Kitabı oku: «Jak wam się podoba», sayfa 5

Yazı tipi:

SCENA III

Las Ardeński.

Probierczyk, Odrej i Jakub w odległości, przysłuchuje się.

PROBIERCZYK

Tylko prędzej, Oderko! Zgonię twoje kozy, Oderko; czy zawsze jestem twoim mężulkiem, Oderko? Czy podobają ci się zawsze moje proste rysy?

ODREJ

Twoje rysy? Chryste Panie! Jakie rysy?

PROBIERCZYK

Jestem tu z tobą i między twoimi kózkami, jak niegdyś najfantastyczniejszy poeta Owidiusz między kozakami.

JAKUB

na stronie:

Nauka w takiej czuprynie to gorzej niż Jowisz pod słomianą strzechą.

PROBIERCZYK

Kiedy słuchacz naszych wierszy nie rozumie, a rozum, to bystre dziecko, naszego nie podtrzymuje dowcipu, to nas bardziej z nóg zbija niż wielki rachunek na małym świstku. Pragnąłbym, wyznaję, aby cię bogowie stworzyli byli poetyczną.

ODREJ

Poetyczną? Co się to znaczy? Czy to co uczciwego w uczynku i słowie? Czy to co prawdziwego?

PROBIERCZYK

Prawdziwego? Ani okruszyny; bo najprawdziwsza poezja to największe kłamstwo; a że kochankowie oddają się poezji, można więc powiedzieć, że kłamią ci, co jak kochankowie przysięgają w poezji.

ODREJ

I ty byś pragnął, żeby mnie bogowie stworzyli byli poetyczną?

PROBIERCZYK

Bez wątpienia. Przysięgasz mi, że jesteś uczciwą; gdybyś była poetą, mógłbym się jeszcze przynajmniej spodziewać, że to poetyczne kłamstwo.

ODREJ

To byś nie chciał, żebym była uczciwą?

PROBIERCZYK

Tylko na przypadek, gdybyś była brzydką; bo uczciwość dodana piękności to miód ocukrzony.

JAKUB

na stronie:

Nie taki to błazen, jak się zdaje.

ODREJ

Skoro więc nie jestem piękną, proszę bogów, żeby mnie zrobili uczciwą.

PROBIERCZYK

Uczciwość jednak w brzydkiej flądrze, to jak dobra potrawa w nieczystym naczyniu.

ODREJ

Nie jestem flądrą, choć, dzięki Bogu, jestem brzydką.

PROBIERCZYK

A więc dzięki Bogu za twoją brzydotę: fląderstwo może przyjść później. Bądź co bądź, biorę cię za żonę i w tym celu byłem u proboszcza najbliższej wsi, księdza Oliwera Psujteksta; obiecał mi przyjść tu do lasu, aby nas sparzyć.

JAKUB

na stronie:

Chciałbym być świadkiem tego spotkania.

ODREJ

Szczęść nam, Boże!

PROBIERCZYK

Amen. Człowiek słabego serca mógłby zachwiać się w tym przedsięwzięciu, bo tu za kościół mamy las, a za zgromadzenie wiernych tylko rogate bydlęta. Lecz cóż stąd? Tylko śmiało naprzód! Rogi, choć niemiłe, są potrzebne. Powiedziano jest: niejeden człowiek nie wie, gdzie koniec jego szczęścia; wielka prawda; niejeden człowiek ma dobre rogi, a nie wie, gdzie ich koniec. Zresztą to posag jego żony, a nie jego własny dorobek. Rogi! Czy rogi dane tylko biednemu człowiekowi? Bynajmniej. Najszlachetniejszy jeleń tak dobrze je nosi jak najchudsze koźlę. Czy dlatego bezżenny ma być szczęśliwy? Nie wcale; bo jak wieżami otoczone miasto od wsi lepsze, tak czoło żonatego poważniejsze od nagiej czupryny kawalera; a o ile broń jakabądźkolwiek lepsza od gołej ręki, o tyle róg droższy od braku rogów. Wchodzi Oliwer Psujtekst. Otóż i ksiądz Oliwer. Księże proboszczu, witamy! Czy chcecie skończyć nasz interes, tu, pod drzewem, czy też mamy pójść z wami do waszej kaplicy?

