Kitabı oku: «Jak wam się podoba», sayfa 4
AKT TRZECI
SCENA I
Pokój w pałacu.
Książę Fryderyk, Oliwer, Panowie i Służba.
KSIĄŻĘ FRYDERYK
Odtąd na oczy ci się nie pokazał?
To być nie może. Gdyby mej natury
Dobroć nie była najlepszą połową,
Skoro cię trzymam, nie szukałbym dalej
Zemsty mej celu. Lecz słuchaj mnie dobrze:
Znajdź twego brata, gdziekolwiek się kryje;
Szukaj go z świecą, rok ci na to daję,
Przyprowadź mi go żywym lub umarłym,
Albo uciekaj z granic mego państwa;
Ja sekwestruję twój dom, twoje ziemie,
Dopóki brat twój ust własnych zeznaniem
Mym podejrzeniom nie położy końca.
OLIWER
O, książę, gdybyś w sercu moim czytał!
Ja nigdy brata mego nie kochałem.
KSIĄŻĘ FRYDERYK
Łotrze obrzydły!
Wypchnijcie go za drzwi!
A z mych urzędów, komu to należy,
Niech wszystkie dobra jego oszacuje,
I niech bez zwłoki z domu go wyrzuci.
SCENA II
Las Ardeński.
Orlando, z papierem w ręku.
ORLANDO
Tu zawieszę me pieśni jak uczuć mych znaki:
A ty, czysta Dyjano, śród niebios otchłani,
Czytaj pogodnym okiem, blade mierząc szlaki,
Imię twojej kapłanki, życia mego pani.
O Rozalindo! Drzewa te będą księgami,
Wyryję myśli moje na twardej ich korze,
Aby się wszędzie karmił twoich cnót świadkami
Wędrowiec zabłąkany w tym samotnym borze.
Niechaj więc drzewo każde imię tej zachowa,
Która czystszą, piękniejszą nad wszystkie jest słowa.
Wychodzi. – Wchodzą: Koryn i Probierczyk.
KORYN
Jakże ci się podoba to pasterskie życie, panie Probierczyku?
PROBIERCZYK
Muszę wyznać, pasterzu, iż ze względu na samo siebie niezłe jest to życie, ale ze względu, że to jest pasterskie życie, życie to nic niewarte. Ze względu, że jest samotne, bardzo mi się podoba; ale ze względu, że jest odosobnione, obrzydzenie mi sprawia. Ze względu, że jest na wolnym powietrzu, lubię je; ale ze względu, że nie na dworze, nudzi mnie. Że to jest życie skromne, bardzo mi jest po myśli; ale że jest ubogie, wcale mi nie do smaku. Czy masz w sobie co filozofii, pasterzu?
KORYN
Nie więcej, jak że wiem, iż im kto słabszy, tym z nim gorzej; że kto nie ma pieniędzy, dostatków, uciechy, nie ma trzech dobrych przyjaciół; że własnością deszczu jest moczyć, a ognia palić; że na dobrym pastwisku tyją owce; że wielką przyczyną nocy jest zachód słońca; że komu nie dała rozumu natura lub sztuka, żalić się może na brak dobrego wychowania lub też z tępego pochodzi rodu.
PROBIERCZYK
To jest naturalna filozofia. Czy byłeś kiedy na dworze, pasterzu?
KORYN
Nie, nigdy.
PROBIERCZYK
Będziesz więc w piekle się smażył.
KORYN
Uchowaj Boże! Mam nadzieję. —
PROBIERCZYK
Będziesz się smażył jak źle upieczone jaje – po jednej stronie.
KORYN
Dlatego, że nie byłem na dworze? Jak tego dowiedziesz?
PROBIERCZYK
Bardzo łatwo. Jeśli nigdy nie byłeś na dworze, nie widziałeś nigdy dobrych obyczajów; jeśli nigdy nie widziałeś dobrych obyczajów, musisz mieć złe obyczaje, a złe obyczaje są grzechem, a grzech prowadzi do piekła. Jak widzisz, krucho z tobą, pasterzu.
KORYN
Bynajmniej, Probierczyku; bo co na dworze jest dobrym obyczajem, byłoby na wsi tylko śmiesznym obyczajem, jak wiejskie maniery byłyby śmieszne na dworze. Mówiłeś mi, że na dworze nie kłaniacie się, ale całujecie rękę na znak pozdrowienia; byłoby to brudne pozdrowienie, gdyby dworzanie byli pasterzami.
PROBIERCZYK
Dowiedź mi tego jasno a krótko; słucham.
KORYN
Nic łatwiejszego. Ciągle macamy owce, a owcze skóry, jak ci wiadomo, są pełne tłuszczu.
PROBIERCZYK
A czy się nie pocą dworzanie? A barania tłustość czy nie tak zdrowa jak pot ludzki? Lichy dowód, lichy dowód! Szukaj lepszego. Czekam.
KORYN
Prócz tego nasze ręce są twarde.
PROBIERCZYK
Tym łatwiej je poczują wasze usta. I to lichy dowód; szukaj lepszego; dalej!
KORYN
Ręce nasze smarowane są często dziegciem lekarstw na owcze choroby; chceszli, żebyśmy dziegieć całowali? Ręce dworzan pachną piżmem.
PROBIERCZYK
O, pusta głowo! Ty zgniłe mięso przy dobrej pieczeni! Słuchaj mędrszych i ucz się rozumu: piżmo gorszego jest od dziegciu pochodzenia; to nieczysty upływ kota. Raz jeszcze powtarzam, szukaj lepszego dowodu.
KORYN
Za dworski dla mnie twój dowcip; poddaję się.
PROBIERCZYK
Poddajesz się diabłu w szpony? Boże ci dopomóż, pusta pałko! Boże, zdejm ci bielmo! Boś głupiutki.
KORYN
Mospanie, jestem uczciwy parobek i co jem, i co noszę, zarobiłem; nie mam do nikogo nienawiści; nie zazdroszczę niczyjemu szczęściu; raduję się z cudzej pomyślności, a cierpliwie znoszę własną biedę; najdumniejszy jestem, gdy widzę, że moje owce szczypią trawę, a moje jagnięta ssą maciory.
PROBIERCZYK
Nowy tylko grzech twojej głupoty; parzyć owce z trykami i żyć wszeteczeństwem bydląt! Być rajfurem barana, zaprzedawać w najniedobrańsze małżeństwo dwunastomiesięczną owieczkę krzyworogiemu, staremu rogalowi trykowi! Jeśli nie pójdziesz do piekła to chyba, że diabeł nie chce u siebie pastuchów. Nie widzę innego dla ciebie ratunku.
KORYN
Otóż nadchodzi Ganimedes, młody brat mojej nowej pani.
ROZALINDA
wchodzi czytając:
Od Paryża do Berlina
Pierwszą perłą Rozalina.
Każdym wiatrem tknięta trzcina
Szumi: piękna Rozalina.
Wszelka piękność czoło zgina,
Gdzie zabłyśnie Rozalina.
Świat o wszystkim zapomina,
W myślach jedna Rozalina.
PROBIERCZYK
Podejmuję się przez osiem lat tak rymować, z wyjątkiem godzin obiadu, wieczerzy i snu; wiersze idą gęsiego jak na targ przekupki.
ROZALINDA
Milcz, błaźnie!
PROBIERCZYK
Słuchaj tylko próbki:
Gdy samicy chce ptaszyna,
Niech szuka, gdzie Rozalina.
Zakochana co kocina
Miauczy? «Gdzie jest Rozalina?»
Bez podszewki zła płaszczyna,
Chce podszewki Rozalina.
Wiąże w snop, kto zboże ścina,
Z snopem na wóz Rozalina;
Słodki orzech, zła łupina,
Taki orzech Rozalina.
Najwonniejsza róż krzewina
Ma kolce jak Rozalina.
Fałszywy to galop poetyczny. Skąd ci myśl przyszła takiego rodzaju wierszami się zarazić?
ROZALINDA
Uspokój się, tępy błazenku, wiersze te znalazłam na drzewie.
PROBIERCZYK
To wyznać trzeba, że kwaśne jabłka drzewo to wydaje.
ROZALINDA
W jego więc płonkę zaszczepię ciebie, a potem niespliki, a wyda najwcześniejszy ze wszystkich drzew owoc, bo zgnije, nim na pół dojrzeje, co stanowi główną zaletę niesplika.
PROBIERCZYK
Powiedziałaś; ale czy do sensu lub nie do sensu, niech los rozsądzi.
Wchodzi Celia czytając.
ROZALINDA
Cicho! Zbliża się siostra moja zaczytana; odejdźmy na stronę.
