Kitabı oku: «Marcin Studzieński», sayfa 4

Yazı tipi:

II

 
To nie wiatr wieje od stron południa,
Przez Ukrainę i przez Polesie;
To nie zaraza wioski wyludnia:
To Tatar nóż swoj morderczy niesie,
W piaskach i górach Litwy szczęśliwéj;
To nie huragan szalony hasa:
Tatar pustoszy złociste niwy,
Tatar kwieciste łąki wypasa.
Ludzka się praca w niwecz obraca,
Krew chrześcijańska płynie jak fala,
Co dnia a co dnia smolna pochodnia
Insze29 słomiane dachy zapala.
Daléj a daléj chmura się wali,
Wiatr ją zaledwie wyprzedzić zdoła,
Gwizdnie na dachy biednego sioła,
Aby się ludzie w lasy chowali.
Gwizdnie, uderzy o baszty wieży,
Ażeby strzelbę miano w odwodzie,
Sygnał baczności da dla rycerzy,
A serce niewiast strachem przebodzie.
Daremna wietrze twoja usługa!
Zaledwie kmiotek przestrogę zgadnie,
Zaledwie woły wyprzęgnął z pługa,
Już go tatarska horda opadnie.
Jaskółki skore30 nie zawsze w porę
Zdołają zemknąć31 z strzechy rolnika,
Szczęka krzesiwo i strzecha gore,
I dym i płomień odlot zamyka:
I ginie ptaszę.
                   Ledwie w poddasze
Zawionie, wietrze, twoja przestroga,
Zaledwie rycerz pałasz przypasze,
Już go krępują powrozy wroga.
Ledwie niewiasta wieścią strwożona,
Zdoła wykrzyknąć, włożyć krzyż pański
Na biedne czoło, piersi, ramiona,
A już ją wloką w jasyr pogański.
Próżno rycerstwo po stepie hasa,
Zbiera podsłuchy, śledzi oczyma,
Z gór się przygląda, śledzi wśród lasa,
Wczoraj tu byli, a dzisiaj nie ma.
Tatar co chwila szlaki omyla,
Z każdej przystani albo noclega32
Albo rozsypką czwałuje33 szybko,
To w niezliczony hufiec się zbiega.
Lecą – jak leci szarańcza mnoga
Z kraju do kraju, z niwy na niwę,
Za hordą ślady – krew i pożoga,
Przed hordą gońce – wieści trwożliwe.
 

III

 
Król Aleksander złożon niemocą,
Do snu wiecznego ma zamknąć oczy,
Wtem jeden goniec przyleciał nocą,
Że już Podole we krwi się broczy;
Przyleciał drugi, od Ukrainy,
Z wieścią o wojsku nieprzyjaciela,
Że Achmet-Geréj ze swemi syny34,
Na cztery części hordę rozdziela.
Jedna część w środek litewskiéj Rusi,
Pod starą Mińska poszła warownię,
Druga w Polesiu plądrować musi,
Do twierdzy słuckiej drze się gwałtownie,
A trzecia, pewna dobrego skutku,
Poszła na Połock z tysiącem koni,
A czwarta horda, już w Nowogródku,
Którego Gasztołd walecznie broni.
Przyleciał goniec trzeci i czwarty,
A wszyscy bladzi i przerażeni,
Bo pożar wszędzie już rozpostarty,
Bo Litwa gore w dziesięć płomieni.
Struchlało Wilno – radni panowie
Do boku króla zbiegli się trwożnie,
Król konający, odzyskał zdrowie:
Swoją powinność uczuł pobożnie;
Próżno królowa do stóp się ściele,
Próżno się senat odradzić stara,
Król chce sam stanąć na wojska czele,
Chrobre rycerstwo wieść na Tatara.
Rada senatu długo się wlecze,
Lecz od zamiaru go nie odwiodła,
Młodzież rycerska brząknęła w miecze,
Przywdziała zbroje i konie siodła.
Kniaź Gliński wodzem! a każdy z panów
Gotuje hufce swoich żołnierzy;
Skreślono kartę wojennych planów,
Kto, dokąd pójdzie i jak uderzy?
Już niepochmurne myślmi trwożnemi,
Ale zapałem błysnęły czoła,
Święte kochanie rodzinnéj ziemi,
Swych bohaterów do czynu woła.
I lecą z miasta oddziały chyże,
Stawić wrogowi rękę odporną, —
Szczęsny Illinicz, hrabia na Mirze,
Powiódł chorągiew pierwszą nadworną.
Spłonęły jego włości bogate,
Wróg nie przepuścił żadnemu siołu,
Hrabia pośpiesza dać mu odpłatę,
Jeszcze na świeżym stosie popiołu.
Odbić z niewoli niewiasty, dzieci,
Wzmocnić na duchu tych, co upadli,
I w cieplej jeszcze krwi swoich kmieci,
Miecz zahartować, by rąbał zjadléj.
 

IV

 
Sprawa ojczysta, sprawa wiadoma,
Syn winien czuwać, gdy cierpi matka;
Gdy idą bracia, wstyd zostać doma
Albo oszczędzać krwi swej ostatka!
Ze śmiałą głową, z duszą gotową,
Trzeba iść dla niéj na śmierć i klęski,
Więc pod chorągiew Illiniczową,
Stawił się rycerz Marcin Studzieński.
 

V

 
Jutro o świcie wojsko wyruszy,
Wygnać spod Mira nieprzyjaciela;
Do bolejącej kochanka duszy,
Zajrzał jaśniejszy promyk wesela:
Bo zawżdy serce zbywa kamienia,
Gdy powinności przed oczy staną,
Święty ich rozkaz wyrwał z uśpienia,
Pana Marcina myśl rozkochaną;
Nie czas o pięknej myśleć Maryi
Albo rozważać, że serce boli,
Gdy na schylonej braterskiéj szyi
Ciąży haniebny powróz niewoli.
Więc rzekł do siebie: «Miecza nie złożę,
Póki Tatarzyn w Litwie zostanie!
Mogliby miasto napaść broń Boże!
Och! a w tém mieście moje kochanie.
Héj na Tatary! moja szabelko!
Moj35 siwy koniu, do mnie co żywo!
Mamy przed sobą drogę tak wielką,
Szerokie pole i piękne żniwo!
Do mnie stalowa przyłbico stara!
Do mnie mój piękny rycerski pasie!
Kiedy powrócę, zbiwszy Tatara,
Może pan ojciec ubłagać da się…»
W takich nadziejach serce skąpawszy,
Westchnął modlitwą, pomyślał o niéj,
Uronił łezkę, – weselszy, żwawszy
Już śni, jak w polu Tatary goni.
 

VI

 
Piękny poranek na niebie świta,
Rzeźwo tchnie wietrzyk w cieniu gaika,
Młoda niewiasta płaszczem okryta,
Z murów się miejskich z wolna wymyka:
Wokoło siebie patrzy nieśmiało
I czegoś słucha, na kogoś czeka,
Wtem za gaikiem cóś36 zatętniało
I konny rycerz pędzi z daleka.
Przybiegł i dziarsko skoczył ze siodła,
Podali sobie ręce oboje,
Niewiasta miłem okiem powiodła
Jego sowito37 błyszczącą zbroję
I białą rączką konia popieści,
Gęstą zasłonę z twarzy odwinie
I rzecze głosem cichej boleści:
«Już nas odjeżdżasz, panie Marcinie!»
To była Maria – pierwszy raz w życiu
Przyszła w ten piękny lasek przy drodze,
Z domu rodziców wyszła w ukryciu;
Ach bo też ciężko było niebodze!
Chciała zobaczyć swego młodziana,
Na pożegnanie rzec mu: «Szczęść Boże!»,
Chciała powiedzieć, że żadna zmiana,
Nigdy w jéj sercu postać nie może…
A przecież milczy, jakby się sroma38,
Jak gdyby sama z siebie nierada,
Stoi niepewna i nieruchoma.
Na oczach uśmiech, a twarz jéj blada.
Tak się gdy grzmiące chmurzysko sunie,
Płynie po przedzie obłoczek bladszy,
Nim łzawym deszczem na ziemię lunie
Naprzód się w jasne słoneczko patrzy,
To się w cień schowa – to wymknie z cieni,
To poblednieje, to zarumieni.
Rycerz przywiązał konia do brzozki39,
Tarczę przewiesił na siodła łęku,
Wbił w ziemię ciężki oszczep dziadowski40
I rysią skórę zwiesił na ręku.
 

VII

 
Piękni w téj chwili byli oboje,
Ona do niego troskliwie rzekła,
«Panie Marcinie! Och ja się boję!
Chociaż całego stal cię oblekła.
Czy twoja pawęż41 dosyć jest zwinna?
I czy twój pancerz dosyć jest gruby?
Przebacz, żem śmiała, żem tak dziecinna,
Ale się lękam twojej zaguby.
Twojej zaguby… nie, to nad siły,
Nie mogę myśleć o twoim grobie,
Ciebie by w boju wrogi zabiły,
Mnie by zabiła tęskność po tobie:
Panie Marcinie! wracaj nieboże!
A pierś sklepiście okrywaj zbroją,
Rodzice moi zgodzą się może,
Będę szczęśliwą – bo będę twoją»
«Maryjo dobra! – rycerz odpowie —
Pancerz mój twardy, miecz mój nie kruchy
Niosę me życie, niosę me zdrowie,
Alem najlepszej pełen otuchy.
Gdy syn Kościoła walczy z pogany,
Nad głową jego anioł stróż lata,
A jego piersi strzeże od rany,
Bogarodzicy promienna szata,
Czuję, że w ostrzu mego brzeszczota
Jest bezpieczeństwo i pomsta braci;
Z tą myślą ręka potężniej grzmota,
A brzeszczot hartu swego nie traci,
Nie zdoła przebić serca w mem łonie,
Niech się Tatarzyn, jak chce, rozhula,
Kiedy pomyślę, że ciebie bronię,
Naszych kościołów, ludu i króla.
Zdrową mi zostań! ja wrócę zdrowo,
Może Bóg spełni nasze nadzieje,
Zamiast pancerza szatę godową
Z łupów tatarskich szytą przywdzieję.
Pereł, brylantów sznurek bogaty
Twéj pięknéj twarzy blasku przyczyni,
Z lamy złocistéj będą ornaty,
Do katedralnéj naszéj świątyni,
Sam Wojciech Tabor, wielki mąż Boży,
Choć go nie bawią złota ponęty,
Będzie wyglądać jak jaki święty,
Kiedy je włoży.
Bywaj mi zdrowa! żywym zostanę,
A nie zawstydzę mego oręża!»
I ucałował oczy spłakane,
I sam zapłakał… cichą łzą męża,
I wskoczył na koń, i ręką skinął,
Och bo się trudno rozstać z niebogą!
I koniem zręcznie w polu wywinął,
I pędem wiatru puścił się drogą.
 

VIII

 
Ona została – z tłumionem łkaniem,
W cichéj nadziei, w cichéj obawie,
Krzyż na powietrzu skreśliła za nim,
I do modlitwy klękła na trawie.
Nie było zaklęć ani rozpaczy,
Jeno kochanie, jeno tęsknota,
Bo rycerz widział, co słowo znaczy,
A więc mu zazdrość sercem nie miota,
I dziewic u nas serce dostojne,
Choć za kochankiem truchleje trwogą,
Nigdy nie rzekła: nie jedź na wojnę,
Bo tam na wojnie zabić cię mogą.
Do wszystkiej szlachty litewskiej rzeszy,
Kto jeno poczciw, niech oręż chwyci
I na obronę ojczyzny śpieszy.
Rosną chorągwie obrońców wiary,
Litwa grzmi echem wojennej nuty,
Gliński rozesłał swoje rajtary,
Aby tatarskie zbadać obroty.
 
29.inszy (daw.) – inny. [przypis edytorski]
30.skory – szybki. [przypis edytorski]
31.zemknąć – umknąć, uciec. [przypis edytorski]
32.noclega – dziś popr. forma D.lp: noclegu. [przypis edytorski]
33.czwałować – dziś: cwałować; jechać cwałem na koniu; cwał: najszybszy chód konia. [przypis edytorski]
34.ze swemi syny – dziś N.lm: ze swymi synami. [przypis edytorski]
35.moj – dziś: mój. [przypis edytorski]
36.cóś – dziś: coś. [przypis edytorski]
37.sowito – obficie; bardzo. [przypis edytorski]
38.sromać się – wstydzić się. [przypis edytorski]
39.brzozki – dziś: brzózki. [przypis edytorski]
40.dziadowski – tu: odziedziczony po przodku, dziadku (tj. dziadzie, ponieważ daw. słowo to używane było najczęściej bez zdrobnienia). [przypis edytorski]
41.pawęż – rodzaj tarczy. [przypis edytorski]
Yaş sınırı:
0+
Litres'teki yayın tarihi:
19 haziran 2020
Hacim:
40 s. 1 illüstrasyon
Telif hakkı:
Public Domain
İndirme biçimi:

Bu kitabı okuyanlar şunları da okudu