Kitabı oku: «Kasrylewka», sayfa 7

Yazı tipi:

– Pan wybaczy. Pan krzyczy. Możliwe, że pan ma rację… Nie miej pan nam za złe, żeśmy być może panu przeszkodzili. My jednak spełniamy bardzo zbożną powinność. Zaś orędownicy zbożnych czynności, jak napisane jest w Piśmie, nie przeszkadzają. My zbieramy datki, rozumie pan, na wzniosły cel, na dom starców…

Dostawca z Moskwy zaniemówił. Niespodziane najście, bez uprzedniego zameldowania, tych trzech Żydów, zachowanie tego starego człowieka w sztrajmle wydało mu się zarówno głupie, jak i bezczelne. Ogarnął go gniew. Rozsierdził się. Poczuł, jak zaswędziało go w nosie. Cała krew uderzyła mu do głowy. Po prostu wyszedł z siebie, zupełnie się zatracił. Potem nie pamiętał niczego z tego, co zaszło. Jakby wbrew własnej woli podniósł rękę i z całej siły wymierzył starcowi policzek.

– Masz tobie! No i miejcie sobie dom starców!

Od tego uderzenia staremu spadł sztrajml razem z jarmułką. Przez chwilę kasrylewski rabin stał z gołą głową. Być może po raz pierwszy w życiu. Nie trwało to jednak dłużej niż dźwięk słowa. Reb Juzipl schylił się, podniósł sztrajml i czym prędzej przykrył gołą głowę. Następnie pomacał się w policzek, spojrzał na swoją rękę, czy aby, broń Boże, nie krwawi. I w tej samej chwili przemówił do dostawcy. Głos miał cichy, przyjemny. Na twarzy błąkał mu się jakiś dziwny uśmiech. A mimo to twarz wydawała się martwa, jak u nieboszczyka.

– No i stało się. To pan, znaczy się, dał mnie. A co pan, panie szanowny, da dla biednych i chorych? Mam na myśli dom starców.

—–

Co dalej było – nie da się opowiedzieć. Nikt nie wie, albowiem szacowni obywatele miasta, znani nam dwaj notable, skoro tylko usłyszeli mowę moskiewskiego dostawcy, nie zdzierżyli. Dali drapaka. Reb Juzipl zaś po prostu nie chciał na ten temat mówić. Kiedy wyszedł z hotelu, jego twarz jaśniała dziwnym blaskiem. Zwłaszcza lewy policzek jaśniał bardziej niż prawy. Z właściwym mu przyjemnym uśmiechem powiedział:

– Mazl tow64, Żydzi. Mogę wam zakomunikować nowinę: Mamy, przy bożej pomocy, dom starców. Dom starców, co się zowie. Wszyscy ludzie i sam Pan Bóg mogą nam go pozazdrościć…

Mali duchem ludziska sami może by nie uwierzyli rabinowi, gdyby nie usłyszeli na własne uszy tego, co powiedział moskiewski dostawca. A ten, stukając palcami w biały sztywny kołnierzyk, tak rzekł:

– Żydzi! Wystawię wam dom starców. Ja! Ja!

I nie tylko usłyszeli te słowa. Wkrótce zobaczyli na własne oczy, jak dostawca chodzi z rabinem po mieście i laską mierzy teren:

– W tym miejscu stanie dom. Taka będzie jego długość i taka będzie jego szerokość.

I oto przywieźli już cegły, drewno i inne materiały. Słowem, ruszyło.

Prawda, znaleźli się tacy ciekawscy, którzy wzięli rebego na spytki. Zaczynali go badać, ciągnąć za słówka:

– Rebe, jak się rzecz miała? W jaki sposób przeprosił was za brutalne słowa? Co pan, rebe, jemu powiedział, i co on na to odpowiedział?

Reb Juzipl puszczał to jednak mimo uszu. Wykręcał się sianem z właściwym mu, przyjemnym uśmiechem.

– Ale dom starców będziemy mieli taki, że Bóg i ludzie będą się radowali!

Tylko jedno ale. Dom Starców po dziś dzień stoi pusty. Reb Juzipl jest już na tamtym świecie. Nie ma więc komu Domem Starców kierować. Mali ludziska z Kasrylewki mają już takie szczęście. Jeśli śnią im się konfitury, to brakuje im łyżki. Jeśli przygotują łyżkę, to nie śnią się im konfitury.

