Kitabı oku: «Jak wam się podoba», sayfa 4

Yazı tipi:

AKT TRZECI

SCENA I

Pokój w pałacu.

Książę Fryderyk, Oliwer, Panowie i Służba.

KSIĄŻĘ FRYDERYK

 
Odtąd na oczy ci się nie pokazał?
To być nie może. Gdyby mej natury
Dobroć nie była najlepszą połową,
Skoro cię trzymam, nie szukałbym dalej
Zemsty mej celu. Lecz słuchaj mnie dobrze:
Znajdź twego brata, gdziekolwiek się kryje;
Szukaj go z świecą, rok ci na to daję,
Przyprowadź mi go żywym lub umarłym,
Albo uciekaj z granic mego państwa;
Ja sekwestruję twój dom, twoje ziemie,
Dopóki brat twój ust własnych zeznaniem
Mym podejrzeniom nie położy końca.
 

OLIWER

 
O, książę, gdybyś w sercu moim czytał!
Ja nigdy brata mego nie kochałem.
 

KSIĄŻĘ FRYDERYK

 
Łotrze obrzydły!
Wypchnijcie go za drzwi!
A z mych urzędów, komu to należy,
Niech wszystkie dobra jego oszacuje,
I niech bez zwłoki z domu go wyrzuci.
 

SCENA II

Las Ardeński.

Orlando, z papierem w ręku.

ORLANDO

 
Tu zawieszę me pieśni jak uczuć mych znaki:
A ty, czysta Dyjano, śród niebios otchłani,
Czytaj pogodnym okiem, blade mierząc szlaki,
Imię twojej kapłanki, życia mego pani.
O Rozalindo! Drzewa te będą księgami,
Wyryję myśli moje na twardej ich korze,
Aby się wszędzie karmił twoich cnót świadkami
Wędrowiec zabłąkany w tym samotnym borze.
Niechaj więc drzewo każde imię tej zachowa,
Która czystszą, piękniejszą nad wszystkie jest słowa.
 

Wychodzi. – Wchodzą: Koryn i Probierczyk.

KORYN

Jakże ci się podoba to pasterskie życie, panie Probierczyku?

PROBIERCZYK

Muszę wyznać, pasterzu, iż ze względu na samo siebie niezłe jest to życie, ale ze względu, że to jest pasterskie życie, życie to nic niewarte. Ze względu, że jest samotne, bardzo mi się podoba; ale ze względu, że jest odosobnione, obrzydzenie mi sprawia. Ze względu, że jest na wolnym powietrzu, lubię je; ale ze względu, że nie na dworze, nudzi mnie. Że to jest życie skromne, bardzo mi jest po myśli; ale że jest ubogie, wcale mi nie do smaku. Czy masz w sobie co filozofii, pasterzu?

KORYN

Nie więcej, jak że wiem, iż im kto słabszy, tym z nim gorzej; że kto nie ma pieniędzy, dostatków, uciechy, nie ma trzech dobrych przyjaciół; że własnością deszczu jest moczyć, a ognia palić; że na dobrym pastwisku tyją owce; że wielką przyczyną nocy jest zachód słońca; że komu nie dała rozumu natura lub sztuka, żalić się może na brak dobrego wychowania lub też z tępego pochodzi rodu.

PROBIERCZYK

To jest naturalna filozofia. Czy byłeś kiedy na dworze, pasterzu?

KORYN

Nie, nigdy.

PROBIERCZYK

Będziesz więc w piekle się smażył.

KORYN

Uchowaj Boże! Mam nadzieję. —

PROBIERCZYK

Będziesz się smażył jak źle upieczone jaje – po jednej stronie.

KORYN

Dlatego, że nie byłem na dworze? Jak tego dowiedziesz?

PROBIERCZYK

Bardzo łatwo. Jeśli nigdy nie byłeś na dworze, nie widziałeś nigdy dobrych obyczajów; jeśli nigdy nie widziałeś dobrych obyczajów, musisz mieć złe obyczaje, a złe obyczaje są grzechem, a grzech prowadzi do piekła. Jak widzisz, krucho z tobą, pasterzu.

KORYN

Bynajmniej, Probierczyku; bo co na dworze jest dobrym obyczajem, byłoby na wsi tylko śmiesznym obyczajem, jak wiejskie maniery byłyby śmieszne na dworze. Mówiłeś mi, że na dworze nie kłaniacie się, ale całujecie rękę na znak pozdrowienia; byłoby to brudne pozdrowienie, gdyby dworzanie byli pasterzami.

PROBIERCZYK

Dowiedź mi tego jasno a krótko; słucham.

KORYN

Nic łatwiejszego. Ciągle macamy owce, a owcze skóry, jak ci wiadomo, są pełne tłuszczu.

PROBIERCZYK

A czy się nie pocą dworzanie? A barania tłustość czy nie tak zdrowa jak pot ludzki? Lichy dowód, lichy dowód! Szukaj lepszego. Czekam.

KORYN

Prócz tego nasze ręce są twarde.

PROBIERCZYK

Tym łatwiej je poczują wasze usta. I to lichy dowód; szukaj lepszego; dalej!

KORYN

Ręce nasze smarowane są często dziegciem lekarstw na owcze choroby; chceszli, żebyśmy dziegieć całowali? Ręce dworzan pachną piżmem.

PROBIERCZYK

O, pusta głowo! Ty zgniłe mięso przy dobrej pieczeni! Słuchaj mędrszych i ucz się rozumu: piżmo gorszego jest od dziegciu pochodzenia; to nieczysty upływ kota. Raz jeszcze powtarzam, szukaj lepszego dowodu.

KORYN

Za dworski dla mnie twój dowcip; poddaję się.

PROBIERCZYK

Poddajesz się diabłu w szpony? Boże ci dopomóż, pusta pałko! Boże, zdejm ci bielmo! Boś głupiutki.

KORYN

Mospanie, jestem uczciwy parobek i co jem, i co noszę, zarobiłem; nie mam do nikogo nienawiści; nie zazdroszczę niczyjemu szczęściu; raduję się z cudzej pomyślności, a cierpliwie znoszę własną biedę; najdumniejszy jestem, gdy widzę, że moje owce szczypią trawę, a moje jagnięta ssą maciory.

PROBIERCZYK

Nowy tylko grzech twojej głupoty; parzyć owce z trykami i żyć wszeteczeństwem bydląt! Być rajfurem barana, zaprzedawać w najniedobrańsze małżeństwo dwunastomiesięczną owieczkę krzyworogiemu, staremu rogalowi trykowi! Jeśli nie pójdziesz do piekła to chyba, że diabeł nie chce u siebie pastuchów. Nie widzę innego dla ciebie ratunku.

KORYN

Otóż nadchodzi Ganimedes, młody brat mojej nowej pani.

ROZALINDA

wchodzi czytając:

 
Od Paryża do Berlina
Pierwszą perłą Rozalina.
Każdym wiatrem tknięta trzcina
Szumi: piękna Rozalina.
Wszelka piękność czoło zgina,
Gdzie zabłyśnie Rozalina.
Świat o wszystkim zapomina,
W myślach jedna Rozalina.
 

PROBIERCZYK

Podejmuję się przez osiem lat tak rymować, z wyjątkiem godzin obiadu, wieczerzy i snu; wiersze idą gęsiego jak na targ przekupki.

ROZALINDA

Milcz, błaźnie!

PROBIERCZYK

Słuchaj tylko próbki:

 
Gdy samicy chce ptaszyna,
Niech szuka, gdzie Rozalina.
Zakochana co kocina
Miauczy? «Gdzie jest Rozalina?»
Bez podszewki zła płaszczyna,
Chce podszewki Rozalina.
Wiąże w snop, kto zboże ścina,
Z snopem na wóz Rozalina;
Słodki orzech, zła łupina,
Taki orzech Rozalina.
Najwonniejsza róż krzewina
Ma kolce jak Rozalina.
 

Fałszywy to galop poetyczny. Skąd ci myśl przyszła takiego rodzaju wierszami się zarazić?

ROZALINDA

Uspokój się, tępy błazenku, wiersze te znalazłam na drzewie.

PROBIERCZYK

To wyznać trzeba, że kwaśne jabłka drzewo to wydaje.

ROZALINDA

W jego więc płonkę zaszczepię ciebie, a potem niespliki, a wyda najwcześniejszy ze wszystkich drzew owoc, bo zgnije, nim na pół dojrzeje, co stanowi główną zaletę niesplika.

PROBIERCZYK

Powiedziałaś; ale czy do sensu lub nie do sensu, niech los rozsądzi.

Wchodzi Celia czytając.

ROZALINDA

Cicho! Zbliża się siostra moja zaczytana; odejdźmy na stronę.

CELIA

czyta:

 
Puszcza ta puszczą dłużej nie będzie,
Choć nie ma chatek ni ludzi;
Krocie języków nawieszam wszędzie,
A każdy piosnkę rozbudzi.
Ten będzie śpiewał, jak szybko bieży21
Pielgrzymka ludzkiego życia,
Skoro piędź jedna drogę rozmierzy
Do mogiły od powicia.
Jak łatwo pęka, niech tamten śpiewa,
Przyjacieli22 węzeł bratni,
Lecz najpiękniejsze gałęzie drzewa,
Wiersz zwrotki każdej ostatni
Niech Rozalindy głosi przymioty;
Niech wszystkie czytają oczy,
Że nieba piękność i nieba cnoty
Wzór jeden mały jednoczy.
Wielka natura, jak niebo chciało,
W alembiku swoich cudów,
Dystylowała na jedno ciało
Piękności słynne u ludów.
Greckiej Heleny jasne oblicze,
Oczu Kleopatry żywość
I Atalanty wdzięki dziewicze,
Smutnej Lukrecji wstydliwość.
Takie ze szczodrej natury ręki
Rozalinda wzięła dary;
Od jednych oczy, od drugich wdzięki,
Od wszystkich urok bez miary.
 
 
Takim urody Bóg ubrał ją wieńcem,
Mnie zrobił wiecznym urody tej jeńcem.
 

ROZALINDA

O miłosierny Jowiszu! Jak nudną homilią miłości nudziłaś twoich parafianów, a nie zawołałaś ani razu: „dobrzy ludzie, proszę o chwilę cierpliwości”.

CELIA

A to co znowu? Na zasadzce przyjaciele? Oddal się pasterzu, a i ty z nim, błazenku.

PROBIERCZYK

Dalej, pasterzu, rejterujmy z honorem, a jeśli nie z bronią i bagażami, to przynajmniej z torbą i rupieciami.

Wychodzą.

CELIA

Czy słyszałaś te wiersze?

ROZALINDA

Słyszałam wszystkie, a nawet trochę więcej, bo niektóre miały więcej stóp23, niż znieść mogły wiersze.

CELIA

Mniejsza o to; jeśli stóp nie mogły znieść wiersze, to może stopy poniosą wiersze.

ROZALINDA

Kiedy stopy także były koślawe, a że nie mogły same ostać się bez wiersza, stanęły koślawo do wiersza.

CELIA

Ale czy słyszałaś bez zadziwienia, że imię twoje wisi na gałęziach, stoi ryte na korze?

ROZALINDA

Z dziewięciu dni dziwu minęło już siedem przed twoim przybyciem, bo patrz, co znalazłam na palmowym drzewie. Nie orymowano mnie tak od czasów Pitagorasa, kiedy byłam irlandzkim szczurem – co sobie ledwo przypominam.

CELIA

Czy domyślasz się, kto je pisał?