CELIA
czyta:
Puszcza ta puszczą dłużej nie będzie,
Choć nie ma chatek ni ludzi;
Krocie języków nawieszam wszędzie,
A każdy piosnkę rozbudzi.
Ten będzie śpiewał, jak szybko bieży21
Pielgrzymka ludzkiego życia,
Skoro piędź jedna drogę rozmierzy
Do mogiły od powicia.
Jak łatwo pęka, niech tamten śpiewa,
Przyjacieli22 węzeł bratni,
Lecz najpiękniejsze gałęzie drzewa,
Wiersz zwrotki każdej ostatni
Niech Rozalindy głosi przymioty;
Niech wszystkie czytają oczy,
Że nieba piękność i nieba cnoty
Wzór jeden mały jednoczy.
Wielka natura, jak niebo chciało,
W alembiku swoich cudów,
Dystylowała na jedno ciało
Piękności słynne u ludów.
Greckiej Heleny jasne oblicze,
Oczu Kleopatry żywość
I Atalanty wdzięki dziewicze,
Smutnej Lukrecji wstydliwość.
Takie ze szczodrej natury ręki
Rozalinda wzięła dary;
Od jednych oczy, od drugich wdzięki,
Od wszystkich urok bez miary.
Takim urody Bóg ubrał ją wieńcem,
Mnie zrobił wiecznym urody tej jeńcem.
ROZALINDA
O miłosierny Jowiszu! Jak nudną homilią miłości nudziłaś twoich parafianów, a nie zawołałaś ani razu: „dobrzy ludzie, proszę o chwilę cierpliwości”.
CELIA
A to co znowu? Na zasadzce przyjaciele? Oddal się pasterzu, a i ty z nim, błazenku.
PROBIERCZYK
Dalej, pasterzu, rejterujmy z honorem, a jeśli nie z bronią i bagażami, to przynajmniej z torbą i rupieciami.
Wychodzą.
CELIA
Czy słyszałaś te wiersze?
ROZALINDA
Słyszałam wszystkie, a nawet trochę więcej, bo niektóre miały więcej stóp23, niż znieść mogły wiersze.
CELIA
Mniejsza o to; jeśli stóp nie mogły znieść wiersze, to może stopy poniosą wiersze.
ROZALINDA
Kiedy stopy także były koślawe, a że nie mogły same ostać się bez wiersza, stanęły koślawo do wiersza.
CELIA
Ale czy słyszałaś bez zadziwienia, że imię twoje wisi na gałęziach, stoi ryte na korze?
ROZALINDA
Z dziewięciu dni dziwu minęło już siedem przed twoim przybyciem, bo patrz, co znalazłam na palmowym drzewie. Nie orymowano mnie tak od czasów Pitagorasa, kiedy byłam irlandzkim szczurem – co sobie ledwo przypominam.
CELIA
Czy domyślasz się, kto je pisał?
ROZALINDA
Czy jaki mężczyzna?
CELIA
Z łańcuszkiem na szyi, który kiedyś nosiłaś. Bledniejesz?
ROZALINDA
Kto? Powiedz, proszę.
CELIA
O, Panie! Panie! Kochankom spotkać się niełatwo; lecz i góry spotkać się mogą, jeśli je trzęsienie ziemi poruszy.
ROZALINDA
Lecz przecie, kto je pisał?
CELIA
Czy podobna?
ROZALINDA
Błagam cię najpokorniej, najnatrętniej, powiedz, kto je pisał?
CELIA
O, cuda! cuda! Najcudowniejsze cuda! I raz jeszcze cuda cudowniejsze nad wszystkie cuda!
ROZALINDA
Przez Boga! Czyż myślisz, iż dlatego, że noszę męski ubiór i cierpliwość moja także nosi kamizelkę i spodnie? Jeszcze odrobina zwłoki, a zginę na oceanie przypuszczeń. Błagam cię, powiedz, kto je pisał, a prędko. Chciałabym, żebyś się jąkała, aby z ust twoich wylało się tajemnicze imię poety, jak wino z butelki o wąskiej szyi: albo za wiele na raz, albo nic. Odkorkuj usta, żebym mogła pić twoje nowiny.
CELIA
Tylko pij ostrożnie, bo możesz połknąć człowieka.
ROZALINDA
Czy boże z niego stworzenie? Co za gatunek człowieka? Czy głowa jego warta kapelusza, a brody podbródek?
CELIA
Jak na teraz niewielką ma brodę.