Pesachowe65 (wielkanocne) wywłaszczenie

A

Kasrylewka zawsze małpowała Odessę. Od momentu jednak, gdy zaczęły się niepokoje społeczne, Kasrylewka nie odstępuje Odessy ani na krok. W Odessie strajk – w Kasrylewce strajk. W Odessie konstytucja – w Kasrylewce konstytucja. W Odessie pogrom – w Kasrylewce pogrom. Jakiś dowcipniś rozpuścił pogłoskę, iż w Odessie obcinają sobie nosy i w Kasrylewce zaczęto ostrzyć noże. Szczęście, że w Kasrylewce jeden ogląda się na drugiego. Każdy przeto czekał, aż drugi obetnie sobie nos. I tak czekają tam do dnia dzisiejszego.

Po tym, co wyżej napisałem, nie dziw, że nie ma prawie dnia, aby w gazetach nie ukazała się wzmianka o jakimś kolejnym nieszczęściu w Kasrylewce. O tym, jak pewnego dnia „banda” wpadła do piekarni i wywłaszczyła gospodarza z całego wypieku, albo o tym, jak w biały dzień zabrali pewnemu szewcowi prawie gotowe buty. Miał już przybić obcasy, gdy wpadli rabusie z okrzykiem: Ruki w wierch66. Albo o tym, jak to pewnego czwartku chodził sobie jakiś biedak z domu do domu po prośbie i nagle w jakiejś bocznej uliczce zastąpiono mu drogę, przystawiono pistolet do twarzy i obrabowano ze wszystkiego, co uzbierał.

Albo posłuchajcie takiej historii… Zresztą, nie będę powtarzał tego, co opowiada pewna Żydówka. Kobieta ma słabe nerwy. Czasy są niespokojne. Mała krowa może jej się wydać drzewem. Nie chcę wziąć na siebie „odpowiedzialności za społeczeństwo”.

Słowem, w Kasrylewce posypała się cała seria wywłaszczeń. Jedno straszniejsze od drugiego. Strach było żyć na świecie. Odezwała się tęsknota za dawnymi dobrymi czasami, gdy jeden prystaw67, który zwykł był brać w łapę, potrafił trzymać w jednym ręku całe miasto. Zaczęto wznosić błagalne modlitwy do Boga.

– Ratuj Boże Wszechmogący! Przywróć nam nazad68, Boże Serdeczny, stare czasy. I niech będzie tak, jak ongiś bywało!

To wszystko jest jednak tylko wstępem. Sama historia dopiero się zaczyna.

B

Beniamin Łasteczka to największy bogacz w Kasrylewce. To człowiek wielki. Rozmiarów jego wielkości nie da się nawet określić. Po pierwsze, ma bogatych powinowatych na całym świecie. Ci powinowaci nie są już, prawda, teraz tak bogaci, jak niegdyś. Nie należy się temu dziwić, gdyż dzisiejsze plajty i złośliwe bankructwa są bez porównania większe. Dziwić się należy tylko temu, jak Żydzi z Kasrylewki się trzymają. Są mocniejsi od żelaza. Ścisnęli się razem w jednym miejscu jak śledzie w beczce. Mieszkają w kupie i jeden drugiego podgryza. Nawzajem zjadają się żywcem. Szczęście, że Ameryka co roku zabiera stamtąd prawie dwa razy tylu ludzi, ilu umiera tu z głodu, ginie w pogromach, czy też na skutek innych nieszczęść. Ale mimo wszystko, jak widzicie, z woli boskiej, znalazł się jeszcze w Kasrylewce Żyd-bogacz, imieniem Beniamin Łasteczka. Bogacz, któremu wszyscy tu zazdroszczą, że nie musi do nikogo zwracać się o pomoc, z wyjątkiem swoich powinowatych. A zwracać się do bogatego powinowatego to arcynieprzyjemna rzecz. Można powiedzieć – ciężki kawałek chleba. Większość bowiem bogatych powinowatych to z natury, wybaczcie za słowo, wielkie świnie. A jednak Beniamin Łasteczka jest w Kasrylewce mimo wszystko bogaczem. Gdy komuś potrzebne jest wsparcie, to dokąd i do kogo się udaje? Do Beniamina Łasteczki oczywiście. A Beniamin Łasteczka wysłuchuje każdego. Czasami pomoże radą, czasami dobrym słowem, czasami nawet westchnieniem. Dobre i to. Czyż bez tego byłoby lepiej? I tak i siak kiepsko.