ROZALINDA

Czy jaki mężczyzna?

CELIA

Z łańcuszkiem na szyi, który kiedyś nosiłaś. Bledniejesz?

ROZALINDA

Kto? Powiedz, proszę.

CELIA

O, Panie! Panie! Kochankom spotkać się niełatwo; lecz i góry spotkać się mogą, jeśli je trzęsienie ziemi poruszy.

ROZALINDA

Lecz przecie, kto je pisał?

CELIA

Czy podobna?

ROZALINDA

Błagam cię najpokorniej, najnatrętniej, powiedz, kto je pisał?

CELIA

O, cuda! cuda! Najcudowniejsze cuda! I raz jeszcze cuda cudowniejsze nad wszystkie cuda!

ROZALINDA

Przez Boga! Czyż myślisz, iż dlatego, że noszę męski ubiór i cierpliwość moja także nosi kamizelkę i spodnie? Jeszcze odrobina zwłoki, a zginę na oceanie przypuszczeń. Błagam cię, powiedz, kto je pisał, a prędko. Chciałabym, żebyś się jąkała, aby z ust twoich wylało się tajemnicze imię poety, jak wino z butelki o wąskiej szyi: albo za wiele na raz, albo nic. Odkorkuj usta, żebym mogła pić twoje nowiny.

CELIA

Tylko pij ostrożnie, bo możesz połknąć człowieka.

ROZALINDA

Czy boże z niego stworzenie? Co za gatunek człowieka? Czy głowa jego warta kapelusza, a brody podbródek?

CELIA

Jak na teraz niewielką ma brodę.

ROZALINDA

Bóg mu da większą, jeśli będzie wdzięczny. Ale gotowa jestem czekać, aż broda mu urośnie, byleś mi dała poznać bez zwłoki jego podbródek.

CELIA

To Orlando, który jednym zamachem podbił zapaśnika i twoje serce.

ROZALINDA

Precz z żartami! Mów poważnie, jak uczciwej dziewce przystoi.

CELIA

Na uczciwość, kuzynko, to on.

ROZALINDA

Orlando?

CELIA

Orlando.

ROZALINDA

Ach, Boże, mój Boże! Co ja pocznę z moją kamizelką i spodniami? Co robił, gdyś go spostrzegła? Co powiedział? Jak wyglądał? Jak był ubrany? Co tu robi? Czy pytał się o mnie? Gdzie mieszka? Jak rozstał się z tobą? Kiedy zobaczysz go znowu? Odpowiedz mi jednym słowem.

CELIA

To pożycz mi wprzódy ust Gargantuy, bo słowo takie za długie na usta dzisiejszej miary. Na tyle pytań tak lub nie odpowiedzieć to trudniejsza sprawa niż wyrecytować katechizm.

ROZALINDA

Ale czy wie, że jestem za mężczyznę przebrana? Czy wygląda tak świeżo jak w dniu zapasów?

CELIA

Łatwiej atomy policzyć niż odpowiedzieć na pytanie zakochanej. Lecz pokosztuj trochę, jak go znalazłam i smakuj powoli każde słowo. Znalazłam go pod drzewem jak opadłą żołądź.

ROZALINDA

Sprawiedliwie drzewo to można nazwać drzewem Jowisza, kiedy z niego takie spadają owoce.

CELIA

Ale słuchaj dalej powieści, dobra pani.

ROZALINDA

Więc słucham.

CELIA

Leżał tedy rozciągnięty jak rycerz raniony.

ROZALINDA

Widok, jakkolwiek smutny, przystoi dobrze miejscu.

CELIA

Okiełznaj, proszę, język, bo bryka nie w porę. Miał na sobie ubiór strzelca.

ROZALINDA

O, ubiór złowróżbny! Przychodzi przeszyć mi serce.

CELIA

Chciałam wyśpiewać moją piosenkę bez przedgrywki, ale mi ciągle mącisz melodię.

ROZALINDA

Czy zapomniałaś, że jestem kobietą? Co myślę, muszę wypowiedzieć. Ale moja droga, mów dalej.

Wchodzi: Orlando i Jakub.

CELIA

Mącisz mi szyki. Lecz cicho, czy to nie on?

ROZALINDA

To on. Odejdźmy na stronę i słuchajmy.

Celia i Rozalinda odchodzą na stronę.

JAKUB

Dziękuję ci za twoje towarzystwo, choć na uczciwość, równie chętnie byłbym sam został.

ORLANDO

I ja to samo; przez grzeczność jednak dziękuję ci za twoje towarzystwo.

JAKUB

Bóg z tobą! A im rzadziej spotkamy się, tym lepiej.

ORLANDO

Bądźmy sobie, ile można, obcymi.

JAKUB

Proszę cię tylko, na przyszłość nie psuj drzew, ryjąc miłosne wiersze na ich korze.

ORLANDO

A ja cię proszę, nie psuj na przyszłość wierszy lichym czytaniem.

JAKUB

Imię twojej kochanki Rozalinda?

ORLANDO

Zgadłeś.

JAKUB

Nie podoba mi się jej imię.

ORLANDO

Przy chrzcie jej nikt nie myślał, żeby ci się podobać.

JAKUB

Jakiego jest wzrostu?

ORLANDO

Właśnie na wysokość mojego serca.

JAKUB

Nie zbywa ci na pięknych odpowiedziach. Czy nie miałeś przypadkiem zażyłości z żonami jubilerów i czy twojej mądrości na ich pierścionkach nie wyczytałeś?

ORLANDO

Bynajmniej, znalazłem je na tych samych tapetach, na których ty nauczyłeś się twoich pytań.

JAKUB

Żywy masz dowcip, jakby z pięt Atalanty24 ulepiony. Siadaj przy mnie, a wspólnie szydzić będziemy z naszych kochanek, ze świata i z naszej biedy.

ORLANDO

Nie chcę szydzić z żadnego żyjącego stworzenia, siebie wyjąwszy, bo najlepiej znam swe liczne, własne wady.

JAKUB

Twoja największa wada jest, że jesteś zakochany.

ORLANDO

A tej wady nie wymienię na twoją najlepszą cnotę. Nudzisz mnie.

JAKUB

Na uczciwość, szukałem błazna, gdym cię spotkał.

ORLANDO

Błazen ten utonął w strumieniu; spojrzyj na dno, a zobaczysz go.

JAKUB

Zobaczę własną postać.

ORLANDO

Która dla mnie warta jest błazna albo zera.

JAKUB

Nie chcę bawić z tobą dłużej. Bądź zdrów, piękny panie Amorku!

ORLANDO

Cieszę się z twego odejścia. Bądź zdrów, dobry panie Melancholio!

Wychodzi Jakub. – Rozalinda i Celia zbliżają się.

ROZALINDA

Przemówię do niego jak paź bezczelny, a korzystając z ubioru, spróbuję z nim roli fanfarona. – Hej, gajowy, czy słyszysz?

ORLANDO

Bardzo dobrze. Czego żądasz?

ROZALINDA

Powiedz, proszę, która godzina?

ORLANDO

Pytaj raczej, jaka dnia pora, bo w lesie nie ma zegarów.

ROZALINDA

Więc w lesie nie ma także wiernych kochanków; bo westchnienie co minuta, a jęk co godzina znaczyłyby tak dobrze jak zegar leniwą nogę czasu.

ORLANDO

A czemu nie szybką nogę czasu? Czy wyraz nie byłby równie właściwy?

ROZALINDA

Bynajmniej. Czas krok zmienia ze zmianą osób. Powiem ci, z kim czas idzie stępa, z kim czas idzie kłusem, z kim czas idzie galopem, a z kim nie rusza się wcale.

ORLANDO

Jestem ciekawy. Z kim więc czas kłusuje?

ROZALINDA

Kłusuje ciężko z młodą dziewczyną między dniem kontraktu a ślubu; choćby przedział nie wynosił i tygodnia, kłus czasu tak jest ciężki, że zdaje się siedmioletnią podróżą.

ORLANDO

A z kim idzie stępa?

ROZALINDA

Z księdzem bez łaciny i z bogaczem bez podagry. Pierwszego sen łagodny, bo nie może ślęczeć nad foliałami, drugi żyje wesoło, bo nie czuje boleści; pierwszy nie dźwiga ciężaru chudej, nieużytecznej nauki, drugi nie zna ciężaru męczącego i nieznośnego ubóstwa; dla nich czas idzie stępa.

ORLANDO

A z kim galopuje?

ROZALINDA

Ze złodziejem na szubienicę; bo choć ledwo rusza nogami, zawsze mu się zdaje, że za prędko doszedł do celu.

ORLANDO

A z kim nie rusza się wcale?

ROZALINDA

Z adwokatami podczas ferii; bo śpiąc od kadencji do kadencji, nie widzą, jak czas przechodzi.

ORLANDO

Gdzie mieszkasz, piękny młodzieńcze?

ROZALINDA

Z tą pasterką, moją siostrą, tu na krawędzi lasu jak frędzla u spódnicy.

ORLANDO

Czy stąd jesteś rodem?

ROZALINDA

Jak królik, który żyje, gdzie się ulągł.

ORLANDO

Twoja jednak wymowa zbyt jest poprawna, żebyś jej mógł nabyć w tak odludnym mieszkaniu.

ROZALINDA

Już mi to nieraz mówiono. Ale miałem starego stryja, księdza, który mnie wymawiać nauczył. Za młodu był to człowiek światowy; na rzeczach serca znał się zbyt tylko dobrze, bo kiedyś szalenie był zakochany. Słyszałem go nieraz, jak piorunował przeciw miłości; dziękuję Bogu, że nie jestem kobietą i nie mogę dopuścić się kroci szalonych grzechów, o które całą ich płeć obwiniał.

ORLANDO

Czy nie przypominasz sobie choć główniejszych wad, o które oskarżał kobiety?

ROZALINDA

Nie było główniejszych; wszystkie były podobne jak trojak do trojaka. Każda zdawała się największą, aż przyszła druga i pokazała się jej równą.

ORLANDO

Wylicz mi kilka, jeśli łaska.

ROZALINDA

Nie, chowam moje lekarstwo tylko dla chorych. Wałęsa się tu po lesie człowiek, który zabija nasze młode drzewa, pisząc na ich korze imię Rozalindy; rozwiesza ody po głogach, a po cierniach elegie, wszystko na ubóstwienie Rozalindy. Jeśli mi się uda spotkać tego dziwaka, dam mu dobrą radę; zdaje mi się, że ma codzienną febrę miłości.

ORLANDO

Chory ten stoi przed tobą; daj mu twoje lekarstwo.

ROZALINDA

Nie widzę na tobie żadnego ze znaków mojego stryja; nauczył mnie, jak poznać zakochanego; wiem, że nie jesteś więźniem w klatce z tego sitowia.

ORLANDO

Jakież to są znaki zakochanego?

ROZALINDA

Twarz wychudła, której nie masz; zapadłe i podbite oczy, których nie masz; myśl niedopytana, której nie masz; zaniedbana broda, której nie masz; ale uwalniam cię od tego warunku, bo włosy na twojej brodzie są jak młodszego brata dochody. Prócz tego twoje pończochy nie powinny by mieć odwiązek, twój kapelusz wstążki, guzików twoje rękawy, rzemyków twoje trzewiki; cała twoja osoba powinna by nosić ślady boleści na wszystko obojętnej. U ciebie wszystko inaczej; twój ubiór jakby dopiero z igły świadczy, że więcej kochasz siebie niż kogo innego.

ORLANDO

Chciałbym jednak przekonać cię, dobry młodzieńcze, że kocham serdecznie.

ROZALINDA

Przekonać mnie? Równie by ci łatwo było przekonać o tym tę, którą kochasz; co, zaręczam, prędzej ci się uda, niż otrzymać wyznanie, że ci się udało, bo to jest punkt delikatny, w którym zawsze kobiety sumieniu swojemu kłamstwo zadają. Ale szczerze wyznaj, czy to ty rozwieszasz po drzewach wiersze, w których tak sławisz Rozalindę?

ORLANDO

Przysięgam ci, młodzieńcze, na białą rękę Rozalindy, że ja jestem tym poetą, tym nieszczęśliwym poetą.

ROZALINDA

I tak jesteś zakochany, jak powiadają twoje rymy?

ORLANDO

Nie ma ani rymu, ani sensu, co by miłość moją wyrazić potrafiły.

ROZALINDA

Miłość jest prostym szaleństwem i tak dobrze jak szaleństwo zasługuje na ciemną izdebkę i batogi. Jeśli ludzie tak jej nie karcą i nie leczą, to stąd pochodzi, że rodzaj ten wariacji tak jest powszechny, iż i sami dozorcy są nią dotknięci. Co do mnie, podejmuję się wyleczyć ją za pomocą dobrej rady.

ORLANDO

Czy wyleczyłeś kiedy kogo tym lekarstwem?

ROZALINDA

Wyleczyłem jednego, a to w następujący sposób. Musiał sobie wyobrazić, że jestem jego ulubioną, jego kochanką. Przepisałem mu codziennie smalić do mnie cholewki, gdy ja z mej strony jak zmienna lunatyczka byłem raz smutny, drugi raz wesoły; to namiętny, to zakochany; dopiero dumny, to znowu kapryśny, swawolny, pusty i niestały; to pełny łez, to śmiechu; każdej namiętności trochę, a żadnej naprawdę, jak zwykle u kobiet i dzieci; to go kochałem, to się nim brzydziłem; dopiero go głaskałem, złorzeczyłem mu za chwilę; tom płakał za nim, to plułem na niego; aż na koniec kochanek mój z szaleństwa miłości wpadł w prawdziwe szaleństwo, usunął się z prądu świata, a zamknął się w mniszej celi. I tak go wyleczyłem. Tego samego użyję sposobu, aby twoje serce oczyścić jak wątrobę barana, żeby w nim nie zostało i plamki miłości.

ORLANDO

Nie myślę, żeby uleczyć mnie to mogło.

ROZALINDA

Uleczy cię niezawodnie i nazywaj mnie tylko Rozalindą, przychodź co dzień do mojej chatki i praw mi oświadczenia miłosne.

ORLANDO

Jeśli tylko o to chodzi, na moją miłość, przystaję. Gdzie twoja chatka?

ROZALINDA

Chodź ze mną, a pokażę ci: po drodze powiesz mi, w której stronie lasu twoje mieszkanie. Czy chcesz pójść ze mną?

ORLANDO

Z całego serca, dobry młodzieńcze.

ROZALINDA

Przede wszystkim nazywaj mnie Rozalindą. Dalej, siostro, w drogę z nami.

Wychodzą.

21.bieżyć (daw.) – iść, biec. [przypis edytorski]
22.przyjacieli – dziś popr. forma D.lm: przyjaciół. [przypis edytorski]
23.stopa – tu: klasyczna miara wiersza; dalej żart. gra słów nawiązująca również do stopy jako części ciała. [przypis edytorski]
24.Atalanta (mit.gr.) – słynąca ze swej umiejętności szybkiego biegania; łowczyni, podopieczna Artemidy. [przypis edytorski]
Yaş sınırı:
0+
Litres'teki yayın tarihi:
19 haziran 2020
Hacim:
90 s. 1 illüstrasyon
Telif hakkı:
Public Domain
İndirme biçimi: