Kitabı oku: «Dlaczego zabija», sayfa 5

Yazı tipi:

Rozdział dziesiąty

Avery zadzwoniła na 911, trzymając cały czas pistolet wycelowany w George’a. Użyła walkie-talkie, by wezwać posiłki. Ramirez nie mógł uwierzyć w skalę swojej głupoty, ani w to że rana może aż tak boleć. Co jakiś czas potrząsał głową i mamrotał do siebie.

– Nie mogę uwierzyć, że ten świr na mnie skoczył.

– Jest szybki – przyznała Avery. – Trenujesz coś, George. W wojsku? Marynarce? To dlatego byłeś w stanie porwać Cindy?

George siedział po turecku, w ciszy, ze zwieszoną głową.

– Jak rana? – Avery spytała Ramireza.

– Nie wiem. Mogę oddychać, więc chyba nie trafił w płuco. Ale boli jak skurwysyn.

Potem zamilkł i spojrzał na nią z podziwem.

– Dzięki, Black. Uratowałaś mi tyłek. Sporo ci wiszę.

Po przyjeździe karetki ratownik medyczny założył opatrunek podciśnieniowy i zadał Ramirezowi kilka pytań. Według wstępnej diagnozy nóż raczej ominął płuco. Przez cały czas Ramirez kręcił głową. – Głupek – powtarzał. – Głupek.

Przywieziono nosze na kółkach, aby go zabrać.

– Ja niebawem wrócę – rzekł do Avery. – Nie martw się. To drobiazg. To jest tylko skaleczenie. Hej, George – krzyknął. – Napadłeś na policjanta. Za to dostaje się maksimum sześć lat. A jeśli zabiłeś tę dziewczynę, będzie dożywocie.

Ochroniarz Harvardu towarzyszył Avery do momentu przybycia policji po George’a. Przez cały czas nikt nic nie mówił. W ciągu swojej trzyletniej służby Avery przebywała już wcześniej wśród zabójców, wielu zabójców, ale to dzieciaki uzbrojone w pistolety i noże wprawiały ją w zadumę: dzieciaki takie jak George. Studenci wyższych uczelni. Uniwersytetu Harvarda. Osoby, które pozornie miały wszystko, a i tak były wewnątrz pokiereszowane, rozbite.

Po przybyciu policji, która zabrała George’a, Avery stała sama w apartamencie. Po głowie krążyło jej słowo: “dlaczego”.

Dlaczego to zrobił?

Dlaczego? Dlaczego? Dlaczego?

Przez cały czas widziała twarz Howarda Randalla.

– Co się porobiło z tym światem? – zadawała sobie pytanie. – Wystarczy spojrzeć na to miejsce. Widok na niebo. Luksus w każdym calu. Młody, przystojny, sprawny fizycznie chłopak, który właśnie zaatakował i dźgnął nożem policjanta.

W głowie pojawiały się inne twarze: twarze członków gangów, i wściekłych mężów i pijanych psycholi, którzy zabijali niewinnych ludzi i tych innych – dzieciaków, sześciolatków z pistoletami maszynowymi Uzi przytroczonymi do klatki piersiowej.

Dlaczego?

Czy chodziło o ból? Ból takiego trudnego życia?

Napłynęło wspomnienie: jej ojciec, rozczochrane, siwe włosy, braki w uzębieniu, strzelba w dłoni.

– Chcesz gadać o bólu? – ironizował. – Odstrzelę ci ten pieprzony łeb! Wtedy się przekonasz, co to ból, smarkulo! Tak czy nie!?

Avery wstała.

Wszyscy już wyszli, a wciąż trudno jej było skupić uwagę na pomieszczeniu. Teraz pokój i George Fine wskoczyli na pierwsze miejsce jej priorytetów.

– Kim jesteś? – spytała.

Ściany były praktycznie gołe, z wyjątkiem jednego zdjęcia George’a, na którym z dumą prezentował medal zdobyty w biegu. Na biurku Avery znalazła klucze i portfel. Na łańcuszku wisiało przynajmniej dziesięć kluczy.

– Po co ci ich tyle? – zastanawiała się.

Nie było hasła blokującego jego komputer. Sprawdzenie ostatniej aktywności w Internecie okazało się bezcelowe: kilka pornograficznych filmików, porad dotyczących związków, miejsca treningów na terenie kampusu. Otwarte były dwie strony mediów społecznościowych.

– Na jednej z nich miał trzydziestu dwóch znajomych – Dusza towarzystwa – pomyślała z sarkazmem.

W szafie znalazła schowane pudełko ze zdjęciami: George z grupą mężczyzn ubranych w koszulki rezerwistów w lesie; George w towarzystwie rodziców z Harvardem w tle; Cindy Jenkins, setki zdjęć Cindy Jenkins: Cindy w centrum handlowym, Cindy na dziedzińcu Harvardu, Cindy na imprezie. Każde zdjęcie sprawiało wrażenie, jakby zrobiono je potajemnie, z oddali lub czasem tuż obok niej, ale bez jej wiedzy.

– Jezu.

Wezbrała w niej wściekłość. Nie z powodu tego, co znalazła w szafie, ani tego, co George mógł zrobić, gdyby zostawić go bez nadzoru, ale na Harvard, dziekana i utrzymywanie tajemnicy, przez co prawie zginął jej partner.

Kilka minut przeszukiwania telefonu i Avery wybrała numer.

– Poproszę z dziekanem Isleyem – powiedziała.

– Przykro mi – odparła asystentka. – Pan dziekan jest na spotkaniu.

– Nawet jeśli jest na księżycu, mnie to, kurwa, nie interesuje – warknęła Avery. – Mówi Avery Black, z policji w Bostonie, Wydział Zabójstw. Stoję właśnie w pokoju jednego z Państwa studentów, George’a Fine’a. Czy pan Isley wiedział coś o George’u? Musiał, ponieważ Wasz “typowy” student ostatniego roku Harvardu właśnie dźgnął nożem policjanta. Proszę go w tej chwili poprosić do telefonu!

– Proszę się nie rozłączać.

Dziekan pojawił się po dwóch minutach.

– Halo, dzień dobry pani – powiedział. – Przepraszam, że kazałem pani czekać. Właśnie informowano mnie o państwa czynnościach dziś rano.

– Usiłuję właśnie coś zrozumieć – powiedziała Avery. – Mój przełożony, Dylan Connelly dzwonił do pana wczoraj wieczorem z prośbą o informacje o George’u Fine’ie i Winstonie Gravesie. Powiedział pan, a ja cytuję mojego partnera, który został dźgnięty nożem: “To porządni chłopcy z porządnych rodzin”. Czy chciałby pan zrewidować swoje stanowisko?

Dziekan odchrząknął.

– Nie jestem pewien, o co pani chodzi – powiedział.

– Doprawdy? Mnie się wydaje, że nie mogę wyrażać się jaśniej. Powiem to zatem inaczej. Mamy rannego policjanta. Mamy jedną martwą dziewczynę. Teraz mamy głównego podejrzanego, który, jak pan był uprzejmy powiedzieć, nie stanowił problemu. Daję panu ostatnią szansę na to, aby zrewidował pan swoje stanowisko, a potem poważnie zastanowię się, czy nie wnieść oskarżenia. Właśnie odkryłam, że George Fine jest rezerwistą. Nie sądzi pan, że to może być istotna informacja? Szkolił się również w sztukach walki. Kolejna istotna rzecz. Jakoś nie wpisuje się w obraz porządnej rodziny. Czy wie pan o nim coś jeszcze?

– Proszę pani, nasze relacje ze studentami …-

– Albo pan mi powie natychmiast, albo się rozłączam i zostaje pan sam.

– Proszę pani, nie mogę tak po prostu —

– Pięć… cztery… po jeden – rozłączam się…

– Mamy —

– Macie martwą dziewczynę oraz potencjalnego mordercę w rękach … trzy… dwa…”

– No dobrze! – wykrzyknął zrezygnowany.

Zwiesił głos.

– Musi pani wiedzieć – powiedział – że nikt tutaj tak naprawdę nie wierzy, że jeden z naszych studentów mógłby potencjalnie odpowiadać za —

– Dźgnął nożem policjanta. Mojego partnera. Proszę mówić, co pan wie.

– Przez pierwsze dwa lata na uczelni był dyscyplinarnie zawieszony – przyznał dziekan. – Łaził za młodą dziewczyną ze Scaredale: Tammy Smith. Pojawiły się… problemy. Nie wniesiono oskarżeń. Nie chcieliśmy prasy. Miał ścisły zakaz zbliżania się do niej na odległość mniejszą niż dwieście metrów oraz nakaz odbywania cotygodniowych wizyt u naszego psychologa. Odnosiłem wrażenie, że sesje dały pomyślne efekty. Od tamtego czasu był wzorowym studentem.

– Coś jeszcze?

– To wszystko. Mamy akta, jeśli chciałaby pani do nich zajrzeć.

– A Winston Graves?

– Graves? – Dziekan prawie się roześmiał. – To jeden z najlepszych studentów ostatniego roku, wybitny w każdym aspekcie. Wysoce poważam i jego, i jego rodzinę.