Jaka jest różnica między bogaczem z Kasrylewki a, na przykład, bogaczem z Jehupca? Bogacze z Jehupca mają miękkie serca. Nie mogą znieść widoku cierpień biedaków. Dlatego też zamykają drzwi na klucz i stawiają przy nich portierów. Nie dopuszczają do nich żadnego człowieka, który nie jest porządnie ubrany. Gdy zaś przychodzi upragnione lato, zrywają się niczym jaskółki do lotu i wyjeżdżają za granicę. I szukaj ich tam? A niech spróbuje kasrylewski bogacz pójść w ich ślady, to połamią mu wszystkie kości. Chce, czy nie chce, Beniamin Łasteczka jest pierwszy w kahale69. Jest jego głową. We wszystkich dobroczynnych przedsięwzięciach musi być pierwszym. Nie tylko pierwszym do dawania jałmużny, ale też pierwszym do zbierania datków od biedaków dla biedaków. Pierwszy chwyta za laskę i w drogę, od domu do domu.

Cóż dopiero, gdy chodzi o zbieranie pieniędzy na macę70 przed świętem Pesach. Rzućcie wtedy łaskawym okiem na Beniamina Łasteczkę. Choćby z daleka. Nie wiem, czy największy działacz społeczny na świecie, nawet w najbardziej palącym okresie walki wyborczej, tak się dwoił i troił, tak się pocił, jak nasz Łasteczka. A zaczynało się to już na cztery tygodnie przed świętem Pesach. Beniamin zaklina się, że od święta Purim71 do Pesach śpi w ubraniu. Uwierzmy mu na słowo. Jaki miałby w tym interes? Za swój trud nie żąda pieniędzy. Prawda, możecie twierdzić, że ugania się za zaszczytami. Niech tak będzie. Komu to przeszkadza? Każdy człowiek ugania się za zaszczytami. Nawet władcy nie stronią od tego. Natury człowieka nie zmienimy. Tak to już jest.

C

Zbieranie pieniędzy na macę dla ubogich należy do bardzo starych zwyczajów. Jest to niezmiernie konserwatywny środek filantropijny.

Mimo to nie sądzę, aby był on tak niewdzięczny, jak niektórzy chcieliby nam wmówić. Twierdzę, że filantropia72 to klęska, niemal pogrom dla społeczeństwa. Nie chcę się z nikim wdawać w polemikę. Chcę tylko powiedzieć, że według mnie istnieje znacznie gorszy zwyczaj, a mianowicie: bogacze nie chcą zwyczajnie dawać datków. Trzeba im je po prostu wyrywać zębami. A stokroć gorszym jest fakt, że oni, tak zwani nobliwi ludzie, którzy nie chcą dawać, usiłują wam wmówić dziecko w brzuchu. Twierdzą mianowicie, że kierują się w swojej odmowie „zasadą”. Przed takimi ludźmi należy uciekać, bo wyprani są oni z wszelkich uczuć i podobni do wysuszonych ryb. Wieje od nich smutkiem. Całe szczęście, iż ta „zasada” nie stała się jeszcze modną w Kasrylewce. Ci, którzy nie dają, nie dają z jednego powodu. Nie dają, bo nie mają. Gdy jednak nadchodzą święta wielkanocne i trzeba zebrać na macę dla ubogich, to nie ma usprawiedliwienia. Nie istnieje tu żaden wybieg. W Kasrylewce krąży takie porzekadło: „Każdy Żyd musi albo dać na macę, albo brać na macę”.

Dziwni ludzie z tych kasrylewskich Żydów. Tysiące lat minęło już od czasu, gdy ich prapradziadowie wyszli z niewoli egipskiej, a oni wciąż nie mogą się odzwyczaić od jedzenia macy przez osiem bitych dni każdego roku. Osobiście żywię obawę, że ta sucha potrawa nie tak prędko wyjdzie z mody.

Przez cały rok kasrylewski Żyd może puchnąć z głodu, ale gdy nadchodzi Pesach, musi być zaopatrzony w macę, nawet gdyby cały świat miał się przewrócić do góry nogami. Nie było jeszcze takiego wypadku, aby Żyd umarł tam z głodu w święto Pesach. A jeśli jednak coś takiego się zdarzy, to trzeba to zapisać na konto całego roku. Nie umarł bowiem na skutek braku macy w ciągu ośmiu dni Pesach, tylko z powodu braku zwykłego chumecu73, czyli powszedniego chleba w ciągu 357 dni całego roku. Rzecz jasna, jest to zasadnicza różnica. Nie ma reguły bez wyjątku.

D

Opisywany rok był dla Kasrylewki rokiem nadzwyczajnym. Jeszcze takiego nie było. Okazało się, że „macobiorców” było więcej niż dawców. Gdyby nie wstyd przed ludźmi, to prawie nikt z kasrylewskich Żydów nie wyrzekłby się wyciągnięcia ręki po darmową macę. Żal było patrzeć na naszego bogacza Beniamina Łasteczkę, gdy zasiadał w „komitecie” w ostatnim dniu poprzedzającym święto i wciąż musiał odmawiać:

– Nie ma pieniędzy! Wyczerpały się! Nie miejcie za złe!

– Oby pan dożył następnego roku – odpowiadali ci, których odprawił z kwitkiem – i obyś pan przyszedł do nas po pieniądze na macę.

Biedacy, jeden po drugim, opuszczali podwoje „komitetu”. Ręce mieli puste. Policzki im płonęły, jakby wyszli z łaźni. Na głowy bogaczy posypały się z ich ust setki przekleństw. Oby lepiej wpadły do morza i nie sprawdziły się.

Wśród ostatnich odprawionych z kwitkiem osób znalazła się grupa młodzieńców. Byli to młodzi robotnicy, przez całą zimę pozbawieni pracy. Zdążyli już wysprzedać się ze wszystkiego, co mieli. Jeden już zdążył zastawić swój srebrny zegarek i za uzyskane w ten sposób pieniądze kupić papierosy. Wszyscy młodzieńcy oczywiście je wypalili. Tak, jak to bywa w komunie. W ten sposób chcieli zagłuszyć głód. Gdy przekroczyli pokój „komitetu”, wystąpił z ich upoważnienia jako generalny mówca krawiec damski nazwiskiem Szmul-Aba Fingerhut. I chociaż Szmul-Aba Fingerhut był wyznaczony na głównego mówcę, to jednak wszyscy pozostali mu pomagali. Wszyscy mówili naraz, wykładając swoje racje. Twierdzili, że umierają z głodu, że po prostu nie są w stanie utrzymać się na nogach. Pierwszy gabe74 komitetu, czyli Beniamin Łasteczka, dał im wypowiedzieć się do końca. Wtedy zabrał głos:

– Nie miejcie za złe. Wasze słowa są daremne. Po pierwsze jesteście kawalerami, a my dajemy pieniądze na macę tylko żonatym. Po drugie, jesteście, bez uroku, młodzi i możecie iść do roboty, i zarobić na Pesach. Po trzecie, w tym roku mamy wyjątkowy urodzaj na biedaków. Jest dziś więcej biorców niż dawców. Po czwarte, wstyd powiedzieć, ale już od samego rana nie mamy złamanego szeląga w kasie. Jeśli nie wierzycie, to proszę zajrzeć do kasy.

I pierwszy gabe komitetu wywrócił wszystkie swoje kieszenie. Były puste. Unaocznił im, że jest goły jak święty turecki. Młodzieńcy stanęli jak wryci. Stracili mowę. Tylko ich przywódca, Szmul-Aba Fingerhut, który znany był ze swego niewyparzonego języka, wystąpił przed gabem z całą oracją na poły po żydowsku, na poły po rosyjsku:

– Szkoda, że nie zaczął pan od końca. Nie zmarnowałby pan naprasno75 tyle prochu. Ja ze swej strony zgłaszam wozrażenie76. Sprzeciwiam się wszystkim pańskim „dowodom”. Po pierwsze to, że jesteśmy chołostiaki77, to tylko dla was zaleta. Mniej przez to biedaków w miasteczku. Wo wtorych78, co się tyczy waszej rady, abyśmy pracowali, to sdiełajtie odołżenie i dajcie nam pracę, a my wam pokażemy, co potrafimy. A potrafimy cały świat przewrócić do góry nogami. W tretich79, powiada pan, że jesteśmy biedakami. A kto temu winien? Z jednej strony kapitalizm, a z drugiej strony wyzysk proletariatu. W czetwiortych80 to, że wywróciliście kieszenie na lewą stronę, wcale nie jest dokazatielstwom81. My ani przez chwilę nie wątpimy w to, że u pana na primier82 w domu, szafy wypełnione są macą, cebulą, kartoflami i gęsim smalcem oraz temu podobnoje. Nie brak tam też i wina do czterech kielichów. Wszyscyście burżuki i biezsowiestnyje ekspłoatatory83 i bolsze niczewo84! Towariszci85, chodźmy stąd!

Muszę tu dodać, że Kasrylewka, która małpuje we wszystkim Odessę i inne wielkie miasta, nie jest jeszcze na tyle postępowa, aby taki wyzyskiwacz, jak nasz bogacz Beniamin Łasteczka, otworzył swoje szafy i rozdał biedakom macę, jajka, cebulę, kartofle, gęsi smalec i wino przeznaczone do czterech kielichów, a sam pozostał wraz z żoną i dziećmi ot, tak… Jestem jednak przekonany, tak jak dwa razy dwa jest cztery, iż moi kasrylewscy wyzyskiwacze uczyniliby to z całą pewnością, gdyby tylko Odessa lub Jehupec, czy też inne większe miasta dały ku temu przykład. Kasrylewka, moi drodzy przyjaciele, nie ma obowiązku być pierwszą jaskółką, która zwiastuje wiosnę.

E

Z czystym sumieniem, wykąpany, w świątecznym nastroju, Beniamin Łasteczka zasiadł wraz z żoną i dziećmi w wieczór pesachowy do stołu sederowego86. Był spokojny, radosny, czuł się jak prawdziwy król w swoim królestwie. Po jego prawej ręce siedziała królowa, jego żona Sara-Lea. Odświętnie ubrana, wyglansowana, w nowej jedwabnej chuście, z której wyglądały dwa długie kolczyki. Były ze szczerego srebra próby 84 i kołysały się przy każdym ruchu.

Dookoła stołu siedziały dzieci. Książęta i księżniczki. Istny bukiet dobrze wymytych główek. Twarzyczki płoną ogniem. Oczka jaśnieją blaskiem. Nawet służąca Zlata, która przez cały rok tkwi w jarzmie, dniem i nocą harując jak dziki osioł, dziś jest inna. Wykąpana, wymyta firmowym mydłem, paraduje w nowej perkalowej sukience i w nowych bucikach. Na ciemnym, błyszczącym czole ma szeroką czerwoną przepaskę.

Wszyscy czują się znakomicie. Cieszą się i radują, jakby to oni, właśnie w tej chwili, wyszli z niewoli egipskiej. Z werwą i biglem najmłodszy z „książąt” odwalił cztery znane sederowe pytania. A Beniamin Łasteczka, ojciec i król zarazem, zaczął powoli, śpiewnie i głośno udzielać odpowiedzi. Są one znane, tak jak pytania. „Byliśmy niewolnikami, ciężko pracowaliśmy dla faraona w Egipcie”. Zaczyna po hebrajsku i powtarza po żydowsku. „I Bóg nas stamtąd wyprowadził mocą swoją i cudami. Zesłał na faraona dziesięć plag”. I tu zaczął wyliczać po kolei śpiewnie i głośno wszystkie te piękne plagi. Nagle…

F

Nagle rozległo się pukanie do drzwi. W ślad za nim drugie i trzecie. Kto to może być? Otworzyć, czy nie? Stanęło na tym, żeby otworzyć, pukanie stawało się bowiem coraz mocniejsze i coraz bardziej uporczywe. Król i królowa, książęta i księżniczki zamilkli. Służąca Zlata podbiegła do drzwi i otworzyła je. Do izby wpadła paczka znanych nam młodzieńców ze swoim przywódcą Szmul-Abą Fingerhutem na czele z okrzykiem: „Wesołych świąt”. Nasz bogacz, Beniamin Łasteczka, poczuł, iż dusza ucieka mu w pięty. Zebrał się jednak w sobie i tak powiada do nich:

– Wesołych świąt, wesołego roku. Gość w dom. Co dobrego powiecie?

I wystąpił Szmul-Aba Fingerhut, jak to było w jego zwyczaju, z oracją na poły po żydowsku, na poły po rosyjsku:

– Wy sobie tu siedzicie w jasnym i świetlistym pomieszczeniu, przy szklance wina i prazdnujecie87 uroczyście święto. My zaś, biedni proletariusze, propadajemy88 z głodu. Uważam to za niesprawiedliwe. Rozkazuję wam oddać nam waszą świąteczną kolację. Nie radzę też pisnąć choćby słowem. Nie wolno otworzyć okna, wołać policji itp. W przeciwnym razie zostanie po was popiół… Towarzyszu Mojsze, gdzie jest bomba?

Ostatnie słowy wystarczyły. Cała rodzinka zastygła – po prostu została przykuta do krzeseł. Gdy zaś „czarny Mojsze”, ciemnolicy szewczyk o niemal czarnych palcach podszedł do stołu i postawił na nim jakiś okrągły przedmiot zawinięty w szmatę, to z całą rodzinką stało się to, co niegdyś z żoną Lota, która odwróciła się za siebie, by spojrzeć na zniszczoną Sodomę i Gomorę.

A Zlata, służąca Łasteczków, szczękając zębami zaczęła podawać do stołu najpierw gorące, pieprzne, pikantne ryby, potem rosół z tłustymi knedlami, placki i wszystkie pozostałe smakowite rzeczy. Bractwo wtrajało to z takim apetytem, aż uszy im się trzęsły. Widać, że dawno nic nie mieli w ustach. Popijali to wszystko winem. Starali się nie uronić ani kropli. Szybko załatwili się ze wszystkimi rytualnymi potrawami – z chrzanem, jajkami, z murerem89 itp. Po sederze nie zostawili śladu. Pozostała tylko hagada90. A w trakcie jedzenia główny mówca Szmul-Aba Fingerhut pokpiwał sobie z kasrylewskiego bogacza, z Beniamina Łasteczki-wyzyskiwacza. Tak do niego mówił:

– Zawsze my czytaliśmy hagadę, a wy wtrajaliście knedle, ale w nastojaszcije wremia91 wy czytacie hagadę, a my wtrajamy knedle. Lechaim92 burżuje! Oby Bóg sprawił, żebyście wy stali się takimi proletariuszami, jak my. Na przyszły rok w konstytucji!

Powiedział to po hebrajsku.

Epilog

Była już północ i biedny bogacz Beniamin Łasteczka i cała jego rodzina wciąż jeszcze siedzieli – bez ruchu, ogarnięci strachem. Na stole nadal leżał ten straszny okrągły przedmiot, owinięty w szmatę. Bractwo zapowiedziało przed odejściem, aby przez dwie godziny nie ruszali się z miejsca. Inaczej będzie kiepsko. Tej nocy nikt z rodzinki nie spał. Dziękowali Bogu, że uszli z życiem.

A co stało się z owym okrągłym przedmiotem, „nieszczęściem” leżącym na stole, przykrytym szmatą? Takie pytanie zadaje ciekawy czytelnik. Śpieszę z wyjaśnieniem. Blaszana puszka od pasty do obuwia wypełniona mąką macową nie jest niebezpieczna. Może sobie spokojnie leżeć nawet tysiąc lat. Nie wybuchnie. Chyba że, uchowaj Bóg…

Wesołych świąt!

Dwa trupy

(Z okazji święta Purim93)

Przedmowa

Trupy? Na cześć święta Purim? W takie święto, gdy za dobry uczynek uchodzi, aby Żyd się upił, a pisarz się wygłupił, trupy? Wiem, drogi czytelniku, że dzisiaj jest Purim, wiem, że ty powinieneś się upić, a ja mam się wygłupić, a mimo to serwuję ci historię o dwóch trupach. Nie ma rady. Jedno, co mogę zrobić dla Ciebie, to udzielić ci rady. Jeśli masz słabe nerwy, nie czytaj jej na noc.

Rozdział I

Chlawne, czarny, krępy Żyd małego wzrostu był człowiekiem, który lubił zaglądać do kieliszka. Szczęście, że był dzieckiem Żyda i Żydówki. Inaczej byłby zapewne pijakiem. Nie upieram się przy twierdzeniu, że to tylko jego żydostwo powstrzymywało go od większego pijaństwa. Można sobie doskonale wyobrazić, że piłby za trzech gojów94, gdyby tylko miał za co. Finansowe sprawy dzierżyła w swoich rękach jego żona Gitl. Bacznie pilnowała, aby żaden żywy grosz nie wpadł w jego ręce.

Gdy szło o pieniądze, zaraz pojawiała się Gitl. Jeśli chodzi o prawdę, to Chlawne pracował (był, niech mi wybaczy, że tak powiem, szewcem). Gotowe zaś buty odnosiła Gitl. Ona, rzecz jasna, inkasowała pieniądze. Taki stan rzeczy, oczywiście, nie odpowiadał Chlawnemu.

– Kto ja, według ciebie jestem? Złodziej, czy co?

Na takie dictum95 otrzymywał natychmiast od Gitli jasną i niedwuznaczną odpowiedź:

– Broń Boże! Kto twierdzi, że jesteś złodziejem? Jesteś tylko pijakiem. Czy nie tak?

Temu nie mógł zaprzeczyć. Byłoby to wbrew jego naturze. Z drugiej jednak strony, przyznać się otwarcie, że nie gardzi kieliszkiem, było mu trudno. Wpada wówczas na pomysł, by wykręcić się jakimś zgrabnym powiedzonkiem. Szewc Chlawne bowiem nie tylko słynął z zamiłowania do kieliszka. Przepadał również, tak jak zresztą wszyscy Żydzi z Kasrylewki, za zręcznym słówkiem, za przemyślnym powiedzonkiem. Drapie się wówczas w brodę, wbija oczy w sufit i tak powiada do Gitli:

– Nie masz już innego określenia. Wszystko u ciebie nazywa się pijaństwem! Czy widziałaś kiedyś, aby ja porąbał kogoś po wódce? Ja, gdy chcę się napić, sam idę do sklepu i kupuję.

– No to idź, do jasnej cholery!

– Aby tylko z tobą. Z tobą to gotów jestem pójść w ogień i wodę!

– Masz i obyś zaniemówił!

Tak odpowiada Gitl swemu mężowi, szewcowi Chlawnemu, i nie oglądając się za siebie chwyta but i ciska nim w męża. But jest prawie gotowy. Brak mu jeszcze tylko korka i paru fleków w podeszwie. Chlawne „przyjmuje” ten niespodziewany prezent ze śmiechem i – jak zwykle – kwituje go właściwym sobie powiedzonkiem. A co dopiero, gdy Gitl wraca z zainkasowanymi za robotę pieniędzmi i wydziela mu parę groszy na zakup nici, wosku i świńskiego włosia. Wtedy on mięknie jak wosk. Staje się słodszy od miodu. Niezmiennie wysoko ceni sobie wówczas żonę i wszystkie kobiety świata. Głaszcze swoje wysokie i białe czoło (wszyscy szewcy mają wysokie i białe czoła) i z filozoficzną zadumą tak powiada:

– Nie wiesz, co król Salomon, niech mi to wybaczy, miał do kobiet, że je wpędzał do grobu? Wiesz chyba, co król Salomon mówił o was?

– Co król Salomon mówił tam, nie chcę wcale tutaj wiedzieć. Ty lepiej idź na targ po nici, wosk i świńskie włosie. Uważaj jednak, abyś nie zabłądził i nie trafił do szynku.

Ta uwaga wydała się mu co najmniej dziwna. Wybuchnął śmiechem.

– Też mi pomysł! Do czego to podobne! To tak, jakby w sobotę odmówiono modlitwę z wieczoru piątkowego. Gdzie Rzym, a gdzie Krym! I co to za numer, aby w środku tygodnia lub w sobotę wieczorem, ni z tego, ni z owego wpaść do szynku?

Kiedy Chlawne przelicza otrzymane grosze i przekłada monety z jednej ręki do drugiej, patrzy jednym okiem w sufit z filozoficzną zadumą. Dokładnie wylicza, ile mu potrzeba na wosk, ile na nici i ile na świńskie włosie. Wydaje z siebie głębokie westchnienie i cichym krokiem rusza w kierunku szynku.

64.mazl tow – dosł.: „gwiazda, dobry los”. Słowa te wśród Żydów oznaczają życzenia, gratulacje; wypowiada się je przy każdym radosnym wydarzeniu, jak urodzenie się dziecka, zaręczyny, ślub czy po zażegnaniu jakiegoś nieszczęścia, po pomyślnym zakończeniu czynności itp. [przypis tłumacza]
65.Pesach – dosł.: „przeskoczyć, ominąć”; nazwa świąt wielkanocnych, pochodząca stąd, że według Biblii dziesiątą plagą, którą Bóg doświadczył Egipcjan przed wyzwoleniem Żydów z ich niewoli, było uśmiercenie egipskich niemowląt pierworodnych płci męskiej, czego dokonując Pan Bóg omijał (przeskakiwał) te domy, w których mieszkali Żydzi (pomazane uprzednio krwią baranka). W święta te Żydom nie wolno spożywać chleba, bułek ani żadnego pieczywa wypiekanego na drożdżach. Ponadto nie wolno używać naczyń, w których gotuje się przez cały rok, gdyż zachodzi obawa, by nie zjeść czegoś, co nie jest przaśne. Używa się więc wtedy specjalnych naczyń oraz jadła dozwolonego przez ściśle przestrzegane przepisy religijne. Pesach jest też nazwą ofiary religijnej w formie uczty, libacji sakralnej. [przypis tłumacza]
66.ruki w wierch (ros.) – ręce do góry. [przypis edytorski]
67.prystaw (ros.) – komisarz policji. [przypis edytorski]
68.nazad (daw.) – z powrotem. [przypis edytorski]
69.kahał – żydowska gmina wyznaniowa. [przypis tłumacza]
70.maca – cienkie, przaśne placki, które Żydzi spożywają w święta wielkanocne zamiast chleba, na tę pamiątkę, iż gdy uciekali z niewoli egipskiej, nie zdążyli upiec sobie chleba na drogę, a ciasto bez drożdży, które z sobą zabrali, upiekło się na słońcu. [przypis tłumacza]
71.Purim – żydowskie święto losu. [przypis tłumacza]
72.filantropia – dobroczynność. [przypis edytorski]
73.chumec – kwaszony chleb. [przypis tłumacza]
74.gabe a. gabaj – jeden z przełożonych bożnicy, pełniący nad nią nadzór. [przypis tłumacza]
75.naprasno (ros.) – na darmo. [przypis edytorski]
76.wozrażenie (ros.) – sprzeciw. [przypis edytorski]
77.chołostiak (ukr.) – kawaler, nieżonaty. [przypis edytorski]
78.wo wtorych (zniekszt. ros.) – po drugie. [przypis edytorski]
79.W tretich (ros.) – po trzecie. [przypis edytorski]
80.w czetwiortych (ros.) – po czwarte. [przypis edytorski]
81.dokazatielstwo (ros.) – dowód. [przypis edytorski]
82.na primier (ros.) – na przykład. [przypis edytorski]
83.biezsowiestnyje ekspłoatatory (ros.) – wyzyskiwacze bez sumienia. [przypis edytorski]
84.bolsze niczewo (ros.) – nic więcej. [przypis edytorski]
85.towariszci (ros.) – towarzysze. [przypis edytorski]
86.seder – dosł.: „porządek”; uroczysta wieczerza w wigilię i pierwszy dzień Pesach, odbywająca się według ustalonego przepisami religijnymi porządku. [przypis tłumacza]
87.prazdnowat' (ros.) – świętować. [przypis edytorski]
88.propadajemy (ros.) – giniemy. [przypis edytorski]
89.murer, właśc. maror – potrawa sederowa (gorczyca, chrzan), mająca przypominać gorycz życia Żydów w niewoli egipskiej. [przypis tłumacza]
90.hagada – opowieść o wyjściu Żydów z Egiptu, także opowiadanie interpretujące tekst biblijny z zawartym w nim przesłaniem moralnym. [przypis tłumacza]
91.w nastojaszcije wremia (ros.) – w prawdziwych czasach. [przypis edytorski]
92.lechaim – toast przy wznoszeniu kielicha, znaczy „na życie”. [przypis tłumacza]
93.Purim (hebr.: losy) – radosne żydowskie święto obchodzone na pamiątkę cudownego ocalenia Żydów od zagłady zaplanowanej przez złego Hamana za czasów panowania perskiego króla Achaszwerosza. [z przyp. tłum: Haman – pierwszy minister Persji za panowania króla Achaszwerosza. Nienawidził on Żydów do tego stopnia, że skłonił króla, by ten wydał rozkaz ich zgładzenia. Tymczasem Achaszwerosz pokochał i poślubił żydowską dziewczynę Esterę, która postępując wedle wskazówek swego wuja i opiekuna Mordechaja, wpłynęła na cofnięcie okrutnego zarządzenia, ocalając w ten sposób swój lud. Haman i jego synowie zostali powieszeni, a jego miejsce zajął wuj królowej, Mordechaj]. [przypis edytorski]
94.goj – nie-Żyd [przypis edytorski]
95.dictum (łac.) – powiedzenie. [przypis edytorski]
Yaş sınırı:
0+
Litres'teki yayın tarihi:
19 haziran 2020
Hacim:
350 s. 1 illüstrasyon
Telif hakkı:
Public Domain
İndirme biçimi: