0, 0 oylamaya göre
Metin
Ortalama puan 3,8, 4 oylamaya göre