OLIWER

Czy masz tu kogo, który by ci oddał pannę młodą?

PROBIERCZYK

Nie chcę jej od nikogo w prezencie.

OLIWER

Trzeba jednak koniecznie, żeby ci ją kto oddał, lub małżeństwo jest nieważne.

JAKUB

pokazuje się:

Dalej! Dalej! Jeśli tylko o to chodzi, ja mu ją oddam.

PROBIERCZYK

Dobry wieczór, dobry panie «Jak się nazywasz». Jakże zdrowie? Przyszedłeś w samą porę. Bóg ci zapłać za te ostatnie odwiedziny. Rad cię widzę. Zawsze to cacko w ręku? Proszę cię, nakryj głowę.

JAKUB

Czy chcesz gwałtem się ożenić, pstrokaczu?

PROBIERCZYK

Jak wół ma swoje jarzmo, koń swoje wędzidło, a sokół swoje dzwonki, tak człowiek ma swoją żądzę; a jak się dziobią gołąbki, tak by się chciało dziobać i małżonkom.

JAKUB

I ty, przy twoim wychowaniu, chcesz żenić się pod krzakiem jak jaki żebrak? Idź do kościoła, weź dobrego księdza, który by wam wytłumaczył, co to jest małżeństwo, bo ten tu jegomość połączy was jak stolarz filtrowanie; jedno z was będzie spaczoną deską i jak mokre drzewo co dzień będzie krzywsze.

PROBIERCZYK

na stronie:

Wszystko mi się zdaje, że najlepiej będzie dla mnie, jeśli ten, a nie inny ksiądz nas ożeni, bo zapewne da nam ślub nieważny, co później będzie doskonałą dla mnie wymówką, gdy porzucę żonę.

JAKUB

Chodź ze mną i słuchaj mojej rady.

PROBIERCZYK

Idźmy, droga Oderko! Trzeba będzie wziąć ślub albo żyć grzesznie. Do zobaczenia, dobry księże Oliwerze!

 
Ach, mój słodki Oliwerze!
Ach, mój dobry Oliwerze!
Idź, gdzie oko cię poniesie!
Bo nie jestem już w potrzebie
Błogosławieństw brać od ciebie
W twej kaplicy lub w tym lesie.
 

Wychodzą.

OLIWER

Mniejsza o to. Nigdy podobny tobie błazen nie odbierze mi konceptami mojego powołania.

Wychodzą.

SCENA IV

Las przed chatką.

Rozalinda i Celia.

ROZALINDA

Ach, daj mi pokój! Pozwól mi płakać!

CELIA

Płacz, i owszem; proszę cię tylko, nie zapominaj, że łzy nie przystoją mężczyźnie.

ROZALINDA

Alboż nie mam przyczyny płakać?

CELIA

Trudno żądać lepszej; płacz więc.

ROZALINDA

Nawet włosy jego mają kolor zdrady.

CELIA

Trochę ciemniejsze od judaszowych; a jego pocałunki? To własne dzieci Judasza.

ROZALINDA

A jednak włosy jego pięknego są koloru.

CELIA

Cudownie pięknego! Nic nad kolor brunatny.

ROZALINDA

A jego pocałunki tak pełne świętości jak dotknięcie błogosławionego chleba.

CELIA

Kupił u Diany parę ust na urząd fabrykowanych: mniszka z klasztoru Zimy nie całuje święciej; czuć w nich sam lód czystości.

ROZALINDA

Przysiągł, że przyjdzie dziś rano. Czemu nie przyszedł?

CELIA

To prawda; nie ma w nim okruszyny szczerości.

ROZALINDA

Tak sądzisz?

CELIA

Ani wątpliwości. Nie powiadam, że jest rzezimieszkiem lub złodziejem, ale co do szczerości w kochaniu, zdaje mi się, że jest pusty jak wychylona szklanka lub orzech robaczywy.

ROZALINDA

On nieszczery w miłości?

CELIA

Jest szczery, jeśli ją czuje, ale zdaje mi się, że jej nie czuje.

ROZALINDA

Czy słyszałaś, jak przysięgał, że ją czuł głęboko?

CELIA

Czuł – nie jest: czuje. Zresztą przysięga kochanka nie więcej warta, niż słowo szynkarza; obaj stwierdzają fałszywe rachunki. On mieszka w tym lesie i należy do dworu księcia, twojego ojca.

ROZALINDA

Spotkałam księcia wczoraj i miałam z nim długą rozmowę. Pytał mi się o moje pochodzenie; tak dobre jak twoje, odrzekłam; uśmiechnął się na to i pożegnał mnie. Ale co pleciemy o ojcach, kiedy tu mieszka taki człowiek jak Orlando.

CELIA

O, nie lada to człowiek! Pisze nie lada wiersze, prawi nie lada rzeczy, składa nie lada przysięgi i z nie lada łatwością je łamie o samo serce kochanki jak niedoświadczony rycerz na turniejach, który z jednej tylko strony spina konia ostrogą i łamie lancę opacznie jak gęś wysokiego rodu. Ale każdy rumak jest nie lada, na którym młodość jedzie, a którym szaleństwo kieruje. Lecz ktoś nadchodzi.

Wchodzi Koryn.

KORYN

 
Pani, paniczu, pytaliście nieraz,
Kto był ten pasterz miłością raniony,
Który na trawie, przy mym leżąc boku,
Swej pogardliwej a dumnej pasterki
Nucił pochwały.
 

CELIA

 
I cóż mu się stało?
 

KORYN

 
Jeśli być chcecie świadkami komedii,
Granej naprawdę przez wybladłą miłość,
I przez pogardę czerwoną od dumy,
Spieszcie się tylko, ja was poprowadzę.
 

ROZALINDA

 
O, idźmy! Idźmy! Pokarmem są bowiem
Zakochanemu zakochanych bole;
Idźmy! A ja ci po drodze opowiem,
Jak ważną w sztuce tej odegram rolę.
 

Wychodzą.

SCENA V

Inna część lasu.

Sylwiusz i Febe.

SYLWIUSZ

 
Nie gardź mną, Febe! Nie gardź, słodka Febe!
Że mnie nie kochasz, powiedz gorzkie słowo,
Lecz bez goryczy. Kat, którego serce
Stwardniało częstym śmierci widowiskiem,
Nim szyję więźnia toporem uderzy,
O przebaczenie prosi; a ty, Febe,
Chcesz być od kata surowszą i krwawszą?
 

Rozalinda, Celia i Koryn pokazują się w odległości.

FEBE

 
Twoim być katem żadnej nie mam chęci;
Unikam ciebie, żeby cię nie dręczyć.
Mówisz, że oczy moje śmierć miotają;
Jaka w tym prawda, jakie podobieństwo,
Ażeby oko, rzecz słaba i wątła,
Co trwożne bramy przed pyłkiem zamyka,
Mogło być zbójcą, tyranem, rzeźnikiem!
Patrz, z całej duszy marszczę się na ciebie,
Niech więc me oczy położą cię trupem:
Obal się przecie i udaj zemdlenie;
Jeśli nie możesz, miejże trochę wstydu,
Nie kłam, że oczy moje są zbójcami.
Pokaż mi rany przez wzrok mój zadane.
Draśnij się szpilką, a zostanie blizna,
Choćby na chwilę dłoń oprzyj na trzcinie,
A trzcina wycisk na ręce zostawi;
Gdy wzrok mój, choć go rzuciłam na ciebie,
Żadnej ci krzywdy nie robi, bo w oczach
Nie ma potęgi zdolnej ranę zadać.
 

SYLWIUSZ

 
O, droga Febe! Jeśli ujrzysz kiedy
(A może bliżej to kiedy, niż sądzisz)
Na świeżych licach miłości potęgę,
O, wtedy poznasz niewidome rany,
Które zadaje stal miłości ostra.
 

FEBE

 
Aż do tej chwili nie zbliżaj się do mnie;
Gdy przyjdzie, śmiej się ze mnie bez litości,
Ja do tej chwili śmiać się z ciebie będę.
 