ROZALINDA
Bóg mu da większą, jeśli będzie wdzięczny. Ale gotowa jestem czekać, aż broda mu urośnie, byleś mi dała poznać bez zwłoki jego podbródek.
CELIA
To Orlando, który jednym zamachem podbił zapaśnika i twoje serce.
ROZALINDA
Precz z żartami! Mów poważnie, jak uczciwej dziewce przystoi.
CELIA
Na uczciwość, kuzynko, to on.
ROZALINDA
Orlando?
CELIA
Orlando.
ROZALINDA
Ach, Boże, mój Boże! Co ja pocznę z moją kamizelką i spodniami? Co robił, gdyś go spostrzegła? Co powiedział? Jak wyglądał? Jak był ubrany? Co tu robi? Czy pytał się o mnie? Gdzie mieszka? Jak rozstał się z tobą? Kiedy zobaczysz go znowu? Odpowiedz mi jednym słowem.
CELIA
To pożycz mi wprzódy ust Gargantuy, bo słowo takie za długie na usta dzisiejszej miary. Na tyle pytań tak lub nie odpowiedzieć to trudniejsza sprawa niż wyrecytować katechizm.
ROZALINDA
Ale czy wie, że jestem za mężczyznę przebrana? Czy wygląda tak świeżo jak w dniu zapasów?
CELIA
Łatwiej atomy policzyć niż odpowiedzieć na pytanie zakochanej. Lecz pokosztuj trochę, jak go znalazłam i smakuj powoli każde słowo. Znalazłam go pod drzewem jak opadłą żołądź.
ROZALINDA
Sprawiedliwie drzewo to można nazwać drzewem Jowisza, kiedy z niego takie spadają owoce.
CELIA
Ale słuchaj dalej powieści, dobra pani.
ROZALINDA
Więc słucham.
CELIA
Leżał tedy rozciągnięty jak rycerz raniony.
ROZALINDA
Widok, jakkolwiek smutny, przystoi dobrze miejscu.
CELIA
Okiełznaj, proszę, język, bo bryka nie w porę. Miał na sobie ubiór strzelca.
ROZALINDA
O, ubiór złowróżbny! Przychodzi przeszyć mi serce.
CELIA
Chciałam wyśpiewać moją piosenkę bez przedgrywki, ale mi ciągle mącisz melodię.
ROZALINDA
Czy zapomniałaś, że jestem kobietą? Co myślę, muszę wypowiedzieć. Ale moja droga, mów dalej.
Wchodzi: Orlando i Jakub.
CELIA
Mącisz mi szyki. Lecz cicho, czy to nie on?
ROZALINDA
To on. Odejdźmy na stronę i słuchajmy.
Celia i Rozalinda odchodzą na stronę.
JAKUB
Dziękuję ci za twoje towarzystwo, choć na uczciwość, równie chętnie byłbym sam został.
ORLANDO
I ja to samo; przez grzeczność jednak dziękuję ci za twoje towarzystwo.
JAKUB
Bóg z tobą! A im rzadziej spotkamy się, tym lepiej.
ORLANDO
Bądźmy sobie, ile można, obcymi.
JAKUB
Proszę cię tylko, na przyszłość nie psuj drzew, ryjąc miłosne wiersze na ich korze.
ORLANDO
A ja cię proszę, nie psuj na przyszłość wierszy lichym czytaniem.
JAKUB
Imię twojej kochanki Rozalinda?
ORLANDO
Zgadłeś.
JAKUB
Nie podoba mi się jej imię.
ORLANDO
Przy chrzcie jej nikt nie myślał, żeby ci się podobać.
JAKUB
Jakiego jest wzrostu?
ORLANDO
Właśnie na wysokość mojego serca.
JAKUB
Nie zbywa ci na pięknych odpowiedziach. Czy nie miałeś przypadkiem zażyłości z żonami jubilerów i czy twojej mądrości na ich pierścionkach nie wyczytałeś?
ORLANDO
Bynajmniej, znalazłem je na tych samych tapetach, na których ty nauczyłeś się twoich pytań.
JAKUB
Żywy masz dowcip, jakby z pięt Atalanty24 ulepiony. Siadaj przy mnie, a wspólnie szydzić będziemy z naszych kochanek, ze świata i z naszej biedy.
ORLANDO
Nie chcę szydzić z żadnego żyjącego stworzenia, siebie wyjąwszy, bo najlepiej znam swe liczne, własne wady.
JAKUB
Twoja największa wada jest, że jesteś zakochany.
ORLANDO
A tej wady nie wymienię na twoją najlepszą cnotę. Nudzisz mnie.
JAKUB
Na uczciwość, szukałem błazna, gdym cię spotkał.
ORLANDO
Błazen ten utonął w strumieniu; spojrzyj na dno, a zobaczysz go.
JAKUB
Zobaczę własną postać.
ORLANDO
Która dla mnie warta jest błazna albo zera.
JAKUB
Nie chcę bawić z tobą dłużej. Bądź zdrów, piękny panie Amorku!
ORLANDO
Cieszę się z twego odejścia. Bądź zdrów, dobry panie Melancholio!
Wychodzi Jakub. – Rozalinda i Celia zbliżają się.
ROZALINDA
Przemówię do niego jak paź bezczelny, a korzystając z ubioru, spróbuję z nim roli fanfarona. – Hej, gajowy, czy słyszysz?
ORLANDO
Bardzo dobrze. Czego żądasz?
ROZALINDA
Powiedz, proszę, która godzina?
ORLANDO
Pytaj raczej, jaka dnia pora, bo w lesie nie ma zegarów.
ROZALINDA
Więc w lesie nie ma także wiernych kochanków; bo westchnienie co minuta, a jęk co godzina znaczyłyby tak dobrze jak zegar leniwą nogę czasu.
ORLANDO
A czemu nie szybką nogę czasu? Czy wyraz nie byłby równie właściwy?
ROZALINDA
Bynajmniej. Czas krok zmienia ze zmianą osób. Powiem ci, z kim czas idzie stępa, z kim czas idzie kłusem, z kim czas idzie galopem, a z kim nie rusza się wcale.
ORLANDO
Jestem ciekawy. Z kim więc czas kłusuje?
ROZALINDA
Kłusuje ciężko z młodą dziewczyną między dniem kontraktu a ślubu; choćby przedział nie wynosił i tygodnia, kłus czasu tak jest ciężki, że zdaje się siedmioletnią podróżą.
ORLANDO
A z kim idzie stępa?
ROZALINDA
Z księdzem bez łaciny i z bogaczem bez podagry. Pierwszego sen łagodny, bo nie może ślęczeć nad foliałami, drugi żyje wesoło, bo nie czuje boleści; pierwszy nie dźwiga ciężaru chudej, nieużytecznej nauki, drugi nie zna ciężaru męczącego i nieznośnego ubóstwa; dla nich czas idzie stępa.
ORLANDO
A z kim galopuje?
ROZALINDA
Ze złodziejem na szubienicę; bo choć ledwo rusza nogami, zawsze mu się zdaje, że za prędko doszedł do celu.
ORLANDO
A z kim nie rusza się wcale?
ROZALINDA
Z adwokatami podczas ferii; bo śpiąc od kadencji do kadencji, nie widzą, jak czas przechodzi.
ORLANDO
Gdzie mieszkasz, piękny młodzieńcze?
ROZALINDA
Z tą pasterką, moją siostrą, tu na krawędzi lasu jak frędzla u spódnicy.
ORLANDO
Czy stąd jesteś rodem?
ROZALINDA
Jak królik, który żyje, gdzie się ulągł.
ORLANDO
Twoja jednak wymowa zbyt jest poprawna, żebyś jej mógł nabyć w tak odludnym mieszkaniu.
ROZALINDA
Już mi to nieraz mówiono. Ale miałem starego stryja, księdza, który mnie wymawiać nauczył. Za młodu był to człowiek światowy; na rzeczach serca znał się zbyt tylko dobrze, bo kiedyś szalenie był zakochany. Słyszałem go nieraz, jak piorunował przeciw miłości; dziękuję Bogu, że nie jestem kobietą i nie mogę dopuścić się kroci szalonych grzechów, o które całą ich płeć obwiniał.
ORLANDO
Czy nie przypominasz sobie choć główniejszych wad, o które oskarżał kobiety?
ROZALINDA
Nie było główniejszych; wszystkie były podobne jak trojak do trojaka. Każda zdawała się największą, aż przyszła druga i pokazała się jej równą.
ORLANDO
Wylicz mi kilka, jeśli łaska.
ROZALINDA
Nie, chowam moje lekarstwo tylko dla chorych. Wałęsa się tu po lesie człowiek, który zabija nasze młode drzewa, pisząc na ich korze imię Rozalindy; rozwiesza ody po głogach, a po cierniach elegie, wszystko na ubóstwienie Rozalindy. Jeśli mi się uda spotkać tego dziwaka, dam mu dobrą radę; zdaje mi się, że ma codzienną febrę miłości.
ORLANDO
Chory ten stoi przed tobą; daj mu twoje lekarstwo.
ROZALINDA
Nie widzę na tobie żadnego ze znaków mojego stryja; nauczył mnie, jak poznać zakochanego; wiem, że nie jesteś więźniem w klatce z tego sitowia.
ORLANDO
Jakież to są znaki zakochanego?
ROZALINDA
Twarz wychudła, której nie masz; zapadłe i podbite oczy, których nie masz; myśl niedopytana, której nie masz; zaniedbana broda, której nie masz; ale uwalniam cię od tego warunku, bo włosy na twojej brodzie są jak młodszego brata dochody. Prócz tego twoje pończochy nie powinny by mieć odwiązek, twój kapelusz wstążki, guzików twoje rękawy, rzemyków twoje trzewiki; cała twoja osoba powinna by nosić ślady boleści na wszystko obojętnej. U ciebie wszystko inaczej; twój ubiór jakby dopiero z igły świadczy, że więcej kochasz siebie niż kogo innego.
ORLANDO
Chciałbym jednak przekonać cię, dobry młodzieńcze, że kocham serdecznie.
ROZALINDA
Przekonać mnie? Równie by ci łatwo było przekonać o tym tę, którą kochasz; co, zaręczam, prędzej ci się uda, niż otrzymać wyznanie, że ci się udało, bo to jest punkt delikatny, w którym zawsze kobiety sumieniu swojemu kłamstwo zadają. Ale szczerze wyznaj, czy to ty rozwieszasz po drzewach wiersze, w których tak sławisz Rozalindę?
ORLANDO
Przysięgam ci, młodzieńcze, na białą rękę Rozalindy, że ja jestem tym poetą, tym nieszczęśliwym poetą.
ROZALINDA
I tak jesteś zakochany, jak powiadają twoje rymy?
ORLANDO
Nie ma ani rymu, ani sensu, co by miłość moją wyrazić potrafiły.
ROZALINDA
Miłość jest prostym szaleństwem i tak dobrze jak szaleństwo zasługuje na ciemną izdebkę i batogi. Jeśli ludzie tak jej nie karcą i nie leczą, to stąd pochodzi, że rodzaj ten wariacji tak jest powszechny, iż i sami dozorcy są nią dotknięci. Co do mnie, podejmuję się wyleczyć ją za pomocą dobrej rady.
ORLANDO
Czy wyleczyłeś kiedy kogo tym lekarstwem?
ROZALINDA
Wyleczyłem jednego, a to w następujący sposób. Musiał sobie wyobrazić, że jestem jego ulubioną, jego kochanką. Przepisałem mu codziennie smalić do mnie cholewki, gdy ja z mej strony jak zmienna lunatyczka byłem raz smutny, drugi raz wesoły; to namiętny, to zakochany; dopiero dumny, to znowu kapryśny, swawolny, pusty i niestały; to pełny łez, to śmiechu; każdej namiętności trochę, a żadnej naprawdę, jak zwykle u kobiet i dzieci; to go kochałem, to się nim brzydziłem; dopiero go głaskałem, złorzeczyłem mu za chwilę; tom płakał za nim, to plułem na niego; aż na koniec kochanek mój z szaleństwa miłości wpadł w prawdziwe szaleństwo, usunął się z prądu świata, a zamknął się w mniszej celi. I tak go wyleczyłem. Tego samego użyję sposobu, aby twoje serce oczyścić jak wątrobę barana, żeby w nim nie zostało i plamki miłości.
ORLANDO
Nie myślę, żeby uleczyć mnie to mogło.
ROZALINDA
Uleczy cię niezawodnie i nazywaj mnie tylko Rozalindą, przychodź co dzień do mojej chatki i praw mi oświadczenia miłosne.
ORLANDO
Jeśli tylko o to chodzi, na moją miłość, przystaję. Gdzie twoja chatka?
ROZALINDA
Chodź ze mną, a pokażę ci: po drodze powiesz mi, w której stronie lasu twoje mieszkanie. Czy chcesz pójść ze mną?
ORLANDO
Z całego serca, dobry młodzieńcze.
ROZALINDA
Przede wszystkim nazywaj mnie Rozalindą. Dalej, siostro, w drogę z nami.
Wychodzą.