Kitabı oku: «Dama Kameliowa», sayfa 6
AKT III
Auteuil. Salon w domu wiejskim. W głębi kominek, nad nim lustro. Po obu stronach kominka drzwi. Widok na ogród.
SCENA PIERWSZA
ANNA – PRUDENCJA – potem ARMAND. ANNA sprząta po śniadaniu.
PRUDENCJA
Wchodzi.
Gdzie Małgorzata?
ANNA
Pani jest w ogrodzie z panną Mimi i z panem Gustawem, którzy byli tu na śniadaniu i zostaną cały dzień.
PRUDENCJA
Idę do nich.
Anna wychodzi, wchodzi Armand.
ARMAND
Prudencjo, chcę z tobą pomówić… Przed dwoma tygodniami wyjechałaś stąd powozem Małgorzaty?
PRUDENCJA
W istocie…
ARMAND
Od tego czasu nie ujrzeliśmy ani powozu, ani koni. Przed tygodniem, wychodząc, bałaś się rzekomo zimna i Małgorzata pożyczyła ci szal, którego nie odniosłaś… Wreszcie wczoraj dała ci bransolety i diamenty do naprawy, jak mówiła… Gdzie są konie, powóz, szal i diamenty?
PRUDENCJA
Mam być szczera?
ARMAND
Błagam o to…
PRUDENCJA
Konie wróciły do kupca, który odkupił je za pół ceny.
ARMAND
Szal?
PRUDENCJA
Sprzedany…
ARMAND
Diamenty?
PRUDENCJA
Zastawiłam dziś rano… Przynoszę kwity.
ARMAND
I czemu mi nie powiedziałaś?
PRUDENCJA
Małgorzata nie chciała…
ARMAND
A po co te sprzedaże i te zastawy?
PRUDENCJA
Aby płacić!… Czy myślisz, mój chłopczyku, że wystarczy kochać się i żyć sobie z dala od Paryża, obyczajem pasterskim i eterycznym?… Wcale nie… Obok życia poetycznego jest życie realne. Książę, u którego byłam właśnie, bo pragnęłam, o ile możliwe, uniknąć tylu ofiar, nie chce nic dać Małgorzacie, póki nie zerwie z tobą, a Bóg widzi, jak ona nie ma ochoty!…
ARMAND
Dobra Małgorzata!
PRUDENCJA
Tak, dobra Małgorzata!… Za dobra Małgorzata, bo kto wie, jak to się skończy?… Nie licząc, że, aby zapłacić resztę długów, chce oddać wszystko, co jej jeszcze zostało… Mam w kieszeni projekt sprzedaży, który mi wręczył pośrednik.
ARMAND
Ile potrzeba?
PRUDENCJA
Przynajmniej pięćdziesiąt tysięcy.
ARMAND
Poproś wierzycieli o dwa tygodnie zwłoki, za dwa tygodnie zapłacę wszystko.
PRUDENCJA
Pożyczy pan?
ARMAND
Tak.
PRUDENCJA
Ładna historia! Poróżni się pan z ojcem, zrujnuje pan swą przyszłość.
ARMAND
Przeczuwałem, co się dzieje, napisałem do mego rejenta, że chcę na kogoś przelać majątek, jaki mam po matce, i w tej chwili otrzymałem odpowiedź: akt jest gotowy, chodzi tylko o parę formalności, dziś jeszcze mam się udać do Paryża, aby podpisać. Tymczasem powstrzymaj Małgorzatę, niech…
PRUDENCJA
Ale papiery, które przynoszę?
ARMAND
Kiedy ja pojadę, oddasz je jej tak, jakbym ci nic nie mówił. Nie trzeba, aby wiedziała o naszej rozmowie.
SCENA DRUGA
MAŁGORZATA – MIMI – GUSTAW – ARMAND – PRUDENCJA.
Małgorzata, wchodząc, kładzie palec na ustach, dając znak Prudencji, aby milczała.
ARMAND
Do Małgorzaty.
Drogie dziecko, połaj Prudencję.
MAŁGORZATA
Za co?