ROZALINDA

zbliżając się:

 
Dlaczego, proszę? Kto matką jest twoją,
Że tak się możesz urągać biednemu?
Gdybyś i wdzięków nawet miała trochę
(Lecz daję słowo, cała piękność twoja
Śmiało po ciemku iść może do łóżka),
Maszli być razem dumną i okrutną?
Cóż się to znaczy? Czemu patrzysz na mnie?
Tylko tandetny widzę w tobie towar
Matki natury. Na honor, ta panna
I mnie chce także w sidła swoje złapać.
Nie, dumna pani, nie łudź się nadzieją:
Ni brwi twe czarne, ni włos twój jedwabny,
Ni jasne oczy, śmietankowe lica,
Twej mnie urody nie zrobią czcicielem.
A ty znów czemu, szalony pasterzu,
Wśród ciągłych westchnień uganiasz się za nią,
Jak wiatr ciężarny wieczną mgłą i deszczem?
Wszak ty piękniejszym stokroć jesteś chłopcem
Niż ona dziewką. Tacy jak ty głupcy
Świat kapryśnymi zaludniają dziećmi.
Nie jej zwierciadło, lecz ty jej pochlebiasz;
W twoich się słowach urodniejszą widzi,
Niżby się mogła w własnych widzieć rysach.
Poznaj się, panno. Poszcząc, na kolanach,
Podziękuj Bogu za uczciwą miłość.
Słuchaj mej rady, sprzedaj się, gdy możesz,
Bo nie na każdym targu znajdziesz kupca.
Przeproś go, weź go, a kochaj go z serca:
Najbrzydszy z brzydkich, brzydki jest szyderca.
Weź ją, pasterzu, i bądźcie mi zdrowi!
 

FEBE

 
Słodki młodzieńcze, przez rok burcz mnie cały:
Gniew mi twój milszy niż jego zaloty.
 

ROZALINDA

On zakochał się w twojej brzydocie, a ona zakocha się w moim gniewie. Jeśli tak jest, ilekroć ona odpowie ci gniewnym spojrzeniem, tylekroć ja gorzkim dogryzę jej słowem. Czemu tak na mnie spoglądasz?

FEBE

Nie ze złej ku tobie woli.

ROZALINDA

 
Proszę cię tylko, nie kochaj się we mnie,
Bom jest fałszywszy od przysiąg pijaka,
Prócz tego nie mam miłości dla ciebie.
Jeśli chcesz wiedzieć, dom mój niedaleki,
Skrył się przed okiem w oliwnych drzew cieniu.
Siostro, czas na nas. Pasterzu, bądź śmiały.
Idźmy! Pasterko, patrz na niego chętniej,
Przestań być dumną, bo jak świat szeroki,
Choćby cię wszyscy oczyma mierzyli,
Gorzej od niego nikt się nie omyli.
Teraz do trzody!
 

Wychodzą: Rozalinda, Celia i Koryn.

FEBE

 
                            Dziś, zmarły pasterzu,
Słowa twe w całym pojmuję znaczeniu:
«Nie kochał ten, co w pierwszym nie kochał spojrzeniu25».
 

SYLWIUSZ

 
O, słodka Febe!
 

FEBE

 
                            Co chcesz mi powiedzieć?
 

SYLWIUSZ

 
Febe, miej trochę litości nade mną!
 

FEBE

 
Żal mi cię, wierzaj, dobry Sylwiuszu.
 

SYLWIUSZ

 
Gdzie żal się znalazł, pociecha się znajdzie.
Jeśli żal czujesz dla mych trosk miłości,
Daj mi twą miłość, a razem przepadną
Żal twój, me troski.
 

FEBE

 
                            Więc ci miłość daję;
Cóż więcej mogę dla bliźniego zrobić?
 

SYLWIUSZ

 
Chciałbym cię dostać.
 

FEBE

 
                            To grzech jest łakomstwa.
Był czas, żem czuła ku tobie nienawiść,
A choć i teraz nie kocham cię wcale,
Twe towarzystwo, nieznośne mi dawniej,
Dziś mogę ścierpieć, skoro o miłości
Umiesz tak piękne opowiadać rzeczy.
Może czasami posłużę się tobą;
Ale na inną nie rachuj zapłatę,
Jak na pociechę, że mi służyć możesz.
 