– Żadnych tajemnic? – nagabywała Avery.

– Żadnych, o których bym wiedział.

– To znaczy, że mogą jakieś być – stwierdziła Avery. – Sama to sobie sprawdzę. A jeśli jeszcze raz zadzwoni do pana policjant z prośbą o informacje, to może warto się bardziej wysilić i współpracować przy ich udzielaniu. “Policjant dźgnięty nożem w akademiku Harvardu” to chyba nie jest najlepszy nagłówek w kontekście naboru na uczelnię.

– Chwileczkę, chyba uzgodniliśmy …

Avery rozłączyła się.

Kolejną osobą, do której zadzwoniła, był Jones – chudy Jamajczyk z poczuciem humoru, który zawsze się na wszystko skarżył, nawet, gdy bawił się w najlepsze.

– Tu Jones – powiedział.

– Tu Black. Jak ci idzie z tym monitoringiem ulic?

Jones był uwięziony w ciemnym biurze, w towarzystwie dwóch techników w niebieskich ubraniach. Pochylił się w przód nad klawiaturą i wytrzeszczył oczy, jakby miał skoczyć z dachu.

– Oszalałaś, Black – poskarżył się. – Wiesz o tym prawda? Jak długo jeszcze mam się babrać w tym gównie? To przypomina zgadywankę. Muszę zgadnąć, gdzie on mógł się udać, potem zdobyć dostęp do tych kamer i łapać odpowiednie momenty, żeby się przekonać, co się dzieje. Od wielu godzin gapię się w nicość. Tylko raz dopisało mi szczęście.

– Dopisało ci szczęście?

– Taa – powiedział i spojrzał w ekran. – Jestem teraz w kontroli ruchu ze Stanem i jego dziewczyną, Frankiem. Są świetni. Przez cały dzień mi pomagają. Co ja robię? Uzyskałem dostęp do kamer na światłach przy Auburn, w Hawthorn. Wiesz, do czego doszedłem? Znalazłem tego twojego minivana. Jedzie w górę Auburn, mija Hawthorn. Sprawdzam Auburn dalej na zachód, mija Aberdeen. I znowu widzę minivana. Jedzie na zachód.

– Gdzie pojechał potem?

– Ty chyba żartujesz! – wykrzyknął Jones. – Chyba mylisz mnie z systemem obrazowania satelitarnego? To mi zajęło jakieś pięć godzin!

– I tak trzymaj – powiedziała Avery i rozłączyła się.

– Minivan jechał na zachód – pomyślała. – Za miasto. Jeśli George jest stąd, to z pewnością gdzieś ma dom.

Następnie zadzwoniła do Thompsona, długoletniego partnera Jonesa, wielkiego, zwalistego mężczyzny o karnacji zbliżonej do albinosa, z blond włosami, pełnymi wargami i kobiecymi rysami twarzy. Thompson wrócił do biura z grupą funkcjonariuszy z policji stanowej, zajadając się pączkami i opowiadając historię o tym, jak zastał Jonesa pogrążonego we śnie i domalował mu pyszczek króliczka.

– Thompson – odpowiedział głębokim głosem.

– Tu Black. Co słychać? -

– Minivan skierował się na północ Charles Street. To wszystko, co mam. Nie byłem pewien, czy sprawdzać mosty, czy nie.

– Mamy mordercę na wolności – warknęła Avery. – Sprawdzasz wszystko. Twój partner, Jones, zrobił dużo więcej od ciebie. Gdzie się udał, gdy już minął Charles Street?

– Zaraz sprawdzę – powiedział.

– Nie – odparła. – Na dzisiaj koniec obserwacji. Potrzebuję cię do czegoś ważniejszego – George’a Fine’a. Studenta Harvardu. Jestem u niego teraz. Ramireza został dźgnięty nożem. Jest w szpitalu. Potrzebne mi wszystko, co można znaleźć o George’u Fine’ie. Jeśli musisz, skontaktuj się z jego rodzicami. Jest w rękach policji. Ma gdzieś dom, może na północny-zachód od Harvardu? Klucze leżą tutaj, na jego biurku. Czy ma jakąś historię medyczną? Porozmawiaj z jego znajomymi, rodziną, z każdym, z kim się da, zrozumiano? Brak hasła blokującego komputer, zatem też możesz go przejrzeć. Do końca dnia masz dyżur na Harvardzie.

– Będę tam za minutę.

– Nie, masz być tu teraz! – krzyknęła i zakończyła połączenie.

– Na północ – pomyślała. – Pojechał na północ od Lederman Park. Może przez most i prosto na Harvard? Dlatego zatem miałby jechać na zachód po tym, gdy zgarnął Cindy z alejki?

– O co ci chodzi, Fine? – pomyślała i rozejrzała się po pokoju. – O co ci chodzi?

* * *

Godzinę później Avery dotarła do szpitala.

Nóż tylko drasnął płuco Ramireza. Na szczęście nie naruszył żadnego ważnego organu, ale lekarze musieli zszyć ranę wewnętrzną.

Udała się do poczekalni.

Trzech policjantów po cywilu już tam było. Twarz jednego z nich przypominała pyszczek żaby; tłustawy, z mocną szczęką, krótko ostrzyżonymi czarnymi włosami i wąskimi oczami.

– Świetnie – pomyślała Avery. – Finley.

Finley Stalls był jednym z najgorszych typów w wydziale. Głęboko nieszczęśliwy Irlandczyk pił co wieczór i każdego kolejnego ranka pojawiał się w biurze w złym nastroju. Cechowało do sardoniczne poczucie humoru. Chociaż nie był pierwszym, który czepiał się Avery, zawsze śmiał się jako ostatni.

Wszyscy trzej policjanci obdarzyli ją tym samym pozbawionym emocji spojrzeniem, do którego przyzwyczaiła się w wydziale. Już miała pomachać, aby wywołać choć trochę inną niż typową dla nich, reakcję, gdy Finley skinął głową w jej kierunku i powiedział szybkim, praktycznie niezrozumiałym, bostońskim akcentem.

– Diabelnie dobra robota.

Trudno jej było stwierdzić, czy żartował czy nie.

Drugi funkcjonariusz dołączył do chóru.

– Próbujesz pobić rekord w liczbie zabitych partnerów, Black?

– Acha – pomyślała. – Taki żart.

– Dajcie spokój – włączył się trzeci, zniesmaczony. – Zostawcie ją. To nie jej wina. Ramirez, przy podejrzanych, zachowuje się jak pieprzony palant. Zawsze nosi się, jakby dłoń Opatrzności chroniła go od zła wszelkiego. Pieprzony kretyn! Przecież to dzięki niej dotarł tu w jednym kawałku, nie?

– Złapaliście mordercę? – spytał drugi z policjantów.

– Zobaczymy – powiedziała Avery.

Czekała na kolejny żart, kolejny słowny atak, ale do niczego nie doszło. Policjanci po prostu pogrążyli się w myślach. Po raz pierwszy od długiego czasu Avery mogła się mentalnie zrelaksować w towarzystwie kolegów po fachu i spróbować skoncentrować.

Zadzwoniła do speców od kryminalistyki.

– Coś nowego, Randy?

Randy urzędowała w białym laboratorium w piwnicy wydziału. Na jej biurku stał mikroskop, przez który patrzyła w trakcie rozmowy.

– Dobrze, że dzwonisz – powiedziała. – Pamiętasz, jak rozmawiałyśmy o tych naturalnych narkotykach. Roślinach, które być może powodują paraliż, a ostatecznie zabijają ofiarę? Właśnie otrzymałam potwierdzenie w tej sprawie. Toksyny w jej organizmie wskazują na około sześćdziesięcioprocentowe opium. Bardzo czyste. Musiał mieć własną uprawę. Coś ci to daje?

– Rozmawiałam ze znajomym dealerem prochów – powiedziała Avery. – Spytałam, kto mógłby być tak durny, żeby sprzedawać nasiona maku i powodować spadek sprzedaży heroiny. Czekam na wieści. Miałam nadzieję, że trafisz na jakiś trop. Jeśli chodzi o oświetlenie LED i materiały ogrodnicze jestem w lesie. Można je dostać wszędzie.

– Oglądam teraz te paprochy pozdejmowane z ciała dziewczyny – rzekła Randy. – Jedno z nich zdecydowanie należy do kota, być może dachowca? Wydaje mi się, że nasz morderca lubi zwierzęta. Trzeba mieć nadzieję, że nie wypycha ich dla efektu. Są też ślady brudu. Typowego dla prac ogrodowych. Mogę powiedzieć, że mamy tutaj utalentowanego hodowcę, kogoś, kto trzyma rośliny, zwierzęta, ogrodowego maniaka.

Avery nie była w stanie połączyć tego w całość.

George Fine nie miał ani roślin, ani zwierząt.

– Może w innym miejscu – pomyślała. – Ale przecież byłyby chyba na to jakieś dowody w akademiku? Książki na temat botaniki, prochy?

– Dobra – powiedziała Avery. – Zadzwoń do mnie, jeśli coś jeszcze znajdziecie.

* * *

Późniejszym popołudniem Avery zapukała do sali Ramireza i weszła.

Machnięciem wysoko uniesionych rąk Ramirez zaprosił ją do środka i uśmiechnął się.

– Patrzcie, kogo tu mamy – zawołał. – Moja wybawczyni.

– Nie do końca – odpowiedziała Avery. – Co ja takiego zrobiłam?

– Zachowałaś zimną krew – zauważył Ramirez. – Zachowałaś się jak prawdziwa policjantka w obecności podejrzanego, a nie jak kretyński żółtodziób, jak ja. Ale jest dobrze – zmarszczył brwi. – Niebawem mnie stąd wypuszczą. Lekarz powiedział, że mogę jutro wyjść. W piątek zastaniesz mnie przy biurku.

– Pierwsze słyszę – powiedziała Avery. – Lekarz powiedział, że potrzeba co najmniej dwóch tygodni na wygojenie rany. Masz leżeć w łóżku.

– Co? – zajęczał Ramirez. – Nie mów tego kapitanowi. Nie zmuszaj mnie, żebym siedział na dupie w domu. Nie masz pojęcia, jak wygląda moje życie prywatne.

– A jak wygląda twoje życie prywatne? – zastanowiła się.

Ramirez stanowił dla niej zagadkę: przystojny, w świetnej formie, doskonale ubrany i najwyraźniej bez zmartwień. Atak ze strony George’a ukazał jego inne oblicze: trochę nieostrożny, zły i za mało wyćwiczony w samoobronie, aby poradzić sobie z napastnikiem działającym tak szybko i z zaskoczenia, jak George. Początkowo przypominał jej wszystkich mężczyzn, z którymi umawiała się przypadkowo na jedną noc kilka lat temu. Oni też prezentowali piękną otoczkę, a po zdjęciu z nich pierwszej czy drugiej warstwy, ukazywało się potworne pobojowisko. Miała nadzieję, że w przypadku jej partnera jest inaczej

– Widzę, ze naprawdę chcesz poznać moją tajemnicę, co? – powiedział. – Dobra, czemu nie. Jestem w łóżku, w szpitalu. Wiem, że znikam niczym Superman, ale tak szczerze? W środku jestem zwykłym facetem, Black. Uwielbiam swoją pracę, ale nie lubię wysiłku. Rzadko bywam na siłowni, a już zdecydowanie nie jestem przesadnie sprawny fizycznie. Widzisz, jak jestem zbudowany? Taki się urodziłem.

– W domu ktoś na ciebie czeka? – spytała Avery.

– Kiedyś miałem dziewczynę. Przez sześć lat. Odeszła ode mnie jakiś czas temu. Powiedziała, że mam zbyt duże problemy z angażowaniem się w związek. Wiesz, jak jest, Black! Nie oszukujmy się. Dlaczego taki świetny facet, jak ja, miałby się angażować w jedną kobietę, skoro po świecie chodzą ich miliony?

– Są setki powodów – pomyślała Avery.

Nasunęło jej się wspomnienie Jacka, byłego męża. Chociaż od dawna ze sobą nie rozmawiali, gdy była młodsza, bardzo chciała wyjść za niego za mąż. Dawał poczucie stabilności, łagodności, miłości i wsparcia. Bez względu na to, jak bardzo Avery stawała się natarczywa lub zdystansowana, był w pobliżu, czekając, zawsze gotów ją przytulić.

– Ludzie się chyba angażują, aby czuć się bezpiecznie – powiedziała.

– To żaden powód, by się angażować – odrzekł. – To musi wynikać z miłości.

Avery nigdy tak naprawdę nie rozumiała koncepcji miłości do czasu urodzenia córki Rose. Będąc młodą studentką sądziła, że kocha Jacka. Pojawiło się uczucie i tęskniła, gdy nie było go w pobliżu, ale jeśli byłaby naprawdę zakochana, to albo nie traktowałaby go jako coś oczywistego, albo by odeszła.

Urodziła Rose mając zaledwie dwadzieścia lat. Jack chciał założyć rodzinę jak najszybciej, ale po urodzeniu Rose Avery poczuła, że jest w potrzasku – koniec sam na sam z Jackiem, koniec z czasem dla siebie, koniec z życiem, karierą. Wszystko się poplątało. Z jej winy, jak się okazało – koniec z jej małżeństwem, koniec z byciem matką. I chociaż ona i Rose były nadal sobie obce, ona wiedziała, teraz już wiedziała.

– Co ty wiesz o miłości? – spytała.

– Wiem, jak sprawić, by moja kobieta czuła się dobrze. – uśmiechnął się, posyłając jej nieśmiałe, zalotne spojrzenie.

– To nie jest miłość – odrzekła Avery. – Miłość pojawia się wtedy, gdy jesteś gotów porzucić coś, co jest dla ciebie ważne, dla drugiej osoby. Wówczas, gdy druga osoba jest dla ciebie ważniejsza od własnych pragnień i widać to po twoich czynach – to jest miłość. Która nie ma nic wspólnego z seksem.

Ramirez uniósł z szacunkiem brwi.

– Noo – powiedział. – Głęboka myśl, Black.

Przywoływanie wspomnień sprawiało Avery ból. Próbowała skupić się na tym, co miała zrobić; zabójca jest na wolności, a podejrzany w areszcie.

– Muszę lecieć – stwierdziła. – Chciałam się tylko upewnić, czy z tobą wszystko gra. Do kompletu zdecydowanie potrzebuję teraz kolejnego martwego partnera.

– Leć, leć – rzekł Ramirez. – A co porabia twój żołnierz piechoty morskiej?

– Siedzi w kiciu. I wcale aż tak bardzo się nie mylisz. Jest rezerwistą. Ma sprawne ręce. Już sobie pogadałam jak trzeba z dziekanem o ukrywaniu informacji, o osobach, które mogą być potencjalnie śmiertelnie niebezpieczne. Thompson jest już w akademiku.

– Sądzisz, że to on jest zabójcą?

– Nie jestem pewna.

– Czemu masz wątpliwości?

– Elementy układanki – pomyślała. – Puzzle, które do siebie nie pasują.

– Być może to jest on – rzekła. – Zobaczymy, co się wydarzy.

Rozdział jedenasty

Godzinę później Avery stała w małym, ciemnym pomieszczeniu z O’Malleyem i Connellym. Przed nimi, za lustrem weneckim, siedział George Fine. Z rękami zakutymi w kajdanki przypięte do metalowego stołu oraz bandażami na ramionach i nogach w miejscach ran postrzałowych.

– Miał szczęście – stwierdziła Avery – że go tylko drasnęłam. Dobrze wycelowałam.

Co jakiś czas coś do siebie mamrotał pod nosem lub wzdrygał się. Patrzył przed siebie pustym wzrokiem, choć sprawiał wrażenie głęboko pogrążonego w myślach.

W dłoni Avery trzymała rysunek, na którym widniało sześć różnych, biało-czarnych szkiców męskiej twarzy, sporządzonych na podstawie filmów z zabójcą nagranych w systemie monitoringu. Na każdym widniał sprawca rasy białej o wąskiej brodzie, wysokich kościach policzkowych, małych oczach i wysokim czole. Na trzech zdjęciach usunięto perukę, okulary i wąsy. Rysownik zmieniał uczesanie i zarost na twarzy zabójcy. Na trzech ostatnich zachowano przynajmniej jeden element przebrania na wypadek, gdyby to wcale nie było przebranie.

Avery nie spieszyła się, analizując każde zdjęcie.

Twarz, którą zobaczyła w kamerach, wryła jej się w mózg. Teraz, mając kilka wyraźnych szkiców, mogła już wyobrazić sobie inne oblicza: o szerszej brodzie, niższych kościach policzkowych, łysej głowie, większych oczach, okularach, różnych kolorach tęczówki.

Co jakiś czas przenosiła wzrok na Fine’a. Występowały podobieństwa: biały kolor skóry, wysokie kości policzkowe… Sprawiał wrażenie, jakby był delikatniejszej budowy, ale obaj wyglądali na drobnych. Pełne gracji ruchy, które Avery zobaczyła w kamerze bardzo przypominały te, które obserwowała, gdy George powalił Dana. Niemniej jednak Avery nie miała pewności. Były jeszcze te rośliny i zwierzęta. Zabójca na filmie wydawał się mieć jakiś szatański wymiar, ulotne poczucie humoru, którego brakowało George’owi. Czy George Fine ukłoniłby się do kamery?

Connelly, jakby był w stanie mentalnie odczytać jej wątpliwości, wskazał na okno i rzekł:

– To ten gość. Jestem pewny. Spójrz tylko. Odkąd tu wszedł sklecił dwa słowa czy coś. Czy uwierzysz, że on chce adwokata? Za nic w świecie. Guzik dostanie! Musi się przyznać.

O’Malley miał na sobie ciemny garnitur i czerwony krawat. Pomiętosił wargi, zmarszczył brwi i powiedział:

– Chyba muszę się zgodzić z Connellym w tej kwestii. Mówiła pani, że znalazła zdjęcia Jenkins w jego pokoju. Zaatakował i prawie zabił policjanta. Pasuje do opisu. Szkice też się prawie zgadzają. Zatem skąd wahania?

– Elementy nie układają się w całość – stwierdziła. – Dokąd zabrał Cindy po porwaniu? Jak nauczył się balsamowania? Randy Johnson powiedziała, że włosy na sukience Jenkins pochodziły od kota. W Internecie wielokrotnie wyszukiwał pornografię i porady dotyczące związków. Czy to brzmi jak opis zabójcy?

– Niech pani posłucha, Black, po co bawić się w jakieś uprzejmości – rzekł Connelly stanowczo. – Jeśli chodzi o mnie, to kończy sprawę. Mamy go. On musi mieć gdzieś swoją bezpieczną przystań. Tam znajdziemy i kota, i minivana, i narzędzie zbrodni. Pani zadanie polega na znalezieniu tego domu. Jezu, czy zawsze musi się pani zachowywać, jakby była dużo lepsza od nas wszystkich?

– Po prostu chcę to zrobić jak należy.

– Tak? Cóż, to chyba coś nowego, nie?

Connelly kipiał wściekłą energią, miał czerwone policzki i przekrwione oczy, jakby pił, albo jakby miał ciężką poprzednią noc. Koszula zdawała się na nim prawie pękać w szwach i sprawiał wrażenie, jakby marzył o przywaleniu komuś w pysk.

Zwróciła się do O’Malleya.

– Porozmawiam z nim, dobrze?

– To pani sprawca – wzruszył ramionami O’Malley. – Niech pani robi, co chce. Przez tę sprawę wiele osób będzie nam siedzieć na karku. Chyba, że pani znajdzie jakieś dowody, i to szybko. A jeśli nie, zakończmy to, dobra?

Wyciągnęła kciuki skierowane w górę w jego kierunku.

– Się robi, szefie.

Zabrzęczał dzwonek drzwi do sali przesłuchań. Avery popchnęła je i weszła do środka. Wszystko było szare, również stalowy stolik, przy którym siedział podejrzany, lustro i ściany.

George wydał westchnienie pełne frustracji i zwiesił głowę. Miał na sobie tę samą podkoszulkę bez rękawów i dresowe spodnie.

– Pamiętasz mnie? – spytała Avery.

– No – odparł. – Jesteś tą suką, co wymierzyła mi w twarz pistolet.

– Chciałeś zabić mojego partnera.

– Obrona własna – wzruszył ramionami. – Wpadliście do mojego pokoju. Wszyscy wiedzą, że policja w Bostonie słynie ze skłonności do szybkiego pociągania za spust. Próbowałem się bronić.

– Dźgnąłeś go nożem.

– Proszę rozmawiać z moim adwokatem.

Avery usiadła.

– Wyjaśnijmy sobie parę spraw – powiedziała. – Studiujesz ekonomię. Jesteś przeciętnym studentem. Rezerwistą. Nie masz kartoteki na policji. No, przynajmniej nie miałeś do wczoraj. Pod każdym względem cichy, nieszkodliwy student. Kilku znajomych – wzruszyła ramionami. – Wydaje mi się, że tak to już jest, jak się nieczęsto imprezuje na studiach. Rodzicom dobrze się powodzi. – Prawnik i lekarz. Nie masz rodzeństwa, ale… – stwierdziła z naciskiem – słyniesz z tego, że zakochujesz się na zabój. Taaa – rzekła nieomal przepraszająco. – Rozmawiałam z dziekanem i dowiedziałam się o twoim zauroczeniu Tammy Smith, dziewczyną z Scarsdale, za którą łaziłeś. Czy to z jej powodu poszedłeś na Harvard, czy to był zbieg okoliczności?

– Nikogo nie zabiłem – powiedział i spojrzał jej w oczy tak zdeterminowanym, nieustępliwym spojrzeniem, jakby chciał ją sprowokować, aby zaprzeczyła.

Całe to przesłuchanie wydało się Avery jakieś nie takie, jak powinno być.

Instynkt podpowiadał jej, że dokonała właściwej oceny. Chłopak był niezrównoważony i samotny, nastolatek który był na krawędzi załamania jeszcze zanim dziewczyna jego marzeń została nagle zamordowana. A potem coś w nim pękło. Ale żeby to miało go uczynić skrupulatnie działającym mordercą, który patroszy zwłoki i ustawia je w anielskich, pełnych życia pozach? Trudno jej było w to uwierzyć. Natomiast nie było niezbitych dowodów.

– Lubisz chodzić do kina? – spytała.

Zmarszczył brwi niepewny do czego zmierza ta linia przesłuchania.

– Czy możesz mi powiedzieć, co grają w Omni Theatre? – dodała. – W kinie naprzeciw parku Lederman?

Spotkało już puste spojrzenie.

– Grają tam teraz trzy filmy – odpowiedziała. – Dwa z nich to typowe filmy akcji w 3D. Te mnie nie interesują – rzekła wykonując delikatny ruch nadgarstkiem. – Trzeci nosi tytuł: “L’Amour Mes Amis” – francuski filmik o trzech paniach, które zakochują się w sobie nawzajem. Widziałeś go?

– Nigdy o takim nie słyszałem.

– Lubisz zagraniczne filmy?

– Proszę rozmawiać z moim adwokatem.

– Dobrze już, dobrze – stwierdziła. – Co powiesz na to? Jeszcze jedno pytanie. Udzielisz mi szczerej odpowiedzi, a ja zostawię cię tutaj i sprowadzę ci adwokata. Dobrze?

Bez odpowiedzi.

– Żadnych zobowiązań – dodała. – Serio!

Avery potrzebowała chwili, aby sformułować myśl.

– Mógłbyś być moim zabójcą – rzekła. – Naprawdę. Mamy mnóstwo tropów do zbadania, ale niektóre elementy pasują do siebie. Jaki mógłby być inny powód zaatakowania policjanta? Dlaczego twój pokój jest tak czysty? Zastanawiam się, czy nie mieszkasz gdzie indziej. A mieszkasz?

Z jego spojrzenia nie dało się niczego wyczytać.

– Tu leży mój problem – powiedziała Avery. – Możesz być głupim dzieciakiem, któremu świat się zawalił z powodu śmierci ukochanej. Może ogarnęła cię wściekłość i litość względem samego siebie. Co spowodowało pewien brak zrównoważenia, bo zaatakowałeś policjanta. Ale – podkreśliła, wskazując na lustro weneckie – zarówno mój przełożony, jak i kapitan sądzą, że jesteś winny morderstwa pierwszego stopnia. Chcą widzieć cię na

stosie. Zamierzam dać ci wybór. Odpowiedz na jedno pytanie, a przemyślę swoje stanowisko i dam ci to, czego chcesz. Dobrze?

Pochyliła się do przodu i spojrzała mu głęboko w oczy.

– Dlaczego zaatakowałeś mojego partnera?

George’em Fine’em targały złożone emocje. Zmarszczył brwi i szukał słów, następnie odwrócił wzrok i ponownie spojrzał na Avery.

Po części zdawał się kalkulować, zastanawiając się, co ta odpowiedź będzie oznaczać w sądzie. W końcu podjął decyzję. Zbliżył się i chociaż starał się sprawiać wrażenie twardziela, jego oczy zasnuły się łzami.

– Wszystkim wam się wydaje, że jesteście tacy wielcy, tacy ważni. No cóż, ja też jestem ważny – powiedział. – Moje uczucia też się liczą. Nie możesz tak po prostu powiedzieć, że jesteśmy przyjaciółmi, a potem mnie ignorować. Ja też jestem ważny. Gdy się ze mną całujesz to znaczy, że jesteś moja. Rozumiesz?

Podniósł w górę twarz, po policzkach spływały mu łzy. Wykrzyknął:

– To znaczy, że jesteś moja!

Yaş sınırı:
0+
Litres'teki yayın tarihi:
15 nisan 2020
Hacim:
241 s. 2 illüstrasyon
ISBN:
9781094304199
İndirme biçimi:
Metin
Ortalama puan 4,9, 14 oylamaya göre
Metin
Ortalama puan 5, 3 oylamaya göre
Ses
Ortalama puan 4,6, 7 oylamaya göre
Metin
Ortalama puan 4,8, 6 oylamaya göre
Metin
Ortalama puan 3,9, 7 oylamaya göre
Metin
Ortalama puan 4,4, 27 oylamaya göre
Metin
Ortalama puan 0, 0 oylamaya göre
Metin
Ortalama puan 5, 4 oylamaya göre
Ses
Ortalama puan 5, 2 oylamaya göre
Metin
Ortalama puan 3,4, 9 oylamaya göre
Metin
Ortalama puan 5, 1 oylamaya göre
Metin
Ortalama puan 5, 1 oylamaya göre
Metin
Ortalama puan 0, 0 oylamaya göre
Metin
Ortalama puan 2,5, 2 oylamaya göre
Metin
Ortalama puan 3, 2 oylamaya göre
Metin
Ortalama puan 0, 0 oylamaya göre
Metin
Ortalama puan 0, 0 oylamaya göre
Metin
Ortalama puan 4,5, 2 oylamaya göre
Metin
Ortalama puan 0, 0 oylamaya göre