ARMAND
Prosiłem wczoraj, aby wstąpiła do mnie i przywiozła mi listy, jeżeli są jakie, bo już dwa tygodnie nie byłem w Paryżu… Nie miała nic pilniejszego do roboty, niż zapomnieć, tak że teraz muszę cię opuścić na parę godzin… Od miesiąca nie pisałem do ojca. Nikt nie wie, gdzie jestem, nawet mój służący, bo chciałem uniknąć natrętów. Jest ładnie, Mimi i Gustaw będą ci dotrzymywali towarzystwa… Siadam do powozu, wpadam do domu i wracam.
MAŁGORZATA
Jedź mój drogi, jedź; jeżeli nie pisałeś do ojca, to nie moja wina. Tyle razy ci mówiłam, abyś napisał. Będziemy tu gawędzili i pracowali razem, z Gustawem i Mimi.
ARMAND
Za godzinę jestem z powrotem. Małgorzata odprowadza go do drzwi, wracając mówi do Prudencji. Czy wszystko ułożone?
PRUDENCJA
Tak.
MAŁGORZATA
Papiery?
PRUDENCJA
Oto są… Pośrednik przyjdzie za chwilę porozumieć się z tobą, ja idę coś przekąsić, bo umieram z głodu.
MAŁGORZATA
Idź, Anna ci poda.
SCENA TRZECIA
CIŻ – prócz ARMANDA I PRUDENCJI.
MAŁGORZATA
Do Mimi i Gustawa.
Widzicie, oto jak żyjemy od trzech miesięcy.
MIMI
Jesteś szczęśliwa?
MAŁGORZATA
Och, i jak!
MIMI
Mówiłam ci nieraz, Małgorzato; prawdziwe szczęście to spokój i serce… Ileż razy mówiliśmy sobie z Gustawem: kiedyż Małgorzata pokocha kogoś i zacznie wieść spokojniejsze życie?…
MAŁGORZATA
A więc wasze życzenie spełniło się… Kocham i jestem szczęśliwa… To wasza miłość i wasze szczęście sprawiło, że wam pozazdrościłam.
GUSTAW
To fakt, że my jesteśmy szczęśliwi, nieprawdaż, Mimi?
MIMI
Myślę sobie, i jak tanio! Ty jesteś wielka dama i nigdy nie zajdziesz do nas… Inaczej chciałabyś żyć zupełnie tak jak my. Myślisz, że tu żyjesz bardzo skromnie!… Cóż byś powiedziała, gdybyś widziała moje dwa małe pokoiki przy ulicy Blanche, na piątym piętrze, z oknami na ogrody, do których właściciele nie zachodzą nigdy! – Jakim cudem mogą istnieć ludzie, którzy, mając ogród, nie przechadzają się po nim?
GUSTAW
Wyglądamy na jakiś romans niemiecki albo na idyllę Goethego z muzyką Schuberta.
MIMI
Żartuj sobie, żartuj, dlatego, że Małgorzata słucha… Kiedy jesteśmy sami, nie żartujesz, jesteś łagodny jak baranek i czuły jak turkawka… Ty nie wiesz, on chciał, abym zmieniła mieszkanie… Nasze życie wydaje mu się zbyt skromne.
GUSTAW
Nie, tylko uważam, że mieszkamy za wysoko.
MIMI
Nie wychodź z domu, a nie będziesz wiedział, na którym piętrze mieszkasz.
MAŁGORZATA
Przemiła z was para.
MIMI
Pod pozorem, że ma sześć tysięcy franków renty, nie chce, żebym pracowała… Kiedyś może zechce kupić mi powóz.
GUSTAW
I to może przyjdzie.
MIMI
Mamy czas; trzeba najpierw, aby twój wuj zmienił swoje poglądy i aby ciebie uznał za swego spadkobiercę, a mnie za siostrzenicę.
GUSTAW
Zaczyna się przekonywać do ciebie.
MAŁGORZATA
Więc on cię nie zna? Gdyby cię znał, przepadałby za tobą.
MIMI
Nie, szanowny wujaszek nigdy nie raczył mnie odwiedzić. Jest jeszcze z pokolenia wujów, którzy uważają, że gryzetki rujnują siostrzeńców… Chciałby, aby Gustaw ożenił się z damą z towarzystwa… Cóż, kiedy dla Gustawa towarzystwo to ja!
GUSTAW
Oswoi się wujaszek… Zresztą, od czasu jak jestem adwokatem, jest już pobłażliwszy.
MIMI
A, prawda, zapomniałam ci powiedzieć: Gustaw jest adwokatem!
MAŁGORZATA
Powierzę mu moją obecną sprawę.
MIMI
Już bronił! Byłam na rozprawie.
MAŁGORZATA
Czy wygrał?
GUSTAW
Przegrałem z kretesem! Mego klienta skazano na dziesięć lat ciężkich robót.
MIMI
Na szczęście!
MAŁGORZATA
Czemu na szczęście?
MIMI
Bo był skończony łajdak. To ładny zawód być adwokatem! Zatem adwokat jest wielkim człowiekiem, kiedy może sobie powiedzieć: miałem w swoich rękach zbrodniarza, który zabił własnego ojca, matkę i dzieci… Otóż, mimo to, mam tyle talentu, iż sprawiłem, że go uniewinniono… Wróciłem społeczeństwu tę ozdobę, której mu brakowało.
MAŁGORZATA
Skoro jest adwokatem, pewnie będziemy mieli niedługo wesele?
GUSTAW
O ile się ożenię.
MIMI
Jak to, o ile się pan ożeni, szanowny panie? Ależ mam nadzieję, że pan się ożeni, i to ze mną! Nie znajdzie pan lepszej żony, i która by pana bardziej kochała.
MAŁGORZATA
Zatem kiedy?
MIMI
Niedługo.
MAŁGORZATA
Bardzo jesteś szczęśliwa!
MIMI
A ty czy nie skończysz tak jak my?…
MAŁGORZATA
Za kogóż mam wyjść?
MIMI
Za Armanda.
MAŁGORZATA
Za Armanda?… On ma prawo mnie kochać, ale nie żenić się ze mną. Wzięłam mu serce, ale nie wezmę mu nigdy nazwiska. Są rzeczy, których kobieta nie wymaże nigdy ze swego życia, widzisz, Mimi, i nie powinna dopuścić do tego, aby je mąż mógł jej wyrzucać. Gdybym chciała, aby Armand się ze mną ożenił, ożeniłby się jutro, ale zanadto go kocham, aby żądać od niego takiego poświęcenia… Panie Gustawie, czy mam słuszność?
GUSTAW
Porządna z ciebie dziewczyna, Małgorzato.
MAŁGORZATA
Nie, ale myślę jak porządny człowiek. To już coś… Jestem szczęśliwa szczęściem, o jakim nigdy nie marzyłam… Dziękuję za nie Bogu i nie chcę kusić Opatrzności.
MIMI
Gustaw wsiada na wielkiego konia… On sam ożeniłby się z tobą, gdyby był na miejscu Armanda… Nieprawdaż, Gustawie?
GUSTAW
Może… Zresztą dziewictwo kobiety należy do jej pierwszej miłości, nie do pierwszego kochanka.
MIMI
Chyba, że pierwszy kochanek był zarazem pierwszą miłością! Bywają takie przykłady…
GUSTAW
Ściskając jej rękę.
I niedaleko, prawda?
MIMI
Do Małgorzaty.
Zresztą, byleś była szczęśliwa, mniejsza o resztę!
MAŁGORZATA
Jestem szczęśliwa… Ale kto byłby mi powiedział, że kiedyś ja, Małgorzata Gautier, będę żyła cała miłością jednego człowieka, że będę spędzała całe dni siedząc koło niego, pracując, czytając, słuchając go…
MIMI
Jak my…
MAŁGORZATA
Mogę z wami mówić otwarcie, wy mi uwierzycie, bo wy słuchacie sercem… Chwilami zapominam, czym byłam i to „ja” dawniejsze tak się oddziela od „ja” dzisiejszego, że powstają z tego dwie zupełnie odrębne kobiety i druga z nich zaledwie sobie przypomina pierwszą… Kiedy, ubrana w białą sukienkę, w wielkim słomkowym kapeluszu, z futerkiem na ramieniu na wypadek wieczornego chłodu, siadam z Armandem do łódki, którą puszczamy swobodnie z biegiem wody i która zatrzymuje się sama pod wierzbami pobliskiej wysepki, nikt nie podejrzewa, nawet ja sama, że ten biały cień to Małgorzata Gautier. Wydałam na bukiety więcej pieniędzy, niżby trzeba, aby wyżywić przez rok uczciwą rodzinę, i oto ten kwiatek, który mi Armand dał dziś rano, wystarcza teraz, aby przepoić wonią cały mój dzień. Zresztą, wiecie dobrze, co to jest kochać: jak godziny biegną same, jak nas niosą, unosząc z sobą tygodnie, miesiące, bez wstrząśnień i bez zmęczenia. Jestem bardzo szczęśliwa, ale chcę być jeszcze szczęśliwsza, nie wiecie wszystkiego…
MIMI
Czego?
MAŁGORZATA
Mówiliście mi przed chwilą, że ja nie żyję tak jak wy: nie długo będziecie mi to mówili.
MIMI
Jak to?
MAŁGORZATA
Armand niczego się nie domyśla: kazałam sprzedać wszystko, co posiadam w Paryżu, cały swój apartament, do którego nie chcę nawet wracać. Spłaciłam wszystkie długi, wynajmę mieszkanko niedaleko was, umebluję je bardzo skromnie i będziemy tak żyli, zapominając o wszystkim i przez wszystkich zapomniani. W lecie będziemy mieszkali na wsi, ale skromniej niż tu. Gdzież są ludzie, którzy pytają, co to jest szczęście? Wyście mnie tego nauczyli, a teraz ja mogę ludzi uczyć, skoro zechcą.
ANNA
Proszę pani, jakiś pan pragnie z panią mówić.
MAŁGORZATA
Do Mimi i Gustawa.
To pewnie pośrednik, którego oczekuję. Idźcie do ogrodu, przyjdę do was. Pojadę z wami do Paryża… wszystko zakończymy razem. Do Anny. Wprowadź.
Małgorzata, dawszy ostatni znak Gustawowi i Mimi, którzy wychodzą, zbliża się do drzwi, przez które wchodzi pan Duval.
SCENA CZWARTA
PAN DUVAL – MAŁGORZATA – potem ANNA.
PAN DUVAL
W progu.
Czy panna Małgorzata Gautier?
MAŁGORZATA
Tak, panie. Z kim mam zaszczyt?
PAN DUVAL
Nazywam się Duval.
MAŁGORZATA
Duval!
PAN DUVAL
Tak, pani, ojciec Armanda.
MAŁGORZATA
Zmieszana.
Armanda nie ma tutaj.
PAN DUVAL
Wiem o tym… toteż z panią samą chciałem mówić. Niech pani zechce wysłuchać. Mój syn kompromituje się i rujnuje dla pani.
MAŁGORZATA
Pan się myli, proszę pana. Nikt już, dzięki Bogu, nie interesuje się mną, a ja nie przyjmuję nic od Armanda.
PAN DUVAL
To znaczy – ponieważ pani zbytek i wydatki są znane – to znaczy, że mój syn jest na tyle nikczemny, aby trwonić z panią to, co pani przyjmuje od innych.
MAŁGORZATA
Daruje pan! ale jestem kobietą i jestem u siebie w domu – te dwie przyczyny powinny dostatecznie zapewnić mi prawo do pańskiej grzeczności. Ton, jakim pan do mnie przemawia, nie jest tonem człowieka dobrze wychowanego, którego mam zaszczyt widzieć po raz pierwszy: zatem…
PAN DUVAL
Zatem?
MAŁGORZATA
Poproszę pana, abyś mi się pozwolił oddalić, bardziej jeszcze przez wzgląd na pana niż na mnie.
PAN DUVAL
W istocie, kiedy się słyszy ten styl, kiedy się widzi te maniery, z trudnością przychodzi pamiętać, że styl jest pożyczony a maniery przybrane. Dobrze mi mówiono, że pani jest niebezpieczną osobą.
MAŁGORZATA
Tak, panie, niebezpieczną, ale dla siebie, nie dla innych.
PAN DUVAL
Niebezpieczna czy nie, niemniej faktem jest, moja panno, że Armand rujnuje się dla pani.
MAŁGORZATA
Powtarzam panu, z całym szacunkiem, jaki jestem winna ojcu Armanda, powtarzam, że pan się myli.
PAN DUVAL
Zatem, co znaczy ten list rejenta, który mnie ostrzega, że Armand chce przelać na panią swą rentę?
MAŁGORZATA
Upewniam pana, że jeżeli Armand to zrobił, zrobił to bez mej wiedzy: wiedział dobrze, że, gdyby mi to ofiarował, byłabym odmówiła.
PAN DUVAL
Jednak nie zawsze mówiła pani w ten sposób.
MAŁGORZATA
To prawda, ale wówczas nie kochałam.
PAN DUVAL
A teraz?
MAŁGORZATA
A teraz kocham najczystszym uczuciem, jakie kobieta może znaleźć w swoim sercu, kiedy Bóg ulituje się nad nią i ześle jej skruchę.
PAN DUVAL
A, frazesy.
MAŁGORZATA
Niech pan posłucha… Mój Boże, ja wiem, że przysięgom kobiet takich jak ja nie wierzy się zbytnio, ale przysięgam na wszystko, co mam najdroższego w świecie, na moją miłość do Armanda, że nie wiedziałam o tej darowiźnie.
PAN DUVAL
Jednakże, proszę pani, musi pani przecież z czegoś żyć.
MAŁGORZATA
Zmusza mnie pan do powiedzenia tego, co chciałam zamilczeć: że jednak przede wszystkim zależy mi na szacunku ojca Armanda, powiem. Od czasu jak znam pańskiego syna, nie chcąc, aby moja miłość była bodaj przez chwilę podobna do tego, co dotąd w moim świecie nazywano tym mianem, zastawiłam lub sprzedałam kaszmiry, diamenty, klejnoty, powozy… Kiedy przed chwilą powiedziano mi, że ktoś się chce ze mną widzieć, myślałam, że to handlarz, któremu sprzedaję meble, obrazy, dywany, resztę zbytku, który mi pan wyrzuca… Wreszcie, jeżeli pan wątpi o moich słowach – o, nie oczekiwałam pana, nie może pan tedy przypuszczać, że ten akt przygotowany jest na pańską intencję, a jeżeli pan wątpi, proszę, niech pan czyta.
Pokazuje mu akt sprzedaży, który oddała jej Prudencja.
PAN DUVAL
Czyta.
Sprzedaż ruchomości z obowiązkiem włożonym na nabywcę, aby spłacił wierzycieli i wręczył pani nadwyżkę. Patrząc na nią ze zdziwieniem. Czyżbym się omylił?…
MAŁGORZATA
Tak panie, omylił się pan lub raczej pana zmylono… Tak, byłam szalona; tak, mam smutną przeszłość; aby ją zmazać, od czasu jak kocham, oddałabym ostatnią kroplę krwi… Och, co bądź panu powiedziano, ja mam serce, wierz mi pan, ja jestem dobra… zobaczy pan, kiedy mnie pan lepiej pozna… To Armand mnie przeobraził!… On mnie pokochał, on mnie kocha! Pan jest jego ojcem, musi pan być dobry jak on!… Błagam pana, niech pan nie mówi źle o mnie… On by ci uwierzył, bo cię kocha, a ja pana poważam i kocham, bo pan jest jego ojcem!
PAN DUVAL
Przepraszam panią. Źle się zachowałem przed chwilą, nie znałem pani, nie mogłem zgadnąć wszystkiego, co w pani odkrywam… Przybyłem tu podrażniony milczeniem syna i jego niewdzięcznością, o które oskarżałem ciebie… Przepraszam panią.
MAŁGORZATA
Dziękuję panu za te dobre słowa…
PAN DUVAL
Toteż, w imię tych twoich szlachetnych uczuć, poproszę panią, abyś dała Armandowi najwyższy dowód miłości, jaki mu dać możesz!
MAŁGORZATA
Och, panie, niech pan nie mówi, błagam!… Pan zażąda ode mnie czegoś straszliwego, tym straszliwszego, że zawsze to przeczuwałam… Musiał pan przybyć… Byłam zanadto szczęśliwa!…
PAN DUVAL
Nie gniewam się już, rozmawiamy jak dwa uczciwe serca, ożywione tym samym uczuciem i żądne oba – nieprawdaż? – dowieść tej miłości istocie, która nam jest droga…
MAŁGORZATA
Tak, tak, panie! Tak!
PAN DUVAL
Dusza twoja posiada szlachetność, obcą wielu kobietom… Toteż mówię do pani, Małgorzato, jak ojciec… jak ojciec, który przychodzi cię błagać o szczęście swoich dwojga dzieci…
MAŁGORZATA
Dwojga dzieci?
PAN DUVAL
Tak, Małgorzato, dwojga dzieci… Mam córkę, młodą, piękną i czystą jak anioł… Kocha pewnego młodzieńca. I ona także czyni z tej miłości nadzieję swego życia, ale ona ma prawo do tej miłości… Mam ją wydać za mąż, pisałem to Armandowi, ale Armand, cały pogrążony w tobie, nawet nie odebrał moich listów… Mógłbym umrzeć, a on by się o tym nie dowiedział… Otóż, moja Blanka, moje ukochane dziecko, ma wyjść za porządnego człowieka, wchodzi do uczciwej rodziny, która żąda, aby wszystko było też uczciwe w mojej… Świat ma swoje wymagania, zwłaszcza na prowincji… Choćby uczucie, jakie cię przepełnia, oczyściło cię zupełnie w oczach Armanda, nawet w moich, nigdy nie oczyścisz się w oczach świata… zawsze będzie widział w tobie tylko twoją przeszłość i zamknie ci bez litości drzwi… Rodzina człowieka, który ma zostać moim zięciem, dowiedziała się o życiu Armanda; oświadczyła mi, że cofnie słowo, jeżeli Armand będzie dalej żył w ten sposób. Przyszłość młodej dziewczyny, która ci nie zrobiła nic złego, może być złamana przez ciebie, Małgorzato. W imię twojej miłości, błagam cię o szczęście córki.
MAŁGORZATA
Jaki pan jest dobry, że pan raczy przemawiać do mnie w ten sposób: czyż mogłabym zostać głucha na tak zacne słowa? Tak, rozumiem pana, ma pan słuszność. Wyjadę z Paryża. Oddalę się od Armanda na jakiś czas. To będzie bolesne, ale zrobię to dla pana, żeby pan nie mógł mi nic wyrzucać… Zresztą, radość powrotu pozwoli zapomnieć o bólu rozłąki. Pozwoli pan, aby do mnie pisał czasami, a kiedy siostra jego wyjdzie za mąż…
PAN DUVAL
Dzięki, Małgorzato, dzięki, ale ja o co innego proszę.
MAŁGORZATA
O co innego! I czego pan może żądać więcej?
PAN DUVAL
Posłuchaj mnie, moje dziecko, i mówmy szczerze. Chwilowe rozłączenie nie wystarcza.
MAŁGORZATA
Chce pan, abym się rozstała z Armandem zupełnie?
PAN DUVAL
Tak trzeba!
MAŁGORZATA
Nigdy!… Pan nie wie chyba, jak my się kochamy? Pan nie wie, że ja nie mam ani przyjaciół, ani krewnych, ani rodziny; że, przebaczając mi, on przyrzekł mi być tym wszystkim i że ja zamknęłam w jego życiu moje? Nie wie pan wreszcie, że ja jestem dotknięta śmiertelną chorobą, że mam tylko kilka lat życia? Opuścić Armanda, to tyle co zabić mnie od razu.
PAN DUVAL
No, no, spokojnie, nie przesadzajmy… Jesteś młoda, jesteś piękna, bierzesz za chorobę trochę znużenia burzliwym życiem: nie umrzesz z pewnością przed wiekiem, w którym śmierć jest błogosławieństwem. Żądam od ciebie olbrzymiego poświęcenia, wiem o tym, ale musisz je dla mnie uczynić. Posłuchaj mnie. Znasz Armanda od trzech miesięcy i kochasz go! Ale czy miłość tak młoda ma prawo łamać całą przyszłość? a wszak ty całą przyszłość mego syna łamiesz, wiążąc go do siebie! Czy jesteś pewna trwania tej miłości? Czyś się już nie omyliła kiedy? A gdybyś nagle – za późno – miała spostrzec, że ty nie kochasz mego syna, gdybyś miała pokochać innego? Przebacz mi, ale przeszłość daje prawo do takich przypuszczeń.
MAŁGORZATA
Nigdy nie kochałam i nie będę kochała, tak jak kocham.
PAN DUVAL
Niech i tak będzie. Ale jeżeli ty się nie mylisz, to może on się myli. W jego wieku, czyż serce może wiązać się na stałe? Czyż serce nie zmienia ustawicznie swoich uczuć? To samo serce, które w synu kocha ponad wszystko rodziców, które w mężu ponad rodziców kocha żonę, które później w ojcu kocha dzieci bardziej niż rodziców, żonę i kochanki. Natura jest wymagająca, ponieważ jest rozrzutna. Możliwe jest tedy, że się mylicie oboje. Oto prawdopodobieństwa. A teraz czy chcesz widzieć fakty i pewniki? Słucha mnie pani, nieprawdaż?
MAŁGORZATA
Czy słucham, dobry Boże!
PAN DUVAL
Jest pani gotowa poświęcić wszystko dla mego syna, ale gdyby on przyjął twoją ofiarę, jakimż on poświęceniem zdoła ci to odpłacić? Zabierze ci twoje piękne lata, a potem, kiedy przyjdzie przesyt – bo przyjdzie – cóż się stanie? Albo okaże się człowiekiem lichym i wówczas, rzucając ci w twarz twoją przeszłość, opuści cię, oświadczając, iż czyni tylko tak jak inni: albo też będzie uczciwym człowiekiem, ożeni się z tobą lub przynajmniej zatrzyma cię przy sobie. Ten związek, czy to małżeństwo, którego podstawą nie będzie czystość, którego podporą nie będzie religia, ani owocem rodzina, ta rzecz może do usprawiedliwienia u młodego chłopca, czym będzie u człowieka dojrzałego! Jaka ambicja będzie mu dostępna?… Jaki zawód otwarty?… Jakąż pociechę będę miał z syna, poświęciwszy dwadzieścia lat dla jego szczęścia?… Wasz związek nie jest owocem dwóch czystych sympatii, połączeniem dwóch niewinnych serc! To namiętność na wskroś ziemska i ludzka, zrodzona z kaprysu i zachcianki! Cóż z niej zostanie, kiedy postarzejecie się oboje?… Kto ci zaręczy, czy pierwsza zmarszczka na twym czole nie zdejmie przepaski z jego oczu, że złudzenia jego nie rozwieją się z twą młodością?
MAŁGORZATA
Och! Rzeczywistość!
PAN DUVAL
Czy widzisz waszą wspólną starość, podwójnie samotną, podwójnie opuszczoną, podwójnie jałową? Jakie wspomnienie zostawicie?… Co użytecznego spełnicie? Wasze drogi są zupełnie różne, przypadek złączył je na chwilę, ale rozsądek rozdziela je na zawsze! W życiu, które stworzyłaś sobie dobrowolnie, nie mogłaś przewidzieć tego, co się zdarzyło… Byłaś szczęśliwa trzy miesiące, nie plam tego szczęścia, którego trwanie jest niemożebne!… Zachowaj w sercu jego wspomnienie… Niech cię uczyni silną, to wszystko, czego masz prawo od niego żądać!… Kiedyś będziesz dumna z tego co uczyniłaś, i całe życie będziesz miała szacunek dla siebie samej… Mówi do ciebie człowiek, który zna życie… błaga ciebie ojciec… No, Małgorzato, daj mi dowód, że kochasz naprawdę mego syna… Odwagi!
MAŁGORZATA
Do siebie.
A więc co bądź by uczyniła, upadła istota nie podniesie się nigdy! Bóg jej przebaczy może, ale świat będzie nieugięty! W istocie, jakież ty masz prawo zajmować w sercu rodziny miejsce, które należy się jedynie cnocie?… Kochasz?… I cóż stąd?… Ładna mi racja! Jakikolwiek dałabyś tej miłości dowód, nie uwierzą ci, i słusznie! Co ty nam mówisz o miłości, o przyszłości?… Spójrzże na swoją brudną przeszłość!… Któryż mężczyzna chciałby cię nazwać żoną?… Które dziecko chciałoby cię nazwać matką?… Ma pan słuszność; wszystko, co pan mówi, mówiłam i ja sobie ze zgrozą… że jednak mówiłam sama sobie, nie umiałam tego wysłuchać do końca… Pan mi to powtarza, zatem to jest prawda! Trzeba jej ulec… Mówi mi pan w imię swego syna, w imię córki, to i tak wielka łaska z pańskiej strony, że powołujesz się na takie imiona! Więc dobrze! Powie pan kiedyś tej pięknej i czystej dziewczynie, bo dla niej chcę poświęcić moje szczęście – powie jej pan, że była niegdyś kobieta, która miała już tylko jedną w świecie nadzieję, jedną myśl, jedno marzenie… i że zaklęta jej imieniem, kobieta ta wyrzekła się wszystkiego, zgniotła serce swoje własnymi rękami i umarła z tego, bo ja z tego umrę, tak, panie, i wówczas może Bóg mi przebaczy.
PAN DUVAL
Z mimowolnym wzruszeniem.
Biedna kobieta!
MAŁGORZATA
Żałuje mnie pan, zdaje się mi nawet, że pan płacze, dziękuję za te łzy, uczynią mnie tak silną, jak pan tego pragnie. Żąda pan, bym się rozstała z pańskim synem dla jego spokoju, dla jego honoru, dla jego przyszłości? Niech pan rozkazuje, jestem gotowa.
PAN DUVAL
Trzeba mu powiedzieć, że go już nie kochasz.
MAŁGORZATA
Uśmiechając się smutnie.
Nie uwierzy.
PAN DUVAL
Trzeba wyjechać.
MAŁGORZATA
Pojedzie za mną.
PAN DUVAL
W takim razie…
MAŁGORZATA
Czy pan wierzy, że kocham Armanda, że kocham go miłością bezinteresowną?
PAN DUVAL
Tak, Małgorzato.
MAŁGORZATA
Czy pan wierzy, że miłość ta stała się szczęściem i odkupieniem mego życia?
PAN DUVAL
Wierzę.
MAŁGORZATA
A więc, niech mnie pan uściska, tak jakby pan uściskał swoją córkę, a ja panu przysięgam, że ten pocałunek, jedyny naprawdę czysty, jaki kiedykolwiek otrzymałam, pozwoli mi pokonać moją miłość. Zanim tydzień upłynie, syn pański wróci do domu, może nieszczęśliwy na jakiś czas, ale wyleczony na zawsze: przysięgam panu także, że nigdy nie dowie się o tym, co tu zaszło między nami.
PAN DUVAL
Ściskając ją.
Jesteś dobra i szlachetna, Małgorzato, ale obawiam się…
MAŁGORZATA
O, niech się pan nie obawia, będzie mnie nienawidził. Dzwoni. Wchodzi Anna. Poproś panią Duvernay, aby przyszła.
ANNA
Słucham panią.
Wychodzi.
MAŁGORZATA
Do pana Duval.
Proszę o ostatnią łaskę!
PAN DUVAL
Mów, pani, mów.
MAŁGORZATA
Za kilka godzin Armand uczuje największą boleść, jakiej zaznał i jakiej zazna może w życiu. Będzie potrzebował serca kochającego, niech pan będzie w pobliżu, niech pan będzie przy nim. A teraz rozstańmy się: lada chwila może wrócić, wszystko byłoby stracone, gdyby nas ujrzał razem.
PAN DUVAL
Ale co pani uczyni?
MAŁGORZATA
Gdybym powiedziała, obowiązkiem pańskim byłoby mnie powstrzymać.
PAN DUVAL
Co mogę uczynić dla ciebie w zamian za to, co ci będę zawdzięczał?
MAŁGORZATA
Możesz, kiedy już umrę i kiedy Armand będzie przeklinał mą pamięć, możesz mu wyznać, że go kochałam i że dałam tego dowód. Słyszę kroki, żegnam pana, nie zobaczymy się zapewne nigdy, bądź pan szczęśliwy!
Pan Duval wychodzi.