SYLWIUSZ

 
Tak święta, tak jest czysta moja miłość,
Ja tak ubogi w urodę i wdzięki,
Że zbierać kłosy poronione w polu,
Po szczęsnym plonu całego żniwiarzu,
Jeszcze bogatym żniwem mi się wyda.
O, ja szczęśliwe żyć będę miesiące
Na jednym twoim zgubionym uśmiechu!
 

FEBE

 
Czy znasz młodzieńca, który mówił ze mną?
 

SYLWIUSZ

 
Niewiele, chociaż spotykam go często.
On u mojego zakupił sąsiada
Dom i pastwiska.
 

FEBE

 
                            Nie myśl tylko, proszę,
Że się w nim kocham, choć o niego pytam.
To młody prostak – dobrze jednak mówi —
Lecz wiatrem słowo – miłe jednak słowa,
Jeśli mówiący miły słuchaczowi.
To ładny młodzik – nie, nie bardzo ładny.
I dumny, zda się – do twarzy mu duma,
Wyrośnie kiedyś na pięknego męża.
Co najpiękniejsze u niego, to cera.
Prędzej, niż język jego ranę zadał,
Wzrok ją wyleczył. Choć nie jest wysoki,
Jest dość na wiek swój; chociaż jego noga
Ot sobie noga! Patrzeć na nią miło.
Piękna czerwoność rumieni mu wargi,
Trochę ciemniejsza od róż jego lica.
Inna kobieta, gdyby tak uważnie
Zmierzyła każdą ciała jego cząstkę,
Już by szalenie w nim się zakochała;
Lecz ja nie czuję miłości ni wstrętu,
Chociaż do wstrętu więcej mam powodów,
Bo skąd ma prawo, żeby fukał na mnie?
O czarnych oczach, czarnych moich włosach
Mówił wzgardliwie, jak postrzegam teraz.
Nie wiem, dlaczego zaraz nie odrzekłam,
Jak należało; ale nic nie straci;
Co się odwlekło, jeszcze nie uciekło.
List mu napiszę, w nim przytrę mu czuba.
Czy chcesz być listu mojego oddawcą?
 

SYLWIUSZ

 
Z całego serca.
 

FEBE

 
                            Napiszę go zaraz,
Bo treść już całą w głowie mam i sercu.
List będzie krótki, ale węzłowaty.
Idźmy, Sylwiuszu.
 

Wychodzą.

AKT CZWARTY

SCENA I

Las Ardeński.

Rozalinda, Celia i Jakub.

JAKUB

Pozwól mi, piękny młodzieńcze, bliższą zabrać z tobą znajomość.

ROZALINDA

Powiadają, że wielki z ciebie melancholik.

JAKUB

I powiadają prawdę; wolę to, jak śmiać się.

ROZALINDA

Kto w jednym lub drugim przesadza, równie nieznośny i więcej niż pijak wystawia się na powszechną naganę.

JAKUB

A jednak dobra to rzecz być smutnym i milczeć.

ROZALINDA

A więc dobra jest rzecz także być klockiem.

JAKUB

Nie mam ja ani melancholii uczonego – zazdrości, ani melancholii muzykanta – dziwactwa, ani melancholii dworaka – dumy, ani melancholii żołnierza – ambicji, ani melancholii prawnika – wykrętów, ani melancholii kobiety – przesady; ani melancholii kochanka – mieszaniny wszystkich rodzajów; moja melancholia jest swojego rodzaju, złożona z wielu pierwiastków, wyciągnięta z wielu ingrediencji, a żeby prawdę powiedzieć, długie rozważanie i przeżuwanie moich podróży pogrążyło mnie w najzabawniejszym smutku.

ROZALINDA

To pan wojażer! Na honor, masz słuszność, że się smucisz; bo zapewne przedałeś własną ziemię, aby zwiedzić cudzą. Kto wiele widział, a nic nie ma, bogate ma oczy, ale ubogie ręce.

JAKUB

Zbogaciłem się przynajmniej w doświadczenie.

Wchodzi Orlando.

ROZALINDA

A to doświadczenie robi cię smutnym. Co do mnie, wolałbym mieć wesołe błazeństwo niż smutne doświadczenie i podróżować jeszcze na to!

ORLANDO

Dzień dobry, dobre szczęście, droga Rozalindo!

JAKUB

A więc Bóg z wami, jeśli macie nierymowym rozmawiać wierszem.

Wychodzi.

ROZALINDA

Szczęśliwej drogi, panie wojażerze! Nie zapomnij tylko z cudzoziemska szczebiotać i z cudzoziemska się ubierać; spotwarzaj, co dobre w twojej ziemi; brzydź się swoim pochodzeniem i gniewaj się z Panem Bogiem, że cię, jak jesteś, stworzył, bo nie uwierzę inaczej, że w gondoli pływałeś. Ach, to ty, Orlando? Gdzież to bywałeś do tej pory? Ty zakochany? Jeśli drugi raz jeszcze podobnego wypłatasz mi figla, nie pokazuj mi się na oczy.

ORLANDO

Piękna Rozalindo, przychodzę godzinę tylko później, niż obiecałem.

ROZALINDA

W miłości o godzinę słowa nie dotrzymać? Podziel minutę na tysiąc, kto w sprawach miłości nie dotrzyma słowa tylko o cząstkę tysiącznej cząstki miłości, tego Kupidyn po ramieniu tylko poklepał, bo co do serca, zaręczam, jest całe.

ORLANDO

Przebacz mi, droga Rozalindo.

ROZALINDA

Jeśli masz się spóźnić, siedź lepiej w domu; równie chętnie wzięłabym za kochanka ślimaka.

ORLANDO

Ślimaka?

ROZALINDA

Ślimaka; bo choć przychodzi powoli, niesie przynajmniej dom swój na grzbiecie, czego o tobie powiedzieć nie można, a prócz tego jeszcze przynosi z sobą swoje przeznaczenie.

ORLANDO

Jakie przeznaczenie?

ROZALINDA

Rogi, za które podobni tobie żonom są dłużni, gdy on przychodzi własną fortuną zbrojny i żonę od wszelkiej broni potwarzy.

ORLANDO

Cnota nie przyprawia rogów, a moja Rozalinda jest cnotliwa.

ROZALINDA

A ja jestem twoją Rozalindą.

CELIA

Tak mu się podoba nazywać cię; ale jego Rozalinda piękniejszą ma twarz od twojej.

ROZALINDA

Dalej! Umizgaj się do mnie, umizgaj się do mnie! Bo jestem w świątecznym humorze i na wszystko przystać gotową. I cóż byś mi powiedział, gdybym była twoją prawdziwą, prawdziwą Rozalindą?

ORLANDO

Pocałowałbym cię, nim mówić bym zaczął.

ROZALINDA

Lepiej byś zrobił, gdybyś od słów zaczynał, dopiero gdybyś się zaciął z braku przedmiotu, miałbyś powód wziąć się do pocałunków. Niejeden dobry mówca, gdy mu konceptu braknie, pluć zaczyna; tak i dla kochanków, gdy im materii nie stanie (od czego uchowaj nas, Boże!) najpewniejszą ucieczką będzie pocałowanie.

ORLANDO

A jeśli pocałować się nie da?

ROZALINDA

Da przedmiot prośby, a więc nowy przedmiot rozmowy.

ORLANDO

Któremuż kochankowi braknie konceptu w przytomności kochanki?

ROZALINDA

Tobie pierwszemu, gdybym był twoją kochanką; chyba, żeby cnota połknęła cały mój dowcip.

ORLANDO

Więc myślisz, że byś mi wszystkie pogmatwał nici.

ROZALINDA

Tak, żebyś nigdy potem dwóch słów zszyć nie potrafił. Alboż nie jestem twoją Rozalindą?

ORLANDO

Chętnie cię tak nazywam, bo tym sposobem przynajmniej mówić o niej mogę.

ROZALINDA

Słuchaj więc, mówię ci w jej osobie: nie chcę cię.

ORLANDO

Więc ja w mej własnej osobie umrę.

ROZALINDA

Radzę ci umrzeć przez pełnomocnika. Świat ten biedny liczy już blisko lat sześć tysięcy, a przez cały ten przeciąg czasu ani jeden człowiek nie umarł we własnej osobie z miłości. Troilus zdruzgotaną miał czaszkę od greckiej maczugi, poprzednio jednak robił, co mógł, aby umrzeć z miłości, bo to jeden ze wzorowych kochanków. Leander przeżyłby niejedną wiosnę, choć Hero została mniszką, gdyby nie gorąca noc letnia. Zacny ten młodzieniec poszedł kąpać się w Helesponcie, tam kurcz go złapał i utonął, a gąsięta, współcześni kronikarze, osądzili, że przyczyną jego śmierci była Hero z Sestos. Ale to wierutne kłamstwo. Od czasu do czasu umierali ludzie i zjadały ich robaki, ale to nie z miłości.

ORLANDO

Nie chciałbym, żeby tak myślała moja prawdziwa Rozalinda, bo przysięgam, że jedno brwi jej zmarszczenie zabić by mnie mogło.

ROZALINDA

A ja ci na tę rękę przysięgam, że muchy nie zabije. Lecz teraz będę twoją łaskawszą Rozalindą; proś, o co chcesz, wszystko otrzymasz.

ORLANDO

Więc kochaj mnie, Rozalindo.

ROZALINDA

Bardzo chętnie; w piątki, soboty i co dzień.

ORLANDO

Czy chcesz mnie?

ROZALINDA

Ciebie i takich jak ty dwudziestu.

ORLANDO

Co mówisz?

ROZALINDA

Wszak jesteś dobry?

ORLANDO

Tak się przynajmniej spodziewam.

ROZALINDA

Kto może pragnąć za wiele dobrej rzeczy? Dalej, siostro, bądź naszym księdzem i skojarz nas. Daj mi rękę, Orlando. Co mówisz na to, siostro?

ORLANDO

Proszę cię, skojarz nas.

CELIA

Nie umiem roty ślubnej przysięgi.

ROZALINDA

Musisz zacząć od słów: „czy chcesz, Orlando”.

CELIA

Przypominam sobie teraz. Czy chcesz, Orlando, wziąć za żonę tę tu przytomną Rozalindę?

ORLANDO

Chcę.

ROZALINDA

Chcesz, ale kiedy?

ORLANDO

Natychmiast, tak prędko, jak prędko ożenić nas jest w stanie.

ROZALINDA

Trzeba więc, żebyś powiedział: „Rozalindo, biorę cię za żonę”.

ORLANDO

Rozalindo, biorę cię za żonę.

ROZALINDA

Mógłbym pytać, czy masz upoważnienie, lecz mniejsza o to. Biorę cię za męża, Orlando. Otóż i panna młoda, która przed księdzem bieży; aleć zawsze podobno myśl kobieca leci przed jej czynami.

ORLANDO

Jak wszystkie myśli, bo wszystkie mają skrzydła.

ROZALINDA

Powiedz mi teraz, jak długo będziesz pragnął ją zatrzymać, gdy będziesz raz w jej posiadaniu?

ORLANDO

Na wieki i dzień jeden.

ROZALINDA

Powiedz: dzień jeden, a opuść: na wieki. Nie, nie, Orlando; mężczyźni są kwietniem przed ślubem, a grudniem po ślubie. Panny są majem, gdy są pannami, ale zmienia się niebo, gdy zostały żonami. Co do mnie, będę zazdrośniejszą niż grzywacz afrykański dla swej gołębicy, będę krzykliwszą niż papuga na deszczu, dziwaczniejszą niż małpa, a w żądzach mych szaleńszą niż koczkodan. Będę płakała bez powodu jak Diana w wodotrysku, właśnie gdy ty będziesz chciał się bawić, a śmiać się będę jak hiena, gdy tobie spać się będzie chciało.

ORLANDO

Czy i moja Rozalinda będzie tak samo robiła?

ROZALINDA

Ręczę ci mą głową, że będzie robiła, co ja robię.

ORLANDO

Ona jednak tak roztropna!

ROZALINDA

Gdyby nią nie była, nie miałaby dosyć dowcipu, żeby tak robić; im roztropniejsza, tym złośliwsza. Zamknij drzwi kobiecemu dowcipowi, a wymknie się oknem; zamknij mu okno, ucieknie dziurką od klucza; zamknij dziurkę, a z dymem przez komin poleci.

ORLANDO

Kto ma żonę z takim dowcipem, może jej śmiało zapytać: „Gdzie tak pędzisz, dowcipie?”.

ROZALINDA

Zachowaj to pytanie na przypadek, jeśli zobaczysz dowcip twojej żony w drodze do sąsiadowego łóżka.

ORLANDO

Jakiż dowcip znalazłby wtedy jej dowcip na wymówkę?

ROZALINDA

Jaki dowcip? Powiedziałby, że szedł cię tam szukać. Nie weźmiesz żony bez odpowiedzi, chyba, że ją weźmiesz bez języka. Kobieta, która swojej winy na męża zwalić nie umie, niech sama swojego dziecka nie karmi, bo wykarmi tylko dudka.

ORLANDO

A teraz, Rozalindo, muszę cię opuścić na dwie godziny.

ROZALINDA

Ach, drogi kochanku, nie mogę żyć bez ciebie tak długo.

ORLANDO

Muszę służyć księciu podczas obiadu. O drugiej będę z powrotem.

ROZALINDA

Więc idź, gdzie cię poniosą oczy! Wiedziałam dobrze, jak się to wszystko skończy. Ostrzegali mnie przyjaciele i ja sama nieraz myślałam, że mnie twój cukrowany język uwodził. To jedna tylko ofiara więcej! Więc śmierci, przybywaj! O drugiej godzinie, mówisz?

ORLANDO

Tak jest, słodka Rozalindo.

ROZALINDA

Moje słowo, a bez żartu, tak dopomóż mi, Boże! Na wszystkie piękne a nie niebezpieczne przysięgi, jeśli obietnicy nie dotrzymasz co do joty, jeśli przyjdziesz minutę po drugiej, uważać cię będę za najpatetyczniejszego krzywoprzysięzcę, za najzdradliwszego kochanka, za najniegodniejszego tej, którą nazywasz Rozalindą, spomiędzy całej ogromnej bandy niewiernych. Strzeż się mojego gniewu, a dotrzymaj słowa!

ORLANDO

Dotrzymam z tą samą wiarą, jak gdybyś była prawdziwą Rozalindą. Więc do zobaczenia.

ROZALINDA

Czas, ten stary sędzia, rozstrzyga wszystkie tego rodzaju przestępstwa, niech czas cię osądzi. Bądź zdrów!

Wychodzi Orlando.

CELIA

Oszkalowałaś płeć własną twoim miłosnym szczebiotaniem. Warta byś, żeby ci twoje męskie suknie podwinięto na głowę i pokazano światu, co zrobił ptak we własnym gnieździe.

ROZALINDA

O, kuzynko, kuzynko! Moja piękna, mała kuzynko! Gdybyś ty wiedziała, na ile sążni głęboko zapadłam w miłość! Ale tego ani zgruntować; uczucie moje tak niezgłębione jak portugalska zatoka.

CELIA

Albo raczej tak bezdenne; co wlejesz uczucia, to się wyleje.

ROZALINDA

Nie, niech ten sam niedobry bękart, Wenery myślą spłodzony, ze smutku poczęty, a urodzony z szaleństwa, niech ten ślepy łotrzyk, który zwodzi wszystkie oczy, bo swoje własne utracił, niech on rozsądzi, jak głęboka moja miłość. Wyznam ci, Alieno, nie mogę żyć daleko od spojrzeń Orlanda. Idę szukać cienia i wzdychać, póki nie wróci.

CELIA

A ja idę spać.

Wychodzą.

25.Nie kochał ten, co w pierwszym nie kochał spojrzeniu – Wiersz ten jest wyjęty z poematu Hero i Leander napisanego przez Marlowe’a. [przypis redakcyjny]
Yaş sınırı:
0+
Litres'teki yayın tarihi:
19 haziran 2020
Hacim:
90 s. 1 illüstrasyon
Telif hakkı:
Public Domain
İndirme biçimi: